[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Olore i Tirnesse Sanyeva

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu May 16, 2024 8:16 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 81 posts ]  Go to page 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
Author Message
 Post subject: Olore i Tirnesse Sanyeva
PostPosted: Fri Jan 02, 2004 11:38 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Dec 08, 2003 8:43 pm
Posts: 26
Location: Epicentrum Wszechświatów
To miał być zwykły dzień, taki jak każdy, nudny jak zawsze. Zresztą, według Vanille w rejonach wioski Brenhen nie może być inaczej - zawitała tu na chwilę, przez przypadek, po prostu jedno z wielu miejsc, do którego się zajrzy i po chwili opuści.
A stało się zupełnie inaczej. Nie wydawało się, że gdy wsiądzie na wierzchowca i wybierze się na przejażdżkę po polach, cokolwiek się wydarzy. No, może fakt, iż w trakcie skręcania w galopie zaryje twarzą w glebę, był przewidywalny.
- Głupie bydlę! - wrzasnęła Vanille , wygrażając pięścią zwierzęciu, które spokojnie pocwałowało w dal i ani myślało zawrócić po jeźdżca. Dziewczyna otrzepała się z niechętną miną, wstając z pozycji leżącej i rozejrzała się wokół.
Pola, trawa, pagórki, i niczego więcej...Drgnęła gwałtownie, wyczuwając obecność osób z całą pewnością żyjących... ale w kiepskim stanie. Sama nie wiedziała dlaczego zerwała się jak rażona piorunem, i pognała w ich stronę.
Wytrzeszczyła w zdumieniu krwistoczerwone oczy, rozpoznając w nieprzytomnych Distanta i Mazoku, i rzuciła się by ich wyleczyć. Wyciągnęła dłonie przed ciałem Mazoku, lecz nie poskutkowało - wciąż był nieprzytomny. Zaniepokojona dziewczyna pokręciła głową i podeszła do Distanta, który na chwilę odzyskał przytomność.
- Dobrze ją...ukryliśmy - usłyszała, jednak zaraz po wypowiedzeniu tych słów osunął się z powrotem na ziemię.
- Ją? - nie zrozumiała Vanille - Kurde, jeszcze nigdy nie widziałam ich w takim stanie...
Rozejrzała się bezradnie, wiedząc, że prawdopodobnie na nikogo się nie natknie. Na nikogo, kto byłby w stanie pomóc. Pochyliła się nad nimi, wyciągnąwszy dłonie na przeciw ich twarzy próbowała raz jeszcze ich uleczyć...

taka ciekawostka dla wytrwałych - temat questa nie wziął się znikąd i nie jest bylejakimi literkami bo mi się nudziło ;P spróbujcie odnaleźć znaczenie ;>

--------------------------

Był bład. Złe słowo. Heren zamiast Ambarone. Pomyłka ktora mogla wma utrudnic szukanie :P

Po pomocy Irian jeszcze jedna zmiana. Ale teraz jest podobno porawnie gramatycznie :P
Dis
--------------------------

_________________
And now I feel you move
And every breath is full
Even the distance feels so near
All for the love of you...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jan 05, 2004 9:57 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Nov 15, 2003 4:56 pm
Posts: 1141
W zasadzie zdecydowana większość wydarzeń opisanych w tym poście odbywa się jeszcze w świecie ‘Zaginionego Ładunku’, ale po pierwsze i tak tam mój post jest ostatni, a po drugie dotyczy głównie osób, które się znalazły tu, czyli Distanta i Mazoku

Trzech grubasów, nadal szczelnie ukrywających swoje twarze pod szerokimi rondami kapeluszy, które zdawały się rzucać wręcz nienaturalny cień na ich twarze, nie zrezygnowało ze zdobycia Harfy. Z podsłuchanej rozmowy między FoBotem, Irian, Maczerem i Korokovem mniej więcej zorientowali się w przebiegu wypadków. W sobie znany tylko sposób przenieśli się do mrocznego świata zamieszkiwanego przez różne stworzenia ciemności. Po chwili jeden z nich wskazał palcem na pokryte bluszczem wejście do jakiejś cuchnącej jamy. Cała trójka bez jednego słowa weszła do środka, spotykając tam Niuchacza. Nichuacz był niezwykle chudy, ale miał z dwa i pół metra długości. Jego drgające spazmatycznie, sino-fioletowe ciało wisiało nad ziemią na czterech, patykowatych odnóżach. Tułów zakończony był bezpośrednio głową, bez żadnej wyraźnej części szyjnej. Sama głowa była również koloru sino-fioletowego i nie była grubsza od reszty tułowia. zakończona była jednak sporym, pokrytym różowawą błoną otworem, pod którym znajdowały się dwa tulejkowate otwory. Jeden z grubasów zbliżył się do Niuchacza i szepnął coś do niego bulgoczącym, basowym tonem.

Chwilę później cała czwórka znalazła się ponownie w rejonie zrujnowanego już teraz dworku. Niuchacz bez słowa przystąpił do działania, krążąc wokół ruin i poruszając gwałtownie błoną pokrywającą główny otwór. Skonsultował się jeszcze kilka razy z grubasami, pobujał się chwilkę na odnóżach po czym odtworzył grubasom trasę, jaką przebyli Distant i Mazoku. W świecie mroku nic nie jest jednak za darmo i przyszedł czas, by opłacić Niuchaczowi jego usługi. Dwóch grubasów zostało, by przygotować przejście między wymiarami, natomiast trzeci zaprowadził Niuchacza do wypełnionego znajdującymi się w śpiączce pasażerami. Niuchacz mruknął z zadowoleniem. Z dwóch mniejszych otworów ze świstem wysunęły się ostre niczym brzytwa języki i niemalże w tej samie chwili krew jednego z lezących pasażerów trysnęła na odległość przekraczającą kilka łokci. Grubas pozostawił Niuchacza, by ten mógł odbyć swoją krwawą ucztę i wrócił do towarzyszy.

Grubas skręcił kark mieszkańcowi odległej od Brenhen o dwa dni drogi mieściny. Nieszczęśnik zbyt późno dowiedział się jak niebezpieczne są próby otwierania portali bez odpowiedniego przygotowania. Nikt niestety nie powiedział mu wcześniej, że przez taki portal, można nie tylko wejść gdzieś, ale także coś może z tego portalu wyjść, jeśli tylko będzie miało taką ochotę. Trzech grubasów było wyraźnie niezadowolonych z konieczności opuszczenia taki miłych dla nich bagnisk, a ich oddechy znów stały się niespokojne i ciężkie. Mimo tego nieomylnie wybrali kierunek marszu prowadzący ich wprost do Distanta i Mazoku, a także niczego nie spodziewającej się Vanille


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Jan 17, 2004 9:51 pm 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world
Po wielkiej równinie przedzielonej rzeką maszerowały liczne wojska. Na jednym brzegu ustawione były odziały łuczników, tuż przy brzegu stali piechurzy uzbrojeni w piki. Dalej od brzegu stały katapulty. Wokół nich krzątała się obsługa. Właśnie przygotowywano pociski zapalające. Obok stali zakapturzeni osobnicy mamroczący coś pod nosem. Ich wygląd wskazywał, że parali się jakąś formą wysoce destruktywnej magii. Jeszcze dalej można było dojrzeć odziały jeźdźców w złotych zbrojach. Zapewne była to najwyższa elita. Najlepsi z najlepszych. Gwardia chroniąca przywódcę....

