[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Osiem Pieczęci

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu May 16, 2024 10:34 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 93 posts ]  Go to page 1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Next
Author Message
 Post subject: Osiem Pieczęci
PostPosted: Mon Feb 02, 2004 12:15 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Nad krainą wznosiły się Filary. Niezwykła, monumentalna budowla sięgająca niebios i ginąca pomiędzy chmurami. Filary wznosiły się ku górze z niewielkiej kotliny. Droga do nich była ciężka i biegła pomiędzy masywami górskimi. Niewielu ludzi zamieszkujących tę krainę byłoby w stanie przebyć tą ciężką i niebezpieczną ścieżkę. A na końcu drogi wcale nie czekałaby ich zasłużona nagroda.


Jednak nikt nigdy nie próbował dostać się do monumentu. Żaden z mieszkańców krainy nawet nie marzył o tym, aby spotkać Tego, Który Strzeże. Opowiadali oni sobie wieczorami, siedząc w karczmie czy w domu przy kominku, historię o potężnej istocie mieszkającej u podnóża Filarów. Opowiadali, jak przybywa czasem do wiosek i domostw i porywa ludzi...


Wielki wojownik z wioski Masaad stał w centrum jaskini otoczony przez grupę Grinn'rah. Zmęczenie dawało mu się już we znaki. Oddech miał ciężki. Adrenalina sprawiała, że nie czuł bólu. Krew wypływała z wielu ran na całym Ciele wojownika. W niebieskiej poświacie wyglądał upiornie.
Źródłem dziwnego światła był kamień znajdujący się na piedestale za pleców dwóch z Ludzi-kotów. Kryształ był jednym z trzech istniejących w tej krainie Kamieni Strażniczych. Przedmiotów o wielkiej mocy. Potrafiący nawet wskrzeszać umarłych. Umarłych, którzy przyszli pewnej nocy do jego wioski i zabili jego rodzinę i wielu z jej mieszkańców. Ludzie-koty były odwiecznymi strażnikami Kamieni.

Wojownik zaczerpnął powietrze. Rzucił się w stronę przeciwników zadając jednocześnie zamaszysty cios swym ogromnym mieczem. Kotopodobni strażnicy odskoczyli w tył, unikając cięcia. Człowiek, wykorzystując pęd uderzenia, wykonał obrót, przecinając w pół kota próbójącego zaskoczyć go z tyłu. Miecz wykonał pełny obrót i zetknął się z powierzchnią Kamienia Strażniczego.

Przez chwile wydawało się, jakby czas się zatrzymał, jakby ostrze zmagało sie z materiałem kamienia strażniczego i magią w nim zawartą przez nieznanego twórcę. Wydawało się, jakby wszyscy wokół czekali na wynik tego starcia, nie mogąc wykonać w międzyczasie żadnego ruchu.

Nagle czas ruszył szybko do przodu. Na powierzchni kryształu pojawiła się rysa, która szybko zmieniła się w pajęczynę. Kamień strażniczy pękł i rozpdał się w pył, a rzeczywistość zafalowała wogół piedestału, na którym się znajdował. Fala zmarszczek czasoprzestrzeni pomknęła poprzez błonę rzeczywistości krainy. Niebieskie światło zgasło, a w jaskini zapadła całkowita ciemność. Pochodnia wojownika już dawno leżała wypalona na posadzce. Człowiek nie jest w stanie widzieć w ciemności. Jednak magicznie zmodyfikowane koty-strażnicy widzą równie dobrze w ciemnościach jak i w jasnym świetle dnia. Wolę ochrony kamienia w ich zniewolonych umysłach zastąpiła dzika rządza zemsty. Wojownik, zdezorientowany i zmęczony, wyczekiwał, skąd nadjedzie atak. Był jednocześnie zadowolony, że udało mu się zniszczyć źródło plagi nawiedzającej jego rodzinną wioskę od wieków. Wiedział, za zwycięztwo zapłaci najwyższą cenę. W ciemności rozległ się przerażający ryk...


Zniszczenie kamienia strażniczego otworzyło w błonie rzeczywistości Krainy Advarku przejścia. Przejścia do wielu z krain wieloświata...


U stóp Filarów stał tron. Siedziała na nim istota, a jej postać była otoczona lekką, niebieskawą poświatą. Nie można było rozróżnić szczegółów. I gdyby w pobliżu znajdował się ktoś, z pewnością usłyszałby głos. Głos, który wdziera się prosto do umysłu.
"A więc zaczeło się, tak jak to przepowiedziano."
Jednak nikt nie mógł znajdować się w pobliżu...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 04, 2004 4:11 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Wiatr wzmagał się. Zdawał się znajdować nawet najmniejsze szczeliny w ubraniu Gaany i smagać jego ciało lodowatym biczem. Góry Środka, a w szczególności ich największy szczyt - Monti Serpillini, były miejscem, które zwykli ludzie woleli omijać z daleka. Jednak to właśnie na szczyt tej nieprzyjaznej góry prowadziła Gaanę droga jego życia. To właśnie tam miał otrzymać Ostateczną Nagrodę. Szczyt Monti Serpillini był jednocześnie szczytem jego marzeń...

Gaana opatulił się jeszcze szczelniej swoim grubym, podbitym futrem płaszczem. Twarz chroniła mu szarfa zasłaniająca usta i nos. Plecak ze skóry kosztował go sporo, jednak nie były to wyrzucone pieniądze. W plecaku znajdowała się lina, prowiant oraz parę przydatnych drobiazgów. Przy pasie miał przymocowany nóż oraz Kamień Ognia, magiczny artefakt pozwalający przywoływać i kontrolować moc tego nieprzewidywalnego żywiołu. Do plecaka był przymocowany podłużny przedmiot, kształtem i wielkością przypominający dwumetrowy kij. Przedmiot był całkowicie okryty skórami. Gaana do tej wyprawy przygotowywał się prawie rok. Musiał być gotowy na każdą ewentualność. Wydał na nią oszczędności całego swojego życia, a i samo życie rzucił na szalę, by tylko spełnić własne marzenia.

