[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Osiem Pieczęci

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu May 16, 2024 7:38 am

All times are UTC + 1 hour




Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 93 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
Author Message
 Post subject:
PostPosted: Mon Sep 05, 2005 9:37 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jan 27, 2005 5:42 pm
Posts: 646
Location: Częstochowa
-Ehhh.. Maczer ja mam prosbe.. Bo teraz widze, ze mamy dosć porządne problemy... Jeśli ten filar naprawde został zniszczony to inne rónież moga ucierpieć - mówił juz troche spokojniej zabójca, cała ta impreza z filarami okazała sie troche ponad umiejętnosci pojmowania Brujaha - Tera zmógłbys mi wytłumaczyc co my, czyli ja, ty, Marika i Samuel, mamy zrobić? Czy dostałeś jakieś rozkazy??
- Tak.. eee... to znaczy moi przełozeni poprosili mnie abym zdobył jak najwiecej informacji na temat filarów i tego świata. W sumie to nei powinno być truden jesli w tym mieście byłaby biblioteka... - dokończył lekko zbity z tropu psioligowiec.
- Ale tutaj nie ma biblioteki!! - powiedziała śpiewnym głosem Symuel wielce zadowolona, w sumie zbytnio nie rozumiała sytuacji. Maczer i Brujah równoczesnie spojrzeli na nia majac zamiar krzyknąć bądź powiedziec cokolwiek co by ja zmusiło/przekonało/namówiło do ciszy. Jednak kiedy ujrzeli jej oczy i ten szczery usmiech oraz energie jaka truskała obydwaj zrezygnowali wracajac do rozmowy.
- W Kirad jest największa biblioteka!! - krzyknęła Marika - Tam na pewno cos będzie!!
Zabójcy błysnęły oczy.
- W sumie to moje miasto wiec nie powinno tam być problemów. nawet wyrocznia nie powinna nam tam przeszkadzać. Tak wogóle to sie cieżko zastanawiam po jaką cholere... wybacz Symuel... ona sie wtrąca w to wszystko!! Symuel.. idź pobawić sie w drugim pokoju.
- Moge??!! Moge??!! Moge??!! - dopytywała sie Maczera dziewczynka.
- Tak, tak... Mariko.. prosze idź z nią.. tak wogóle jak z obiadem?
- Już ide juz ide... Symuel poczekaj! - kobieta wybiegła za dziewczynka po chwili.
- Dobrze czyli musimy sie udac do Kirad. Daleko to stad?? - wrócił do rozmowy Maczer.
- Nie. W sumie bardzo blisko. W sumie pieszo to będzie z tydzień drogi... oczwiscie biore pod uwage spokojny spacer - kończąc to zdanie zabójca spojrzał na Symuel, co Maczer odrazu zrozumiał.
- Czyli konno powinno nam to zająć jakieś ... trzy góra cztery dni??
- Tak zgadza sie Maczer. Jednak nie sądze aby jakikolwiek właściciel zagrody zgodził nam się wynając lub porzyczyć konie na ta droge.
- Nawet za pieniądze?? - zapytał juz całkiem przygnębiony Maczer.
- W sumie... można by spróbować kupić.. to zależy ile masz pieniędzy...
- DUŻO! - powiedział dobitnie Maczer.
- Moze być... to idź po konie. Moze coś ci dadzą... tylko szybko, czas nas goni.. nie wiemy przecież ile minie zanim następny filar padnie... a szczerze mówiac mam nadzieje, że żaden już nie padnie... - dokończył zabójca siadając na krzesełku.
- A ja umiem latać!! - usłyszeli obydwaj mężczyźni jakis krzyk.
- Złaź na dół!! - tym razem głos należał do Mariki i był co najmniej bliski desperacji.
Zarówno Maczer i jak i Brujah, chociaz ten drugi wolnie, ruszyli do drugiego pokoju. Kiedy otworzyli drzwi Symuel wisiała pod syfitem i machajac rękoma oraz nogami "płynęła" do drzwi wyjściowych. Marika stała pod nią i próbowała ciągle ja chwycic i sciągnać na ziemie.
- Symuel złaź!! - krzyknął zabójca.
- Spokojnie Bru.. przecież ona nic groźnego nie robi - uspokajał Maczer.
- W karczmie też nic złego nei robiła!! A popatrz na moja noge!!
- Symuel złaź!! - tym razem równo z zabójca krzyknał psioligowiec. Dziewczynak spojrzała na nich obydwóch niewinną minką, po czym zaczęła obniżac sie. Jednak cos było nie tak. cały dom.. zatrząsł się...
- Co się kur... de dzieje!! - krzyknął zabójc apodchodząc do okna.
- Eee... - mina Maczer który pierwszy wyjrzał za okno troche zbladła. Po czym sam upadły anioł cofnął sie troche i pokazał palcem na okno - Ale jakto??
Kiedy zabójca wyjrzał przez okno również sie cofnął. Jak na jego oko do ziemi mieli koło 50 metrów! W suemi chadzął po dachach.. ale nie po TAKICH wysokich. W tym momęcie cos mu przyszło do głowy.
- SYMUEL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Tak??!! - dobiegła go śpiewnna odpowiedź zza drzwi wyjsciowych.
- Wracaj natychmiast do domu!! I sprowadź nas spowrotem na ziemie!!
- Ale tu jest tak fajnie!!
- Jaka ziemie?? - zapytała zdziwiona Marika podchodząc do okna.
- Nie podchodź!! - powiedział zabójca bardzo spokojnie.
- Ale dlacze... - było juz za późno. Twarz Mariki przybrała kolor zielonkawy.
- Maczer podaj jej cos!! Szybko!!
upadły anioł chycił pierwsza lepsza rzecz która miał pod ręka i ustawił przed kobieta jakis garnek.
- Dobrze dobrze... - odpowiedział juzc ichutko i potylnie Samuel. A domek po chwili zaczął opadać. Kiedy znajdował sie juz jakieś 5 metrów na ziemią dało sie słyszeć z zewnątrz ciche "Ups". Zabójca gwałtownie chwycił sie pierwszej lepszej rzeczy. Maczer zauwazywszy to również tak uczynił. jednak Marika nie była w stanie tego uczynić. Domek spadł z pięciu metrów na ziemie. Było to koncem jego istnienia... Stary dom nie wytrzymał juz tego. Cały sie zaniszczył. Na szczęście nie był na tyle wielki i ciężki, aby zabójca, anioł bądź Marika zbytnio ucierpieli. Jednkaże.. nie obyło się bez siniaków. Kiedy już cała trujka wyszła z gruzowiska Symuel stała taka bezbronna i kofana przed domkiem, a raczej tym co z nigeo zostało i czekała.
- Symuel... - zaczynał zabójca, jednak odrazu przerwał - Dziękuje ze nas opuściłaś na dół. maczer czy mozemy wyruszyc??
- Im szybciej.. ekhem... tym lepiej - odpowiedział anioł otrzepujac sie z kurzu - Marika nic ci nie jest??!!
- Tak. Ale jak dorwe ta małą... - jednak również przerwała kiedy spojrzała na malutką Symuel - A wiesz Macz ze podałes mi garnek z KOLACJĄ!! - widac postanowiła się wyładowac na kimś innym...
- Ale jakto??!! Ja nic... eee...
- Idziemy - powiedział krutko zabójca po czym kulejąc zaczął wracac do miasta - Widocznie nici dzis z kolacji.
I cała ekipa wyruszuła.

