[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Olore i Tirnesse Sanyeva

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu May 16, 2024 1:33 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 81 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
Author Message
 Post subject:
PostPosted: Mon Apr 26, 2004 4:22 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Mar 26, 2004 5:37 pm
Posts: 1464
Location: Imperium
Andrie upadł na kolana, próbował rzucić zaklęcie jednak nie udało mu się.
- Umarł - Powiedział Dis.
Roxan padła na kolana płacząc.
Wszyscy przybrali pozycje obronne i zaczeli cofać się przed demonem.
Faroo zaklął. Nie obchodziła go śmierć tego człowieka - nie znał go. Ale ten demon odciągał go od ważniejszych celów.
Zaczął obchodzić Behemota o okręgu od lewej. Reszta widzac to zaczęła się przygotowywać do ataku z drugiej strony.
Tylko Ryu został na miejscu, mruczac jakieś zaklęcie od nosem.
- Dajcie mi trochę czasu, to postaram wykombinować coś z zimnem - rzucił.

Faroo rzucił się do przodu z wysunietym ostrzem. Behemot także skoczył na niego. Wygladali jak wirujaca chmura pazurów i ostrzy. Geralt próbował zobaczyć poszczególne ciosy, ale obraz walczących rozmywał mu sie w oczach...

Po kilkudziesięciu sekundach od walczączych dobiegł głosny krzyk. Z chmury kurzu, która powstała wokół Imperatora i demona, wyleciał Faroo ciągnąc za sobą warkocz krwi. Po przeleceniu kilku metrów uderzył w mur, po czym zeslizgnął się o nim bezwładnie...

_________________
"Przestańmy własną pieścić się boleścią, przestańmy ciągłym lamentem się poić,
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, Mężom przystoi w milczeniu się zbroić"


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Apr 26, 2004 5:04 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
-Piękny lot... - stwierdził wiedźmin z przekąsem. - Nie atakujcie pojedynczo! - krzyknął do reszty - atakujcie parami, tak, by jeden atakował z jednej strony, a drugi z przeciwnej! Inaczej powybija nas powol... - Geralt urwał. Behemot rzucił się na niego z rykiem dzikiego zwierza. Wiedźmin zawirował w piruecie, starając się ciąć demona... nieważne gdzie. Wiedział, że takiego przywołańca nigdy nikt nie opisał... nie wiedział jak go zaatakować. Tylko cud i zwinność wiedźmina uratowały go od pazurów potwora. Niestety nie uratowały jego kurtki. Geralt cofając się zrzucił z siebie poszarpaną część garderoby. Pozostał jedynie w białej koszuli.
G: Mazoku! Ustaw sie... zaatakujesz pierwszy! - Krzyknął do zbliżającego się towarzysza. - Atakuj z tyłu, odciągnij go!
Mazoku chyba wiedział, co wiedźmin zamierza zrobić... Ostrożnie, zaatakował demona, po czym błyskawicznie wycofał się. Geralt korzystając z wolnej chwili zaatakował z wyskoku i ciął Behemota w stronę twarzy. Potwór upadł z jękiem na ziemię. Geralt cofnął się. Jęczący potwór nagle wstał, wypiął klatkę piersiową, rozłorzył ramiona i zaczął krzyczeć. Lewa część jego... twarzy, była zmasakrowana. Oko gdzieś zniknęło.
G: Postarajmy się go oślepić! Może się uda!

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Apr 26, 2004 9:06 pm 
Offline
User avatar

Joined: Tue Apr 13, 2004 8:57 pm
Posts: 18
Location: Krańce wszechświata (Chorzów)
Kwadryliony miliardów lat świetlnych w głąb Multiworlda.
- Skoro nie mogę odmówić to stawiam warunek – powiedział władczym głosem.
- Dobrze, mów – odpowiedział przywódca, najwyższy w grupie
- Musicie się zemną połączyć.
Wśród nich przeszedł szmer. Najwyższy uciszył ich jednak.
- dobrze, skoro tego żądasz.
- A więc czekam – powiedział Andrie.
Tamci zaczęli znikać, a na ich miejscu pojawiły się cienie. Po chwili cienie połączyły się w jedno, powstała z nich kula mroku. Andrie rozłożył ręce i ją wchłonął.
- nareszcie wróciłem do normy- odetchnął z ulgą
Popatrzył na swoją sylwetkę, było w niej coś dziwnego, tak ma obie ręce normalne. Rozejrzał się po komnacie, zauważył lustro, podszedł. Gdy w nie spojrzał zauważył siebie takiego jak kiedyś, o normalnej skórze. W jego sercu obudziło się coś co tam od wieków drzemało. Upadł na kolana, spazmatyczny ból zaczął go ogarniać. Gdy spojrzał w górę zobaczył nad sobą samego siebie.
- wróciłeś do początku? – zapytała się postać
- kim ty jesteś? – zapytał Andrie
- jestem tobą głupcze, co ty tu jeszcze robisz masz swą misję.
- Ale kazano mi tu zostać- zaoponował Andrie.
- Ja tu zostanę, jestem w końcu tobą – uśmiechnął się.
Andrie spojrzał na kulę, wciąż walczyli z Behemotem. Dotknął kuli.....

***

Za demonem pojawiła się postać otoczona cieniem....