* Gdzie, ja jestem... *

Tymczasem po drugiej stronie rozległy się dzikie wrzaski. Już po chwili zza wzgórz wynurzyły się dzikie hordy. Ubrani w skóry i łachmany zielonoskórzy piechurzy, pieszo na olbrzymich wilkach czy też w dziwnych machinach napędzanych na parę. Pomiędzy nimi powolnym krokiem maszerowało beznamiętnie masa wszelkiego nieumarłego plugastwa. Oddziały zatrzymały się na szczytach wzgórz. Tłum się rozstąpił i na czoło wysunął się na koniu-szkielecie rycerz w czarnej zbroi. Jego postać otaczała czarna aura cienia, wokół niego rozlegały się skowyty potępionych dusz. Wyciągnął w niebo MIECZ ....

* Poznaje! *
* I ja też...*


I rozpętało się piekło. Mroczna Armia ruszyła do ataku. Bez zastanowienia i strachu ruszyli poprzez grad strzał, ognistych pocisków katapult i zsyłanej z nieba zabójczej magii. Przedarli się przez rzekę i starli się z pikinierami broniącymi brzegu. Ci nie mieli z nimi najwyższych szans...

* Niezła masakra XD... *
* Ten "sen" jest niezwykle realistyczny, i pytanie, co ty w nim robisz. "


W tym miejscu do walki wkroczyli mamroczący coś pod nosem osobnicy. Nagle ucichli i każdy z nich wskazał oskarżycielsko ręką hordę. Z nieba uderzył piorun, potem następny i jeszcze jeden.... Po chwili rozpętała się nawałnica, jaką można oglądać w naprawdę niewielu miejscach pośród wymiarów. Przyniosła śmierć wszystkim tym, którzy stali po nie właściwej stronie rzeki. Prawie wszystkim....


* Istotnie Mazoku nie śpią, to jest raczej jakaś wizja.... *
* Skoro to jest wizja to tym bardziej jak mogę JA je mieć! *

Na drugi brzeg wkroczył Czarny Rycerz wraz ze swoją przyboczną gwardią groteskowej kawalerii. Na rumakach -szkieletach zasiadali rycerze-cienie w wyjątkowo zużytych szatach. Podniósł do góry MIECZ i jednym ruchem ściągnął nań wszystkie pioruny. Następnie skierował wiązkę elektryczności w magów i spopielił ich na miejscu.

* Huh, kolejny świat upadający przed hordami Chaosu... *
* Przygnębiające, lecz chyba jeszcze nie wszystko stracone. Spójrz! *

Rycerze w lśniących zbrojach rozstąpili się. Na czoło na białym koniu wyjechał ciężkozbrojny rycerz w złotej zbroi. W kierunku nieba uniósł MIECZ....

* Niesamowite... *
* Niezwykłe.... *

Rycerze cienia starli się z Rycerzami Światła. Starli się również obaj przywódcy. Po kilkuminutowej walce rycerz w złotej zbroi przeciął swoim MIECZEM przeciwnika. Jednak w ferworze walki nie zauważył...

* Gdzie my jesteśmy? *
* Wygląda na pogrzeb..*

Wewnątrz szklanego prostopadłościanu na placu bliżej nieokreślonego miasta spoczywał rycerz w złote zbroi. Widać było mały równy otwór w jego zbroi. Najpewniej ranił go zabłąkany bełt z kuszy. Przed jego nietypowym sarkofagiem, na stole leżały MIECZE. Przed nimi klęczał młody chłopak. Wyglądał na syna poległego. Oprócz niego na podwyższeniu była jeszcze masa bogato ubranych ludzi. Poniżej stał zwyczajny motłoch. Wszyscy zachowywali ciszę...

* Czy nagle czas przyspieszył? *
* Zdecydowanie... *

Mazoku i Distant widzieli jak przemijają lata i miasto rozrasta się i zapełnia się strzelistymi wieżami. Nagle czas spowolnił i ich oczom ukazał się ten sam chłopak teraz już dorosły mężczyzna. Lecz, cóż to?! Miasto w ogniu, a mężczyzna mając obłęd w oczach, dzierżył dwa MIECZE.....


Distant otworzył oczy i ujrzał pochyloną nad nim Vanny.

- A tak się martwiłam! Nie rób tego więcej...

- Widziałem coś niesamowitego! - Distant podniósł się i wstał.

- Ty też to widziałeś!? - Mazoku spojrzał zaskoczony na Disa.

Po chwili opowiedzieli zaskoczonej Vanny o bitwie, o mieście, o mieczach. Minęły dwie godziny nim skończyli.

- Zdecydowanie musimy odnaleźć to miejsce! To nie był zwyczajny sen! - Distant załączył holograficzną mapę międzywymiarowej hiper-przestrzeni Multiświata przed sobą i zaczął czynić kalkulacje.

- Pytanie tylko, jeśli to nie był normalny sen to, kto mógł ten sen na nas zesłać... - Mazoku otworzył oczy, co czynił jedynie, gdy grał w otwarte karty lub, gdy był zaniepokojony...

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Feb 01, 2004 12:39 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
Kiedy Distant pracował nad mapą holograficzną, a jego towarzysze patrzyli z ciekawością na jego poczynania. Coś chrupneło w pobliskich krzakach.

D & M & V: ??!

M: Co to było?

V: Ktoś tu jest...

Distant schował mapę.

M: Pokaż się!!

Z boru wyszedł mężczyzna o białych włosach z kataną zawieszoną na plecach.

D: Kim jesteś?

G: Wybaczcie mi to skradanie się. Przybywam z daleka. Z krain nazwanych Pięcioma Królestwami, ale... to jakby w innej przestrzeni... nie potrafie tego wyjaśnić. Nie mam złych zamiarów. Przechadzałem się po lesie i usłyszałem głosy... podszedłem bliżej. W normalnej sytuacji poszedłbym sobie, ale zrozumcie; w moim świecie rzadko spotyka się mężczyzn o niebieskiej skórze i kobiet ze skrzydłami... To przykuło moją uwagę. A że przez przypadek coś podsłuchałem, to nie moja wina ^^".