_________________
"Czekałam na ciebie cały wieczór!! Spójrz, dobrze mi w tej sukni?? Czy nie moglibyśmy mieć domu? Lubisz dzieci?? Myśl o mnie, a nie ciągle gdzieś znikaj! A mnie to już pewnie nie kochasz!!"
SHREK górą!!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Sep 07, 2005 12:36 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jun 24, 2004 12:21 am
Posts: 608
Location: Faîte, Queher
WWW... martwe ciało sunie powoli, ale z każdą chwilą jej prędkość wzrasta. Lśni blado. Smuga światła sunie za nim, ale to tylko efekt szybkości. Zmierza tam, gdzie miało trafić wcześniej. Ale nie, jakaś siła zaczyna je przyciągać. Nagle wszystko zamiera. Te dwie siły walczą ze sobą. I ta nowa zaczyna zwyciężać. Jednocześnie ciało zaczyna się poruszać. Palce drgają, skrzydła rozkładają się powoli. Nagle otwierają się oczy. Niebieskie, lśniące, ciemne obwódki wokół źrenic. Klatka piersiowa postaci podnosi się. Oddech, płytki, urwany.
WWWPrzyspiesza. W zupełnie innym kierunku. Widzi ciemność, a w ciemności białe punkty rozmazane przez prędkość. Powoli zaczyna sobie przypominać sobie. To, co było, to co później usłyszał, i to, co trzeba zrobić.
WWWW pewnym momencie jeden z punktów zaczyna rosnąć. Przybliża się z każdą chwilą, pęcznieje. Wreszcie otacza go biała poświata...


WWWNad zagajnikiem zaczęły gromadzić się chmury i formować w stożek czubkiem skierowanym w stronę ziemi. Podstawa stożka zaczęła ciemnieć i po chwili pojawiły się rozbłyski, drobne iskry i pioruny, powietrze zapachniało ozonem i wreszcie...
WWWOd czubka stożka oderwała się potężna błyskawica i pomknęła w dół, trafiając w ziemię. Spaliła wszystko dookoła w promieniu jakichś dziesięciu metrów, jednocześnie zaczęła topić ziemię, tak że po chwili miejsce to zaczęło lśnić jak szkło. Tak samo nagle jak się pojawiła, błyskawica zniknęła.
WWWZawiał wiatr i chmury zaczęły się rozpływać. Ale zanim zniknęły, od ich podstawy oderwał się lśniący blado punkt i zaczął spadać prosto, tam gdzie przed chwilą poteżne wyładowanie energii spopieliło i stopiło ziemię. Nabierał prędkości, pod koniec próbował rozłożyć skrzydła, by zamortyzować upadek, ale nie zdąrzył. Z całym impetem rąbnął w ziemię wybijając sporej wielkości krater i zasypując wszystko dookoła gradem odłamków.
WWWKurz opadł odsłaniając lśniącą blado istotę o dużych skrzydłach, ogonie, zakończonych szponami stopach i ciemnej karnacji oraz zdecydowanie meskich cechach. Postać miała dziwny tatuaż nad prawym okiem, teraz lekko zasłonięty przez krew płynącą z szerokiej rany na czole. Głeboka, szkarłatna bruzda ciagnęła się przez cała długość piersi, czerwień wypływała też ze zranionego przedramienia. Miała półprzymknięte oczy. Pulsowały błękitem. Oddychała płytko.
WWWPoruszyła się, a z jej gardła dobiegł jęk. Oczy otworzyły się całkowicie. Spróbował się podnieść. Syknął, kiedy oparł swój ciężar na zranionym przedramieniu. Po chwili dotarło do niego, że ktoś mu się przygląda. Odwrócił głowe w tamtą stronę. Zobaczył jakiegoś człowieka w okularach, dwóch innych stało w lekkim oddaleniu. Oraz coś, co w przypływie geniuszu nazwał szarym chodzącym dywanem. Pozostali byli ubrani ciepło. Zmrużył oczy.
WWW- Czy... - zaczęł mężczyzna w okularach.
WWW- Nie - odparł powoli przerywając tamtemu.
WWW- Ale...
WWW- Nie... - znów przerwał, starając się podnieść.
WWW- Jednak...
WWW- Nie - powiedział po raz trzeci i stanął w pełni wyprostowany.
WWWDo mężczyzny w okularach podszedł drugi.
WWW- On chciał tylko zapytać, czy nic ci nie jest.
WWWPostać spojrzała na niego, potem na siebie, a potem popatrzyła w niebo.
WWW- A jak kurwa myślisz? Właśnie stamtąd spadłem - wskazał dłonią górę. - A to wysoce niekomfortowe, nie uważasz?
WWWNie odpowiedział.
WWW- Kim jesteś? - zapytał ten w okularach.
WWW- Skrzydlaty - powiedział trzeci z ludzi. Miał przyczepione do pasa dwie katany.
WWWMężczyzna zaczął powoli wychodzić z otworu. Jednocześnie spojrzał na swoje skrzydła.
WWW- Brawa dla tego pana, zdecydowanie jesteś błyskotliwy, skoro zobaczyłeś skrzydła, to jasnym jest, że moje imię to Skrzydlaty, słodko. A jakbym przypominał węża, to pewnie nazwałbyś mnie Pełzającym? - zdołał wyjść z dziury. Stwierdził, że oprócz szarowłosej góry mięśni, która prawie dorównywała mu wzrostem, reszta była, hmmm, mała. Przymknął oczy i w tym samym momencie czerwona maź otoczyła jego wszystkie rany.
WWW- Po prostu kogoś przypominasz i tyle - zripostował człowiek.
WWW- Tak oczywiście - powiedział z przekąsem otwierając oczy. Maź zniknęła a wraz z nią rany. Czarna zbroja wskoczyła na miejsce, lśniła i połyskiwała. Z boku do pasa miał przyczepiony miecz, drugi wisiał swobodnie przypięty do pleców.
WWW- Kim jesteś w takim wypadku?
WWW- Może sami się najpierw przedstawicie? Ale najpierw, macie coś do picia? -Mężczyzna w okularach podał mu manierkę. Obcy wziął ją; w jego rękach wyglądała zdecydowanie jak drobinka. Wypił trochę. - Woda... wolałbym coś mocniejszego, ale cóż mówi się trudno.
WWW- Co tutaj robisz? - zapytał drugi z mężczyzn.
WWW- Skoro zdarzyłeś już zapomnieć, to spadłem stamtąd - znów wskazał ręką niebo, Oddał manierkę. - Poza tym o to samo mogę zapytać was.
WWW- Niecodziennie widzi się kogoś takiego jak ty spadającego z nieba. Wyglądasz zupełnie jak diabeł.
WWW- Niecodziennie widzi się zadających dziwne pytania ludzi w towarzystwie chodzącego dywanu - odparł. - Bez urazy kolego - ostatnie słowa skierował do szarej góry mięśni. - Tak.
WWW- Co tak?
WWW- Jestem diabłem.
WWWRozszerzyli oczy w zdumieniu.
WWW- I spadłeś z nieba?
WWW- A co? Miałem wyskoczyć jak pajac z pudełka?
WWW- Dobra, koniec tego. Nazywam się Crow - powiedział ten w okularach. - To jest Hiroku - wskazał na tego z katanami. - A to Tariteh - ten lekko skinął głową. - Oraz Wrrghh’grgrh’rarhg - przedstawił ostatniego z grupy. - A ty?
WWWPostać spojrzała na niego.
WWW- Jestem Roevean, Lord Roevean. Diabeł lub jak kto woli morlock.
WWWZapadła cisza. Crow wyglądał tak, jakby się zastanawiał.
WWW- Hmmm, Roevean? Ten Roevean ze Zgromadzenia? - zapytał.
WWWTym razem diabeł rozszerzył oczy zaskoczony.
WWW- Schlebiasz mi, nie wiem w jakiej dziurze się znalazłem, ale mnie tu znają, no no - pokiwał głową. - Ale masz nieświeże informacje. Nie jestem już w Zgromadzeniu - położył nacisk na słowo już. - A ty? Skąd o tym wiesz?
WWW- Psia Liga wie dużo.
WWW- Psia Liga... - powtórzył jak echo. Przypomniał sobie, że za czasów Zgromadzenia Faroo i REnler polecieli na planetę Psiej Ligi, chcąc zdobyć jakieś informacje. Ale to tylko tyle. - To bardzo ciekawe...
WWW- Co tutaj robisz?
WWW- Spadłem, ale to chyba widzieliście.
WWW- Miałem na myśli, co cię tu sprowadza?
WWW- Nie uważasz, że to nie czas na intymne pytania? Znalazłem się tutaj dla pewnego celu. Na razie jednak znam tylko jego zarysy.
WWW- To znaczy?
WWW- To znaczy "Nie nalegaj" - Roevean zmrużył oczy. - A wy tędy po prostu przechodziliście, czy też swoim efektownym wbiciem w ziemię coś wam przerwałem?

