Multiworld

No to reszta z gg:

Ja (14-11-2003 18:58)
No okey, co teraz zrobimy.

Maczer (14-11-2003 18:58)
pogadamy z distantem
Ja (14-11-2003 18:59)
Albo Seymourem..
Maczer (14-11-2003 18:59)
o!
Maczer (14-11-2003 18:59)
łatwiej będzie

Ja (14-11-2003 19:49)
Maczer!
Ja (14-11-2003 19:49)
Ktoś od Ciebie właśnie wysłał posta.
Maczer (14-11-2003 19:49)
?
Maczer (14-11-2003 19:49)
Mnie
Maczer (14-11-2003 19:49)
Powiedz, że to nie ja
Ja (14-11-2003 19:49)
No tak.
Ja (14-11-2003 19:49)
Ma taki sam IP.
Maczer (14-11-2003 19:50)
Można zablokowaćIP?



Maczer z tego zrozumiałem, że twój brat robi Ci kawały. Dopiero później powiedziałeś mi, że próbowałeś go namówić, żeby się przyłączył na forum.

Masz rację, koniec dyskusji.

Psia Liga się nie podda Zeg!!!

Hmmm, z całej tej dyskusji najsensowniejsze jest przed ostatnie zdanie w poście Windu. Czyli skończmy dyskutować kto jak zawinił. Skoro żadnego kozła ofiarnego i tak nie zarżneliśmy nie ma sensu kontynuuować i rozniecać pożaru. Prosiłbym kolejnego postujacego o powrót do wątku.

Na niebie pojawiły się drobne czarne punkciki. Z daleka nic nie przypominające zaczęły się zbliżać nabierając tym samym kształtu. To były nietoperze. Rozwścieczone stwory pikowały w kierunku Windukind’a. Pędząc z zawrotną szybkością zbliżały się do celu. Jeden ze stworów zaczął gryźć drugiego w grzbiet. Do nich doleciał następny, który okrył je skrzydłami i przyłączył się do rzezi. Po krótkiej chwili w miejscu oddalonym od Windukind’a o kilka metrów miała miejsce prawdziwa masakra. Nietoperze okrywając się wzajemnie skrzydłami i wbijając w siebie kły uformowały słup wysokości 2 metrów. Ociekał on czarną krwią..... .....wiszący w powietrzu obiekt przybrał solidny kształt..... Bhart odsłonił pelerynę i odwrócił się w kierunku Windukind’a wskazując na niego długim, wyblakłym kościstym palcem.


- Przywódco Psiej Ligi... jestem Bhart z rodu Necrarchów, ostatni żyjący Vampir czystej krwi. Przybyłem tu aby wyruszyć na wyprawę, którą planujesz! Nie licz jednak na to, że będę tobie podwładny. Wyruszam tam jako poszukiwacz równy tobie i wszystkim pozostałym.
Windukind spojrzał na przybysza z lekkim niezadowoleniem...
- Potrzebujesz mnie! Wiesz, że do tej wyprawy jestem niezbędny. Dlaczego jednak wyczuwam wyraźne niezadowolenie? – zapytał go Vampir – Czyżbyś wyczuł, że w tym momencie kończy się twoja dyktatura?! Zapewniam cię, że nie znajdziesz lepszego towarzysza wyprawy. Dopóki poruszamy się wśród śmiertelników ... - W miejscu gdzie stał Bhart pojawił się mężczyzna w wieku 40 lat. Miał na sobie czarny płaszcz i cylinder. W dłoniach okrytych białymi rękawiczkami trzymał czarną laskę z pięknym rzeźbieniem rękojeści. Mimo, iż jego twarz nie przypominała już wampira (teraz miał gładką cerę, krótką brodę i wąsy) to z oczu postaci błyskał fioletowy płomyk , który spocząwszy na źrenicach Windukind’a przyprawiał tamtego o zawroty głowy. – potrafię być niewidoczny.
- Tak. On się przyda.. – pomyślał Windukind..