***

_________________
What's your name, what's your number?
I'd like to get to know you
Can we have a conversation?
Night is young, girl give me chance!
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Apr 27, 2004 9:29 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Mar 27, 2004 12:55 am
Posts: 847
Location: Osrodek wypoczynkowy Nomad - Rajski Ogrod
Bylo juz ciemno. Z otaczajacych miasto z trzech stron lak i lasow powoli naplywala gesta mgla. Wlewala sie miedzy uliczki i przetaczajac sie przez nie miaszala sie z oparami sciekowymi. Zachowywala sie jak
zywy organizm wdzierajac sie wszelkimi szczelinami do kolejnych domostw jak gdyby czegos szukajac. A wszystko to w calkowitej ciszy, nawet lesne zwierzeta ucichly.
Zakapturzona postac szla powoli przez ciemne, waskie uliczki kierujac sie w strone nabrzeza. Wokol panowala niesamowita cisza, zniknely gdzies zwierzeta zamieszkujace to niegdys ludne, a teraz opustorzale miasto. Postac takze starala sie niezaklucac tego stanu.
Na srodku skrzyzowania alejek stanela, jak gdyby zastanawiajac sie w ktora teraz strone powinna sie udac.
Nagle drgnela i podniosla lekko glowe. Z pod kaptura mozna bylo zobaczyc siwe wlosy.
...krew...krzyk...bol...mrok... Obrazy powoli ukladaly sie w falujaca tafle lustra i kule przed nim.
Juz wiedzial w ktora strone sie skierowac.
Choc pole widzenia postaci rozciagalo sie na niecale 4m to ten impuls podzialal jak latarnia morska. Ruszyl szybkim krokiem w strone miejsca z ktorego naplywala wizja. Mijal ciemne zaulki, potykajac sie czasem o jakies skrzynki. Nie dbal juz o zaklocana cisze. Chcial dotrzec do tego miejsca puki jeszcze je wyczuwal.
Wizja sie wyostrzyla gdy stanal przed niskim drewnianym budynkiem. Podszedl do drzwi. Wyczul w srodku cztery osoby i silnie emanujace energia dwa przedmioty...kule i lustro. Uderzyl laska w drzwi, z za ktorych chwile potem odezwala sie jaks osoba:
- Nareszcie! Ile mozna na ciebie czekac - glos zblizal sie do drzwi - Mielismy przechodzic bez ciebie.
Dalo sie uslyszec cichy zgrzyt zamka, klamka opadla i drzwi sie uchylily. Teraz dostrzegl szczeguly pomieszczenia. Podloga byla zrobiona z desek, na ktorych namalowany byl zarzacy sie na czerwono pentagram, w ktorego centrum znajdowo sie wielkie lustro i kula przd nim. Powierzchnia lustra falowala zas kula byla lekko przezroczysta z przelewajacymi sie w srodku mrocznymi ognikami.
- Ognisko dusz - mruknela postac. w tym momencie drzwi otoworzyly sie do konca i stanela w nich czarno odziana postac. Gdy zobaczyla przybysza usmiech z jej twarzy zniknal, a pojawil sie gniew.
W jego dloni pojawil sie sztylet z jelcem w krztalcie weza. Nie zdazyl wyprowadzic ciosu gdy cios laska poslal go spowrotem w glab pomieszczenia. Pozostali kultysci z zaskoczeniem patrzyli na zakapturzana postac, ktora wlasnie przekroczyla prog.
- Oddajcie mi to - powiedzial Renler wskazujac laska kule - Oddajcie, a zostawie was w spokoju - powtorzyl beznamietnym glosem.
Tamci tylko spojrzeli po sobie i jak na komende wyciagneli z pod szat czarne sztylety po czym rzucili sie na niego.
Pierwszy napastnik po ciosie kosturem w glowe polecial na przeciwlegla sciane, drugi uniknal ciosu w glowe, ale dostal w bark, co na chwile zbilo go z nog. Trzeci uniknal ciosu i wyprowadzil szybkie pchniecie lecz przecial tylko powietrze. W tym czasie podniosl sie ten, ktory dostal w bark i zaatakowal razem z drugim kultysta. Zaatakowali z dwuch stron, lecz przybysz zakrecil sie z laska ktora o wlos minela twarz jednego z napastnikow i naparl na drugiego. Ten po kolejnym ataku nie zdarzyl sie zaslonic i gruba laga trafila go w brzuch, a gdy sie zgial w pol dostal jeszcze jeden cios w plecy. Ten ktory jeszcze trzymal sie na nogach natarl na przybysza gdy tamten okladal jego towarzysza i cial szeroko na
wysokosci szyji, jednak on zdazyl sie uchylic i w blyskawicznym obrocie machnal mu laska nad glowa. Kultysta zrobil unik i wyprowadzil szybki cios w brzuch jednak tan cios tez nie dosiegnal celu, za to
kostur przybysza trafil go w dlon wytracajac mu bron. W tym momencie ten, krory otwieral drzwi, zaszedl Renlera od tylu i wbil mu sztylet w bok. Tamten tylko steknal i w blyskawicznym obrocie trafil podkuta laga napastnika w dol szczeki. Cios poderwal go z ziemi i poslal krwawym lukiem pod drzwi. Cialo upadlo bezwladnie na podloge, ktora szybko pokryla sie krwia. Widzac to jeden z kultystow, poderwal sie z ziemi i z krzykiem rzucil sie na przybysza. Niezauwarzyl ciosu ktory cisnal nim spowrotem na sciane, ale nim zdarzyl sie z niej zsunac koniec laski przybil go do niej. Patrzyl z przerazeniem jak krew scieka po ostrzu bedacym przed chwila koncem laski. Ostrze po chwili pokrylo sie ostrymi cierniami niepozwalajacymi zsunac sie cialu z ostrza, ktore po chwili odlamalo sie od reszty kostura.
Gdy laska powoli zmieniala sie w miecz Renler wyciagnal ostroznie sztylet tkwiacy w jego boku i schowal w faldach szaty. Chabit w miejcu nad rana przesiakl ciemna krwia. Odwrocil sie i z mieczem w dloni skierowal sie w strone podnoszacego wlasnie sztylet ostatniego kultysty. Ten zwarzyl w dloni bron i rzucil w Renlera. Szybkie machniecie mieczem odbilo sztylet, ktory poszybowal w strone kuli.
- NIE! - krzyknal kultysta gdy ostrze przelecialo przez jej srodek.
Przez chwile nic sie nie dzialo, lecz po chwili klebowisko ognikow w kuli zagescilo sie i eksplowowalo, tworzac gesta chmure. W tym momencie lustro peklo, a w innej czesci miasta na dziedzincu klasztoru walczacy demon zawyl z bolu i jak gdyby skurczyl sie w sobie.
Ostatni kultysta rzucil sie do drzwi, ale w tym momencie jeden z ognikow wystrzelil z chmury i przebil pluco uciekajacego, ktory w jednej chwili zwalil sie na ziemie.
Chmura troche sie rozrzedzila i otoczyla Renlera. Zagescila sie spowrotem na jego postaci,a gdy rana przestala krwawic chmura rozplynela na setki malych polprzezroczystych ognikow, ktore zniknely w cieniu.
Przybysz podszedl do przybitego do sciany ciala, dotknal mieczem wystajacego ostrza. Miecz i ostrze w jednej chwili zlaly sie w calosc, po czym ostrze splynelo ze sciany i ciala na miecz. Zwloki osunely sie
bezwladnie na podloge.
Renler zamiast miecza znow trzymal w reku kostur. Spojrzal jeszcze raz na lustro i przechodzac obok charczacego kultysty wyszedl z domostwa kierujac sie w strone wybrzeza.

Po pewnym czasie gdy mgla dotarla i do tego miejsca, niesamowita cisze zaklocil rozdzierajacy krzyk.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jun 07, 2004 6:58 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Mar 26, 2004 5:37 pm
Posts: 1464
Location: Imperium
- Odkąd cię spotkałem, wiele się wydażyło... - mowił wiedźmin - Szarżujący grubas z rurą, która strzela, to nic w porównaniu do tego co ostatnio przeżyliśmy. Przyłączyłem się do Ciebie, bo ktoś atakując Was, zaatakował także mnie. Nie lubię, gdy ktoś chce mnie zabić. To bardzo nieprzyjemne uczucie. Szczególnie w ciasnych i ciemnych uliczkach wielkich miast. Wytłumacz mi, prosze, po co narażam życie? O co idzie ta cała gra?
Jednak zanim Distant zdązył odpowiedzieć, zdażyło się cos dziwnego. Nagle Faroo poderwał się na nogi przewracając stół, i krzyknął rozdzierająco łapiąc się za serce.
- Co? Co ci jest? - zawołał Ryu.
Jednak Imperator go nie słyszał. Głowę wypełniały mu mysli... a raczej uczucia.
Ból... Strach... Śmierć...
Jakby w szale, rzucił sie do krawędzi pokładu. Kilku marynarzu próbowąło go złapać, ale odrzucił ich uderzeniem ramienia.
Ona umiera...
Potęznym skokiem wypadł za pokład. Kilku ludzi krzykneło.
Widział przed soba zbliżajacą się tafle wody. Tuz przed uderzeniem otworzył sie przed nim portal. Z rozpędem wpadł w niego, po czym rzez infolink wysłał kilka wiadomości.

