Przez gęstwiny lasu szło kilka postaci, jedni byli wytrawnymi wojownikami, drudzy potężnymi magami, a jeden był swoistą hybrydą... Był połączeniem człowieka i smoka, dysponował wiedzą setek smoków i ich siłą, był jednak humanoidem, jakby nie patrzeć miał postać człowieka.
Drużyna zbliżała się do skraju lasu...
Jako pierwsi wyszli wojownicy w lśniących zbrojach, za nimi magowie, a na końcu hybryda.
- Bantrahu... - Powiedział rycerz w czarnej lśniącej zbroi z złotymi, prostymi, lecz oryginalnymi zdobieniami, w rękach spoczywał mu miecz dwuręczny, który trzymał z łatwością, zdawać by się mogło jakby trzymał mały sztylet - popatrz na te góry, tam leży cel naszej wędrówki...
- Widzę Boforze - odparła hybryda - widzę i coraz silniej odczuwam ich obecność, a ty Gylix'ie?
- Ja także Bantrahu, one tu są i tylko czekają, aby nas dopaść, ale my będziemy gotowi... - Odparł łowca trolli sprawdzając ostrość swego topora. Ten miał na sobie jedynie czarną ćwiekowaną srebrem, skórzaną zbroję odpowiadającą posturze swojej rasy - krasnoludów.
- Boforze i ty Gylix'ie, nie ekscytujcie się tak, przeto jeszcze dwie, trzy godziny szybkiego marszu zanim dotrzemy do podnóży - wtrącił się jeden z dwóch magów - Toggin - ubrany był w czerwony płaszcz sięgający ziemi, czarne rękawice sięgały łokci, a buty dostawały niemal kolan. Pod płaszczem była tylko czarna koszula i czarne spodnie spięte razem za pomocą dwóch pasów ze skóry.
- Już niedługo się ściemni, może rozbijemy obóz i poczekamy do jutra, choćby do świtu? - Zagadnął dalej Toggin.
- Nie, tu jest niebezpiecznie, a w nocy nie będziemy mieli osłony przed nimi. W górach znajdziemy choćby małą jaskinię, w której przeczekamy, a i na deszcz się zbiera, nie podoba mi się to... Nic a nic... - Po słowach Bantraha cała drużyna raźnym krokiem ruszyła w stronę gór.
Po dwugodzinnym marszu dotarli do podnóża gór...
- Teraz tylko wejdziemy do jednej z tych jaskiń i przeczekamy noc...
- Zgadzam się z tobą Gylix'ie - przytaknął Saalix - drugi mag ubrany niema identycznie, lecz szaty jego miały odwrotne kolory, płaszcz miał czarny, a spodnie i koszula były koloru czerwieni...
Gylix wraz z Boforem przeszukali małą jaskinie, poczym zebrali chrust na ognisko.
- Ja wezmę pierwszą wartę - zaczął Gylix.
- W takim razie czuwaj towarzyszu! - Odpowiedział Bantrach.
Po dwóch i pół godzinie Gylix obudził cicho nie odzywającego się do tej pory Nayrak'a, łowca ten chodził przywdziany w srebrną półpłytową zbroję i zazwyczaj dzierżył półtora ręczny miecz lub półtora ręczny topór, które mógł połączyć rękojeściami i w ten sposób powstawała całkiem nowa broń o jednym końcu miecza i drugim zajmującego niemal całą rękojeść topora bojowego.
- Czy słyszałeś te wycie i kroki w oddali? - Spytał łowcę Gylix.
- Tak... Czy powinniśmy obudzić resztę?
- Chyba tak - odparł krasnolud.
Łowca trolli pobudził resztę drużyny, a wtym czasie łowca połączył obie bronie w jedną.
- Są blisko psie syny! - Rzucił Gylix wyjmując zza pasa topór z wyrytymi już dawno runami.
- Zatem zgotujmy im gorące powitanie - odparł Toggin rzucając porozumiewawcze spojrzenie w stronę Sallix'a. Obaj poczęli się koncentrować się, dodając sobie mocy i sił.
- Już idą! Słyszę ich1 - powiadomił łowca, który miał najbardziej wyczulone zmysły.
Po krótkiej chwili z rykiem wpadły do jaskini dwa szaro-skóre trolle, niezdążyły jednak nawet podejść do drużyny, Toggin i Sallix spalili je słupami ognia...
Zaraz za nimi wpadło kolejnych trzech osobników tego samego rodzaju, ci jednak wdali się w walkę wręcz z Gylix'em, Boforem i Nayrakiem.
Nayrak najpierw przebił na wylot nacierającego z całym impetem trolla na miecz, a następnie jednym płynnym cięciem pozbawił go głowy, Gylix z Boforem także zabili swoich wrogów, łowca trolli wyciął toporem ogromną dziurę w klatce trolla, a wojownik rozpłatał nieprzyjaciela swym mieczem na dwie części, tułów z głową i rękoma oraz nogi z częścią brzucha, wnętrzności rozleciały się wokoło trupa.
- Buhahahahahahaaa... - Demonicznie zaśmiał się Nayrak.