Wielu poszukiwaczy przygód wyruszyło z małego miasteczka Marina, znajdującego się u stóp potężnego łańcucha górskiego. Marina była leżącą najbliżej szczytu osadą ludzką. Zamieszkiwali ją górnicy wraz z rodzinami. Do miasta co jakiś czas przybywali podróżni, chcący wyruszyć na wyprawę. Ich celem było zdobycie szczytu Monti Serpillini. Mieszkańcy Marina za każdym razem odprowadzali amatorów przygody smutnym wzrokiem. Podróżnicy i awanturnicy wyruszali z ich miasteczka, lecz nigdy nie wracali.

Gaana był już blisko. Zostały mu co najmniej dwa dni wspinaczki, aby postawić noge na szczycie tak upragnionym przez wielu poszukiwaczy przygód. Myśli podróżnika pomknęły ku przeszłości, po raz kolejny wspominając drogę, która zaprowadziła go na ten niegościnny szczyt, ku przygodzie jego życia.


Gdy Gaana był małym chłopcem, uwielbiał czytać. Każdą wolną chwilę spędzał w miejskiej bibliotece. Tam właśnie, pewnego dnia, pośród półek pełnych opasłych tomów i najróżniejszych dzieł literatury, natknął się na dość niezwykła Księgę. Nazywała się "Skarby Krainy Lodu". Na okładce znajdował się dziwnie wyglądający symbol, jakby dwie ukośne, przecinające się kreski, oraz trzecia, pozioma, nakłądająca się na dwie pozostałe odrobinę poniżej punktu skrzyżowania ukośnych. Nigdy w życiu nie spotkał się z takim znakiem, jednak nie wydało mu się to dziwne. Na świecie jest wiele rzeczy, o których nie słyszał. Dziwnym wydało mu się natomiast, że do tej pory nie zauważył tego dzieła wśród zbiorów bibliotecznych, a znał je dość dobrze. Gaana usiadł przy regale z książkami i pogrążył się w lekturze.

Księga opowiadała wiele dziwnych historii. Niektóre młody chłopak słyszał już od swojej babci, która uwielbiała opowiadać wnuczkowi historie i legendy. Większość opowieści zawartych w książce była mu jednak nieznana. Szczególną uwagę Gaany przykuło jedno opowadanie.

Historia mówiła o pradawnych artefaktach, zwanych Kamieniami Strażniczymi. Kamienie te były stworzone razem ze światem, a ich moc pozwalała na manipulacje rzeczywistością. Ponadto autor tekstu utrzymywał, że dawały one Prawdziwą Wolną Wolę. Jednak kamienie te miały swoich strażników, którzy, ślepo psłuszni woli kamienia, strzegli ich i nie dopuszczali do nich nikogo. Książka wspominała również o Włóczni Ducha, magicznej broni zdolnej pokonać strażników Kamienia. Prócz legendy, książka zawierała ryciny. Na jednej był tajemniczy znak, który wystąpił na okładce książki. Podpis głosił: "Leas Nois Nem Id". Na drugiej znajdował się wielki, biały kruk siedzący na gałęzi drzewa. Rycinę podpisano "Nepo".

Młody Gaana nie wiedział, o co chodzi z tą wolną wolą. Przecież każdy miał wolną wolę i mógł robić, co mu się podobało. I to był całkowicie jego wybór. Każdy był kowalem własnego losu. Jednak możliwość kontroli rzeczywistości... Zawsze marzył, żeby uczynić ten świat lepszym. Chciał, żeby nie było wojen i śmierci. Żeby ludzie byli mili dla siebie nawzajem i nie zadawali sobie cierpienia. nagle okazało się, że jeśli legenda jest prawdziwa, jego marzenie może się ziścić. Musiał tylko znaleźć tą dziwną włócznię, a następnie udać się w miejsce, gdzie spoczywa Kamień.

Podekscytowany chłopiec pobiegł po bibliotekarza, aby wypytać o pochodzenie tajemniczej księgi. Gdy wrócił razem ze zdezorientowanym, starszym panem, książki już nie było.


Gaana rozgonił resztki wspomnień zalegających w jego umyśle. Skupił się na celu swej wędrówki i ruszył w dalszą drogę.


Last edited by Raven on Wed Feb 04, 2004 6:54 pm, edited 1 time in total.

Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 04, 2004 5:35 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man


Last edited by Raven on Wed Feb 04, 2004 6:58 pm, edited 2 times in total.

Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 04, 2004 6:41 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Nareszcie dotarł na szczyt. Widok wprost zapierał dech w piersiach. Jednak Gaana nie przybył tu, aby podziwiać widoki. Zdjął plecak i odwiązał od niego tajemniczy przedmiot. Odwiąnął Włócznię Ducha ze skór i ruszył w stronę niebieskiego blasku, który zauważył od razu, jak tylko znalazł się na szczycie.