M: Dobra! Nie lej wody... dla kogo szpiegujesz?

G: Ależ... ja mówię prawdę. Gdybym chciał szpiegować, uciekałbym. Jak miałbym uciec trójce wojowników??


*czekam na decyzje owych bohaterów. mój los zależy od was*

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Feb 01, 2004 1:42 am 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world
- Cicho.... - Mazoku mruknął do nowego i zaczął przyglądać się wnikliwie linii drzew na skraju polany. Dzieliło ich od tamtego miejsca ponad 200 metrów i nic nie wskazywało, że ktokolwiek tam jest. Dodatkowo zawiał wiatr, i szum liści przytłumił wszelki hałas. Jedynie zdolności wyczuwania energii psychicznej pozwoliły Mazoku wychwycić, że jednak coś jest nie tak.

- W podczerwieni widzę dwóch... - Distant również spojrzał w tamtą stronę.

- Jest jeszcze jeden, tam na lewo. Chce nas zajść od drugiej strony. Doskonale wyczuwam jego wrogie intencje. - Mazoku przykucnął. - Z pewnością odkryli już, że wiemy o nich. Czy mogą mieć związek z harfą? -

- Być może.... - Dis również przykucnął i obserwował jak dwie postacie rozdzielają się. Jeden pobiegł na prawo a drugi pozostał w miejscu. Po chwili schował się za większym kamieniem i nie było go już widać w podczerwieni. - Lecz nie zapominajmy o wizji. Czyżby oni byli jej źródłem? Jak zwykle mamy do wyboru w takich sytuacjach walczyć lub uciekać... -

- Zdążyliśmy zapomnieć o przybyszu. Może być z nimi w zmowie - Vanny wskazała na dziwnego osobnika z kataną.

Distant westchnął - Jak najbardziej nie zapomnieliśmy, a sytuacja jest idealna by zdefiniował swoją przynależność. Jeszcze się nawet nie przedstawiłeś, lecz masz szansę określić się względem nas.... - W tym momencie przemowę Distanta przerwał przeraźliwy okrzyk. Z krzaków po prawej i lewej stronie wybiegło dwóch grubasów. Obaj byli uzbrojeni w pistolety przypominające te, w które uzbrojeni byli okultyści. Mimo, wielkiej masy biegli żwawo, nieludzko żwawo. W połowie drogi otworzyli ogień.

- Atak flankowy. Czy oni naprawdę myślą, że zrobią Mazoku krzywdę bronią palną? A trzeci zapewne obserwuje i czeka na efekty...- Mazoku przyglądał się szarży z dezaprobatą.

- Broń palną? - Nowy był lekko zdezorientowany.

- Zapewne w twoich nie znają.... -

- Ależ nie! Doskonale zdaję sobie sprawę z potencjału tej broni i jej ograniczeń... - Nowy sięgnął po jakąś buteleczkę.

- Nie czas na ocenę sensu tych działań. Zwróć uwagę na ich broń. - Distant sięgnął do rękawa po sztylet ... Lecz rozmyślił się. Ktoś był od niego szybszy w działaniu.

Nowy wyrwał się do przodu z nadludzką prędkością w stronę grubasa nadbiegającego z lewej. Ten nie był w stanie dokładnie wymierzyć w nadbiegającego zygzakiem wojownika. Oddał dwa strzały, chybione.... Jedno szybkie cięcie miecza dosięgnęło grubasa na wysokości łopatki i rozpłatało na dwie części. Z rany pociekła zielona posoka a z grubasa wydobył się nieludzki krzyk.

- Bierzmy się za drugiego, ale żywego! - Distant szybko wyjął z rękawa sztylet i rzucił w stronę drugiego grubasa, trafiając go w udo. Tamten widział już, że sprawy przybierają zły obrót. Wyjął sztylet z uda i zaczął uciekać...

- Shadow Snap! - Tym razem zadziałał Mazoku. Z jego dłoni wprost w cień napadającego poszybował sztylet. Grubas nie zdążył się uchylić, sztylet wbił się w ziemię unieruchamiając jego cień a przez co i właściciela cienia.

- Co z trzecim? - Distant spojrzał w stronę drzew.

- Nie ma go tutaj. Opuścił swoich... Nie wyczuwam już jego obecności - Mazoku dołączył do pozostałych i wraz z nimi podszedł do grubasa. Ten klęczał na rannej nodze i mruczał coś przez zaciśnięte zęby.

- Może powiesz nam więcej... Przed nami nie musisz nic ukrywać, szczególnie, jeśli chcesz żyć...- Distant uśmiechnął się szyderczo do grubasa.

- Właśnie łyknąłem cyjanek i nie wyjawię wam nic, co mogłoby zdemaskować moich braci. - Na czoło Grubasa wystąpiły krople potu. Widać było, że walczy by jeszcze przez chwilę utrzymać się przy życiu...

- Cyjanek... Jaka szkoda. Umierać za sprawę, jakie to żenujące. - Mazoku przyglądał się bez namiętnie umierającemu.

- Dla mnie śmierć to tylko pewien...etap. Niedocenialiśmy was... Jeszcze się spotkamy.... - Grubas wydał z siebie ostatni oddech.

- no i koniec nie złapaliśmy żywego... - Mazoku uśmiechnął się niewinnie.

- Może warto przejrzeć jego odzież... - W tym momencie ciało grubasa zaczęło się rozkładać w przyspieszonym tempie. Wokół rozeszła się woń zepsutego mięsa, a z ciała wyłoniły się setki larw muchówek. Po chwili nie było już nawet śladu po grubasie. - A może lepiej go nie dotykać....

- Z tamtym stało się to samo - Nowy wskazał na brunatny ślad na trawie -.Z pewnością nie byli to ludzie....

- I twierdzili, że powrócą.... Zatem nieźle walczysz tą... kataną - Distant wskazał na miecz nowego.

- Mam pewne zdolności w tym kierunku. Chodź nadal daleko mi do perfekcji - Odrzekł skromnie nowy.

- Może, więc wyruszysz z nami. Z pewnością będziesz miał wiele okazji by przybliżyć się do perfekcji... - Distant uśmiechnął się do Nowego.

"Jesteś pewien, że niczym nam to nie grozi?" Usłyszał telepatyczny przekaz Mazoku. " Nie wiemy, kim jest, nie wiemy, po co tu jest, nie wiemy nawet jak się nazywa.... Ale może okaże się pomocny".

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Feb 01, 2004 2:02 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
-Nazywam się... *przybysz wyczuł drganie swego medalionu- ktoś tu używa magii- pomyślał*... nazywam się Geralt. Geralt z Rivii, wiedźmin. - przedstawił się, wycierając miecz w ogromny liść paproci i chowając go.

