No cóż uv, owszem takie marzenia mogą być cierpieniem, ale czasem jest fajnie sobie tak pomarzyć, bo czy człowiek nie żyje marzeniami?
Patrząc na buddystyczne prawdy o cierpieniu zacząłem dochodzić do dziwnych i pewnie błędnych wniosków, takich jak: Ok, skoro życie jest cierpieniem i pragnienia prowadzą do cierpienia, a możne cierpienia zakończyć to widzę tu dwie drogi - można się zabić - nie ma życia nie ma cierpienia, nie wiem jaką teorie pożycia przyjmują buddyści więc nie rozwinę.
Druga to można zrezygnować z pragnień. Czyli przestać chcieć mieć cokolwiek. A skoro nic nie będziemy chcieć, to przestaniemy do tego dążyć, przestaniemy się udoskonalać, a co za tym idzie możemy stać się pustymi manekinami którymi łatwo manipulować, bądź po prostu nic nie umieć. A skoro nic nie umiemy, no to nie zarobimy pieniędzy, bo za nic nam nie dadzą. A skoro nie będziemy mieli pieniędzy to nie kupimy jedzenia, a polować nie będziemy przecież umieć, więc nie będziemy mieli jedzenia i umrzemy z głodu.
Jakby nie patrzeć mają racje
(a teraz niech ktoś mi wytłumaczy co ja tam napisałem)
Jednak masz trochę racji czego nie należy odrzucać (nic nie odrzuciłem – od razu mówię), owszem, marząc o rzeczach nierealnych przynosimy sobie krzywdę, ale czy to nie były te właśnie marzenia które ruszyły świat do przodu? czy to nie marzenia o lataniu doprowadziły do zbudowania samolotu? Dochodzimy tutaj do teorii możliwego i niemożliwego. Tego nie będe rozwijał poza jednym zdaniem. Dla średniowiecznych ludzi latanie czy podróże kosmiczne były poza wyobrażeniem, były dla nich niemożliwe.