- Na co czekają? - Zapytał Bofor
- Dziś nie zaatakują... Uciekły... Pięcioro zabiliśmy, ale reszta uciekła...- Odparł Gylix, w końcu był łowcą trolli i walczył z nimi już nieraz...
Następne dwie warty objęli Nayrak, który nie mógł zasnąć po walce oraz Bofor, któremu adrenalina po walce także spadała bardzo powoli...
Nazajutrz drużyna wyszła z jaskini, Nayrak zbadał ślady i stwierdził, że trolli było jeszcze trzy... Ucieczką zdradziły jakby zalążki inteligencji, tak mogłoby się zdawać, ale to była tylko intuicja, podpowiadająca, że pięcioro ich towarzyszy zginęło, a oni mogą podzielić ich los, woleli raczej uciec w góry do swych towarzyszy, niźli zginąć...
- Towarzysze, ruszajmy w góry... Do celu naszej wyprawy... - Mówił Bantrach wskazując górne partie wysokiego bądź, co bądź pasma górskiego...
- Ile jeszcze czeka nas dni wędrówki zanim dojdziemy na miejsce? - Spytał Toggin.
- Około dwóch-trzech dni.. - Odparł Bantrach
- Nie mogę się doczekać... To będzie najwspanialsza walka mego życia... - Mówił w wielkim zachwycie Bofor.
- Oby nie ostatnia... - Schłodził ambicje wojownika Gylix.
Drużyna ruszyła w stronę wyższych pasm gór... Po drodze napotkała kilka szkieletów ludzkich, elfich oraz krasnoludzkich, to pewnie byli śmiałkowie, którzy próbowali przed nimi, dlaczego więc im miałoby się udać zabić Straszliwego Ho-bruurrn'a, władcę tutejszych trolli, dlaczego właśnie im, a nie innym, którzy próbowali wcześniej... To pytanie dręczyło umysł Gylix'a, jako łowca trolli miał tylko odpokutować za dawne grzechy zabijać trolle, jak nakazywał to przepis łowców trolli.
- Nam się uda, jesteśmy w sześciu, Gofor - świetny wojownik, Nayrak - doskonały łowca o wyczulonych zmysłach, dwóch magów o wielkiej mocy, ja - Gylix - łowca trolli i jeszcze Bantrach, hybryda... Smok w ludzkim ciele... Ma ogromną moc i siłę... Niedługo nadejdzie czas, w którym będzie on mógł dowieść swojej potęgi... Walka z Ho-bruurrn'em, dotąd niepokonanym władcą trolli tych pasm górskich... Ze względu na trudności z dostaniem się w te okolice, śmiałków nie było wielu, a ci, którzy próbowali - ginęli zanim dotarli do siedziby straszliwego trolla... Był tylko jeden, który przeżył jedną z wypraw... Daglum...Dziadek Gylix'a, jako jedyny uciekł z siedziby trolla i uszedł z życiem, mało, kto mu wierzył, że w skarbcu tego strasznego potwora jest tyle kosztowności i klejnotów, że trzeba by mnóstwo wozów, aby zabrać je wszystkie... Ale wnuk jego Gylix i syn Caarg wiedzieli, że Daglum mówi prawdę... A oślepiony przez niego stwór tylko czeka by się zemścić na wszystkich po tym, co zrobił mu dziadek Gylix'a.
Teraz drużyna była jedynie dzień marszu od siedziby Ho-bruurrn'a, jedynie dzień, a w czasie tego dnia trolle napadły ich sześć razy, pokonali wszystkie, w jednej z walk wziął nawet udział Bantrach ze swym kryształowym mieczem, zabił on trzy trolle za jednym zamachem, jeden zamach wystarczyłby idący na ukos w stronę nieba miecz przeciął dwa trolle na pól i ostatniemu odciął głowę...
Teraz nastała noc i część drużyny czuwała, a część odpoczywała pogrążona w niespokojnym śnie... Nikt jednak nie zaatakował...
Z rana ruszyli do celu swej podróży... Wejścia do groty Ho-bruurrn'a. Ogromne rozmiary wejścia świadczyły o potężnych rozmiarach wroga... Wszyscy wyjęli broń i z pełną gotowością weszli do jaskini...
Gdy dostrzegli promienie światła, które zapewne pochodziły z pochodni usłyszeli przeraźliwy ryk... To był głos ich przeciwnika, najstraszliwszego, z jakim mieli się zmierzyć... Ho-bruurrn'em... władcą górskich trolli...
Ruszyli pewnie dzierżąc bron w swych rękach, Bofor miecz dwuręczny, Nayrak topór i miecz rozłączone trzymał naraz, Bantrach swój kryształowy miecz, Gylix dwa topory bojowe, jeden do wykonania pierwszego rzutu a drugi do walki, Toggin i Sallix dzierżyli magiczne laski, wokół których rozchodziły się małe płomienie, kropelki wody oraz iskierki elektryczności....
Ruszyli... Gdy weszli do komnaty ujrzeli stwora wysokiego na trzy i pół metra, miejsce prawego oka zakrywała blizna...