Kilka wymiarów dalej, pewien oficer odebral jego wiadomość. Historia nie zapamiętała jego imiona, tak jak wielu innych.
Na statkach zawyły alarmy. W stoczniach odżyły od dawnan ie uzywane potężne boty produkcyjne. Floty zaczęły się zbierać i aktywowac systemy uzbrojenia, oczekując na dalsze rozkazy.

Faroo dalej leciał w podprzestrzeni. Ciągle pamiętął Ross 128, gdzie stracil wszystkich, których kochał. To sie więcej nie powtórzy...

_________________
"Przestańmy własną pieścić się boleścią, przestańmy ciągłym lamentem się poić,
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, Mężom przystoi w milczeniu się zbroić"


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jul 21, 2004 2:13 pm 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world
- Ech... - Distant pokręcił zdegustowany głową. Jeszcze spojrzał przez burtę w stronę zamykającego się portalu. - Skoczył w przestrzeń między-światową. Odszedł chyba na dłużej. -

- Dziwny był z niego... - Tu Geralt zrobił znaczącą pauzę tak jakby ważył w myślach następne słowa - ...człowiek.

Obaj przysiedli z przodu okrętu przy lewej burcie by w pełni móc podziwiać miasto. Już świtało. Było niesamowicie jasno jak na tą porę dnia. Odpowiedzialny był za to lód, który pokrywał teraz morza zapewne na całym świecie. Geralt przymrużył oczy i spojrzał w stronę miasta. Światło odbijało się również w strzelistych wieżach pałacu Konklawe. Pałac stanowiło pięć wież wysokich, na co najmniej osiemdziesiąt metrów w kształcie smukłych stożków. Były one Połączone mostami ze szkła w połowie drogi do szczytu. Wieże różniły się, co nieco wysokością. Jak później im wyjaśniono całym królestwem Wysp rządziła Rada Magów zwana Konklawe. Pełniła ona funkcję wykonawczą i ustawodawczą w państwie. W najwyższej z wież znajdowała się sala zebrań Konklawe. Cały pałac był otoczony wysokim murem z granitu wyraźnie oddzielającym miasto od pałacu. Widać było również olbrzymią świątynie o architekturze zbliżonej do greckiej znajdującą się na terenie pałacu. Jej dach wydawał się być pokryty złotymi dachówkami a kolumny wykonane z diamentu. Oczywiście była to tylko udana sztuczka budowniczych świątyni, którzy potrafili odpowiednio dobrać materiały imitujące barwy tych szlachetnych substancji. Resztę miasta stanowiły niższe zaledwie trzy - pięcio piętrowe budowle o całkowicie odmiennej, bardziej współczesnej architekturze o znacznie mniejszym rozmachu. Widać było już kamienne nadbrzeże portowe ciągnące się ze wschodu na zachód wzdłuż całej księżycowatej zatoki nad którą leżało miasto. Na nadbrzeżnej ulicy panował już spory ruch. Nieprzerwanie załadowywano i rozładowywano towar na statki. Verdrhyn, największy węzeł komunikacyjny, łączący Południowe Wyspy z bramą na północ, jaką kiedyś było Brenhen w pełni zasługiwało na miano stolicy.
Po tych wszystkich hałasach nikt już nie spał na statku. Wkrótce dołączyli do nich pozostali członkowie drużyny. Arisu i kapitan tymczasem prowadzili jakąś ożywioną rozmowę na mostku. Mówili półgłosem i odwróceni w stronę morza by nikt nie mógł odczytać tego, co mówią z ruchu ich warg. Nie docenili jednak możliwości grupy. Co najmniej cztery osoby słyszały każde słowo. Na szczęście dla nich jednak słyszeli tylko końcówkę rozmowy.

- Sytuacja jest poważna i dziś wieczór Nadzwyczajne Zgromadzenie Konklawe podejmie decyzję. Nie mamy wyboru i ci obcy też nie mają wyboru. - Meredith oparł się o burtę.

- Tylko, czy zgodzą się współpracować. Plaga, po części z mojej winy, jest już gotowa uderzyć na stolicę i właśnie taki raport złożę przed zgromadzeniem. -

- Sam patrzę na całą sprawę dość sceptycznie. Dlaczego Konklawe nagle miałoby powierzyć bezpieczeństwo całego państwa cudzoziemcom gdyż napisano tak wieki temu w kilku proroctwach. Czy aby na pewno to rozsądne? -

- I z morza o kolorze stali przyjdzie śmierć. - Zacytowała Arisu. Meredith wychylił się przez burtę i spojrzał w stronę morza. Słońce wychyliło się już w pełni zza horyzontu, lecz zostało przysłonięte przez odległą, znajomą im już mgłę. Idealnie gładki, niespękany lód pod nimi przybrał stalowo-szary kolor.

Meredith parsknął i wzdrygnął się - Przypadek.-
- Nie mówiono tego oficjalnie, lecz na pewno słyszałeś pogłoski o przebudzeniu... –

- Słyszałem, lecz nie daje im wiary... -

Nie mówili już nic więcej. Jedynie z narastającym niepokojem w sercach zerkali w morze.

***

Statek był już nad miastem. Bynajmniej nie cumował w porcie, lecz przy wieżach niczym sterowiec na wysokości mostów łączących wieże. Oprócz ich statku, przycumowanych było jeszcze jedenaście jednostek. Wszyscy zeszli z pokładu po moście linowym do Wieży Północnej. Arisu stanęła przed grupą.

- Chciałabym was oficjalnie powitać w Pałacu Konklawe. Jesteście teraz gośćmi całego królestwa. Służba zaprowadzi was do waszych komnat byście mogli się odświeżyć po wyczerpującej podróży. Następnie wskaże drogę do Sali Widokowej gdzie przyszykowano posiłek. -

Wszyscy ruszyli za grupą przewodników. Korytarze i mijane pokoje raziły oczy swoim przepychem. Zgromadzone bogactwa w poszczególnych pokojach wystarczyłyby spokojnie na kupno małego miasta. W końcu doszli do części mieszkalnej z pokojami gościnnymi godnymi dyplomatów a nie przybłędów z innych wymiarów. Kolejne osoby odłączały się od grupy, przechodząc do wskazanych przez służbę komnat. W końcu został tylko Dis. Nim jednak wszedł do wskazanej komnaty, zza rogu podeszła do niego młoda kobieta w stroju równie skromnym, co służba dworu.

- Pani, kazała przekazać wiadomość. - Wręczyła Disowi kopertę, uklękła jak to było w tutaj w obyczaju robić przed kimś o wyższej pozycji i odeszła.

