...Walczyć!...jak ten pół-elf mógł ze mną walczyć, a nestępnie zbiec?!...walkę się kończy...zawsze...
<Myśli Dzika ogarniał mętlik...zaczął powoli sobie przypominać całą sytułację...Zjawa...dłonie które go trzymały...Windukind!...a następnie już tylko woda i ciemność...
Dzikus próbował wstać - jednakże przecięte ścięgna uniemożliwiły mu tego, poczół jednak coś co upewniło go, że żyje - ból. Te słodkie uczucie, którym lubiał się tak dzielić z innymi...był żyw, a skoro oddychał był zagrożeniem. Nie zmieniało to jednakże faktu, że okaleczonym. Z poirytowaniem udeżył pięścią w posadzkę labolatorium, która pod siłą jego ciosu pękła.>
Taki wstyd...
<Dzikus był porażony tą myślą - nie dokończył pojedynku...walczył z osobą która znała się na tym rzemiośle, a jednak musieli przerwać walkę.
I co najgorsze...litość!...Było to coś czego Zwierz nienawidził...>
Tak jakbym potrzebował kolejnego powodu, aby go zabić.
<Dzikus w celu odzyskania koncentracji skupił się na makabrycznych wizjach tego, co uczyni z pół-elfem, gdy tylko nadaży się okazja>
Za bardzo się z nim bawiłem...to lekcja...lekcja której nie zapomnę.
<Sięgnął ręką w kierunku gardła aby zbadać obrażenia...nie wyglądało to dobrze...ale miał w zanadrzu kilka sztuczek, był przezorny jak na ArcyMaga przystało - sięgnął więc do swego pasa, gdzie powinny znajdować się ampułki z lekami>
Oby tylko były całe...przez tą walkę mogły się stłuc...
<I rzeczywście...Dzikus poczuł ostrze pękniętego szkła, pogrzebał jednak w kolejnych przegrodach i znalazł - małą i dosyć nieskuteczną, ale miał ją!
Natychmiast odkorkował butelkę i wlał jej zawartość do swego przeżartego kwasem gardła...poczuł ból, a następnie swędzenie...powoli, acz stopniowo, lek zaczął działać.>
K...ghg...o..jas.......O jas<ghn>ny gwint...
<Wciąż mógł jedynie z ledwością wykrztusić słowa, ale to był zawsze krok do wyleczenia.
Teraz dopiero skupił uwagę na pomieszczenie w którym się znajdował - było wilgotne i zimne, a co naiistotniejsze nie był sam!
Wyczówał tą aurę...była to aura jaką wydzielają jedynie potężne Mazoku, a jedynym który mógł taką dysponować był...Seymour z ZC!
Co oni tu u diabła robili?!
Dzikus był nieco zmieszany...nie prowadzili z nimi wojny, a sam fakt, iż pojawił się w środku wojny sam lider grupy, niczego dobrego nie zwiastował...niemniej jednak obie ugrupowania łączył sojusz...
Nieprzytomny - tak stwierdził, po czym postanowił zająć się sobą...
Wzrok...Ha! Cóż za ironia...znał recepturę, ale niczego nie widział...gdyby tylko...
Ponownie spojżał na Seymoura, tym razem z większym zainteresowaniem...>
Nie wygląda najlepiej...przyda mi się jego wzrok
<Ponownie pogrzebał w pasie, znalazł tam już tylko trzy nieuszkodzone probówki z lekiem, docząłgał się w stronę Seymoura i będąc przy nim wlał mu do ust zawartość ampułki...na efekt nie trzeba było długo czekać...
Seymo powoli otworzył oczy i ziewnąwszy przewrócił się na drugą stronę. To było dla Zwierza za dużo ;] Uniusł swą ociężałą dłoń i szturchnął Seymoura ręką w celu zbudzenia go...jedyne co otrzymał to celny kopniak w twarz o___O!
Zły i lekko poirytowany tym faktem Dzikus zrobił to co zrobiłby każdy na jego miejscu - ugryzł Seymoura w nogę ;]>
S: Aaaaarrrrgggghhh o___O!....Huh? Co jest...gdzie..Zwierz!
<Twarz Seymoura wykrzywiła się w paskudnym uśmiechu, a Dzikus przeczówał kłopoty...powoli żałował, że zmarnował lek ;]>
S: Proszę, proszę ;] Dzikus nie wiesz gdzie jesteśmy?
D: T..tHo te<gghhr>raz nieis...
Seymo: Co ty tam bełkoczesz? ;] Mów wyraźniej, albo ztąd idę^^
D: Oż tHy! Dale<kho>ko w t<kkh>ym stanie nie zaj<ffft>dziesz...
<Rzeczywiście...Seymo jeszcze nie w pełni był uleczony...w końcu to była słabej mocy ampułka...>
S: Dobra Zwierz - mów co trzeba zrobić, a ja o ile będzie mi się chcieć, pomogę Ci ;]
<Dzikus tylko westchnął>
D: Jak wyg<hhk>ląda pomiesz<hh>czenie?