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Oct 06, 2005 8:02 pm 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 7:54 pm
Posts: 486
Location: Gdzies w swoich przygodach...
Van der Gororouw szybko przechodził przez Kirad. Nie zatrzymywała go rzadna sprawa, jednakże tepo jego marszu było mocno ograniczone przez natłok mieszkancow. No coz, Dzien targowy. Kupcy przekrzykiwali się wzajemnie wychwalając swoje towary, miesczkancy tloczyli isie przed straganami a złodzieje fachowo wykonywali swa prace. Nieszczesciem generała Anty-wipu było to, iż głowna ulica była najbardziej zatarasowana, toteż tepo jego marszu było powolne, ale cel nie zmienił sie.

Nagle poczuł, ze osoba trzecia wklada reke do jego sakwy. W miare szybkim ruchem chwycił swa potezna dlonia reke zlodzieja i zgniotl ja mocno, rownoczesnie obracajac sie aby zobaczyc napastnika. Nim obrocil sie kompletnie jego druga reka natychmiast powedrowala do twarzy zlodziejaszka, zaslaniajac jego otwarte usta, przez ktore chcial uciec krzyk bolu. Był to kilkunastoletni chlopak, o opalonej cerze i kasztanowych wlosach. der Gororouw natychmiast popuścił prawa dlon, w ktorej calkowicie pogruchotal kosci dzieciaka, jednak trzymał dosyc mocno aby zlodziej sie nie wyrwal. Do oczu chlopaka naplynely lzy, i gdyby nie dlon generala, jego krzyk z pewnoscia bylby slyszany z wielu mil. Gororouw patrzyl na niego surowo, a gdy poczul iż chlopiec przestal krzyczec, a jedynie lka, lewa dlonia chwycil go w pasie i podniosl, niosac w pusta uliczke, jednak nie odrywał swej dloni od dloni zlodzieja. Kiedy znajdowal sie dosyc daleko od gwaru miejskiego, postawil chlopaka przed soba. Ten pochlipywal jedynie cichutko w czasie gdy Anty-wipowiec badal jego reke. Byla w fatalnym stanie. Silny uscisk zrobil niemal miazge z zrecznej lecz slabej zlodziejskiej dloni. Watpliwe aby kiedykolwiek doszla do pelnej sprawnosci. Van der Gororouwa zdziwila mentalna sila chlopca, ktory, tracac dlon wydal coprawda krzyk, ale teraz jedynie pochliptywal cichutko. Potezny generał wyjal z swojej sakwy mala fiolke oraz rolke bandazy. Chwycil zebami drewniany korek, i wyciagnal go, i wylal gesty plyn na dlon zlodzieja, poczym obwinal ja delikatnie bandazem. Na koniec wreczyl fiolke z owym plynem chlopcowi, wstal i zaczal isc w strone tlumu.

Kiedy był juz przy wylocie ulicy uslyszal ciche: "Dziekuje". General przystanal i usmiechnal sie lekko. Naraz katm oka zobaczyl kogos, kogo ów mezczyzna bardzo mu przypominal... Nietety owa niewiadoma osoba skrecila za rog i znikla z oczu generała. Tym samym Maczer uniknal ryzykownej konfrontacji z Anty-wipowcem w zatloczonym miescie...

- Niech Shar'ake ma cie w swojej opiece... po czym wszedł w tłum.

_________________
" Zobaczyłem Raflika....
*poke*
Dotkłem Raflika.....
...
Moge juz umrzec" Bokler
Morgana's Parapetowa 16 Feb 07


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Oct 09, 2005 12:10 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Nov 15, 2003 4:56 pm
Posts: 1141
WWW- Karabin snajperski – Crow ze zdziwieniem przyjrzał się broni – byłem pewien, iż ukryliśmy go wraz z większością sprzętu, gdy Wrrghh’grgrh’rarhg został ranny... - podczas pobytu w Advarku student nauczył się wydawać z siebie dźwięk bardzo zbliżony do imienia Vorroksa – Widać zmęczenie robi już swoje.

