Drugi tydzień kronik sporządzony był w postaci listy luźnych notatek. Żeby narobić smaczku, przed zjazdem tegorocznym odkurzyłem nieco swoją pamięć i poskładałem to w miarę składną całość. Niewątpliwie wiele zdarzeń celowo, bądź też nie, więc liczę na Waszą współpracę w uzupełnianiu tych historycznych zapisków.
Poniedziałek
Skończył się urlop śmierci i od razu zrobiło się ... śmiertelnie nudno. Ponieważ trzeba było odzyskać siły po Larpie i nocnym pożegnaniu ze śmiercią, tego dnia wstaliśmy bardzo późno. Co więcej udało nam się tego dnie nie zrobić absolutnie nic godnego wspominania, co jest niemałym osiągnięciem. Moja jedyna notatka z tego dnia brzmi ‘Na obiad był makaron’. Tak więc daliśmy odetchnąć mieszkańcom okolicznych miast i wiosek, jednak już wkrótce mieliśmy uderzyć ze zdwojoną siłą.
Wtorek
Tego dnia planowana była kolejna inwazja na Mielno. Niestety padliśmy ofiarą podłej dezinformacji i braku organizacji infrastruktury w rozpoczynającym się miesiącu Wrześniu. Być może była to akcja prewencyjna, podjęta przez lokalne władze, ale nie zmienia to faktu, że zostaliśmy odcięci od świata – poza sezonem praktycznie nie kursowały PKSy. Ruszyliśmy więc wyładować złość na mieszkańcach Łazów. Wtedy właśnie przepadliśmy. Początkowo wydawał się zupełnie niepozorny – ot metalowa skrzynia ze szklanym ekranem i kolorowymi kwadracikami na podłodze. Stał sobie cichutko między innymi automatami... Szczęśliwie narastający głód pozwolił nam się po prawie czterech godzinach oderwać od DDRa, ale wiedzieliśmy, że jeszcze tu wrócimy. Początkowo konkurencja była wyrównana – zatańczenie pojedynczego tańca, zatańczenie trzech tańców, przejście tańca na perfect - większości osób udawało się osiągać kolejne stopnie. Szybko jednak okazało się, że z Maczerem i Irian ciężko się równać. Przeboje takie jak ‘Only You’, ‘Kung Fu Fighting’ ‘Thumthumping’, a przede wszystkim ‘That’s they way, I like it’ miały jeszcze długo brzmieć w naszych uszach. Ktoś mi w moich notatkach napisał zdanie ‘Dis się zbulwersował’, ale nie mam zielonego pojęcia o co chodziło. Any ideas ? Tego dnia również rozprawiliśmy się ostatecznie z potworem z lodówki ()
Środa
‘Yahoo’, ‘We need shuttle launch’, ‘I can speak’, ‘oh, no’, ‘a ha ha ha’. Czyli wielkie rozgrywki w pinballa odsłona główna. Wcześniej w salonie gier z DDRem męczyliśmy Gwiezdne Wojny i Aladyna, by zakończyć dzień próbami ożywienia androida. Tego wieczora doszliśmy do takiej wprawy, że wrzucenie jednej monety następnego dnia owocowało grami premiowymi na cały wieczór. Recepta była dość prosta – trzeba było jej celować w serce, nie do buzi. Cofnijmy się może jednak do czasu obiadu. Kiedy okazało się, że Irian naprawdę nie zrobi nam dziś obiadu, a superprzebój ‘To ja, Raven się nazywam’ był już ukończony, przyszykowaliśmy grilla. Windu odkaził aparaturę do grillowania i przyrządził kiełbaski. Reszta zaś, pod przewodnictwem Seya i moim podjęła stosunkowo (podkreślam stosunkowo...) udaną próbę przyrządzenia talarków. Równolegle do opisywanych właśnie wydarzeń rozkręcała się emerycka impreza na sąsiedniej posesji. Początkowo nie patrzyli chyba na nas przyjaznym okiem, ale odtańczony przez Windu i Disa taniec góralski szybko przełamał pierwsze lody. W zasadzie poszło im na tyle dobrze, że zostaliśmy zaproszeni do przyłączenia się do zabawy. Do tej pory dla historyków nie jest jasne, czemu zrezygnowaliśmy.
Czwartek
DDR odsłona kolejna. Osiągi mieliśmy już dość satysfakcjonujące, gdy mieliśmy okazję zaobserwować z otwartymi ustami występ autochtonki. Oczywiście najwytrwalszych nie zniechęcił ten pokaz i czwartek przeszedł do historii, jako dzień w którym Irian tańczyła przed nami kan-kana. Tymczasem, by nie zostać w tyle za Agendą, która rozpoczęła zbrojenia już w Mielnie, zarówno ZC, Psia Liga, jak i niezależni nekromanci i władcy zaopatrzyli się w broń palną. Teraz wystarczyła najmniejsza iskierka, by rozpoczęła się strzelanina. Na razie skończyło się na strzelaniu do znaków przydrożnych, a Irian posługując się tajnym kodem harcerzy załatwiła nam boisko do siatkówki. Sami harcerze wywołali w nas mieszane uczucia. Niektórych zastanowił już znak czerwonego półksiężyca na namiotach, ale większość uznała to za nieistotny szczegół. Fakt, iż z wartowni zwisał wisielec, a wewnątrz ogrodzonego terenu znajdowały się silosy nuklearne spowodował jednak, iż nasze plany podchodzenia ich obozu, zostały przełożone na termin bliżej nieokreślony.