<Seymour rozejżywszy się zauważył butle, płyny, maszynerię i inne urządzenia w króre wyposażone są labolatoria>
S: W Stumilowym lesie ;]
D: Wsz<khh>ystko przepadło! o___O
S: Spokojnie Zwierz ;] Żartowałem - to jakieś labolatorium.
<Dzikus nie myślał już o niczym innym jak tylko ukatrupić dowcipnisia ;]>
D: A wię<khhy>c poszukaj but<kggg>elki o nazwie....
***
<Minęło kilka minut jak Seymo i Dzikus połączywszy siły i kożystając z dobrodziejstw praktycznie nienaruszonych dóbr labolatorium stworzyli napój, którego działanie znał tylko Dzikus...nie warto przy tym wspominać, że niedoświadczony w pracy z "przeklętymi butelkami" jak to określił - Seymo poparzył się i Dziksa kilkukrotnie oraz prawie nie doprowadzając ich do uduszenia przez wyziewy trójących oparów ;]
Całe szczęście Irian była tu nowa - wszystkie butelki musiały zostać odpowiednio podpisane - co niewiarygodnie przyspieszyło pracę dwuosobowej ekipy demolki ;]>
***
S: W końcu!
<Wykrzyknął cały usmalony jakimś płynem i pyłem, trzymając w dłoni butelkę napełnioną błękitnym płynem, którą natychmiast podał Dziksowi>
S: Zrób z tym co trzeba i dokończ nas uleczać...te rany nie są takie paskudne, ale kto wie? ;]
<Dzikus wział butlę i szybkim ruchem wychylił jej zawartość do połowy, a resztę wylał na twarz>
S: Co ty wypra...
<Nie dokończył jednak ponieważ okrzyk który wydobył się z ust Zwierza zakłucił wszelkie inne odgłosy...
Wokół jego twarzy zaczął formować się potężny, oślepiający błysk światła...
Po kilku chwilach wszystko wróciło do normy.>
Mwuhaha<khhh>hahaaa^^
D: Odzysk<hhk>ałem wzrok! Mierno, mierno Mwuhahahaaaaa^^ Znów widzę!
<I rzeczywiście - w miejscu gdzie do niedawna wyzierały jedynie krwiste otwory pojawiły się gałki oczne! Ale miało to swoją cenę...Dzikus przez kilka minut, będzie widział wszystko jak przez mgłę>
S: To ja się uwijałem TYLKO po to abyś odzyskał wzrok?! Zaraz Cię...
<Dzikus powstrzymał go ruchem dłoni>
Dzik: Spokojnie! To potrwa już tyko chwilkę ;]
S: Oby.
<Nie zrażając się, Dzikus wziął kolejną ampułkę i wylał jej zawartość na ścięgna u nóg...ponownie poczół piekący ból, a następnie swędzenie, gdy ścięgna u jego nóg się zrastały...po chwili powstał z tródem lekko się chwiejąc>
D: Jak now<khh>e ;]
S: Powinieneś coś jeszcze coś zrobić z tym gardłem...powoli zaczyna mnie to denerwować.
<Dzikus rzucził mu tylko szelmowski uśmieszek i dokuśtykał do butelek...tam zaczął przygotowywać porcje leków...wykożystawszy całe zapasy płynów, których potrzebował na utworzenie płynu leczniczego Dzikus wlał zawartość do nowych ampułek zabranych z szafek labolatorium>
D: Trzeba uzupełniać zapasy ;]
S: A kto ich potrzebuje?!
<Seymo ruszył do stojącej butli z dużą dawką leku i szybko go przechylił...cół jak nowe siły napływają jego ciało...ustąpił ból, poprawił się humor, minęły choroby wene...<dobra - nie zagłębiajmy się ^^
Dzikus również wypił swoją porcję i jego uszczerbki na zdrowiu szybko minęło - tak jakby ich tam nie było>
Seymo: Nawet dobre ;]
Dzik: Porzeczkowe - taki mały dodatek^^
<Obaj spojżeli na jaskrzący się portal i już mieli ruszyć w jego stronę gdy nagli poczuli wodę między stopami...>
Dzik: Widzę, że te mury już długo nie wytrzymają tego ciśnienia - radzę abyśmy się pospieszyli ;]
Panie przo...ekhm idź pierwszy^^...
<Gestem dłoni i z lekkim ukłonem wskazał na portal>
_________________ Jako w starożytnych runach, w kamieniu wyryte zostało:" Rezo nie był kontrolowany!"
A gdy lud te słowa usłyszał i prawdę pojąć zdołał, wtedy to bowiem opadł na ich lica promień zbawienia i wiedzy, a na świecie nastał pokój i zgoda...
|