WWWStrażnik wbił miecz w ziemię i założył ręce. Widać było, że rzeczywiście mu się nie spieszy. Tarieth natomiast przyglądał się wyczekująco swoim podopiecznym – Crowowi i Bestii. Pierwszy jednak przemówił Hiroku.

WWW - Zbroja, Oczy – stwierdził krótko samuraj - wpakujmy mu kuple w oko poprzez szczeline w helmie. - po chwili namysłu dodał - Ciekawe jak bardzo miekka robi sie zbroja na stawach przy tym jak sie porusza – od czasu, gdy został ranny Hiroku mówił czasem dosć niewyraźnie.

WWWNie sądzę, żebyśmy byli w stanie przebić się przez zbroję, nawet w trakcie ruchu strażnika. - odpowiedział dość szybko student. Po krótkiej pauzie zaczął dłuższą wypowiedź – Ja również zastanawiałem się nad hełmem, ale powstaje ważne pytanie: na ile dokładne są nasze informacje. Powiadasz, Lordzie – tu Crow zwrócił się do Morloka – iż Cambrio de Forma dopasowuje się do woli Maleka. Zastanawiam się, czy oznacza to, że strażnik kieruje nią za pomocą swojej świadomości, podświadomości, czy też zbroja posiada własną świadomość starającą się dopasować do woli właściciela. Każdy z tych trzech przypadków oznacza inną szybkość reakcji Cambrio, a także inny stopień nieprzewidywalności jej zachowania dla samego Maleka. - Crow wziął głębszy oddech, po czym poprawił okulary i upewnił się, czy jego towarzysze rozumieją owe subtelne różnice. Tarieth kiwnął głową, więc student kontynuował – Czemu to jest tak ważne w przypadku hełmu? Atak na oczy na pewno spowoduje reakcję obronną ze strony zbroi. Oczywiście, w przypadku kontroli za pomocą świadomości, jeśli sam Malek nie będzie widział ataku nie dojdzie do zmiany kształtu Cambrio. Nie jesteśmy jednak w stanie tego przewidzieć. Zdaje się natomiast, że częścią wspólną wszystkich trzech wariantów będzie chwilowe oślepienie strażnika, przez osłaniającą go zbroję. Sądzę, że wokół tego spostrzeżenia możemy zbudować bardziej skuteczny plan, niż wokół próby uśmiercenia naszego przeciwnika jednym ciosem.
WWW- Przy naszej przewadze liczebnościowej – trudnego słowa, ze śmiertelnie poważną miną użył Vorroks – łatwo zaatakować go od tyłu.
WWW-To nam gówno daje – Hiroku nie czuł najmniejszego strachu przed potężną bestią – rówie trudno bedzie prezbić się przez tą skorupę od tyłu, jak i od przodu.
WWW-Istnieją rodzaje obrażeń, przed którymi nawet najpotężniejsza zbroja nie jest w stanie zapewnić ochrony – Crow oparł się plecami o piaskowo żółty kamienny blok – na przykład upadek z dużej wysokości. Gdyby strażnik został obezwładniony, to mógłbym przywołać Tso Ulina, który wyniósł by go wysoko nad ziemię, chociaż – tu przyszedł czas na rzeczową ocenę granic własnych możliwości – to byłoby ostatnie przywołanie, które wykonałbym w przeciągu tego tygodnia.
WWW- Bardzo dobrze – przerwał Tarieth. - widzę, że jesteście w stanie zaplanować strategię działania, przeanalizować swoje atuty i słabości. Zapomnieliście jednak o najważniejszym. Naszym celem nie jest zabicie strażnika. Zniszczenie filaru może się odbyć tylko poprzez zniszczenie chronionego przez owego strażnika artefaktu.
WWW- Zanim nie znajdziemy – szybko oczywiste znaczenie wypowiedzi Hequetaia odczytał Wrrghh’grgrh’rarhg – atakowanie nie ma sensu.

WWWLord Roevean, triumwir niegdysiejszej Diablej Hegemonii, nie przysłuchiwał się rozważaniom Psioligowców. Cała sytuacja przywodziła mu na myśl rozmowy młodych diabłów z podstawowych szkół. Był gotowy do podjęcia walki z Malekiem, ale nadal szukał pewnego szczegółu. Czegoś, co nie pasowałoby do jednolitej struktury okrywającej strażnika Cambrio. Pomógł mu odbity promień słońca. W rękojeści szarego miecza tkwił okrągły, błękitny kryształ. Diabeł mimowolnie wyszczerzył kawałek kła. Rozprostował krwistoczerwone skrzydła i ... zastygł nasłuchując. Nie miał wątpliwości, iż z zachodniej strony usłyszał jakiś szmer. Kolrjny, nieco głoniejszy szmer przerodził się w coraz głośniejszą rozmowę. Z innej strony dało się słyszeć wysoki kobiecy śmiech. Cała ekipa zaczęła z niepokojem przyglądać się trybunom kolosem, z których docierały kolejne głosy.

WWW-Tam nikogo nie ma – Hiroku nie lubił takich sytuacj

WWWJakby na jego zaproszenie na północno-wschodniej trybunie pojawiły się odziane w białe togi sylwetki. Ubrana w czerwoną suknię balową kobieta o czarnych włosach pojawiła się dużo bliżej zaskoczonych przybyszów z innego świata. Dopiero po kilku sekundach Tarieth zauważył, że poprzez dłonie kobiety widać znajdującą się za nią ścianę. W przeciągu niecałych pięciu minut trybuny zapełniły się widmowymi widzami. Francuska szlachta, indiańscy wodzowie, zawodnicy rugby – z areną związane były najróżniejsze zjawy. Jakiś odziany w garnitur człowiek, który Tariethowi od razu skojarzył się z maklerem giełdowym, sprzedawał jakieś kartki obecnym. Kobiety w strojach hostess roznosiły jabłka i wino. Trybuny ryknęły radośnie, gdy Malek uniósł miecz w geście pozdrowienia. Gdy pierwsza fala euforii minęła strażnik odezwał się.

WWW- Niech widowisko się rozpocznie – moc jego głosu zatrzęsła całym koloseum.