Gdy tylko zbliżył się do piedestału na odległość stu metrów, wokół niego jak spod ziemi pojawili się strażnicy. Ich mięśnie nabrzmiewały pod białym, lśniącym futrem. Pazury były w gotowości a oczy bacznie obserwowały intruza. Klejnot zapulsował mocniej niebieską poświatą, czas zwolnił. Wszystkie koty naraz rzuciły się na Gaanę. Jednak długie przygotowani i lata treningu walki włócznią spowodowały, że zareagował błyskawicznie. Włócznie wystrzeliła w stronę jednego z napastników przecinając jego szyję. Z tętnicy trysnęła krew i splamiła śnieg na niebiesko. Jednak Gaana nie tracił czasu, by cieszyć się małym zwycięstwem. Włócznia szybko cofnęła się, po czym szerokim łumiem pomknęła wokół Gaany, rozcinając na pół jednego przeciwnika i raniąc kolejnych dwóch. Gaana wykonał szybki odskok, unikając pazurów innego kota i puścił się biegiem w stronę piedestasłu. Na drodze stały mu tylko dwaj strażnicy, reszta została w tyle. Szybkie wyrzut włóczni do przodu i pchnięcie. Jeden z napastniów leżał martwy. Drugi wyskoczył do przodu. Gaana uchylił się, przyciągając włócznię do siebie i blokując pazury kota. Przeciwnik przeleciał obok wojownika. Gaana szybkim, zamaszystym ruchem wysłał włócznię za przeciwnikiem. Pradawna broń nie była zwykłą włócznią. Miała szerokie ostrze mogące służyć zarówno do pchnięć, jak i do cięcia. I właśnie teraz ostrze to w ostatniej chwili dosięgnęło karku rozpędzonego przeciwnika. Głowa kota wylądowała trzy metry od jego ciała.

Kątem oka Gaana zauważył goniących go przeciwników i puścił się biegiem do piedestału. Jednak koty były szybsze. Gaana zdążył jedynie chwycić kamień i zdjąć go z podwyższenia. W tym momencie zauważył skaczącego kota. Nie był w stanie obronić się przed śmiercionośnym atakiem i wiedział o tym dobrze. A było tak blisko, przemknęło mu przez myśl.

W tym właśnie momencie włócznia rozjarzyła się niebieskim światłem. Kot padł na ziemię przecięty na pół. Obok oszołomionego Gaany stała dziwna postać. Skrzydlaty osobnik, niczym żywy posąg z tajemniczej jaskini, gdzie odnalazł włócznię. Nawet świecące oczy się zgadzały. W ręku trzymał miecz o ostrzu pofalowanym w sposób przywodzący na myśl stróżkę dymu unoszącą się z komina. Garda była ozdobiona wielką czaszką. Osobnik spojrzał na Gaana i korzystając z jego osłupienia, odebrał mu Włócznię Ducha i Kamień Strażniczy. Koty zniknęły.
- Dziękuje Gaana, mój bohaterze - rzekł Skrzydlaty ironicznie - bez Ciebie to by się nigdy nie udało.
- Kim jesteś - spytał oszołomiony Gaana. Żadne lepsze pytanie nie przychodziło mu do głowy.
- Wykonałeś swoje zadanie doskonale. Należy Ci się wyjaśnienie - odrzekł Skrzydlaty.
Położył Gaanie rękę na ramieniu i obaj zniknęli.


Znajdowali się teraz w komnacie podobnej do tej, gdzie podróżnik znalazł Włócznię. Jednak ściany pogrążone były w cieniu. Na środku komnaty stał tron. Siedział na nim Skrzydlaty. Gaana stał przed tronem i nie mógł wykrztusić ani słowa.
- Kamienie Strażnicze to potężne artefakty. Dają władzę nad rzeczywistością. Dają władzę nad przeznaczeniem. - rozpoczął Skrzydlaty - Jak sama nazwa wskazuje, strzegą. Oddzielają ten świat od innych światów. Są kluczem do bramy, którą Ja chcę przekroczyć. Są kluczem do przeznaczenia.
- Zawsze myślałeś Gaano, że każdy jest kowalem własnego losu - rzekł władca ze swego tronu i uśmiechnął się cynicznie.

Jedna ze ścian rozświetliła się. Oczom Gaana ukazał się fresk. Ten przedstawiał znaną mu już jaskinię, miejsce przechowywania Kamienia. Fresk przedstawiał wojownika, który jest w trakcie ciosu. Kamień strażniczy rozprysł się właśnie na kawałki, a otaczające bohatera koty o futrach czarnych jak noc, gotują się do skoku na niego.
- Te malowidła pochodzą sprzed wieków. Powstały, kiedy ten świat był jeszcze młody. A to co przedstawia to, już się stało. Jeden z Kamieni Strażniczych został zniszczony.
Rozjaśniła się druga ze ścian. Gaana wstrzymał oddech. Był wstrząśnięty. Malowidło pokazywało scenę, która dopiero co się rozegrała. On, trzymający w jednej ręce kamień, w drugiej włócznię. Obok niego skrzydlata postać. Wokół nich leżały martwe koty.
- T... To... - Gaana nie mógł wykrztusić z siebie słowa - to nie możliwe!!!.
Fresk wyraźnie przedstawiał jego osobę. Rozpoznał siebie na nim bezbłędnie i nie było mowy o pomyłce. A Skrzydlaty na pewno nie kłamał. Gaana był pewien, że malowidła mają tysiące lat.
- To tyle jeżeli chodzi o Twoją wolną wole - rzekł kpiąco Skrzydlaty - NIE MA WOLNEJ WOLI. Jest tylko Prawdziwa Wolna Wola, którą daje Kamień Strażniczy. Teraz rozumiesz, czym jest ten klejnot? - wyciągnął kamień przed siebie i spojrzał na Gaanę.

Mężczyzna zachłannym wzrokiem spojrzał na oferowaną nagrodę. Wolna Wola! Prawdziwe życie! Nie takie, które ktoś za Ciebie zaplanował. Nagroda warta każdego poświęcenia.

