Distant pozwolił sobie na lekki uśmiech. Od wieków nie widział czegoś równie nadzwyczajnego. Czegoś, co wprowadziło trochę urozmaicenia to jego obowiązków. Najciekawsze w tym wszystkim było, dlaczego avatar dla tej potęgi był za silny. Wymykał się Wiatrowi Zmian spod kontroli za każdym razem, gdy ten próbował mocniej zacisnąć pętlę. Oczywiście w wymiarze czasu nie miało to znaczenia. Chaos przeważy, lecz jak długo Dark Caibre może opierać się narzuconemu jarzmu.
- Nic nadzwyczajnego, jak na uosobienie podstawowej z sił. - Distant krzyknął w stronę nieustannie zmieniającego się wiru. Wiedział, że avatar przegra, że jest tylko kwestią czasu, gdy umęczona dusza podda się. Mimo to warto było spróbować jawnej prowokacji. Manifestacja Chaosu najwidoczniej posiadały wyjątkowo rozbudowane emocje i mogła zostać sprowokowana do irracjonalnych działań.
Zmiany wiru znów przybrały na gwałtowności. Słowa musiały jednak wyprowadzić Wiatr Zmian z równowagi psychicznej, jeśli w ogóle o takiej można było mówić.
- Manifestacja mocy zależy od avatara głupcze! Ten jest silny, lecz ulegnie naszej woli całkowicie. To tylko kwestia czasu. Wystarczająco silny avatar przeważy szale w całej grze. Zmiażdżę cię jako pierwszego. -
- Oh, więc tak to się nazywa. Toczycie od zawsze grę. A jaka jest stawka? Całe istnienie? - Distant słyszał już kroki Geralta. Wiedźmin był już blisko. Zaraz wychyli się zza rogu ulicy. Distant odwrócił się w stronę, z której miał nadbiec. Tymczasem powietrze wokół niego zaczęło dygotać. Z wiru wynurzyły się ręce - wykrzywione, poskręcane od skurczy i poruszające się jak na linkach. Geralt już widział Distanta. Brakowało mu tchu, lecz musiał się zdobyć na ten ostateczny wysiłek.
- Łap! - Z całej siły rzucił zawiniątko w stronę Distanta. W powietrzu koszula rozwinęła się ukazując błyszczącą klingę miecza. Distant bez trudu złapał nadlatujący miecz i ostrze wykierował w stronę Dark Caibre. Metal rozjarzył się, a powietrze wokół Distanta uspokoiło się.
- Ciekawą walkę byśmy mieli. Ty i ja. Niełatwo byłoby ci złamać symetrię równań rzeczywistości, które stoją w mojej obronie - Z wiru poczęły strzelać czarne iskry. W drodze do Distanta napotykały one białe iskry strzelające z miecza. Łączyły się razem generując świetlistą błękitną ścianę. Obszar ziemi niczyjej, gdzie ani Ład ani Chaos nie były niepodzielnym panem.
Distant cofnął miecz tak, aby mieć dogodne pole do zadania szybkiego przeszywającego pchnięcia. Ubyło trochę iskier, poświata zbladła.
- Pozwól jednak, że tym razem odegram rolę pionka twojego rywala. - Distant odbił się od ziemi. Poszybował w linii prostej w stronę wiru. Wyrzucił przed siebie miecz....
Jak przy napotkaniu jądrowej fali uderzeniowej wir ustąpił ukazując całego Dark Caibre. Dyszał jak człowiek, który właśnie o mało, co nie utonął. Lekko zgarbiony, jedną dłonią ściskał klingę miecza. Ściskał aż do krwi. Druga ręka zwisała bezwładnie. Distant trzymał zaś oburącz miecz, który na wylot przebił ramię demona. Powoli wyciągnął ostrze. Caibre westchnął z bólu i upadł na kolana. Obficie krwawił, lecz na ranach już tworzył się skrzep. Mimo strasznego wyglądu nie były poważne jak na demona. Głębsze musiały znajdować się w jego duszy. Wiatr Zmian nie został unicestwiony tym pchnięciem. Distant przyklęknął przed Caiem. Wziął w dłonie zakrwawiony miecz i położył na ziemi. Demon uniósł wzrok na Distanta.
-, Jeśli nie chcesz by opanował cię Chaos to twój jedyny ratunek. Dzierż ten miecz, póki nie znajdziemy innego rozwiązania. -
Dark Caibre sięgnął po miecz zdrową ręką, lecz zatrzymał się w połowie drogi. Wahał się czy aby to jest słuszna decyzja albo to Wiatr Zmian próbował go odwieść od tej decyzji.
- Będziesz słyszeć je oba. Strażnik Praw kusił mnie bym przebił ci serce... - Distant pokręcił lekko głową - Na szczęście pokusy władzy i mocy nie są dla mnie. -
Demon chwycił miecz. Przypatrywał się ostrzu przez chwilę a następnie wstał.
- Teraz słyszę je oba. Sprzeczne nakazy, sprzeczne przymusy. Lecz, żaden z nich nie jest wystarczająco silny. - Dark Caibre wstał z ziemi. - W takim stanie chyba szybko postradam wszystkie zmysły... -
- Mówiąc szczerze, był już taki przypadek. Mieszkaniec tego świata był posiadaczem obu tych mieczy. -
-, Co się z nim stało? - Demon nie odzyskał jeszcze w pełni sił i wspierał się na mieczu.
- Dokładnie to, o czym mówisz. Oszalał i spalił to miasto... - Distant uśmiechnął się, widząc, że Dark Caibre nie wykazuje już żadnych oznak utraty kontroli - Hmm, a tak wracając do spraw przyziemnych...Czy jesteś nudystą? -
- -_- -
_________________ Nothing is impossible...
|