Distant otworzył kopertę. Arisu naprawdę miała szczęście, że w Brenhen zdążył przyswoić miejscowe pismo. Było to pismo fonetyczne, bardzo podobne do łacińskiego. Przyswojenie go zajęło Disowi zaledwie kilka minut. Zerknął na tekst

" Dziś wieczorem po posiłku zostaniecie proszeni na Nadzwyczajne Zgromadzenie Konklawe w związku z Plagą, nadciągającą z północy. Nie jesteście stąd, a wasze zachowanie wzbudza mieszane uczucia. Powiedz o Zgromadzeniu swoim towarzyszom, gdyż sama nie będę obecna na posiłku.
Szkoła Mazrei, Arisu. "

- Hmmm - Distant uśmiechnął się - Interesujące, naprawdę interesujące. - Wszedł do wskazanej komnaty i przysiadł na miękkim fotelu. Przez olbrzymie okno komnaty a raczej szklaną ścianę widział boczną ścianę świątyni i jedną stronę spadzistego dachu. Disu spoglądał na nią tak jakby chciał prześwietlić ją wzrokiem na wylot. Nie było to jednak konieczne, wydawało mu się, że zna część prawdy. Ale czy napewno? Było tyle niepewnych tropów. Zaasemblował na sobie bardziej oficjalne ubranie i czekał w milczeniu aż słudzy przyjdą wskazać drogę do Sali Widokowej.

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jul 21, 2004 4:23 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
Wiedźmin wszedł do swojego pokoju. Zamknął drzwi. Chciał zamknąć je na zamek, lecz w drzwiach nie było niczego, poza klamką. Pokój był dość jasny; ściany były białe, tak jak sufit. Jedynie podłoga miała delikatny odcień szarości. Geralt przykucnął, przetarł dłonią podłoże. *wygląda jak granit...* Wiedźmin zamyślił się. *Nie... nawet, jeśli to są komnaty dla specjalnych gości, niemożliwym by było, żeby wszystkie wyłożono granitem - sam Foltest na swym zamku nie miał tyle kosztowności*. Geralt wstał i rozejrzał się po całym pokoju. Nie było tu okien, tylko jedna, ogromna szklana ściana, wychodząca na świątynię. Mebli nie było wiele; łóżko, szafka nocna, stolik z dwoma fotelami o ciemnoszarym obiciu i przeróżne, drogocenne drobiazgi na ścianach. Geralt nie lubił przepychu. Ten pokój budził w nim mieszane uczucia... był zimny i nudny. Podszedł do łóżka, zdjął buty i odczepił klamrę od pasa, na któym był zawieszony jego miecz. Wszystko to, oraz kurtkę, położył na łóżku. Podszedł do drzwi, znajdujących się w pomieszczeniu. Były zrobione z metalu, lecz nie były zimne jak stal. Miały temperaturę podobną, do panującej w pokoju. Wiedźmin spróbował je otworzyć, drzwi nawet nie drgnęły. Chcąc przyjżeć się im bliżej, zauważył na podłodze, za progiem, niewielką linię wzdłóż drzwi. Coś jakby... szynę. Geralt złapał za wnękę w drzwiach i przesunął je w prawo. Drzwi zniknęły w ścianie, a jego oczom ukazało się następne pomieszczenie.

*czyżby łaźnia?* Wiedźmin uśmiechnął się. Jednak wszystko było tu inne; zamiast balii, była dziura w podwyższonej podłodze, wyłożona jakimś dziwnym materiałem. Wiedźmin zdjął ubrania. Był zmęczony i chciał się umyć. Podszedł do podwyższenia, lecz w nigdzie nie znalazł wiadra z wodą. Zamiast tego, zauważył niewielką rurę, wychodzącą ze ściany, oraz różowawy kryształ nad nią. Dotknął kryształu i w momencie z rury zaczęła płynąć letnia woda. Geralt uśmiechnął się. *Gdyby tylko w każdej gospodzie mieli takie wynalazki...*. Poczekał aż wgłębienie napełni się do połowy wodą i dotknął kryształu ponownie. Na bokach dziury, znalazł delikatną i grubą szmatkę, oraz kostkę mydła.

Gdy odświeżył się i ubrał, do jego pokoju wszedł Distant.
D: Geralcie z Rivii, czy masz może jakieś eleganckie odzienie?
G: Wydaje mi się, że niestety nie... A dlaczego pytasz?
D: Zostaliśmy zaproszeni na posiłek. Służba przyjdzie po ciebie i wskaże ci drogę.
G: Dziękuję. Distant...
D: Słucham?

Wiedźmin chwilę patrzył na towarzysza.

G: Chciałbym później dokończyć naszą rozmowę. Jeśli tylko będziemy mieli chwilę czasu. Mogę cię o to prosić?
D: Dobrze więc, żeby nie marnować czasu później, porozmawiajmy teraz.

Distant usiadł na jednym z fotelów. Geralt naprzeciwko niego.

D: Chcesz wiedzieć, dlaczego ktoś na nas poluje? Chętnie bym ci o tym opowiedział, lecz sam nie wiem, o co tu chodzi. Mam kilka pomysłów i teorii, lecz żadnej z nich nie jestem pewien w stu procentach, dlatego nie chcę ani cię straszyć, ani robić złudnych nadziei.
G: Nieważne... chcę po prostu wiedzieć, kto za tym stoi.
D: Naprawdę nie wiem. A teraz muszę już iść. Mam kilka spraw do załatwienia. Zobaczymy się na uczcie. Aha... opożądź to ubranie które masz. Musimy jakoś wyglądać.
G: Dobra, zrobię to. Do zobaczenia.
D: Do zobaczenia.

Distant lekkim krokiem wyszedł na korytarz i skierował się do następnego pokoju. Wiedźmin zamknął za nim drzwi i usiadł na łóżku. Pogrążył się we własnych myślach. Miał mętlik w głowie. Nagle oprzytomniał;
*Uczta! Nawet nie wiem kiedy się zaczyna! Distant mówił, że służba po mnie przyjdzie... Lepiej się przygotuję*. Wiedźmin zdjął jeszcze raz ubrania, wygładził je i szmatką z łaźni wyczyścił drobne plamki na białej koszuli. Na jego czarnych spodniach nie było widać ani odrobiny brudu. Szybko ubrał się spowrotem, włożył koszulę do spodni i wyprostował ją. Następnie zajął się butami. Gdy był gotów usiadł na łóżku.

*Ciekawe, kiedy po mnie przyjdą?...*

Siedział tak kilka minut. Rozmyślał o tym, co powiedział mu Dis. Sam nie wiedział co robi w tym świecie. Był pewien tylko jednego; ktoś, lub coś, próbuje go zabić... a raczej ich wszystkich. Wiedział, że może sie przydać. Że nie jest zbędny. Dlatego postanowił się przyłączyć do drużyny pod lasem. Dlatego z nimi został.

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Jul 29, 2004 4:10 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Mar 27, 2004 12:55 am
Posts: 847
Location: Osrodek wypoczynkowy Nomad - Rajski Ogrod
Bezkresna lodowa pustynia, niegdys wielkie morze, teraz cmentarzysko strzaskanych wrakow wystajacych z lodowca.
Nad nim wsrod chmur i morskich ptakow, bezskutecznie wypatrujacych pozywienia w bialej pokrywie, sunela dziwna, widmowa lodz. Polprzezroczyste zagle wydymaly sie na niklym wietrze.
Zeglujac wsrod nielicznych oblokow kierowala sie w strone wyspy majaczacej na choryzoncie.
Na polmaterialnym pokladzie drakkara stala zakapturzona postac, trzymajaca w reku kostur.