WWW- Nie... niemożliwe – Hiroku zauważył, że strażnik skierował w jego stronę czubek miecza. Samuraj przyłożył dwa palce do czoła i zniknął na ułamek sekundy przed tym, jak cieńka nitka cambrio przeszyła przestrzeń w miejscu, gdzie znajdowało się wcześniej jego gardło.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Oct 09, 2005 8:34 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Oct 03, 2003 9:40 pm
Posts: 921
Sekundę później, bez żadnego wytłumaczenia, Tarieth rzucił się pędem w kierunku środka areny, rozwiewając widmowe postacie, przez które się przebijał. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie, ale nie czas było się nad tym zastanawiać. Pojawiła się szansa i trzeba ją było wykorzystać.
- Co robisz? – usłyszał za sobą krzyk Crowa.
Zwolnił na chwilę i lekko obrócił głowę - Nie możemy przecież pozwolić, żeby Hiroku ….
- Co? – Crow najwyraźniej nie dosłyszał drugiej części wypowiedzi.
- Załatwił wszystko sam – powtórzył Roe, wskazując miejsce gdzie stał ich przeciwnik.
Tym czasem okazało się, gdzie teleportował się samurai, który najwyraźniej nie dawał sobie w kasze dmuchać.
- Takiś twardy gnoju?! – Hiroku znalazł się między potężnymi ramionami Malaka, trzymającego oburącz, sięgający jeszcze przed chwilą połowy areny, miecz. Zaparłszy się z całej siły nogami o jego korpus i chwyciwszy jedną ręką broń przeciwnika, Psio Ligowiec próbował rozbroić Malaka. Jednak nawet mimo potężnej siły jaką dysponował, szybko zrozumiał, że nie ma szans. Została jeszcze jedna opcja. Skoncentrowawszy się na prawej ręce, wypuścił z niej falę energetyczną.
Hequetai właśnie minął jakąś dwie postacie, z czego jedna wyglądała na bookmachera.
- Stawiajcie na nas, nie przegraaaaaaaaaamy – arena, niebo mignęły mu błyskawicznie przed oczami. Jakaś ogromna łapa chwyciła go w biegu i usadowiła na czymś włochatym.
- Proszę się mocno trzymać przewodniku – usłyszał głos Bestii.
- Wierz mi, o niczym innym nie myślę – Tarieth przywarł do archariosa jak tylko mógł, chwytając dłońmi za szczątkowe ubranie stwora.
Mknęli niczym kula armatnia. Odległość między nimi a Malakiem była wciąż ogromna, ale rozpędzony vorroks, używający sześciu kończyn jest zdolny do osiągnięcia imponujących prędkości. Tym większe wrażenie wywołują szlachetne urodzone osobniki, które dodatkowo posiadają w swych ruchach wiele gracji. Widownia właśnie stanęła przed potężnym dylematem, które widowisko oglądać.
- Zaraz Wrrggg… ty chyba nie..
Bestia właśnie skoczył z trybun w kierunku najbliższej ściany labiryntu i dokładnie w tym momencie większość duchów rozwiązała problem, czemu warto się przyglądać. Psio Ligowcom udało się dopaść muru, burząc górną część. Vorroks momentalnie stracił możliwości postawienia na czymś tylnich łap i zaczął pazurami drapać po ścianie, jednocześnie jedną z kończyn łapiąc za nogę Tarietha, który stracił uchwyt pod wpływem siły uderzenia. Mimo wszystko szybko udało im się wspiąć z powrotem.
- Czy wszyscy twoi bracia dostarczają tylu ekstremalnych wrażeń czy to tylko ja mam takie szczęście – wysapał Hequetai, kiedy znów znalazł się na grzebiecie stwora.
Ajron mimo najgorętszych starań przegrywał pojedynek. Malak wprawdzie mógł puść miecz jedną ręką, ale najwidoczniej chodziło o pokaz sił. Z każdą chwilą czuł, jak strażnik przyciąga go milimetr po milimetrze do siebie, prawdopodobnie mając zamiar następnie zmiażdżyć. Nawet fala nie pomagała.
- Niemożliwe – krzyknął zaskoczony Psio Ligowiec, poczuwszy znacznie silniejsze szarpnięcie. Opancerzony czerep Malaka przedarł się przez falę i z potężną siłą trafił go w skroń. Samurai zalał się krwią. Poczuł, że traci władzę na ciałem. Strumień energii został przerwany. Przy drugim uderzeniu głowa Hiroku opadła w tył. Strażnik puścił lewą ręką broń i chwyciwszy bezwładnego już samuraja, rzucił nim w bok. Akurat, żeby zdążyć zewrzeć się z następnym przeciwnikiem. Szarżujący vorroks może nie wywołał wrażenia na strażniku, ale nie mógł zostać pominięty. Obaj byli podobnego wzrostu, sczepili się niczym dwaj zapaśnicy. Bestia doskonale wiedział, że nie może pozwolić strażnikowi na wymachiwanie mieczem. W tym samym momencie Tarieth podpierając się na klęczkach nie mógł nadziwić się podłożu. Nagle ze zbroi Malaka wyskoczyły w kierunku Wrrghh’grgrh’rarhga trzy ostrza. Ten osłonił się, chwytając dwa z nich dodatkową parą łap, raniąc się przy tym jednakże. Ostatnie lekko drasnęło udo. Archarios nie zastanawiając się zbytnio opadł pod naporem strażnika na plecy i wypchnąwszy go stopami w powietrze, wykonał rzut w tył. Rozległ się wielki łomot, a następnie cichy świst w okolicach hełmu wojownika. Jeszcze nim cały pył opadł, bezszelestnie przy strażniku, który zresztą wylądował w dużej części na swoim mieczu, pojawił się Hequetai. Z zaskakującą szybkością, nim wojownik zdążył go zauważyć, wdmuchnął coś w otwory przyłbicy. Te zamknęły się w prawidłowym odruchu, pół sekundy później, jednak tylko pogarszając sytuację. Równie szybko otwarły się z powrotem.
- Środek paraliżujący – poinformował złodziej Bestię – zaopiekuj się tym – wskazał znajdujący się pod leżącym miecz – o cholera – blondyn bezzwłocznie poszedł sprawdzić, co z Hiroku. Ten leżąc bezwiednie na boku, nie dawał znaku życia. Kiedy vorroks z trudem wyciągał broń z pod strażnika, Tarieth obrócił samuraja, upewnił się, że oddycha a następnie przemył mu twarz, wodą z manierki.
- Niech….. ja….. dopadnę….. tego dupka…- wystękał Ajron mrużąc oczy.
- Heh, chyba zakończy się na wstrząsu mózgu. Twardy jesteś.
Usłyszeli nad somą trzepotanie skrzydeł. Między nimi wylądował, niosący Crowa, Roevean.
- Mówiłeś coś o walce w zwarciu? – w głosie morloka trudno było nie zauważyć sarkazmu.
- Jak widać nie było to najlepsze wyjście, ale trzeba było wykorzystać okazję – odparł Tarieth.
- On się jeszcze rusza – zaanonsował vorroks, odsuwając się z mieczem.
- Możliwe, że substancja nie zadziałała, jednakże pewnie i tak ma jej pełno w oczach.

_________________

Overcoming obstacles is my business. And business is good.



Avatar powstał dzięki uprzejmości tego .


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Oct 14, 2005 12:02 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
- Terieth, on wstaje! - wrzasnął przerażony samurai - i wcale nie wydaje się oszołomiony.
- Cholera, taka dawka powinna położyć nawet słonia.