- Głupcy... Nie wiecie jeszcze, jaką straszna śmierć na siebie sprowadziliście... Zginiecie i rzucę was na pożarcie mym sługom... - Wycharczał Ho-bruurrn w starym ludzkim, lecz zrozumiałym języku...
- Mój dziad oślepił cię, a my dokonamy tego, czego on nie dokonał... Zabijemy cię... - Wykrzyczał w stronę trolla Gylix.
- WNUK DAGLUMA! Więc przeżył i uszedł? To on mi to zrobił, oszpecił mnie i zabił wielu moich sług... - Wycharczał troll.
- A teraz dokończymy dzieła Dogluma i zabitych przez ciebie jego towarzyszy - wystąpił przed drużynę z uniesionym mieczem Bantrach.
- Głupcy! Hahahahahahaaa... - Złowrogi śmiech ogarnął bestię...
Lecz zaraz umilkł... Topór po celnym rzucie łowcy trolli wbił się w jego lewą rękę... Gylix ujął topór swego dziada oburącz gotując się do walki...
Troll ruszył zamachując się maczugą wykonaną ze skał i kości... Nayrak i Bofor odskoczyli, Toggin i Sallix zaczęli wymawiać zaklęcie, zaraz potem wokół trolla pojawiły się dwa wielkie słupy ognia, potworowi jednak jakby nic się nie stało, lecz pozostawiony topór zaskrzepił się w rozpalonej ranie... Bofor z Bantrahem doskoczyli trolla jako pierwsi od lewej strony, a Gylix z Nayrakiem od tyłu, ciosy mieczami okutego w zbroje Bofora i Bantraha przecięły twardą skórę bestii, krew trysnęła obficie, ale potwór nawet nie zawył, maczugą przewrócił Bofora, lecz nie trafił Bantraha, Gylix wbił topór w okolice kręgosłupa, troll wyprostował się i zrzucił krasnoluda z pleców, Nayrak odciął wrogowi lewe ucho, poczym odskoczy do Gylixa. Magowie kontynuowali swe dzieło i tym razem zaatakowali połączoną mocą obu lasek, podwójne wiązki ognia, wody i błyskawic zrobiły dziurę w boku trolla, ten zawył okropnie, ale trzymał się dalej i ruszył w stronę Bofora. Rycerz blokował ciosy, Gylix i Nayrak rozstawili się po obu stronach potwora, a Bantrach z tyłu. Wszyscy czterej rzucili się na bestię w obłąkańczym amoku, miecze Bofora, Nayraka i Bantraha przecięły skórę trolla w wielu miejscach a topór Gylix'a potrzaskał czaszkę Ho-bruurrn'a, teraz potwór stał ostatkiem sił, Toggin i Sallix ponownie wystrzelili wiązki w kierunku trolla, ten nie mając sił nie uchylił się przed ładunkami i z dziury powstałej w drugim boku poczęły wypływać wnętrzności i krew... Teraz wystarczyło dobić potwora, tak się przynajmniej wydawało... Mimo iż troll miał wielkie rany trzeba mu było odciąć łeb. Ponownie z czterech stron zaatakowali w tym samym czasie, Bofor rozpłatał kawał klatki, Nayrak rozłupał kości lewego barku, a miecz Bantraha wraz z toporem Gylix'a, wbite w krzyż i plecy potwora powaliły trolla na ziemię.
Bofor i Bantrach odcięli kończyny trollowi, a Nayrak wbił miecz w czaszkę potwora, Gylix odciął mu łeb, który łowca poniósł do góry na znak tryumfu...
- Dokonaliśmy tego! Udało się! - Krzyknął Nayrak
- Uuuuuaaaa!!! - Wydał okrzyk zwycięstwa Gylix
Radość pozostałych dała się okazać tak samo...
Po tej półgodzinnej i wyczerpującej walce, drużyna poobijana i wycieńczona poczęła pakować do juków złoto i kosztowności z sąsiedniej sali.
- Więcej nie weźmiemy... Pora wyruszać w drogę powrotną... - Powiedział Bantrach.
- Głowę tego psiego syna jeszcze wezmę, jakem przyrzekł dziadowi i ojcu pomścić śmierć jego towarzyszy, i dotrzymałem obietnicy, teraz tylko nabije na pal jego głowę obok grobu dziada i dopełni e obietnicy, odpokutuje grzechy dzida, ojca i swe... - Oznajmił Gylix.
I wyruszyli, podróż zajęła im tydzień, o dwa dni dłużej niz. droga w góry... Teraz już mogą żyć spokojnie, pełni dumy i powagi... Zabili wielkiego Ho-bruurrn'a, władcę górskich trolli, to zapewni im szacunek na całe pokolenia, im i ich dzieciom... A poza tym zostają jeszcze złoto i klejnoty, w których istnienie nikt nie wierzył... Teraz dopiero mogą rzyć w dostatku... Ale czy osiądą na stałe? Tak wspaniała drużyna?
To byłoby niemożliwe...
Damian Gola vel. Gola_s
mailto:gola_s@o2.pl