Nie myśląc długo Gaana rzucił się w kierunku dziwnego osobnika. Już miał wyjąć kamień z ręki Skrzydlatego, gdy nagle mięśnie ręki trzymającej klejnot drgnęły, a przedmiot porządania poszukiwacza przygód rozpadł się w proch. Zdziwnie na chwilę pojawiło się na tworzy Gaany. I potem twarz pozostała już bez wyrazu. Ręka Skrzydlatego wbiła się głęboko w klatkę piersiową człowieka. Przez chwile pulsowało wokół niej biały blask. Gdy blask zanikł, Skrzydlaty wyjął rękę. Ciało upadło na podłogę.

- Ale jest jeszcze coś, o czym nie wiesz, mój biedny Gaano. Ludzie nie mogą uwolnić się od przeznaczenia. Te kamienie to wolność tylko dla mnie.

Skrzydlaty zniknął. Gdyby ktoś żywy przebywał teraz w komnacie, mógły zobaczyć fresk na ścianie za tronem, gdyż cienie kryjące obraz zniknęły. Przedstawiał zczerniałe kikuty zniszczonych Filarów świata. Znaki - Pieczęcie były złamane, a na tronie siedziała skrzydlata postać. Jej oczy świeciły się intensywnym, niebieskim światłem. W ręku spoczywał miecz o falistym ostrzu.


Last edited by Raven on Wed Feb 04, 2004 7:06 pm, edited 1 time in total.

Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 04, 2004 6:50 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Przed tronem, u stóp Filarów Świata, rzeczywistość zafalowała. Dziura w błonie rzeczywistości pojawiła się dokładnie naprzeciw siedziącej na tronie postaci spowitej w niebieską mgłę. Postać wstała. Przez chwilę błona rzeczywistości wokół postaci również zaczęła falować. Mgnienie oka później stał tam już człowiek. Miał czarne, średniej długości włosy i bladą twarz, która w połączeniu z głębią jego niebieskich oczu sprawiała upiorne wrażenie. Ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie. Człowiek przyjrzał się sobie krytycznie, po czym uśmiechnął się do siebie. Nie czekając dłużej podszedł do szczeliny i przeszedł przez nią. Za nią czekał cały Wieloświat do zbadania.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Feb 08, 2004 1:37 am 
Offline
User avatar

Joined: Wed Feb 04, 2004 8:55 pm
Posts: 569
Location: Martwa Góra Golgotha
Struktura materialna Advarku znowu się zachwiała. Oznaczało to iż ktoś w końcu przybył do tej krainy. Po chwili przestrzeń przed Filarami została rozerwana przez czarną energię.

Przez mroczny portal weszła postać. Miał rozwiane srebrne włosy. Wyszedł z portalu stawiając stopy niezwykle lekko, jakby miast do chodzenia, przywykł był do tańca. Jego ręce spoczywały w kieszeniach luźnych, zniszczonych spodni. Poza spodniami miał ubrany jedynie lekki bordowy płacz, który pozostawiał jego tors całkowicie odkrytym. Mimo to chłód miejsca, w jakim się znalazł, zdawał się nie robić na nim najmniejszego wrażenia. Ciało owego osobnika było pokryte bardzo licznymi poparzeniami i bliznami.

Przy jego pasie przytroczone były dwie katany. Na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo. Różniły się jedynie kryształami umieszczonymi na końcach rękojeści. Jeden z nich był czerwony z dziwnym czarnym znakiem wewnątrz, a drugi kompletnie biały również z czarnym znakiem. Znaki jednak różniły się od siebie.

Mężczyzna spokojnie otworzył oczy, dziwne oczy, i spojrzał na Filary. Zwykła osoba poczułaby się przygnieciona monumentalnością tej budowli, jednak dla niego nie było w tym nic przytłaczającego. Owszem, potrafił docenić ogrom i dyskretne piękno Filarów. Aczkolwiek w swym życiu widział rzeczy bardziej przerażające i bardziej niezwykłe.

Czarny Portal zmniejszył się i zniknął równie szybko, jak się pojawił. W chwile później struktura Advarku ponownie się ustabilizowała. Dopiero teraz, kiedy mroczny blask portalu zanikł, postać mogła lepiej przyjrzeć się filarom.

Jego niebieskie oko zdawało się dostrzegać wyłącznie kształt budowli, a czerwone zapamiętywało każdy jej szczegół.

-Czyżbyś znowu wybrał sobie jakiś gówniany świat na ucieczkę przede mną? - zapytała postać samej siebie, bardzo spokojnym i zimnym tonem.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Mar 01, 2004 1:17 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Ledwo zdążyły przebrzmieć słowa dziwnego osobnika, zaraz obok niego otworzył się niewielki portal. Z portalu wyłonił się wielki, czarny kruk. Zatoczył koło nad przybyszem, wyraźnie ukontentowany światem, w którym właśnie się znalazł, po czym usiadł na ramieniu białowłosego elfa.

Chwilę obaj trwali bez ruchu, po czym mężczyzna powiedział do siebie:

- A więc znowu Cię gdzieś porwało, Władco Dusz. Nie wiedziałem, że to właśnie tu przebywałeś przez te wszystkie lata. Ale skoro wzywasz...

Haritsuke wyciągnął rękę przed siebie i otworzył portal. Chwilę później pod filarami ponownie zapanowała cisza...

Haritsuke przeniósł się do questa "Gdzie jest goblin"


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Mar 03, 2004 5:19 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Feb 04, 2004 8:55 pm
Posts: 569
Location: Martwa Góra Golgotha
Ponownie przed Filarami został otwarty portal. Haritsuke wyskoczył z niego w pośpiechu. Szybko omiótł teren wkoło siebie. Nic sie nie zmieniło.