Mroczna wyspa, porosnieta czarna, gruba i ostra trawa, w sercu ktorej wznosil sie dawno wygasly wulkan. Na skalach wokol niej porozzucane byly szczatki statkow i ich pasazerow. cieszyla sie ona zla slawa wsrod marynarzy. Kazdy wolalby wyskoczyc za burte w czasie sztormu, niz postawic noge na tej splugawionej ziemi. Wokol wyspy krazylo tak wiele legend i mrozacych krew w zylach historii, ze nikt o zdrowych zmyslach nie wazyl sie do niej zblizac. Ci co sie odwazyli nigdy juz nie wracali.

Wokol wulkanu stojacego w centrum wyspy ustawione byly totemy z kosci, nie tylko ludzkich, a jedynego wejscia do srodka, owalnej, ziejacej ciemnoscia dziury w skale strzegly dwa kamienne gargulce.
Wewnatrz, w ogromnej sali oswietlonej poludniowym sloncem, wpadajacym przez krater u szczytu wulkanu, staly poustawiane wzdloz scian ogromne szafy z uginajacymi sie od grubych ksiag pulkami. Stare, drewniane stoly, ustawione w okrag byly zapelnione stosami ksiag i map. W samym centrum komnaty, wprost z podlogi wydobywal sie ogien, tworzac sredniej wielkosci ognisko. Naprzeciw niego w hebanowym fotelu siedziala stara postac wpatrujaca sie w ksiege na kolanach.
- Taaak... - odezwala sie cichym, szeleszczacym glosem - to musi byc to.
Mezczyzna podniosl glowe z nad ksiegi i wyciagnal reke w strone jednego ze stolow. Uniosly sie z niego dwie mapy i polecialy w strone postaci. Jedna z nich byla pozolkla z powycieranymi dziurami i zatartymi niektorymi konturami, a druga calkiem nowa. Obie przedstawialy ten sam
wycinek ladu i.. miasta oblewanego z jednej strony przez morze. Mapy zatrzymaly sie przed mezczyzna na wysokosci jego oczu. Spojzal jeszcze raz w ksiege...
- Taak, to musi byc to, po tylu latach...
Usmiech na twarzy mezczyzny zniknal natychmiast, jak by go tam nigdy nie bylo. Machnal reka przed mapami, ktore natychmiast odlecialy na najblizszy stol.
Skierowal reke w strone ognia, zamknal oczy i bezglosnie poruszyl wargami. Ogien zafalowal i pojawil sie obraz niematerialnej lodzi, atakowanej przez skrzydlate istoty.

Drakkar zwolnil, wyspa byla juz niedaleko.
TO MIEJSCE JEST STRZEZONE, NIE MOZEMY TAM PRZEBYWAC - odezwaly sie glosy w golwie REnelra. - ZOSTAWIMY CIE NA BRZEGU. TO CZEGO SZUKASZ JEST SERCEM WYSPY.

Gdy lodz zblizyla sie do brzegu, z wrakow i przybrzeznych jaskin zaczely wylatywac skrzydlate postaci. Przypominajace z wygladu kobiety, ale zamiast rak posiadajace skrzydla, a zamiast stop cztery szpony.
Od razu skierowaly sie w strone statku. Okrazaly go obserwujac by w pewnej chwili zucic sie na nigo. Wiekrzosc zaatakowala maszt i zagiel, jednak tylko przez niego przelatywaly i z przeszywajacym krzykiem wracaly na wyspe. Reszta atkowala Renlera. Wiele z harpi po trafieniach
kostura spadalo do wody. Jednak nie mogl on poradzic sobie z laczacymi sie w coraz wiekrze grupy istotami. Gdy ich pazury zaczely muskac postac, zagiel i maszt rozplynely sie, by po chwili ogarnac caly statek ciemnym calunem.
Kostur, ktory trzymal w reku zaczal przybierac sierpowaty krztalt. Krztalt...luku.

- O niee, nie pozwole zebys mi teraz przeszkodzil. Jestem za blisko zeby sie wycofac. - skierowal obie rece w strone ognia i wyszeptal kilka niezrozumialych slow.
Płomien na chwile przygasl, by po chwili wystrzelic slupem w niebo.
Nad wyspe zaczely naplywac chmury, z kazda chwile zbijajac sie i rosnac coraz bardziej.
Po niecalych dwuch minutach nieprzenikniona czarna chmura otoczyla statek.
- To nic osobistego, ale nie moge pozwolic bys pokrzyzowal mi plany. - odezwal sie szeleszczacy glos w glowie Renlera. - Jestem zbyt bliksko...
Glos urwal sie w chwili poteznej serii piorunow przeszywajacych statek i przestrzen dookola.
Powietrze wokol zaczelo gestniec, a kolejne lancuchy piorunow ukladaly sie w kule otaczajaca drakkar.
REnler poczul bol i krzyk setek dusz statku przeczuwajacych to co sie za chwile stanie. Gdy sam to zobaczyl zdazyl tylko wyzucic z siebie dawno zapomniane przeklenstwo.
-O kur...
Z ostatnim wyladowaniem, ukazala sie sferyczna siatka blyskawic, ktora w jednej chwili zapadla sie w sobie i zniknela razem ze statkiem, ktory otaczala.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Aug 10, 2004 9:50 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Przemiezal swiaty, setki swiatow Multiworldu. Te pelne technologicznych cudow , jak i pelne magicznych mocy, tworzacych rownie wspaniale twory. Widzial blaski i cienie...i wyczuwal go.
Moc miecza przenikala granice swiatow, bedac dla jego percepcji niczym latarnia na skalistym wybrzezu dla targanego sztormem okretu.
Verdrhyn umarlo. Doslownie. Lod pokryl wszystko, zamieniajac miasto w surrealistyczna rzezbe. Mgla, zascielajaca ulice dopelniala niesamowitego wrazenia.
Pamietal. Nie byla to jego pamiec, wiedzial o tym. To istota miecza, nie rozumna, lecz w pewien sposob swiadoma przekazala mu wspomnienia. Wspomnienia bitwy, smierci. I czlowieka dzierzacego pare niezwyklych mieczy.
Teraz on byl jednym z nich.
Zielony krysztal wpadl w gorne warstwy atmosfery planety. Obracajac sie, rozgrzewal sie, opadajac coraz nizej. W koncu rozgrzany kamien wbil sie w jedna z lodowych gor, ktora do niedawna byla fala rozbijaca sie o nadbrzeze Verdrhyn.
Lod zaczal swiecic. Mgla rozstapila sie, gdy strumien pary niczym gejzer odnalazl droge na powierzchnie. Syk a poten gwizd rozgrzanego gazu wypelnil okolice, by ucichnac, gdy zastapil go lomot pekajacego lodu.
Cai podniosl sie. Cale jego cialo jakby plonelo, gdy materializowalo sie i odzyskiwalo dawna forme. kazda martwa komorka ponownie odzyskiwala dawna postac. krew ponownie zaczynala krazyc w zylach a organy pracowac...
Nie byl to bezbolesny proces.. Potezna moc, ktora pozwolila mu wrocic do zycia, miala skutki uboczne. Okolica zmieniala sie. Raz znajdowal sie w sal pelnej ludzi, po chwili na pustyni smagany wiatrem....gdy w koncu otworzyl oczy odcinek portu, w ktorym sie pojawil byl rajskim ogrodem...
Strzepek mgly, ktora w miedzyczasie ponownie poczela zalewac okolice, dotknela jego ramienia. Demon upadl na kolana i po raz kolejny miasto wypelnil nieludzki krzyk. Bol byl nawet wiekszy niz poprzednio. Bol duszy.
A pozniej Verdrhyn zalalo morze. Morze ognia.

