Tymczasem drzwi do messy powoli się otworzyli. Wszedł przez nie, stąpając lekko, Windukind. Poruszał się powoli w półmroku, ale nie tak cicho, jak to tylko elfy potrafią. Pozwalał, aby deski pod jego nogami skrzypily. W odbydwu rękach dzierżył swoje ostrza. O dziwo materiał, którego zostały wykonane nie błyszczał pod wpływem, wpadającej przez otwór, księżycowej poświaty. Jeszcze kilka kroków do przodu. Rozejrzał się na lewo i zaraz na prawo, a następnie oparł na ostrzach. Ciszę przerwało zgrzyt odsuwanego zamka w colcie. Poczuł chłód stali na potylicy.
- Zawiodłeś mnie, tak łatwo dać się podejść - odezwał się głos nieznajomego.
- Właśnie - razem z głosem kobiecym, obcy zarejstrował ukłucie ostrza trochę poniżej łopatki.
- No to mamy impas - uśmiechnął się Hiroku.
- Prawie, jest jeden szkopuł. Irian nie zabija.
- Ale to nie oznacza, że nie mogę komuś czegoś zrobić - odezwała się buntowniczym głosem dziewczyna, a przybysz poczuł, że ostrze coraz bardziej zaczyna napierać na jego plecy. Psio Ligowiec w tym czasie sondował umysł postaci, która mierzyła do niego zbroni.
- Mimo wszystko witanie się w ten sposób, nie jest zbyt kulturalne. Prawda? - Windukind przełożył rękojeść drugiego ostrza do lewej ręki i powoli się obrócił.
- Windukind- półelf wyciągnął rękę do Hiroku, ten poczuł, opuścił colta i odpowiedział uścisnął dłoń - czy ja Cię już gdzieś nie widziałem? - mimo, że widział doskonale w półmroku, to cień dawał twarzy nieznajomego inny wyraz niż w pełnym świetle.
- Hiroku, właśnie przybyłem, aby......- gdzieś na statku rozległy się strzały, a całym okrętem zaczęło już całkiem mocno bujać, obecni ledwo utrzymali równowagę.
- Zbliża się sztorm, daleko mu nie uciekliśmy, jeśli zaraz nie zwiniemy możemy mieć spore problemy. Mam nadzieję, że masz jakieś pojecię o żeglowaniu - pólelf szybko schował ostrza i spojrzał bacznie na obcego. Irian skontaktuj się z Maczem i doktorem, potrzebni nam w są wszyscy na pokładzie. Hiroku pomożesz mi - to już brzmiało, jak komenda, ale sytuacja zaczynała robić się dramatyczna, wieć nie było czasu prośby - wybiegli na zewnątrz. Zerwał się mocny wiatr, a gęsty deszcz w miarę ograniczał widoczność.
- Trzeba zablokować ster, ja się tym zajmę. Jeśli mamy zdążyć przed sztormem, trzeba rozłożyć żagle i modlić się, aby wicher ich nie podar, lub nie połamał masztów. Dostań się na górę i porozcinaj wiązania, uważaj może być ślisko. Zaraz do Ciebie dołączę - pochyliwszy się do przodu i przesłaniając oczy ręką Windukind ruszył w strone sterburty.
- Weź się w garść - Krokow widział cierpienie Maczera, ale wiedział też, że żadne pocieszenia nie dadzą skutku, a w tej sytuacji trzeba działać szybko. Pomógł aniołowi się podnieść, ale dał mu jeszcze chwilę, aby mógł odpocząć. Tymczasem odwrócił się do nadchodzącego zombiaka. Wyciągnął zza swojego dwa skalpele i kilkama zręcznymi ruchami pozbył się głowy umarlaka, a po krótkim namyśle, także jego kończyn. Maczer w tym momencie ujrzał gdzieś w boczynym korytarzu malutką postać, która przebiegła między kajutami. Jej włosy chyba zplecione były w warkoczyki. Doktor wykonał jeszcze kilka ruchów i drzwi razem z kilkoma zombiakiem, który za nimi stał rozpadły się na kawałki. Krokow odwrócił sie do anioła, aby wybadać jego stan, lecz tego już tam nie było.
_________________
Overcoming obstacles is my business. And business is good.
Avatar powstał dzięki uprzejmości tego .
|