Jego oczy zwęziły się do cieniutkich paseczków.

M: Co jest z Twoimi oczami?

G: Co? Aaaa! Chodzi Ci o zmianę ich kształtu? Słońce mi w oczy zaświeciło... To pomaga lepiej widzieć, ale moge tak robić tylko po tych eliksirach.

Geralt pokazał pustą buteleczkę.

V: A to jest napewno zdrowe?

G: Jak narazie nikt od tego nie umarł... a pomaga jak diabli. A ci dwaj? Co to za jedni? Jakaś humanoidalna rasa? Nieraz spotykałem gorszych przeciwników... z potężniejszą bronią. Widzicie to? - Geralt pokazał głęboką szramę na policzku - To po ataku kikimory. To taka wielgachna ośmiornica z dużą ilością trujących macek... to sie jusz nigdy nie zagoi, a zapłata i tak była marna. Dobra, to co dalej? Stanie tu i czekanie, to raczej kiepski pomysł - Stwierdził i spojżał na plamę na trawie.

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Feb 02, 2004 10:25 pm 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 7:06 pm
Posts: 337
Location: White Purgatory
Tymczasem niedaleko przez polną dróżke pośpiesznym krokiem szedł wysoki mężczyzna o ciemnoczerwonych włosach. Nie zważał na to, że jego buty co chwile uderzały w kałuże roznosząc wokoło cichy plusk i plamiąc przy tym jego obuwie ciemnymi, brudnymi kropkami. Ba, sam jegomość wyglądał jakby ubrał się nie na tą porę roku co trzeba. Ciemny płaszcz, który skrywał niemalże całkowicie jego postać oraz grube buciory nie pasowały do scenerii, którą teraz przemierzał. Wydawało się, że jest środek lata, natomiast on pasowałby raczej do surowego, mroźnego klimatu gdzie od niechcenia możnaby było dodać jeszcze wściekle lejący deszcz, gęsto padający śnieg, wszechobecną mgłę, grad, rosę...

- Co ja tu robię? - westchnął w myślach wlepiając kolejny raz wzrok w mapę - Nawet nie jestem do końca pewien czy to, czego szukam napewno jest w miejscu, w którym obecnie się znajduję. A co jeśli...

Zrezygnowany rzucił okiem przed siebie. Dookoła rozciągał się gęsty las złozony z ogromnych drzew, natomiast na wprost widać było dróżkę prowadzącą do rozwidlenia. Usiadł na pobliskim kamieniu i zaczął studiować dokładnie zwój, który miał w ręku. Wielki X na środku mapy, kilka koślawych znaczków, które były wskazówkami do ukrytego skarbu i kilka kolejnych znaków umiejscowionych obok siebie, które najprawdopodobniej opisywały miejsce jak i dawały informacje o zdobyczy.
Siedząc tak w ciszy zauważył, że okoliczna fauna i flora zaczyna go powoli acz z minuty na minutę coraz bardziej denerwować. Podniósł na chwilę głowę i spojrzał w stronę drzew, gdzie na jednej gałęzi siedział osobnik, który już dawno zaszedł mu głęboko za skórę. Przeszył go zimnym wzrokiem najlepiej jak potrafił, jednakże na stworzeniu nie wywarło to żadnego wrażenia. Wciąż ćwierkał swą piskliwą melodię. Na jego rodzinnej planecie nie było osobników tak hałaśliwych, a zarazem tak małych. Tym bardziej, że nawet jeżeli chciałby przymusowo zacząć uciszać co głośniejsze gatunki odwlekło by go to od jego priorytetowego celu
Błogą ciszę przerwał donośny ryk, który spowodował wzbicie się kilku wystraszonych ptaków w powietrze. Mimo, ze widok był niesamowity Seymour nie miał czasu podziwiać tej sceny. Wstał i jednym ruchem złapał miecz i począł rozglądać się dookoła.

- Nareszcie coś się zaczyna dziać. O ile się nie mylę to dźwięk dochodził z tamtej strony

Ruszył biegiem w kierunku miejsca skąd dochodził hałas. Gdyby był człowiekiem prawdopodobnie adrenalina zaczęłaby dawno buzować w jego ciele, a dziki łomot serca mieszałby się z ciężkim oddechem. Czasami żałował, że już nigdy nie będzie mu dane ponownie doświadczyć tego uczucia. Skręcił z drogi, przebił się przez krzaki i wpadł na małą polankę, gdzie stało kilka osób. Jeden o białej czuprynie trzymający się w tym momencie za jakąś głębszą szramę na swym poliku, dwóch osobników, zafascynowanych kataną tego pierwszego oraz dziewczyna, która jako pierwsza zdaje się dostrzegła jego obecność. Czas stanął na chwilę w miejscu

- Kim jesteś i czego tu szukasz? - Rzekła po dłuższej chwili świdrując go wzrokiem od stóp po głowę

- To samo mógłbym się Was spytać - Spuścił na chwile z niej wzrok dostrzegając dwie sterty ubrań walających się po ziemi. Przy jednej z nich zauważył wbity nóż

- Takie buty... - Odsunął się krok do tyłu wysuwając z pochwy miecz i ustawiając się w pozycji bojowej.

Osobnik o białych włosach szybkim ruchem także dobył oręż i grymaśnym wzrokiem spojrzał na nowoprzybyłego

- Stop! - Tym razem był to jeden z dwójki osobników. Ten o dziwnych oczach - Nie chcemy tu niepotrzebnego rozlewu krwi. Odłóżcie powoli broń i zacznijmy wszystko od początku...

Seymour kiwnął w stronę białowłosego i obaj równocześnie schowali miecze. Jeszcze przez moment patrzyli na siebie poczym skierował wzrok w kierunku niebieskiego człowieka

- Tego wydaje mi się, że już gdzieś widziałem. Kim jest reszta towarzystwa?

_________________

http://iojacket.hp.infoseek.co.jp/IOSYS ... kitoro.swf
Ehhh? Maji easy modo?


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Feb 03, 2004 2:07 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
Wiedźminowi nagle oczy powiększyły się odrobinę, przybrały normalny kształt. Oddech lekko mu się przyspieszył, zresztą i tak był nienaturalnie powolny. *eliksiry przestają działać* - pomyślał *ale musze je oszczędzać...*.

-A więc niech się przedstawię. - powiedział białowłosy i postąpił krok w stronę czarno odzianego mężczyzny. - Geralt z Rivii, wiedźmin. A Ty kimże jesteś?

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Feb 05, 2004 9:15 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Dec 08, 2003 8:43 pm
Posts: 26
Location: Epicentrum Wszechświatów
No proszę - już wybiliśmy dwóch ludzi i poznaliśmy kolejnych dwóch, pomyślała Vanille, dość ponuro przyglądając się Geraltowi z Rivii i facetowi w prochowcu. Rozejrzała się wokół siebie, a nie czując obecności niczego dziwnego z powrotem wbiła czerwone oczu w Geralta. Który zresztą poczuł się dość niepewnie pod wpływem jej spojrzenia - miał wrażenie, że gdzieś już widział podobne.