Malek podniósł się z zadziwiającą łatwością. Jego chełm jakby rozpłynął się w powietrzu i przez ułamek sekundy wszyscy ujrzeli nieprzytomną twarz wojownika. Otaczająca ją chmura pyłu rozwiała się momentalnie, a osłona głowy ponownie zasklepiła, tym razem nie pozostawiając żadneo otworu.

Wielkie ramię wykonało niesamowicie szybki ruch. Terieth, odrzucony ze straszliwą siłą, wylądował dziesięć metrów dalej.

- J..jak to możliwe. Przecież on jest nieprzytomny - krzyknął Hequetai i splunął krwią.

Tymczasem wielki miecz Maleka zmniejszył się do rozmiarów niewielkiego sztyletu, jednak metal rękojeści otoczył niebieski kamień gęstą, ochronną siatką. Klejnot połyskiwał do nich szyderczo spomiędzy miniaturowych oczek.

- Cholera, ta zbroja sama się rusza - Hiroku wstał i był nadal gotowy do walki.
- Tak - rzucił spokojnie Crow, stojąc kawałek dalej i obserwując rozwój sytuacji - wydaje się, że ona ma własną świadomość i teraz będzie chronić Maleka. Tylko że najwyraźniej nas wszystkich uznała za największe zagrożenie. A, jak mi się wydaje, klejnot na Cambio de Forma...

- ... to nasz artefakt łączący go z filarem - dokończył Morlok.
- Tak, Crow, domyśliłem się tego już kiedy staliśmy ma górze - rzucił sarkastycznie do zdziwionego studenta.

Jednak zbroja najwyraźniej nie miała zamiaru czekać, aż skończą dyskutować. Niesamowicie szybko, jak na swoje rozmiary, ruszyła w stronę Bestii. Jednym potężnym ciosem opancerzonej ręki powaliła wielkiego vorroksa na plecy, wzbijając w powietrze ogromny tuman kurzu. Zanim ten zdążył się podnieść, wykonała półpiruet i machnęła sztyletem w stronę atakującego Morloka. Stróżka krwi naznaczyła przecięcie, jednak prawie natychmiast zniknęła. Jednak straszliwe kopnięcie wysłało diabła w powietrze.

Oszołomiony uderzeniem Morlok próbował powstrzymać upadek z pomocą swych skórzastych skrzydeł, jednak nie zdołał. Wbił się dosłownie w marmurowe podesty na widowni, teraz opustoszałe, gdyż widmowi widzowie najwyraźniej zdołali opuścić zagrożony obszar.

- Chyba wolałem, jak nią sterował Malek - w głosie Hiroku sarkazm mieszał się z wyraźnym zdenerowaniem - jakiś kolejny plan, Hequetai?

_________________
A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Oct 20, 2005 10:02 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jun 24, 2004 12:21 am
Posts: 608
Location: Faîte, Queher
WWWSpokojnie – odrzekł Tarieth, nie podnosząc się z ziemi.
WWW- Możemy nie mieć czasu na odpoczynek - Hiroku bacznie obserwował całą sytuację.
WWW- Słuchaj, czy ja wyglądam na gościa, który może dostać tak potężnym ciosem, że przeleci kawałek, a następnie wstanie i będzie wszystko w porządku? - wbrew swoim słowom, złodziej spróbował się podnieść. Niestety po chwil opadł powrotem, wydając z siebie cichy jęk. Bolało go strasznie, ale z drugiej strony, nie mógł zostawić reszty. - Poza tym nie walczyłem dotąd z rzeczami obdażonymi świadomością, no może raz z szafą, ale byłem pewny, że to przez mój stan upojenia alkoholowego.
WWW- Czyli nie wiesz, co teraz zrobić?
WWW- Hm... - na twarzy Hequetai pojawił się pogodny uśmiech, wyciągnął rękę przed siebie, jakby próbując dotknąć nieba - Nie wiem, jak wysoki poziom IQ ma ta zbroja, ale jeśli ma chronić Maleka, możemy spróbować sprawić, aby sama stała się dla niego zagrożeniem.
WWW- A jak tego dokonamy? - samurai widząc wysiłki Tarietha, podszedł i obejmując za ramię, pomógł mu wstać. Ten rozejrzał się dookoła.- Te stare gobeliny znajdujące się nad wejściami dla gladiatorów mogą się nam przydać. Będę potrzebował pomocy Bestii.
WWW- Zaraz, chyba Lord Roevean coś planuje.
WWWO ile można nazwać to planem, to diabeł potrząsnął głową. Gruz i kurz spadły w dół. Bolały go plecy, czuł, że lewe skrzydło było nadwyrężone. Poruszył dłonią i złapał fragment ściany chcąc się podnieść. Kątem oka zobaczył jak Malek rusza w jego stronę. Pozostali stali nieruchomo zaskoczeni tym pokazem siły. Sztylet w ręku strażnika zmienił się spowrotem w miecz, postać podniosła go do góry chcąc zadać diabłu śmiertelny cios. Morlock uchylił się i ostrze przeorało fragment ściany zasypując go odłamkami i iskrami. Jeszcze kurz nie opadł a Malek zadał drugi cios. Znów szczęście dopisało diabłowi, natomiast kawał muru nad jego głową miał najwyraźniej dzisiaj dużego pecha. Potężne cięcie rozłupało kawał kamienia. Roevean podniósł swój miecz. W samą porę. Krwiste ostrze napotkało ostrze Maleka. Jednakże niewygodna, na wpół leżąca pozycja nie stanowiła odpowiedniego oparcia dla napierającego strażnika. Ostra krawędź jego własnego miecza powoli zbliżała sie do jego gardła. Molock wytężył wszystkie siły, ale Malek w tej pozycji był silniejszy. Wreszcie diabeł postanowił zaryzykować, pamiętał o tym, że na tym świecie zostałą zachwiana równowaga energetyczna i pewne działania mogą przynieść nadzwyczaj potężne skutki. Przymknął oczy, nagle pod jego ciałem otworzył się fioletowo-ognisty portal, w którym morlock zniknął. Malek pozbawiony oparcia runął również, ale portal zdąrzył się już zamknąć i strażnik wylądował na gruzach.
WWWPozostali widzieli tylko fioletowe światło, po czym Malek wpadł do dziury.
WWWPo chwili, tuż za nimi otworzył się kolejny portal i mówiąc krótko, wypadł z niego diabeł. Oddychał głęboko. Dźwignął się do góry, opierając się na mieczu.
WWW- Zamiast stać i piperzyć bez sensu - zaczął. - Moglibyście przynajmniej odciągnąc tego sukinsyna ode mnie.
WWW- Żyjesz, to się liczy.
WWWRoevean nie odpowiedział, tylko zmierzył ich zimnym wzrokiem.
WWWNagłe porusznie w dziurze. Malek wygramolił się z niej i stanął na równych nogach miecz dzierżąc w dłoniach.
WWW- Zbroja chroni strażnika, a gdyby ją tak podgrzać? W końcu to jakiś metal - powiedział Tarierth.
WWW- Wtedy stałaby się zagrożeniem dla samego Maleka - zakończył Hiroku.
WWW- Gobeliny - zawyrokował Roevean. - Dacie radę je podalić?
WWW- Owszem. Bestio, możesz je zerwać? Crow, tutaj masz alkohol, przygotuj koktajl - mrugnał okiem - dla naszego drogiego wroga, Hiroku i ja przygotujemy miejsce, gdzie można zwabić strażnika. A ty lordzie, odwróć jego uwagę - złodziej szybko wydał polecenia.
WWWSzary dywan kiwnął głową i szybko ruszył w stronę wiszących materiałów. Morlock nie musiał specjalnie się trudzić, Malek sam do niego ruszył.
WWW- Pięknie, stał się moim najbardziej upierdliwym fanem - rzucił diabeł z przekąsem. Odwrócił się szybko i odbiwszy się od ziemi wskoczył na okalający arenę mur. Tam odbił się jeszcze raz, zrobił salto i rozkładając skrzydła nabrał prędkości i wysokości. Po czym runął na strażnika. Ten widząc to zamachnął mieczem. Roevean zanurkował pod ostrzem i ciął po kostkach. Zaiskrzyło. Strażnik zachwiał się, diabłowi miecz wypadł z dłoni. Rąbnięcie pięścią w ścianę przyniosłoby taki sam skutek. Zabolało. Diabeł wytracił wysokość i brzuchem zaczął szorować po ziemi.
WWW- Kurw... - zaklął, kiedy zdał sobie sprawę, że tor jego lotu kieruje go dokładnie w ten sam wyłom skalny, z którego niedawno się wydostał. Prędkość spadała bardzo szybko, ale była na tyle duża, że zdołał pogłębić i tak dużą już dziurę. - Odwróć jego uwagę, dobre sobie. Ale to nie oznacza rozśmiesz go na śmierć - powiedział pod nosem i rąbnął w ścianę. Zamroczyło go lekko. Po chwili poczył, że jakaś siła wyciąga go z dziury.
WWWMalek.
WWWZobaczył ciemną postać przesłaniającą niebo.
WWWCiemną postać, która robiła właśnie zamach mieczem.
WWWA potem... zobaczył fioletowe płomienie portalu, który otworzył się za strażnikiem. Oraz drugą ciemną postać, otoczoną fioletowymi płomieniami, która skoczyła na Maleka łapiąc jego ramię z mieczem. Zmagali się, a leżący diabeł tylko obserwował zaskoczony. Kątem oka zobaczył, że pozostali też zamarli w zdziwieniu.
WWW- Może ruszysz... tą czarną dupę i mi... pomożesz? - wycharczała druga ciemna postać. - Ten wafel jest... cholernie... silny!
WWWRoevean usłyszał swój głos. Co u licha?, pomyślał. Nie czas teraz na myślenie. Skoczył na nogi, zlustrował sytuację i spojrzał na drugą postać. Spojrzał na twarz... Mephisa. Otoczoną płomieniami. Płomienie! Złapał strażnika za rękę z mieczem.
WWW- Twoje płomienie! Otocz go nimi!