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Aug 11, 2004 10:32 am 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world
Tymczasem w Wieży Północnej na tarasie widokowym zebrała się już cała drużyna by... Ucztować. Należy zaznaczyć, że potraktowano ich jak najznamienitszych gości państwa. Co najmniej bezpośrednich reprezentantów królów odległych imperiów. Stół ciągnął się wzdłuż całej barierki, dzięki czemu wszyscy mogli podziwiać miasto w czasie jedzenia. W kącie stało dwóch młodych chłopców przygrywających na harfach. Mazoku spojrzał na harfy. Miał wrażenie, że już gdzieś widział podobny kształt i styl instrumentu. Szybko jednak zmienił obiekt obserwacji. Na taras weszła skąpo odziana obsługa. Wystarczyło wskazać danie by... Kelnerka nałożyła na talerz porcję. By wyrazić szacunek wobec gościny wszyscy przebrali się stosownie do okazji. Nie wszystkim to odpowiadało. Geralt wiercił się we fraku jakoś niespokojnie. Bardzo ostrożnie posługiwał się widelcem. Trzymał go tak jak trzyma się broń a nie narzędzie służące do jedzenia. Zapewne wolałby nie korzystać z widelca przy tej dość smakowitej nóżce kurczaka. Towarzyszył im Lord Simius. Wysoko-urodzony starszy człowiek odpowiedzialny za kontakty z oficjalnymi gośćmi państwa. Coś w rodzaju Ministra Spraw Zagranicznych można by powiedzieć. Chodź nie takim terminem się tu posługiwano. Lord Simius cierpliwie wyjaśniał wszelkie tajemnice, Verdrhyn, które przykuły ich oczy. W końcu Distant wspomniał o przesłuchaniu przed Konklawe. Rozmowa w pełni zeszła na ten temat i przykuła uwagę wszystkich zgromadzonych na tarasie. Nawet służba przysłuchiwała się uważnie.

- Proszę być szczerym, jaki interes może mieć Królestwo Wysp w kilku pozaświatowcach. Być może jesteśmy silni, być może nie. W każdym bądź razie nie stanowimy zagrożenia. Miasto nadal stoi. - Dis uśmiechnął się i sięgnął po jeszcze jeden tzw. rucerl. Rodzaj strucla wyciągniętego z karmelu i pokrytego pikantnymi przyprawami. Nietypowa kombinacja uchodząca za miejscowy przysmak.

- Nie rozumiecie w pełni sytuacji. Od wieków znajdujemy się w stanie wiecznego alarmu. Walczymy już z plagą od dwunastu wieków. Nigdy jednak plaga nie posunęła się tak daleko na południe. Dwa lata temu padły dwie najbardziej wysunięte na północ twierdze Tyroplis i Ysgren leżące na północnym kontynencie. To pozwoliło nieumarłym zejść z gór i odzyskać kontakt z tym czartem z wyspy... - Lord Simius na chwilę przystanął.

- Masz na myśli panie tajemniczego nekromantę, który terroryzował Brenhen? - Odezwał się Mazoku

- Tak... Stara historia. Szaleniec specjalizujący się w kontroli pogody opętany manią nieśmiertelności. Było kwestią czasu, gdy zwróci się ku zakazanej wiedzy. Jednak wróćmy do tematu. Było kwestią czasu, gdy upadnie Brenhen. Zdarzało się już to w przeszłości, lecz nie spodziewaliśmy się, że dojdzie aż do tego.... - Simius wskazał na ocean lodu.

- Teoretycznie daje to przewagę taktyczną wojskom nieumarłych. Lecz niewielką. Pozwoli im dojść do miasta od morza. Ale w końcu to jest otwarta przestrzeń, bez przeszkód terenowych służących za osłonę... - Geralt

- Nie w tym leży problem, naprawdę nie w tym... Rada wyjaśni... - Simius przycichł.

Dis wstał od stołu i podszedł do barierki. Spojrzał w dół. Byli na wysokości około 500 metrów. Tuż pod nimi widać było dach świątyni.

- Czy wyjaśnienie leży w tamtym budynku? - Dis wskazał ręką na świątynię. Simius szeroko otworzył oczy i westchnął. - Jesteś przenikliwy Panie. Cały problem obraca się wokół potęgi zawartej w Świątyni Światła.

- A co takiego tam się znajduje? - Wszyscy spojrzeli na milczącą dotąd Vanny. Zadała oczywiste pytanie w takiej sytuacji. Dotychczas zarówno Simius jak i Dis dawali sobie nawzajem odległe aluzje, co do aktualnej sytuacji.

Simius nie zdążył odpowiedzieć na pytanie. Do sali wbiegł posłaniec. Konklawe już się zebrało i czekało na pozaświatowców. Wszyscy wstali od stołów i ruszyli za posłańcem w stronę windy napędzanej zapewne tym samym sposobem, co i statki. Za pomocą magii...
***

Po pięciu minutach byli już na samym szczycie Północnej Wieży. Winda otworzyła się wprost na olbrzymią salę gdzie wokół solidnego stołu na kształt podkowy zasiadało czterdziestu ośmiu starców żywo wyciętych z taniej fantastyki. Posłaniec zaprowadził ich na sam środek sali gdzie czekały już krzesła.

- Oto pozaświatowcy, goście Zjednoczonego Królestwa! - Zaanonsował ich posłaniec i wrócił do windy.

- Usiądźcie. - Odezwał się starzec zasiadający w samym środku podkowy. - Wasze przybycie wzbudza w nas lęk, mimo to jesteśmy cywilizowanymi ludźmi i nie zabijamy tego, czego nie rozumiemy do końca. Staramy się poznać naturę tej rzeczy i rozwiązać problem pokojowo. -

- Mądry wybór, szacowny Najwyższy. - Distant wykonał miejscowy gest pozdrowienia i usiadł na jednym z krzeseł. Reszta lekko zdezorientowana również przysiadła.

- Rozumiem, że ty Panie będziesz głosem dla was wszystkich tak jak i ja jestem głosem dla Rady. –

Distant skinął głową.

- Wasze przybycie, stanowi jeden ze znaków danych w starożytnej przepowiedni. Przepowiedni, która odmieni oblicze naszego królestwa. Czy znacie naszą historię? -

- Tylko w zarysach pa..Emm Najwyższy - Wtrącił się Geralt.