Nie czekając, aż "czarny" się przedstawi, powiedziała:
- Jestem Vanille, dla tych tam - ruchem głowy wskazała Distanta i Mazoku - Vanny.

Przymknęła lekko powieki, w tej samej chwili jej skrzydła złożyły się w głąb jej ciała. Nie wiem nawet, kiedy się wysunęły - pomyślała, tracąc resztki humoru. Kopnęła jakiś kamień, który poleciał kilkadziesiąt metrów dalej, przelatując między Geraltem a Seymourem.

- To jest Distant, a to Maz, znaczy Mazoku - dodała, nie czekając aż pozostali się przedstawią [mam nadzieję że nikomu planów incognito nie pokrzyżowałam XP] - a teraz ty, młody - zwróciła się do Seya.

- W porządku, stara - wzruszył ramionami. - Nazywam się...

--
Jak coś, nikt mi nie ma za złe ewentualne pokierowanie? Rany, jestem przyzwyczajona do blogowych rpgów, gdzie wszyscy sie za to rzucali, więc mi się nie dziwcie....

_________________
And now I feel you move
And every breath is full
Even the distance feels so near
All for the love of you...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Feb 10, 2004 10:59 am 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world
- Starczy tych uprzejmości. - Distant machnął ręką w kierunku wypalonych śladów w trawie. - Jesteśmy śledzeni, pamiętacie, że jeden z nich na pewno uszedł z życiem a dodatkowo mieliśmy dziwne wizje....

- Oni na pewno powrócą, kimkolwiek byli wasi prześladowcy... - Seymour przyklęknął przy najbliższym śladzie i dotknął dłonią przeżartej czernią trawy. - Z całą pewnością nie byli to ludzie. Prawdopodobnie jakieś pomniejsze demony. -

- No świetnie panie tropicielu, lecz to nie rozwiązuje naszego problemu - Przed Disa wysunął się Geralt - Proponuję byśmy udali się w stronę jakiegoś większego miasta. W tłumie zawsze o wiele łatwiej zgubić pościg niż w gęstwinie leśnej. -

- Możemy iść do Brenhen. - Odezwała się Vanny.

- Brenhen? Nikt mi nie wspominał, że po drodze leży jakieś miasto... - Seymour sięgnął do kieszeni jakby chciał coś sprawdzić, lecz po chwili opamiętał się - No nic, w takim razie powinniśmy ruszyć w stronę tej wioski. -

- Bynajmniej nie jest to wioska. Brenhen leży nad morzem i jest dużym portowym miastem. Znajduje się dwanaście godzin drogi na południe stąd, czyli do wieczora tam dotrzemy. - Vanny ruszyła w stronę swojego wierzchowca, lecz wstrzymała się w połowie drogi - Ale zapomniałam, że wy dotarliście tu pieszo. Więc potrwa to, co najmnniej, dwa dni.. -

- No nic, jeśli będziemy tu tak stać to z pewnością nigdy nie dotrzemy do Brenhen w dwanaście godzin. A tak przy okazji gdzie polazł Mazoku! - Wszyscy poczęli się rozglądać po ostatnim zdaniu Disa dookoła.

- Tutaj jestem! - Zza drzew wyszedł Maz prowadzący 5 koni.

- Podwędziłeś je jakiemuś farmerowi.... Ech... – Distant nie przepadał za pospolitym złodziejstwem - Zatem ruszajmy... Lepiej nie oszczędzajmy koni, jeśli chcemy dotrzeć tam przed wieczorem -

Wyjechali galopem na leśną ścieżkę. W pośpiechu zagłębili się w ciemny las pełen wysokich świerków i sosen. Cały czas mieli wrażenie, że zza drzew obserwują ich przenikliwe żółte oczy trzeciego demona. Czy aby na pewno był to demon? Nie zastanawiali się specjalnie nad naturą osobników z pościgu. Dwóch z nich łatwo dało się zabić, lecz z drugiej strony śmierć nie miała dla nich specjalnego znaczenia. Czyżby słudzy Mistrza pragnącego odzyskać Harfę? " Nie dostaną jej, ukryta poza ich zasięgiem". Distant odetchnął ze spokojem. A może mieli związek z tą dziwną wizją? Dis nie znał odpowiedzi, choć wyczuwał, że obie sprawy mogą się łączyć. Spowolnili tempo, by dać koniom odpocząć. W lesie panowała przeraźliwa cisza. Nikt nie raczył również wszczynać rozmowy. Chyba wszyscy podświadomie wyczuwali, że to mogłoby w jakiś sposób zdradzić ich położenie prześladowcom.

- Buuuuuhuhu! - Vanny wzdrygnęła się, Geralt tylko położył dłoń na rękojeści miecza, rozejrzał się dookoła i po chwili odetchnął zrelaksowany.

- Spokojnie, to tylko tutejszy gatunek Sowy. - Geralt wskazał na drzewo po prawej. Na gałęzi siedziała duża biała sowa.

- Tak,wiem, że żyją w tych stronach, ale myślałam, że to ktoś inny. - Vanny już się uspokoiła.

I znów jechali w milczeniu. Wszyscy zdawali sobie sprawę, o jakim innym mówiła Vanille. Las powoli przerzedzał się. Przez prześwity między drzewami można było wypatrzyć niebo. Czasami zdawało się też, że słychać połączenie szumu morza i gwaru miejskiego. Wjechali na ostatni zakręt ścieżki. Wynurzyli się z gęstego lasu prosto na brukowany trakt prowadzący do wielkiej bramy z ciemnego kamienia. Trochę zakłócili w ten sposób ustalony porządek ruchu. Trakt był pełen wozów zapełnionych różnorakimi towarami. Do miasta wieziono przede wszystkich produkty rolne. Z miasta wyjeżdżały dobra luksusowe. Z pewnością Brenhen było morską bramą na szeroki świat dla tego obszaru.

- Zbliża się noc, a niektórzy z was muszą odpocząć... - Distant wskazał na ciemniejące niebo.

- Tuż przy nadbrzeżu jest Karczma a raczej Gospoda. Nazywa się "Pod Czterema butelkami Rumu". Tam możemy się zatrzymać. - Odpowiedziała Vanny.