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Nov 13, 2005 7:33 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jun 24, 2004 12:21 am
Posts: 608
Location: Faîte, Queher
WWWRoevean złapał Maleka za ramię. Płomienie Mephisa stały się większe i objęły cała trójkę zalewając wszystko dookoła fioletowym, migoczącym światłem. Temperatura narastała, jednakże oba diabły nie przejmowały się nią. W odróżnieniu od Cambrio. Zbroja pewnie uznała, że wzrastające gorąco może zagrozić ciału strażnika. Przestała atakować, cofając się do defensywy całą swoją moc próbowała wykorzystać, by się uwolnić. Początkowo nic się nie działo, ale zaraz potem diabły centymetr po centymetrze były odpychane mimo siły jaką wkładały w to, by utrzymać go uścisku i zasiegu płomieni. Być może dlatego żaden z nich, jak i Malek nie zauważyli śnieżnobiałego światła, które zalało nagle całą arenę. Wtem gwałtowna siła oddzieliła cała walcząca trójkę. Malek został odrzucony pod samą ścianę, a diabły upadły na kolana. Wtedy do nich dotarło.
WWW- Dokonało ... się - wyszeptał Mephis. Intensywny słup światła uderzył w miejsce, gdzie klęczał. Drugi, podobny pojawił się na Roeveanem. Natężenie światła wzrastało. Gęste siatki wyładowań otoczyły środek areny oslepiając pozostałych, którzy w milczeniu przyglądali się zaskakującemu zjawisku. Iskry pojawiły się równiez na ścianach okalających plac, na trybunach, wszędzie. Część z nich pokryła Psioligowców nie wyrządzając im krzywdy.
WWWDwa słupy światła zaczęły wirować wokół wspólnego środka. Nabierały tempa. Wokół nich pojawiły się jasne punkty, mieniące się czerwienią, błękitem, żółcią, oraz inne, ciemniejsze. Wszystko było w ruchu. Perspetywa zaczęła się oddalać, punkty zastąpiły świetlisne dyski materii przypominające galaktyki, ale i one zniknęły po chwili. Został już tylko jeden żarzący się słup światła.
WWWZatrzymał się.
WWWPękł.
WWWŚwiatło rozlało się po arenie. Wyładowania rozbiegły się wokół. Fala uderzeniowa zdmuchnęła piach pokrywający miejsce boju, przewróciło Psioligowców i prawie wprasowało Maleka w ścianę.
WWWWszystko wróciło do normalnych kolorów. Lecz w miejscu, gdzie przed chwila klęczały dwa diabły, teraz był jeden. Przynajmniej sprawiał wrażenie, że jest diabłem. Otaczały go nadal fioletowe płomienie, ale samo ciało nie miało barw. Właściwie postać była połączeniem setek świetlistych linii. Iskry przebiegały co rusz całość.
WWWPostać podniosła się i otworzyła oczy. Ciemny, ale pulsujący błękit przyciągał wręcz z hipnotyczną siłą. Spojrzała na swoje ręce.
WWW- Nareszcie - powiedziała głosem Mephisa. Rozejrzała się, widziała wszystko dookoła w zupełnie inny sposób, wszystkie kontury pokrywały jasne linie, pulsujące nitki, którymi płynęła energia. Morlock uśmiechnął się, energia była wszędzie. I on miał do niej dostęp. Nieograniczony dostęp.
WWWPsioligowcy podnosili się z ziemi. Z tyłu za diabłem Malek poruszył się również, gotowy do działania. Runął od razu na Mephisa. Ten nawet się nie ruszył. Wyprostował się tylko.
WWW- Nie - powiedział i ciało Maleka otoczyły nitki wyładowań, zatrzymując go w miejscu i unosząc trochę do góry. Diabeł odwrócił się i spojrzał na szamoczącego się strażnika, który wytężał wszystkie siły by rozerwać tą enegetyczną klatkę. Powoli zaczął mu się to udawać. Mephis powoli podszedł do strażnika zaciskając jedną pięść, druga wyciągnął w stronę kryształu na głowni miecza. Malek cofnął się lekko, po czym rzucił na morlocka. Pięść diabła wyprysnęła do przodu, przez moment było widać, jakby w zwolnionym tempie jej ruch i kolejne warstwy powietrza nakładające się na cios skierowany prosto w tors. Druga ręka natomiast złapała kryształ.
WWWUderzenie było szybkie. Na sekundę wszystko zamarło. Tylko ręka diabła się poruszała pchając strażnika do tyłu. Wreszcie sekunda minęła i ciało Maleka odrzuciło do tyłu. Kryształ został w dłoni Mephisa. Strażnik rąbnął w ścianę, która od razu otoczyła go energetycznymi liniami. Morlock spojrzał na trzymany w dłoni błękitny kamień, siatka jasniejących linii pokrywała go gęsto. Odwrócił się do Psioligowców. Zdąrzyli się już podnieść. Rzucił Crowowi kamień. Ten złapał go i zacisnął na nim swoją dłoń.
WWW- Chyba o to wam chodziło - powiedział uśmiechając się lekko. - Strażnikiem się nie martwcie, żyje, ale nie sądzę, że mógłby wam teraz czymkolwiek zagrozić. A co do mnie, nie muszę być już tutaj, mam to, co chciałem mieć. Mogę odejść. Jeśli jednak będziecie potrzebować mojej pomocy, wystarczy, że pomyślicie. Będę wiedział - odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Nagle zatrzymał się w miejscu, przekrecił głowę w bok zamykając jednocześnie oczy. Zobaczył dziwną planetę pokrytą wodą, różne statki na orbicie, walczące między sobą. Imperium, Chaotic Alliance, Electra. Mógł to widzieć. Energia jest wszędzie. - Shiroue - rzucił przez ramię. - Statki Electry atakują waszą planetę - powiedział do zaskoczonych ludzi i ruszył dalej. Natężenie świetlistych linii otaczajacych diabła, jak i fioletowych płomieni malało, wreszcie zniknął. Zerwał się lekki wiatr, który rozwiał resztki piasku w miejscu, gdzie zniknął ostatni z morlocków.