<Chciałbym go tylko zobaczyć najpierw ^_^'. Trzeba będzie coś z tymi oczyma zrobić. A po zatym> Windukidnd oparł zasłonił ręką twarz < próbujesz wprowadzić trochę porządku, a ludzie odrazu doklejają Ci karteczkę "dyktator", tych wielkich to pewnie nigdy nie doceniono...eh>.
- Witam Cię w Psiej Lidze, jako równego nam , napewno przyda nam się ktoś taki, jak Ty. A co do władzy... nie martw się, szykujemy małe zmiany w naszej organizacji <zresztą najwyższy czas na nie>. Przepraszam na chwilę, Ilveanie?
- Tak?
-Mógłbyś skoczyć do mojego zamku i przynieść mi odpowiedni strój oraz ekwipunek, poszukaj też jakiegoś preparatu na oczy w szkole czarodziejów.
- Lecę - elf otworzył teleport i znikł w nim.
- Zostaje nam już tylko czekać na resztę Psio Ligowców.

<Przy grupce pojawia się Irian, już ustylizowana na lata dwudzieste. Sukienka, płaszcz, w ręku dość sporych rozmiarów torba. Smoczycy nigdzie nie widać...>

- Jestem, przepraszam, że to tak długo trwało. Na szczęście kobiety już wtedy nosiły krótkie włosy. Ale tą sukienkę <dziewczyna bierze materiał w dwa palce, z grymasem lekkiego obrzydzenia> to ja sobie jakoś odbiję... Najlepiej występem Louisa Armstronga, więc od razu rezerwujcie czas!

<Irian patrzy na solidną dziurę w ziemi, na ducha Vertisa i na tajemniczego nieznajomego. Unosi jedną brew w zaskoczeniu.>

- Chyba ominęło mnie coś ciekawego. A tak przede wszystkim: gdzie dokładnie się wybieramy... I po co?

(edit: kilka drobiazgów. Ale nikt jeszcze się nie dopisał ^^)

<Na niebiebie pojawił się mały biały punkcik który szybko przemienił się w podłużną linię do złudzenia przypominającą spadającą gwiazdę. Nie długo trzeba było czekać aż ta linia przybrała kształt żółtego statku kosmicznego z ogromnym napisem MultiWTaxi, który wylądował koło zgromadzonych. Otworzył się włazo-trap i wyłonił się Maczer ubrany w podłużny, brązowy, skórzany płaszcz. Miał nowe bandarze na głowie i lewej dłoni.>
Windukind:<wyciągnąwszy i zerknąwszy na srebrny zegarek na łańcuszku> Spóźniłeś się.
Maczer:Wybacz. Nie znam technik teleportacji więc muszę posługiwać się tradycyjnymi środkami transportu<Tu zerknął na taryfę> Holender... Swoją drogą będę musiał się szybko jakiejś nauczyć bo mi fundusze się zaraz skończą. <Znów do Windukinda>Jeśli chodzi o oręż to ze względu na opatrunek na dłoni wzięłem coś co nie wymaga dużych umiejętności strzeleckich.
<Na te słowa Maczer odchylił połę płaszcza a oczom Windukinda ukazał się pas z wetkniętym zań obrzynem. Warto dodać, że pas był obszyty szlówkami w których mieściły się naboje>
Maczer: Bynajmniej mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne. Wzięłem też plecak z drobnymi przedmiotami wszelakiego urzytku. Heh. Tak więc i ja jestem zwarty i gotowy do drogi>

(Niebawem zamieszczę rysunek. Tj jak go wykonam)

<Tymczasem Yuby zawzięcie analizował coś w myślach. W końcu odezwał się:>
-Z waszych wypowedzi wnioskuję, że wojna wciąż trwa... A w takim razie na żadne zawieszenia broni bym nie liczył, bo mam nadzieję na skończenie tej wojny jednym szybkim uderzeniem.
<Nie czekając na odpowiedź zwrócił się do Zega.>
-Mam pewne sprawy do załatwienia. Ale niedługo wrócę.
<To mówiąc zniknął.>