Bez problemu odnaleźli gospodę. Wszyscy spodziewali się głośnej, pirackiej knajpki, jakich pełno w portowych miastach. Tymczasem lokal był wyjątkowo cichy. Oprócz nich były jeszcze tylko 3 osoby. Na uwagę o pustkach karczmarz nic nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami tak jakby coś starał się ukryć. Wynajęli pokoje. Geralt i Vanny natychmiast poszli na górę. Na ich twarzach widać było zmęczenie i nie zamierzali siedzieć do późna. Na dole zostali Dis, Mazoku i Seymour. Ich problem snu nie dotyczył, ewentualnie mogli się bez snu długo obywać. W sumie nie mieli ochoty na rozmowę. Trzech osobników drugiego kąta sali wnikliwie im się przyglądało. Nie uszło to ich uwadze, lecz z pewnością nie było to tych samych trzech osobników, co w lesie. Nagle poczuli przeciąg i przypływ zimnego nocnego powietrza. Do karczmy wkroczył wysoki, ubrany w szaty używane przez magów w odległym stąd świecie mężczyzna. Na głowie miał kaptur a cień padał na jego twarz. Jego dłoń oparta była na wielkim dwuręcznym mieczu, który wydawał się przyciężki dla niego. Powoli ruszył do przodu ciągnąc za sobą ostrze....


------------
Uwaga: miecz nieznajomego to zwyczajny miecz...

-----------

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Feb 10, 2004 12:56 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Sep 27, 2003 1:37 pm
Posts: 456
Location: Afgrak :P
Kiedy nieznany nikomu osobnik przysiadł przy barze i zaczął sączyć piwo na przemian z rumem, Dis i reszta grupy na dole zaczęła się zastanawiać nd tym co on tu robi kim jest itp...
trwało to strasznie długo po czym dziwny osobnik wynajął pokój i poszedł się przespać zostawiając za sobą w dalszym czasie to dziwne nocne powietrze i płacąc bardzo dziwnymi monetami których nikt nie mógł zidentyfikować jako do którego ze światów one należały...przez to wydarzenie grupa która pozostała na dole oberży stwierdziła że jest on na swój sposób podejrzany i postanowiła to sprawdzić...
W trakcie czego po pewnym czasie zawitała tam jeszcze jedna inna osoba...był to przeciętnych rozmiarów człowiek w zbroji husarskiej pokrytej dziwnymi inskrypcjami i mieczem półtoraręcznym przy pasie, a ponieważ postać była zakaptyrzona nikt nei mógł jej rozpoznać...kiedy tylko wszedł do oberży zapytał o coś człowieka przy barze i zapłacił podobnymi monetami po czym wyszedł na zewnątrz...w powitrzu za nim można było wyczuć poświatę jego siły jaką zostawił za sobą, będącą bardzo potężną nawet jak an całą grupę...kiedy drugi osobnik tylko wyszedł Dis podszedł do lady i zapytał o co pytał się ten TYP a w odpowiedzi otrzymał jedynie kiwanie głową z którego wywnioskował że musiało chodzić o tego który wszedł tam przed nim i przed jego przyjściem poszedł na górę...
po tych wydarzeniach atmosfera się uspokoiła nastał nowy dzień i wsyzscy opuścili oberżę...wychodząc na zewnątrz spotkali tego samego który wcześniej wypytywał się w oberży i znikną w bardzo szybkim tępie...Kiedy tylko spytali się kim on jest i co tu robi ten uchylił nieco kaptór po czym dla większości osób które go znały było wiadome że to Ryuzoku...

_________________
ﻁﺽﺻﺸﺫ ﺴﺳﺸﺵﺷﻑﻡﻔﻛ


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 11, 2004 12:13 am 
Offline

Joined: Thu Sep 25, 2003 8:13 pm
Posts: 42
Location: znienacka ;)
- Ryu! - zakrzyknęli radośnie ci, którzy rozpoznali znajomego smoka stojącego przed drzwiami gospody. - Hej! :D
- Hejhej! ^^
- Tylko błagam... Nie witajcie się tak długo jak ostatnio... Miałem wrażenie, że trwało to cały tydzień ^^" - Mazoku wzniósł oczy ku prawie bezchmurnemu niebu.
Vanny jednak nie mogła powstrzymać się od litanii powitalnej. Po kilku minutach Ryu w końcu się uwolnił i zauważył, że jedna osoba stoi z boku.
- Znacie go? - wskazał na wiedźmina. - Wychodził z wami...
- Oczywiście, że tak - pospieszył z wyjaśnieniami Maz, nim wskazany zdążył się odezwać. - To Geralt z Rivii... Wieś-mac...
- W istocie... - potwierdził ów. - Tyle tylko, że jestem WIEDŹMINEM.
- Wieś-manem? ^^"
- W I E D Ź M I N E M!
- Miś-win... Miedź-win... Miedźwinem...?
- Nie jesteś może głodny, Ryu? - zmienił temat Distant, widząc że Geralt zaczyna patrzeć niezbyt przychylnym wzrokiem na Mazoku. - Moglibyśmy zjeść jakieś śniadanie.
- No ba! Całą noc nie miałem nic w ustach! - ucieszył się smok.
- Chcesz powiedzieć, że stałeś przed drzwiami całą noc i nawet nie pomyślałeś o tym, żeby zajrzeć na dłużej do środka? - Seymour uśmiechnął się ironicznie.
Ryu postanowił zbyć pytanie milczeniem. Drużynka udała się do wnętrza karczmy.