- Czy słyszeliście o Wojnie Światła i Cienia? O wielkiej bitwie, w czasach, gdy Verdhdryn było jeszcze monarchią? - Widząc, dość zagadkowe wyrazy twarzy, Distanta i Mazoku oraz twarze świadczące o niewiedzy u reszty Najwyższy kontynuował - Ponad dwa tysiące czterysta lat temu na polach tuż za miastem rozegrała się ostatnia bitwa między siłami Światła naszego świata a tymi, którzy za Pana obrali Ciemność. Dzielny król Rodryk dzierżąc Święty Miecz Prawa pokonał Spaczonego przez złe moce zaklęte w miecz Lorda Nezgatha. Niestety odniósł śmiertelne rany. Jego potomek zamiast zniszczyć przyczynę zła za nowy symbol królestwa obrał dwa miecze. Stąd nasz aktualny symbol - Najwyższy wskazał na flagi powieszone dookoła sali. Nie wiadomo, co się stało potem, gdyż stare miasto zostało spalone, potomek zaginął, zaginął też jeden z mieczy. Na szczęście Święty Miecz Prawa ocalał. W późniejszych czasach, gdy pojawiła się Plaga artefakt zyskał na znaczeniu. Żaden nieumarły nie jest w stanie podejść do miasta na odległość horyzontu bez odniesienia ran od aury miecza. -

- Rozumiemy teraz, lecz jaki ma to związek z nami? -

- Wasze pojawienie ma związek z proroctwem na temat przyszłości mieczy. Czy widzieliście drugi miecz? - Najwyższy przenikliwie przyglądał się kolejnym osobom z drużyny, lecz znów nie dostrzegł nic prócz niewiedzy lub emocjonalnej pustki. Aż wzdrygnął się, gdy spoglądał na Mazoku. Nie był w stanie nic odczytać, szybko przesunął wzrok na Vanille.

- Najwyższy nie musisz uciekać się do wrodzonej empatii by poznać prawdę. Będę szczery i powiem, że doszły do mnie... Raporty o być może tym samym artefakcie. Osobnik go dzierżący napadł planetę w innej rzeczywistości, lecz został pokonany. - Dis uśmiechnął się i spoglądał na Najwyższego oczekując reakcji zaskoczenia. Nie zawiódł się. Najwyższy uniósł brwi.

- On nie został pokonany. Na pewno nie został! Proroctwo już zaczęło się spełniać. Ocean zmienił się w lód, Plaga powróciła z północy, z innego świata przybyli potężni... Bogowie..., Którzy -

Geralt zaniósł się śmiechem na ostatnie zdanie. Szybko jednak uspokoił się napotykając ostry wzrok Najwyższego.

- ...stoczą walkę w ogniu. W wyniku tej walki na śmierć i życie Miecz straci Moc i przestanie nas ochraniać. Nie muszę mówić, czym się to dla nas skończy w obliczu Plagi. Dlatego chciałbym was prosić... -

- Mamy nie ruszać artefaktu? - Dis spojrzał na Najwyższego.

- Tak, właśnie o to chciałem prosić. Nadchodzące wydarzenia są nieuchronne gdyż już zostały przewidziane. Możemy jednak próbować zmienić naszą przyszłość... -

- Osobiście nie wierzę w proroctwa, lecz jeśli jesteśmy pionkami w planach, kogoś lub czegoś i zdajemy sobie z tego sprawę możemy je pokrzyżować. - Dis odetchnął. - Czy są jakieś znaki, kiedy ma dojść do tej... bitwy? -

- Zaraz, gdy z nieba spadnie ogień.... - Najwyższy nie zdążył dokończyć zdania, gdy przez niebo przemknęło oślepiające światło prosto w stronę portu. Rozległ się wielki huk. Wszyscy wstali z miejsc i ruszyli w stronę szklanych ścian. Płonęły liczne zabudowania portowe.

- Płoną magazyny z fosforem! - Ktoś krzyknął.

- Niedobrze, zaraz ogień dojdzie do zabudowań Hanzy. Naraża to mnie na wielkie straty! – Odezwał się inny zrozpaczony głos.

W pomieszczeniu zapanował wielki zgiełk.

- Cisza! - Krzyknął Najwyższy. - Ogłaszam koniec Konklawe! Pozaświatowcy jesteście wolni, nadal na statusie gości Królestwa, póki nie wypełni się wasze przeznaczenie. -

Na chwilę zapanowała cisza. Członkowie drużyny wykonali miejscowy gest pożegnawszy i ruszyli w stronę windy. Distant nie ruszył jednak w stronę pokoi. Jechał windą na sam dół.

- Gdzie idziemy? - Odezwał się Geralt.

- Idziemy? Zatem też chcesz iść? Idziemy gasić pożar. - Uśmiechnął się Dis.

- Za nic nie przepuściłbym takiej okazji. -

- Pójdziemy tam wszyscy. To nasz obowiązek pomóc. - Z windy nie wyszła również Vanny.

- Ehhh... - Westchnął Mazoku. Chyba zbyt dużo pozytywnej energii było w powietrzu, bo przybrał wyraz twarzy kogoś, kto zetknął się z czymś wyjątkowo obrzydliwym. Nikt z nich nie wyszedł z windy. Wszyscy chcieli pomóc.



***

Dotarli nad nadbrzeże portu, przedzierając się przez gryzącą mgłę. W koło w panice biegała masa ludzi. Część starała się zorganizować jako taką akcję gaśniczą. Z pożogi wynoszono ciężko poparzonych, krzyczących, zwijających się z bólu, konających...

- Geralt, zorganizuj jakoś akcję gaśniczą niech nie biegają po wodę do studni w głębi miasta. Przecież tuż obok mają lód! Jest tak gorąco, że stopi się nim doniosą do centrum pożaru - Dis wskazał na morze. Distant, Ryuzoku i Vanille podbiegli do rannych. Jeden z przybyłych na miejsce lekarzy zaznaczał kredą na czole ciężej rannych, których niewielki personel nie był w stanie jego zdaniem już uratować.
- Zostaw to, uratujemy ich wszystkich! - Ryuzoku odepchnął lekarza - Oni bardzo cierpią, lecz na szczęście ich rany nie są groźne... -

- Jesteś idiotą! Oni już są martwi! Straże! - Nim przybyły straże Ryuzoku zdążył rzucić zaklęcie uzdrowienia na pierwszego poparzonego. Rany ustępowały momentalnie. Ranny nadal był nieprzytomny, lecz nie był już w stanie agonalnym i wszystko wskazywało, że śpi po wyczerpującej kuracji.

Oniemiali strażnicy przystanęli.
- Potężna magia lecznicza... - Lekarz westchnął z wrażenia.

-, Co w tym znajdujesz dziwnego. Przecież sami paracie się magią... - Ryu westchnął.

- Owszem, lecz nasi magowie nie rozumieją natury większości zgromadzonej wiedzy ocalałej po zniszczeniu miasta. Ku mojemu smutkowi w wyniku wojny z plagą rozwinęła się tylko magia wojenna... -

Vanille rzuciła odmienne zaklęcie. Zerwał się wiatr, który rozproszył gryzącą mgłę. Wszyscy poczuli się jakby żwawsi i bardziej rześcy. Rany poparzonych wystawione na działanie tego wiatru goiły się w oczach. Tymczasem Distant wystawił przed siebie otwartą dłoń i wskazał najbliższą ofiarę pożaru. Błękitne światło strzeliło z jego dłoni i objęło rannego. Rany zniknęły natychmiast i niedoszła ofiara pożaru otworzyła oczy zdziwiona, że jeszcze żyje.

