Drzwi od karczmy otworzyły się. Do środka wszedł mężczyzna o białych włosach, z mieczem na plecach. Karczmarz spojrzał krzywo, wpijając wzrok szczególnie w rękojeść owej katany. Przybysz pokazując, że rozumie i nie chce kłopotów, odwiązał miecz z pleców i powiesił na wieszaku razem z kurtką. Usiadł w rogu.
Podeszła do niego dziewczyna, przedstawiająca się jako Lime.
L: Podać coś?
Przybysz: A co macie z trunków? Pewnie jakieś dziwadła... co rusz natykam sie na coś dziwnego... Tak między nami, to jestem tu nowy... jakieś dziwne czary to sprawiły. Eh... nigdy nie ufałem czarodziejom.
Kelnerka podała mu kartę z napojami.
P: Krasnoludzkie piwo? Chmmm... Ciekawe czy smakuje tak samo jak to, którym kiedyś poczęstował mnie Zoltan... Daj jeden kufel tego.
Lime poszła zrealizować zamówienie. Po chwili wróciła z kuflem brązowego napoju. Przybysz spróbował Krasnoludzkiego Piwa.
P: Naprawde dobre! Ale Zoltan pewnie by wybrzydzał... ciekawe co teraz ten hultaj porabia... Muszę chyba przyzwyczaić sie do tego świata. A więc masz na imię Lime?
L: Tak.
P: A ja Geralt. Miło mi.
Geralt skończył piwo, pogrzebał po kieszeniach i dał kelnerce kilka monet.
G: Mam tylko to... mam nadzieję, że wystarczy.
L: Oczywiście. W sam raz, z napiwkiem
G: A więc dziękuję i dowidzenia.
L: Polecamy się na przyszłość.
Geralt uśmiechnął się jeszcze do karczmarza, wziął z wieszaka kurtkę oraz miecz, po czym wyszedł...