Wieczorem miała miejsce sesja Shadowruna. Wcieliliśmy się w naszych cybernetycznych odpowiedników, a Windu wprowadził nas w świat (swoich) fantazji. Armitage, Izaak, Szakal, Ajlin (Eleen?), oraz Daniel dzielnie stawiali czoła przeciwnością stawianym przed nimi przez los, a przede wszystkim – przez nich samych. Najbardziej w pamięci zapadła chyba scena kilkuminutowego mierzenia do siebie z pistoletów i groźba wysadzenia całego budynku, przez jednego z członków drużyny. Sesja zostanie dokończona kiedyś na czacie.
Piątek
Ten dzień, podobnie jak każdy inny, miał być jedyny w swoim rodzaju. Zrobiło się nieco pusto. Po pierwsze rankiem opuścił nas nasz duchowy przywódca Distant. Pożegnanie nie miało szczególnie hucznego charakteru. Powiedziałbym wręcz, że było skromne. Nie otarliśmy jeszcze naszych łez, gdy przybyli w odwiedziny rodzice Irian. Szpieg wysłany ich tropem nigdy nie wrócił, więc trop urywa się w momencie, gdy szczęśliwa rodzinka wchodzi do smażalni ryb. Pomimo okrojonego składu nie można powiedzieć, że nic się nie działo. Wprost przeciwnie – plastikowe kulki latały po całych Łazach, gdy Sprawiedliwy Szeryf Windu próbował schwytać Złego Zbiegłego Przestępcę Maczera. W końcu strudzony ucieczką Maczer ukrył się w lokacji użyteczności publicznej w naszej bazie i wezwał posiłki. Należy podkreślić tu, że jak w każdym dobrym filmie i tutaj obserwator miało poważne wątpliwości, czy to ten ścigany jest ‘tym złym’. Tymczasem niestrudzeni Zrodzeni z Cienia spenetrowali kwatery opuszczone przez Agendę. Udało się zdobyć jedyne w swoim rodzaju materiały, kompromitujące Distanta. ( ). Sam zainteresowany twierdzi, że nie przywiózł owych ‘materiałów’ w celu zapoznania się z ich interpretacją przez Vanny i że były one w jego kwaterze już gdy ją zajmował.
Irian nie mogło być chyba z nami tak źle, gdyż stosunkowo szybko pożegnała się z rodzinką i przyłączyła się do grupy. Późnym wieczorem udaliśmy się z nią na plażę. Irian już wcześniej szkoliła Sao, ale dopiero dziś również szarzy zjadacze chleba zapoznali się ze wspaniały wykładem o ciałach niebieskich. Sama lektorka, już dużo później, obiecała, że na tegoroczny zjazd przywiezie atlas nieba.
Sobota
W zasadzie zaczęło się od całkiem niewinnego podglądania Irian przez okno. Szybko jednak okazało się, że jej balkon pełni funkcję doskonałej fortecy. Tak rozpoczęła się największa bitwa w historii Łazów. Szalony nekromanta Haritsuke wykazał się tu bolesną celnością. Co więcej – okazało się, iż potrafi zatrzymać w zębach lecący pocisk. Chwilkę później Raven na moim przykładzie wytłumaczył, iż wcale nie musiało to być przyjemne. Na szczęści Windu ze swoją MP-5 tylko wyglądał groźnie. Siła jego ostrzału w żadnym stopniu nie mogła się równać ze starymi poczciwymi rewolwerami. Po raz kolejny zasady dramaturgii filmowej zachowane. Ostatecznie – oddziały ZC, wspomagane przez moją osobę, obroniły pozycję na balkonie Irian.
Nie był to koniec atrakcji na ten dzień – udaliśmy się ponownie na plażę, przeprowadziliśmy konkurs pisania na piasku na czas, po czym wróciliśmy do domu. Poobiednią atrakcją okazała się murzyńska piosenka w wykonaniu forumowiczów. Koncert może nie zdobył jakiegoś szczególnego poklasku, ale to dla tego, że nie było widowni. Przy okazji okazało się, że plastikowe kulki, jednak znacząco odkształcają aluminiowe miski, więc trzeba było zrezygnować z naszego ćwiczeniowego celu.
Wieczorem zostaliśmy zaproszeni do niezbadanego do tej pory lokalu. W zasadzie ciężko użyć słowa lokal w odniesieniu do maleńkiego pomieszczonka z przedsionkiem, ale przynajmenij gospodarzom dopisywał dobry humor. Do tego serwowali dobre frytki, ale wielu odechciało się jeść, gdy okazało się, że Irian ma odkręcaną rękę. Oświetlany kolejnymi salwami fajerwerków Windukind zatańczył na rurze. Nikt mu nie zapłacił.
Niedziela.
Wielka akcja smarowania Ravena Hariego i Irian została zakończona pełnym sukcesem. Windukindowi ostatniego dnia zjazdu przypomniało się, że ma ze sobą kamerę cyfrową, więc przynajmniej nasza ostatnia misja zostaje zarejestrowana ku pamięci potomnych. Usunęliśmy z domku większość porozrzucanej wszędzie amunicji, podłożyliśmy kamień, by nie było widać, że łóżko jest zarwane i wyrzuciliśmy śmieci (niektórzy po raz pierwszy). Większość gestów pożegnalnych miała przyjazny charakter. Zalani łzami odjeżdżamy, każdy w swoją stronę – domek wylatuje w powietrze. Koniec.
Koniec części pierwszej.
Comming This Summer – MW summit part II. Nie możesz tego przegapić.
|