***

- CO TO MA BYĆ?! - smok wyglądał na wyjątkowo obużonego.
- Śniadanie dla 6 osób, podwójna porcja... Z-zgodnie z zamówieniem... - wyszeptał piskliwym głosem przycisniety do muru właściciel gospody.
Ryuzoku spojrzał na niezbyt duży kawałek wędzonej ryby, koszyczek bułek i dwie butelki rumu, które spoczywały na stole nieświadome tego, że mogą stać się przyczyną smierci lub ciężkiego kalectwa biednego karczmarza. Oprócz nich leżał tam jeszcze zaostrzony, drewniany kołek, ale jego przeznaczenia nie dawało się odgadnąć.
- I to wszystko ma starczyć na 6 osób?!
- Proszę p-pana... To nie moja wina... Kończą się zapasy, a dostaw ciągle brakuje...
- Jak to brakuje? - zainteresował się Distant.
- Widzą szanowni państwo... My tu żyjemy jak na wyspie... Prawie zaraz za murami zaczyna się las. Mówią, że ktokolwiek zapuścił się do niego, ten już nigdy nie ujrzał błękitnego nieba. Wytyczono co prawda kilka bezpiecznych traktów wśród drzew, lecz jedzie się nimi zbyt długo, by można było myśleć o przewożeniu jedzenia. Jest też trochę wiosek wokoło, ale na takie miasto... Więc musimy sprowadzać żywność drogą morską.
Karczmarz przerwał na chwilę.
- Czy to aż taki problem? - Dis wbił w niego oczy.
- Dotąd nie był... Ale ostatnio dzieje się coś dziwnego. Podobno na morzu rozpętał się jakiś dziwny sztorm. Nadciąga z południa, niszcząc wszystko co stanie na jego drodze. Statki znikają bez śladu... Ludzie boją się wypływać na szerokie wody. Marynarze mówią, że to nie jest normalny sztorm... że to jakieś czary albo gorsze cholerstwo...
Właściciel skrzyżował palce lewej dłoni i uniósł ją do góry, spuszczając jednocześnie głowę i mamrocząc coś pod nosem. Musiał być to lokalny sposób modlitwy.
- Więc... to wszystko, co macie? - zawiedzionym, ale znacznie mniej zdenerwowanym głosem spytał Ryuzoku.
- Niestety tak... Musimy oszczędzać, nie jesteście państwo jedynymi klientami. Tak jest w całym mieście...
Smok usiadł na ławie i zaczął zastanawiać się, czy wogóle warto zabierać się do jedzenia.
- Nie łam się... - pocieszył go Maz, chwytając bułkę, po czym cichym szeptem dodał - "Pożyczyliśmy" wcześniej kilka koni, ale nie było tu nigdzie stajni i nie mieliśmy co z nimi zrobić. Zostawiliśy je w lesie i jest szansa, że przeżyły... Jakbyś chciał spróbować tutejszej koniny, to możemy ich poszukać ^^
Mazoku chciał ugryźć bułkę, ale nagle zrobił dziwną minę i wyciągnął ją nieuszkodzoną z ust. Spojrzał na nią niepewnie i trzema wprawnymi uderzeniami odłupał za jej pomocą kawałek stołu.
- Trochę czerstwe te bułki...
- Niech pan użyje dłutka. W środku są nieco lepsze... - uśmiechnął się przepraszająco karczmarz wskazując na dotąd owiane tajemnicą kawałki drewna.
- Heh... Już wiemy, po co te kołki... =="

Drobny edit po bardziej wnikiliwym przeczytaniu posta Distanta ^^"

_________________
You should never challenge mazoku for battle. There's nothing more reckless than trying to beat one ^-^


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 11, 2004 12:34 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Sep 27, 2003 1:37 pm
Posts: 456
Location: Afgrak :P
ehh...chyba trzeba będzie cośz tym zrobić -stwierdził Ryu odstawiając wzrok od domniemanego JEDZENIA...
naprade pomożecie nam?-spytał dla pewności karcmarz, po czym wszyscy się spojrzeli na Ryu z zastanowieniem z kąd w nim ta DOBROĆ I WSPÓŁCUCIE...
wam?...no przy okazji...bardziej to pomożemy jedzonku w dostaniu sie do mojego brzucha:D -po tym stwierdzeniu karcmarz poczuł się neico dziwnie i już nic nie mówił...po krótkiej chwili wsyzscy wyszli i zaczęli kierować się w strone morza, kiedy nagle usłyszeli przeraźliwy ryk jakby wysiąca największych potworów w ich pobliżu po czym wszyscy rzucili się i szykowali jakby do walki...
co to!?...co to było?!?!-krzyknął Mazoku na co Ryu odparł że TROSZKE zaczęło mu burczeć w brzuchu bo nie zjadł śniadania^^"" po czym kiedy wszysxcy zaliczyli dosyć efektowną glebe ze zdziwienia i schowali broń poszli poszukać ajkeigoś statku do wynajęcia ażeby sprawdzić czy uda się im namierzyć źródło rzekomych sztormów...przy okazji może znaleść jakieś informacje a najlepiej coś do jedzenia co było głównym powodem Ryu ażeby iść w dalszą podrż wraz z grupą...
Po kilku gozinach błądzenia po mieście grupa odnalazła chyba najbogatszy okręt w mieście a tym samym jego kapitana który w nadzieji że nieznajomi pomogą podzielił się z nimi swoimi podejrzeniami, mówiąc że po środku morza leży nieduża wyspa i mieszka tam pewien mag który podobno ożywia martwych i ma moc dzięki której może wywołać taki sztorm...teraz jedynym problemem grupy było wynajęcie okrętu który by ich tam zabrał...

_________________
ﻁﺽﺻﺸﺫ ﺴﺳﺸﺵﺷﻑﻡﻔﻛ


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 11, 2004 2:13 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
Wiedźmin słuchał kapitana, jakby go tam nie było... Patrzył w horyzont.
D: No nic... Trzeba poszukać jakiegoś transportu.
G: Że co? Em... przepraszam, zamyśliłem się.
D: Musimy się dostać na małą wysepkę - cierpliwie wyjaśnił Dis - Ponoć przebywa tam jakiś nekromanta.
G: Czarodziej? Tfu! - Wiedźmin splunął do wody - niezbyt za nimi przepadam... zazwyczaj musiałem z nimi walczyć i historia znów się powtarza - Powiedział z grymasem na twarzy.
M: No dobra, ale co z tą łódką?

Cała drużyna wyruszyła na małą "wycieczkę" po porcie. Do pomostów było przywiązanych kilka łódeczek, ale 6 osób nie mogłoby raczej czymś takim popłynąć. Zresztą... kto by wiosłował? ;-)

Wkońcu natrafili na średniej wielkości jachcik, z obdartą z farby syreną na dziobie.

M: Jest tu ktoś?? - Mazoku krzyknął - Pytałem!! Jest tu ktoś?!!

Z kabiny wyszedł człowiek z brodą, lat może pięćdziesięciu. W ustach miał drewnianą fajkę.

Marynarz: Ahoooj! Szczury lądowe!
G: Ja ci dam szczu....
D: Ja z nim pogadam - przerwał wiedźminowi Dis. - Czy za pewną opłatą, zabrałby nas pan na wysepkę? Jakieś 60km stąd na północ. - pozwoliłem sobie uznać, że brzeg wychodzi na północ, jeśli jest to jakiś kłopot - zmienię posta
Marynarz: Że co proszę? Poczekajcie, podejdę. - brodacz, jak na mężczyznę wyglądającego na starca, żwawymi krokami zszedł na pomost i podszedł do drużyny. - Wiecie, jestem jusz troszkę przygłuchawy...

Distant powtórzył proźbę jeszcze raz.

Marynarz: No dobrze... jeśli zapłacicie, to nie ma problemu. Moje honorarium będzie wynosić... chmmm... niestety, nie znam tutejszej waluty, więc jeśli ktoś mi poda jakieś info, to sie posta zmieni :-) chyba że jest to nieistotne

D: Dobrze więc! Kiedy możemy wypłynąć?
Marynarz: Choćby zaraz...
M: No to na co czekamy??

Wszyscy weszli na łódź, a kapitan zabrał się za odbijanie od brzegu...