Wszedł na platformę przed filarami spokojnym, lecz przyśpieszonym krokiem. Przyjrzał sie dokładnie pieczęciom na filarach. Która była pieczęcią Seishou? Zastanawiał się jeszcze przez chwilę.

- Seishou! - rzekł pewnie i groźnie w stronę filarów. Jedna z pieczęci zabłysła niebieskim światłem.

Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Mar 06, 2004 11:35 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Mar 09, 2004 10:52 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Feb 04, 2004 8:55 pm
Posts: 569
Location: Martwa Góra Golgotha
Nekromanta stał jeszcze przez chwile intensywnie myśląc nad tym co ma zrobić. W końcu uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę portalu. Nie uszedł nawet dwóch kroków kiedy w jego głowie znowu rozległ się głos Skrzydlatego

- Więc jaka jest twa odpowiedź nekromanto!?

- Odpowiedź została udzielona - powiedział spokojnie Haritsuke - Wy ją poznacie w ostatniej chwili. Wiecie, trzeba trochę dramatyzmu panowie, bo inaczej będzie nudno - po tych słowach nekromanta uśmiechnął się szeroko i wszedł w portal.

Wyszedł na wielkim moście przed gigantycznym zamkiem. Zamek wyglądał na stary, nawet bardzo stary. Wyraźnie odcisnął się na nim ząb czasu. Stare powoli rozpadające się cegły i obrośnięte mury.

Most był w równie złym stanie jak zamek, tak jakby nikt tu nie mieszkał, jakby to miejsce zostało już dawno opuszczone przez wszelakie żywe istoty.

On jednak czuł czyjąś obecność. Czuł iż za tymi starymi murami ktoś się znajduje, jakaś potężna istota. Po raz pierwszy od długiego czasu, nekromanta miał wrażenie iż będzie musiał walczyć na poważnie. Jak dawno tego nie robił? Ile to już lat minęło od ostatniej jego poważnej walki? Nie wiedział, nie pamiętał i nawet go to nie obchodziło. Już powoli kontemplował nadchodzącą walkę.

Przeszedł spokojnie most. Wiedział że musi się śpieszyć, każda chwila działa na jego niekorzyść, ale nie mógł tego zrobić wbiegając tam na chama. Musiał wyglądać poważnie, chciał się nacieszyć każdą chwilą tego niesamowitego uczucia. Jego dusza śpiewała. W końcu będzie mógł walczyć na poważnie. Jego ręce trzęsły się lekko. Nie była to jednak oznaka przerażenia, a podniecenia. Dreszcz Wojownika.

Przeszedł przez otwarte wejście do zamku. Bardzo spokojnie i dumnie stawiał kolejne kroki, których odgłos odbijał się po pustych zaułkach zamkowego dziedzińca. Zatrzymał się na chwilę, zamknął oczy i głęboko odetchnął zamkowym powietrzem. Czuł iż było ono naelektryzowane, a może mu się jedynie tak wydawało?

Kiedy otworzył oczy dojrzał niebo nad dachami budynków. Niebo tutaj było piękne. Daleko na horyzoncie formowały się śnieżnobiałe chmury tworząc przepiękne kształty rozcinane słonecznymi promieniami. Nad jego głową i nad całą katedrą niebo było niezrównanie czyste. Jego błękit przeszywał nekromantę na wylot, uspokajał i upajał samą swoją egzystencją.

Opuścił powoli wzrok i spojrzał po budynkach spustoszonych przez ząb czasu. W końcu dostrzegł to czego szukał: nietkniętą zniszczeniem, piękną wieże katedralną, która wyglądała tak, jakby była świeżo wybudowana. Ruszył dumnie i powoli, by jego kroki regularnie odbijały się echem po opustoszałych ruinach potężnej niegdyś twierdzy.

W końcu znalazł się przed drzwiami katedry - jedynego budynku nietkniętego tu przez czas czy jakiekolwiek inne zniszczenie. Wyglądała ona niczym pomnik tego, czym ta twierdza niegdyś była. Monumentalna katedra przysłaniająca widok, otoczona tak potężną aurą iż niejeden śmiałek, który by się do niej zbliżył, natychmiast opadłby na kolana trzęsąc się i uginając pod jej ogromem i rozmachem.

Haritsuke spojrzał na drzwi. Były to gigantyczne dwuskrzydłowe wrota, zrobione z bardzo dziwnego drewna, zapewne drewna z drzew z Thiroth, które cieszyły się uznaniem wielu rzemieślników. Głównie dzięki swojej niezrównanej wprost wytrzymałości. Wejście było opatrzone gigantyczną pieczęcią, którą nekromanta już widział. Ogromny znak Seishou który blokował wejście dla każdej niepowołanej istoty.

Podszedł do wrót bardzo spokojnie i wystawił rękę przed siebie wypowiadając spokojnym acz drżącym z podniecenia głosem.
-Nepo, leas Yg Ren E - Słysząc te słowa pieczęć zaświeciła przejmującym białym blaskiem, po czym drzwi skrzypiąc niemiłosiernie otworzyły się bez dalszej pomocy nekromanty.

Kroki Haritsuke zostały spotęgowane przez pustkę katedry jeszcze bardziej, niż przez pustkę na dziedzińcu. Serce nekromanty biło coraz mocniej z podniecenia, a jego oddech był lekko zachwiany i niespokojny. Oczy świeciły w ciemnościach wizją walki która ma się właśnie rozegrać. Tyle czekał na to by w końcu znaleźć godnego przeciwnika, nie chciał się teraz zawieść. Chciał walczyć, jak tylko potrafi najlepiej.