- Tego nie jestem w stanie uratować. Nie znam zbyt dobrze zaklęcia wskrzeszenia... - Ryuzoku wskazał na młodego chłopca wyglądającego na marynarza.

- Nie martw się pomogę ci.. - Vanille stanęła przy Ryuzoku rzuciła odpowiednie zaklęcie.

Jeden z uzdrowionych otworzył oczy i zaczął krzyczeć - Tam jest demon. Mówię wam demon! Wyszedł wprost z zielonego kryształu i wraz z nim rozpętał się ogień! -

Tymczasem Geralt i Mazoku coraz sprawnie nadzorowali miejscowych. Udało im się ugasić magazyny leżące głębiej w mieście i przycisnąć ogień do brzegu. Mazoku nic nie robił sobie z płomieni i najzwyczajniej przechodził poprzez płonące pomieszczenia w poszukiwaniu jeszcze jakiś żywych osób. Nikogo jednak już nie znalazł.

- Pozostał jeszcze tamten magazyn z fosforem. Ludzie mówią, że od stamtąd się zaczęło. - Krzyknął, do Mazoku Geralt.

- Tam jest człowiek! - Ktoś krzyknął w tłumie gaszących.

Geralt zasłonił oczy ręką. Patrzał poprzez palce, by poprzez oślepiający blask płomieni dojrzeć cokolwiek. Pomiędzy płomieniami w ich kierunku kroczył nagi mężczyzna.

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Aug 11, 2004 11:43 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Wspomniany demon zataczajac sie zblizal sie do grupy pozaswiatowcow, podczas gdy miejscowi formowali linie obrony.
Glowie Caia wypelnialy setki obrazow. Historia...wojna, nieumarli, wszystko o czym niedawno opowiadal swoim gosciom Najwyzszy demon doswiadczal osobiscie.
Jeden ze straznikow, kierujac sie jakas pokretna wola wykazania sie, wysunal sie naprzod, sciskajac w rekach gizarne. To nic strasznego, pomyslal. Ten knypek mialby byc demonem?- mysli przeplywaly przez jego glowe- demony, o ktorych slyszalem nie trzymaja sie za glowy, jeczac.
Pokrzepiony ta mysla, pchnal trzymana bronia. I, ku zdziwieniu Distanta i pozostalych, trafil.
Uderzenie wyrwalo Caia z transu. Mlodzik, trzymajacy drugi koniec drzewca usmiechal sie triumfalnie do chwili, gdy niesamowite oczy demona spotkaly sie z jego wlasnymi. Wtedy zawyl, potwornie. Krzyczal nawet wtedy, gdy nie byl juz straznikiem, a poskrecana masa ciala i kosci.
Demon zatoczyl sie po raz kolejny. Ostrze gizarny wysunelo sie z jego brzucha, goraca krew upadla na pokryta lodem bruk. Cai po raz pierwszy rozejrzal sie po okolicy. Wsrod przerazonego tlumu wyraznie odcinala sie niewielka grupa, ktora wydala mu sie dziwnie znajoma.
-Wy..-wychrypial z trudem. A pozniej przyjrzal sie ich minom, po czym podazyl za ich wzrokiem w dol swojej sylwetki.
-Ups...

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Sep 13, 2004 7:42 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...
Wiedźmin patrzył, jak człowiek umiera... Okropnie umiera. Nagle, spojżał w niebo.

"Niech to diabli!" - Zaklął w myśli.

-Wybaczcie, muszę odejść na krótki czas. Lecz nie martwcie się, wrócę naprawdę szybko!

Geralt pobiegł wzdłóż ulic miasta. Udał się w stronę alejek z budynkami użytku publicznego i sklepami. Odnalazł szyld głoszący napis "Usługi Teleportacyjne". Wszedł do środka.

G_B_W: Witam.
Mag: Witam również. Czym mogę służyć.
G_B_W: Chciałbym się gdzieś przenieść.
M: Gdzie dokładnie?
G_B_W: Macie może mapy Północnych Królestw?
M: Chmmm... Tak, gdzieś mamy te stare mapy...

Mag przeszukał dokładnie półkę, z okrągłymi półeczkami i odnalazł zakurzony zwój. Rozwinął go na stole.

M: Więc gdzie chciałby się pan przenieść?

Wiedźmin już w pośpiechu studiował mapę. Odnalazł odpowiednie pasmo górskie i wskazał jego podnóża, mniej więcej w połowie długości.

G_B_W: O tu!
M: Taaak... to będzie kosztowało...
G_B_W: Zapłacę po powrocie. Dokładnie za 2 godziny przeniesiesz mnie spowrotem. Wtedy podasz cenę, dobrze?
M: Ah. Rozumiem... W takim razie niech pan przyjmnie ten oto pierścień. Pozwoli nam na sprowadzenie pana spowrotem.
G_B_W: Dobrze więc, możemy zaczynać?
M: Oczywiście. Proszę wejść tutaj, zamknąć oczy i odprężyć się.

Wiedźmin wszedł do jasnej tuby. Zniknął w niej błyskawicznie.

------------------------------------------------------------------------------------

Dokładnie po dwóch godzinach, pojawił się w tubie momentalnie. Podszedł do Maga.

G_B_W: Więc ile wynosi zapłata?

Mag pokazał mu cennik zapisany runami.

G_B_W: Dobrze więc, oto pieniądze. Dziękuję i do widzenia.

Mag nawet nie zwrócił uwagi, że Wiedźmin był konno. Wkońcu ludzie przybywali z większymi towarami. Geralt skierował konia w stronę magazynów. Wyglądało na to, że pożar został ugaszony, lecz...


Wybaczcie, że zastosowałem coś tak drastycznego, lecz dzięki Lockwood'owi nagle pojawiłem się w Wiedźmińskim Siedliszczu --'. To, co robiłem przez te dwie godziny, jest tam opisane. Jeszcze raz przepraszam i uświadomię Lockyego o jego błędzie.

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Sep 24, 2004 3:12 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Nie zastanawiajac sie zbytnio Cai wypowiedzial krotkie zaklecie. Ubranie, idealnie dopasowane po prostu pojawilo sie na nim. Kolejne krotka inkantacja zatrzymala krwotok.
Zanim jednak zdazyl wypowiedziec chocby slowo, wydarzenia w innym wszechswiecie daly o sobie znac.
Cai zgial sie w pol, gdy potworny bol zaczal rozrywac mu glowe. Niekotrolowany wybuch mocy po prostu zdmuchnal straznikow otaczajacych go dotychczas. Podobny los spotkal najblizsze zabudowania.
Cai oparl sie o cudem ocalaly fragment muru. Swiat przed jego oczami zdawal sie rozplywac w czerwonej mgle. Bol byl potworny. Jakby ktos odzieral go z duszy.
Moc, niesamowita moc miecza zaczela sie demonowi wyrywac spod kontroli.

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Sep 25, 2004 1:59 pm 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Sep 25, 2004 4:18 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 31, 2004 9:10 pm
Posts: 760
Location: Rivia...

_________________
Geralt z Rivii...

"Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina."

-Grafitti na murze Katedry Prawa Uniwersytetu w Oxenfurcie

Teraz słucham:


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 81 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 2 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group