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 11, 2004 4:13 pm 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 7:06 pm
Posts: 337
Location: White Purgatory
Południowe słońce rzucało swe gorące promienie na okoliczne kramiki gdy przechadzał się po rynku. Dookoła gwar. Jakiś niski knypek próbował przekonać klienta co do jakości swego produktu umiejętnie ukrywając widoczne na pierwszy rzut oka defekty żywą gadką, inny zachwalał swe towary przekrzykując drugiego.

"Co za tłok. Jeszcze chwila a zamiast we własną, będe szedł w stronę, którą tłum idzie"

Jego towarzysze nawet nie zauważyli gdy odłączył się od reszty grupy gdy Ci ruszali w strone portu. Jakby nie patrzeć doszło wiele nowych twarzy i niekoniecznie mogą to być sojusznicy. Nie dość, że Ci wyglądają dosyć podejrzanie to podobno jeszcze są tacy, którzy za wszelką cenę chcą położyć swą łapę na skarbie. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Odruchowo sięgnął do kieszeni prochowca macając palcami świstek zwiniętego papieru. To będzie długa podróż pełna niekoniecznie miłych niespodzianek. A finał? Przecież wyprawa nie rozpoczęła się jescze na dobre...

Jakiś niski chłopak szturchnął go w bark przebiegając pośpiesznie. Nie dość, że to nie pierwszy raz już dzisiaj to jeszcze nie raczył przeprosić czy chociaż spojrzeć w jego stronę. Do jasnej... Jeszcze raz coś podobnego mnie spotka to nie ręcze za siebie.
Nie minęła sekunda, a w oddali widać było jakąś szamotaninę i przepych. Ludzie zaczęli się rozsuwać rzucając przy tym co chwila jakimś przekleństwem, kilku zatoczyło się i upadło na ziemię.

- Przepraszam najmocniej. - Usłyszał cichy głos i po chwili z tłumu wyłoniła się drobna postać. Pędziła co sił w nogach przed siebie i najwyraźniej zagapiona jeszcze na zamieszanie, jakie przed chwilą spowodowała nie zauważyła kolejnej osoby przed sobą. Seymour lekko zaskoczony nie zdążył zejść w porę jej z drogi i nie minęła chwila gdy oboje leżeli na ziemi

- Aaach... - Zmrużyła oczy i złapała się za głowę masując ją swoją dłonią. - Przepraszam najmocniej.

Spojrzał na osobę z która przed chwilą się zderzył. Była to dziewczyna o długich, niebieskich włosach i błękitnoczarnej szacie, najprawdopodobniej kapłana lub maga. O ile było mu wiadomo w tym mieście magowie, jak i sama magia to rzadkość. Ludzie ubrani w takie odzienie łatwo zwracają na siebie uwagę miejscowych, ona z minuty na minutę robiła to coraz lepiej. Jednakże ta twarz. Miał nieodparte wrażenie, że gdzieś już ją widział.

- Ten złodziej ukradł mi moje ostatnie pieniądze. - Spojrzała oskarżycielsko do przodu pokazując ręką.

Spojrzał w stronę, gdzie wskazywał jej palec. Nawet jeżeli chciałby pomóc to i tak nie miałoby to już sensu. Nie dość, że łotrzyk poruszał się dość szybko, to pewnie dawno już zdążył wtopić się w tłum znikając im z oczu.

- Mały, niski chłopiec? Trzeba było krzyczeć, że Cię okradł, a nie w ciszy ruszać za nim

- Pan jest niemiły...

- No tak, przepraszam. Może zacznijmy od początku. Miło mi - jestem Seymour

- A ja Arisu, ale to nie ma znaczenia teraz. Moje ostatnie pieniądze właśnie leżą sobie w sakiewce u kogoś innego. Na dodatek statek na którym miałam być za kilka minut odbije od brzegu zostawiając mnie tu samą

Otrzepała ubranie z kurzu poczym zawiesiła na nim wzrok przez chwilę bacznie mu się przyglądając

- Zaraz... Czy Ty przypadkiem nie jesteś od tej grupki, co się wczoraj w zajeździe zatrzymała?

Skinął bez słowa głową. "No to już wiem kim ona jest. Gościem co wczorajszej nocy w oberży zapłacił dziwnymi monetami"

- Jesteście najemnikami? - Kontynuowała Arisu

- Możnaby to tak ująć. Ale jak narazie nie przyjmujemy żadne...

- Proszę, potrzebuję Waszej pomocy. Podróżuje do Verdrhyn trzeci dzień już. Niestety obawiam się, że od pewnego czasu jestem przez kogoś śledzona. Ktoś cały czas obserwuje z ukrycia moje poczynania podsyłając mi pogróżki, lecz nie wiem na jak długo ten stan się utrzyma. Wasze zadanie sprowadzałoby się do mojej ochrony i bezpieczną eskortę do tego miasta. Moi wrogowie najprawdopodobniej chcą stamtąd tego samego, co ja i nie wiem czy...

Urwała w połowie zdania przygryzając wargę. Seymour spojrzał na dziewczynę trochę zmieszany. Nie dość, że powiedziała to, co jej na sercu leżało, nie dość, że w miejscu publicznym, to jeszcze w taki sposób, jakby postawiła go przed faktem dokonanym. Stał przez chwilę w milczeniu zastanawiając się nad tym, co przed chwilą usłyszał. Verdrhyn? Czy to przypadkiem nie jest główny punkt zaznaczony na mapie? Czyżby ona też szukała tego samego co my?
Arisu wpatrywała się w niego żywo łypiąc oczami.

- Jeżeli chodzi o pieniądze to proszę się nie martwić. Jak tylko dotrzemy na miejsce sowicie Was wynagrodzę. Mimo, że przy sobie nie mam narazie ani grosza to znam tam pewną osobę, która będzie skora zapłacić za Wasz wysiłek

- Dobrze. Akurat tak się złożyło, że podróżujemy w tą samą stronę, więc myślę, że kolejna osoba w drużynie nie zrobi wielkiej różnicy. - Rzekł po chwili - Niestety na statek już chyba nie zdążysz. Zresztą...

Spojrzał do góry dostrzegając, że słońce dawno schowało się za chmurami, a na miejsce upału, który wydawał się jeszcze przed chwilą dawać we znaki począl wiać lekko chłodny wiatr. Po chwili już szare, zachmurzone niebo przeciął błysk pioruna

- ... statek dzisiaj i tak nie odpływa. - Dokończył gdy pierwsze krople deszczu uderzyły o powierzchnie bruku - Zaprowadzę Cię do reszty i wyruszamy przez wskazaną przez Ciebie drogę.

- Dobrze. Prowadź

_________________

http://iojacket.hp.infoseek.co.jp/IOSYS ... kitoro.swf
Ehhh? Maji easy modo?


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 81 posts ]  Go to page 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group