Wrota za nim nagle się zamknęły, a pomieszczenie nagle rozświetliło, mimo iż na początku było spowite nieprzeniknioną ciemnością.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Mar 10, 2004 7:00 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Mar 14, 2004 12:04 am 
Offline
User avatar

Joined: Wed Feb 04, 2004 8:55 pm
Posts: 569
Location: Martwa Góra Golgotha
Nekromanta wyczuł falę. Natychmiast złapał jedną ręką płaszcz i wyskoczył w bok. Fala była tak potężna iż ziemia na jej drodze została rozbita. Haritsuke jednym ruchem ręki zdjął płaszcz i wyrzucił w stronę fali. Kiedy fala natknęła się na płaszcz, zatrzymała się na chwilkę. Była to zaledwie sekunda, ale wystarczająco by nekromanta uciekł poza zasięg fali.

Strażnik wypuścił natychmiast następną falę. Ta przeleciała przez wszystkie ławki, roztrzaskując je i wyrzucając w powietrze. Tym razem nekromanta nie miał płaszcza, który by mu pomógł. Wiedział iż nie uniknie. Skrzyżował ręce przed sobą. Fala trafiła i rzuciła Haritsuke w mur. Ten jednak podniósł się po chwili.

Strażnik był lekko zdziwiony. Dotąd nie znalazł się nikt kto by uniknął czy przeżył jakąkolwiek z jego fal. Zastanawiał się czy to w ogóle było możliwe, bowiem miał w sobie moc pieczęci, żaden śmiertelnik nie mógł wytrzymać takiej mocy.

-Tak jak myślałem – szepnął do siebie Haritsuke starając się uspokoić swój oddech – jest potężniejszy niż ktokolwiek kogo spotkałem – zastanowił się przez chwilę, po czym przypomniał sobie JEGO. Osobę którą tak uparcie ścigał od stóp Wulkanu Unath aż po Golgothę i stamtąd aż do tego momentu – tak... on był silniejszy. To przez to, że tak dawno nie walczyłem.

Haritsuke wstał z trudem, i dotknął run na swoich ramionach. Te zaświeciły nagle, jedna czerwonym druga białym światłem. Nekromanta spojrzał na przeciwnika a jego ciało spowiła aura koloru kości słoniowej. Wyciągnął obie katany i zakręcił nimi z łatwością. „teraz zacznie się zabawa” – pomyślał i spojrzał na wściekłego przeciwnika.

Oczy strażnika błysnęły gniewem. Kolejna niszczycielska fala przeleciała przez katedrę miażdżąc wszystko na swojej drodze. Tym razem nekromanta był gotowy. Otoczyły go zielone stróżki wiatru. Wyskoczył bardzo szybko w bok unikając fali. Dwie kolejne fale szły z przeciwnych stron, po łukach w niego. Ruszył do przodu bardzo szybko. Przeturlał się po ziemi o milimetry wymijając pierwszą falę. Druga dosięgnęła go jednak i znowu rzuciła nim o ścianę. Jednak już nie tak mocno jak za pierwszym razem. Tym razem tylko lekko zatrzymał się na ścianie, a nie rozpłaszczył się na niej.

Strażnik wściekle wypuścił za nim 5 następnych fal. 2 szły z lewej po różnych łukach, 2 z prawej i jedna centralnie. Niesamowita moc czystej energii powoli roznosiła katedrę na kawałki. Ławki wyleciały w powietrze roztrzaskane na kawałki. Filary podtrzymujące balkony popękały pod wpływem energii fal rozwścieczonego strażnika.

Haritsuke wyczekał moment. Po czym w ostatniej chwili wyskoczył wysoko nad falami. Fale uderzyły w jednocześnie w miejsce gdzie przed chwilą był nekromanta. Wyrwały ogromną dziurę w ścianie katedry. Po chwili cała ściana szczytowa runęła zawalając za sobą część sufitu i trochę reszty ścian.
-NIEEEEE !!! – wrzasnął nienaturalnym głosem strażnik patrząc jak część jego fresków zostaje zniszczona.

Haritsuke lewitował jeszcze przez chwilę przerażony. Co za moc! Jakby czymś takim dostał, kiepsko by to wyglądało, oj bardzo kiepsko. Ale przerażała go jeszcze jedna rzecz. Zdał sobie sprawę z tego że ON, ten którego ścigał, przetrwałby taki atak, i jeszcze by się uśmiechnął. Oczy nekromanty zaszły lekko mgłą na chwilkę. Opadł ciężko na ziemię. Dopiero po chwili wróciła mu pełna świadomość. Mrok który przykrył jego oczy na chwilkę zniknął. Wyprostował się patrząc w stronę strażnika.

-Zapłacisz za to chłopcze, oj drogo zapłacisz. Tyle obrazów... tyle farby... tyle pracy! ZGINIESZ CHŁOPCZE – strażnik rozjuszony wypuścił kolejną niszczycielską falę, a zaraz za nim kolejną.

-Nie zginę starcze – odpowiedział zimnym, morderczym głosem – bo ON jeszcze żyje. PRZEKLĘTY JESZCZE ŻYJE!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Mar 14, 2004 12:05 am 
Offline
User avatar

Joined: Wed Feb 04, 2004 8:55 pm
Posts: 569
Location: Martwa Góra Golgotha


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Mar 14, 2004 10:37 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Postać otoczona niebieską aurą zmaterializowała się przez nekromantą. Strażnik znajdował się dokładnie na trajektorii ogromnej fali energii. Spojrzał na elfa z uśmiechem na twarzy i wyszeptał ciche "Dziękuję". Jego oczy zapłonęły niebieskim blaskiem, a Haritsuke poczół, jak jakaś siła uderza w niego z boku. Nie oparł się jej, pozwolił jej rzucić własnym ciałem o filar stojący przy głównej nawie.

W tym właśnie momencie fala zabójczej energii uderzyła Strażnika w plecy i rzuciła jego ciałem jak bezwładną kukłą. Przeleciał przez połowę katedry i wylądował u stóp ołtarza. Wybawiciel elfa nie otworzył oczu i nie poruszał się...

Starzec upadł na kolana wycieńczony. Wraz ze zniszczeniem kamienia jego świadomość rozpadła się. Ostatnia fala uwolniła całą zgromadzoną w nim energię. Teraz był tylko warzywem ,niezdolnym do wykonania najprostszych nawet czynności. Piana wystąpiła na jego usta. Oczy patrzyły w próżnię...

Haritsuke, poobijany i wycieńczony, podszedł do leżącego pod ołtarzem Strażnika. Jego kroki były niepewne, zataczał się ze zmęczenia.

- Hej, żyjesz Strażniku? ŻYJESZ?!!! - Potrząsnął leżącym tak silnie, jak tylko mógł w obecnym stanie.

- Tak, nekromanto, żyję - usłyszał cichy szept. Oczy Strażnika otworzyły się i spojrzał na elfa - Dziękuję za to, co uczyniłeś...

Słowa te nie zdążyły jednak przebrzmieć, gdyż przerwał je wielku huk otwieranych wrót od katedry. Słońce popołudniowego dnia otaczało cień postaci. Z przerażeniem Haritsuke dostrzegł, że postać ma skrzydła. Zebrał w sobie resztki sił i rzucił się w stronę starca. Nie odda tej duszy Skrzydlatemu. Zniszczy naczynie, uwolni duszę. Ten potwór nie położy na niej swojej łapy.

Wyciągnął katanę ognia, był już blisko. Skrzydlaty wykonał szybki skok i wylądował pomiędzy starcem i elfem. Haritsuke nie miał czasu pomyśleć. Jego ciało zareagowało automatycznie. Wykonał zamach kataną. Skrzydlaty wykonał szybki cios otwartą ręką. Trafił w nadgarstek nekromanty. Miecz wyleciał z ręki i wylądował pare metrów dalej. Nadgarstek na pewno był złamany. Skrzydlaty skierował otwartą dłoń w pierś elfa. Fala energii posłała Haritsuke do tyłu. Przewrócił się.

Jednak nie poddał się. Wstał z podłogi i wyjął drugi miecz. Stanął w pozycji do ataku, gotów stawić czoła potężniejszemu przeciwnikowi. Skrzydlaty zmarszczył brwi. Zaczynał sie irytować. Wyciągnął rękę do przodu i zacisnął pięść. Nekromanta poczuł uścisk na gardle. Jakaś niewidzialna siła dusiła go. Skrzydlaty podniósł lekko rękę do góry. Ciało nekromanty uniosło się nad zmienię. Szybki ruch ręką w bok i nekromanta poszybował przez katedrę, nad zniszczonymi ławkami, i uderzył z ogromną siłą w jedną z nienaruszonych ścian. Miecz wypadł mu z ręki, a on sam nie mógł się ruszyć.

Mógł tylko bezradnie obserwować, jak skrzydlaty powoli podchodzi do strażnika. W ręce potwora nagle pojawił sie miecz. Dokładnie taki sam, jaki był namalowany na fresku nad ołtarzem. Oczy czaszki na gardzie zabłysły na chwilę szkarłatem, a ostrze wbiło się w pierś Strażnika. Gdy Skrzydlaty wyciągnął miecz z piersi przeciwnika, oręż zniknął tak samo tajemniczo, jak się pojawił.

Potężny przeciwnik niespiesznie podszedł do klęczącego na środku katedry starca. Odwrócił się jeszcze w stronę leżącego pod ścianą nekromanty. W głowie Haritsuke odezwał się drwiący głos...

- CHCIAŁEŚ MNIE OSZUKAĆ, NEKROMANTO? JESTEŚ ŚMIESZNY! JESTEM STARSZY NIŻ JAKAKOLWIEK ISTOTA, KTÓRĄ ZNASZ! I TY CHCIAŁEŚ MNIE OSZUKAĆ - Szaleńczy śmiech zwycięstwa zakończył zdanie.

Skrzydlaty ponownie odwrócił się w stronę starca i wbił swoje szpony w jego klatkę piersiową. Starzec nawet nie jęknął. Niebieski, intensywny blask otoczył rękę skrzydlatego. Blask duszy! Nekromanta miał już okazję widzieć, jak Władcy Dusz wydzierają je swoim przeciwnikom. Gdy niebieski blask zniknął, Skrzydlaty rozłożył ręcę, rozpostarł skrzydła, a szaleńczy śmiech wypełnił wnętrze zrujnowanej katedry. Chwilę później Skrzydlatego już tam nie było.

Haritsuke ostatkiem sił podczołgał się pod ołtarz. Strażnik właśnie umierał. Położył nekromancie dłoń na ramieniu i wyszeptał:

- Nie pozwól, aby zdobył pozostałe dusze. Znajdź tego, który Cię tu wysłał. Znajdź innych do pomocy. Skrzydlaty nie może wygrać - to były jego ostatni słowa. Błękitna aura zgasła, ręka opadła, a ciało Strażnika rozpłynęło się w powietrzu.

Haritsuke wyszedł z katedry z wielkim trudem. Usiadł pod drzewem na pustym dziedzińcu. Odpoczywał. Słońce przyjemnie ogrzewało jego ciało. Na horyzoncie majaczyły Filary. Majestatycznie wznosiły się ponad krainą.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Mar 14, 2004 4:45 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Feb 04, 2004 8:55 pm
Posts: 569
Location: Martwa Góra Golgotha
Siedział pod drzewem jeszcze przez chwile wyczerpany, nim w końcu zapadł w spokojny sen. To była męcząca walka, a tu było tak przyjemnie...

Widział jak biegnie korytarzem. Na drugim końcu stał on i ona. Otoczeni płomieniami wulkanu Unath. Stali na lodzie otoczonym lawą. Niedaleko nich, w lód, wbita była katana obarczona runą wody. Haritsuke biegł ile miał tylko sił w nogach. Nie miał na sobie nic prócz obdartych, popalonych spodni. Jego tułów był pełen siniaków, z wieloma ranami obarczony dwiema runami na ramionach, były jednak znacznie mniejsze niż te które miał teraz.

Dziewczyna z trudem odpierała ataki przeciwnika swoją laską. Mężczyzna atakował zawzięcie drugą kataną. Haritsuke rozpoznał tą katanę. Katanę obarczoną symbolem ziemi. Przyśpieszył jeszcze bardziej muskając pierścień na prawej dłoni. Kurz spod jego nóg wzbijał się teraz wysoko po każdym jego kroku.

Mimo iż pędził z całych sił, dwie postacie wydawały się wcale nie zbliżać. Wręcz przeciwnie, oddalały się. Powoli oddalały się od biegnącej w ich stronę postaci.

Potem wszystko znikło i Haritsuke stał teraz na szczycie Golgothy. Naprzeciwko niego stał on, mężczyzna który przed chwilą walczył wśród morza lawy. Golgotha była masywną górą wznoszącą się aż do chmur. Niższe partię tej góry służyły jako miejsce gdzie zabijano skazańców w każdy możliwy sposób. Walało się tam pełno ciał z obciętymi głowami, stało pełno szubienic na których ciągle wisiały wyschnięte trupy, oraz stały krzyże z ukrzyżowanymi ludźmi.

Na wyższych partiach nikogo nie wieszano, były to tereny uznane za piekło na ziemi. Spalona, czarna ziemia na której nic nie rosło, i nic rosnąć nie zamierzało.

Haritsuke zastanowił się przez chwilę. Pamiętał tą scenę. Scenę walki z NIM, jednak teraz to wyglądało inaczej, pamiętał bowiem iż kiedy stawali do walki między sobą była to bujnie zielona góra przykryta grubą czapą śniegową. Teraz śnieg padał tu jedynie nocą.

Nekromanta wiedział jak był to moment w życiu Golgothy. Był to moment na długo po tym jak został tu ukrzyżowany, właśnie przez NIEGO. Po tym jak został tu przybity, coś się zmieniło, wszelakie życie na tej górze zaczęło marnieć i znikać. Wszystkie trupy zostały ożywione i strzegły góry jako potężna armia nieumarłych, która nie wpuszczała nikogo żywego na górę. Od tamtego czasu góra została nazwana Martwą Górą Golgothą.

Śnieg na szczycie stopniał, a zielona ziemia została doszczętnie wypalona przez nieznaną moc. Haritsuke wiedział iż te dwie sprawy kolidują ze sobą.

Postać się poruszyła, a może ruszała się cały czas? Nekromanta nie był w stanie stwierdzić. Ale wiedział jedno, ta postać go nie widzi. Ona odchodzi zawiedziona.

Wojownik nie obejrzał się za postacią opierając się pokusie wbicia mu miecza w twarz. Wyjrzał zza skały i doznał szoku. Widział siebie wiszącego na krzyżu. Jego ciało było spalone płomieniami, zbladłe od mrozu i pokryte wieloma krwawiącymi ranami. Tuż przed krzyżem w ziemię były wbite dwa miecze tworząc X. To były jego miecze. Wszystko nagle znikło, tak samo szybko jak się pojawiło.

Obudził się w końcu nad ranem z trudem otwierając oczy. Ciągle starał się pozbyć sprzed oczu obrazu tego snu. Słońce stało już wysoko na niebie roztaczając blask nad zapomnianą fortecą. Nekromanta wiedział iż był ostatnim gościem w tym zamku. Już nikt tu nie przyjdzie, zamek zapomniany obróci się w proch.

Wstał opierając się na swoim mieczu. Schował go przyczepiając za pas. Jego drugi miecz już tam spoczywał. Z trudem udało mu się odnaleźć swój płaszcz i oczyścić go z brudu. Nie był zbytnio uszkodzony – to cieszyło. W końcu opadł spokojnie na ramiona swojego właściciela.

Haritsuke wiedział, że musi iść za życzeniem strażnika i zebrać tych którzy mogą pomóc. Pamiętał też jego słowa o strażnikach którzy powstrzymują skrzydlatego przed dojściem do kamieni. Wiedział że nie musi się aż tak śpieszyć, ale musiał najpierw się na nowo przetrenować w szermierce. Przerażało go jak wiele zapomniał od czasu walki na Golgocie.

Słyszał kiedyś opowieści o zakonie wspaniałych szermierzy. Nazywano ich Jedi. Tak, to była myśl i to był jego ratunek – jedyny kierunek który znał i w który mógł się teraz udać.

Jednym ruchem ręki otworzył przed sobą portal, spoglądając pożegnawczo na ruiny, po czym bez skrupułów wszedł w niego.


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 93 posts ]  Go to page 1, 2, 3, 4, 5 ... 7  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 2 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group