_________________
Image


Last edited by Roevean on Mon Nov 14, 2005 1:26 pm, edited 1 time in total.

Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Nov 14, 2005 3:19 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man

_________________
A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Nov 14, 2005 9:23 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jun 24, 2004 12:21 am
Posts: 608
Location: Faîte, Queher
WWWStał na brzegu ogniska obserwując popiół. Tak jak w wielu innych obrazach dookoła niego. Wybuch emocji był w gruncie rzeczy tylko pokazem na użytek Ravena, niczym więcej. Władca Dusz nawet nie mgł przypuszcząc kim tak naprawdę był Mephis. Władca Energii!, przypomniał sobie słowa, którymi tamten go uraczył. Dobre sobie. Uśmiechnął się w myślach. Nie myślał o tym, co później powiedział mu Władca Dusz, nie było to istotne. Zupełnie. Ważne było co innego. Ten jeden, jedyny element, którego nikt nigdy nie pojmie oprócz samych morlocków.
WWWPewna idea. Sens wszystkiego o co walczyli i co osiągnęli. Jego dom jest tam, gdzie był on. Żadne ograniczenia nałożone przez kogokolwiek nie mogły, ba, nie były nawet w stanie w najmniejszym stopniu pozbawić go mocy. Jego moc pochodziła z Queheru, a Queher był w nim. Wystarczy tylko uciec poprzez siebie i czekać na tą, która zawsze przychodzi.
WWWUsiadł, a postaci z innych obrazów powtórzyły ten ruch. Morlock wyciągnał dłoń nad zgasłe ognisko. Pozostali zrobili to samo.
WWWA potem Mephis zaczął się śmiać. Czystym, wesołym śmiechem.
WWWUciec poprzez siebie.

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Nov 17, 2005 9:30 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Feb 16, 2004 10:11 pm
Posts: 1132
Location: Nie pamiętam
Mephis istotnie znudził się już czekaniem na Śmierć. Gdyby był bardziej cierpliwy być może udałoby im się porozumieć. Saovine nie mogła pojawić się w miejscu gdzie Mephis zakończył żywot natychmiastowo, co niezmiernie oburzyło Diabła. Mieli w końcu zawrzeć układ, który Smierć nadal jest skłonna rozpatrzeć na przekór Przeznaczeniu. Istotnie, zawaliła na całej linii karząc Diabłowi czekać. Już nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz zdarzyło jej się kogoś tak zawieźć. Diabeł miał plany, miał górnolotne plany. Teraz, gdy jest już martwy, mógłby pojawić się w miejscu gdzie śmierć mógł zastać zawsze. Powinien to zrobić, gdyż całość leży w JEGO interesie. Bo co mógł zaoferować śmierci? Mimo wszystko kobieta stanęła nad ciałem Diabła i czekała, aż jego dusza 'ochłonie' i, mimo wszystko, zechce dopiąć swój plan na ostatni guzik. Jakim cudem jego dusza jest w stanie poruszać się teraz bez czyjejkolwiek wiedzy? To nie było wiadome ani śmierci, ani przeznaczeniu ani nikomu innemu. Wiadome to było tylko Mephisowi.

Postanowiła poczekać przy ciele.

_________________
Image
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Nov 19, 2005 4:34 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jun 24, 2004 12:21 am
Posts: 608
Location: Faîte, Queher
WWWNadleciał nad swoje ciało. Nic się nie zmieniło, od czasu, jak Raven zamknął go w tym pozbawionym energii wszechświecie. Cóż, teraz owego wszechświata już nie ma. Za to przy zwłokach diabłach czeka ciemno odziana postać. Zbliżył się do niej, odblask krzyża ankh na chwilę zwrócił jego uwagę. Uśmiechnął się. Tak więc oto Wielka Śmierć, prawdziwy władca świata. Jednakże już nie jego władca. Uśmiechnął się ponownie.
WWWZrobił gwałtowny obrót i szybkim skokiem wbił się w swoje ciało.
WWWŚmierć czuła się lekko zdezorientowana. Do tej pory nie była w stanie odpowiedzieć sobie, dlaczego nie może odnaleźć duszy Mephisa, a teraz pojawiło się uczucie tego, jakby ktoś się jej przyglądał. I jednocześnie drwił sobie z niej.
WWWSpojrzała na martwego diabła. Jego prawa ręka drgnęła. Potem lewa. Nagle ciało wygięło się w łuk i z piersi eksplodowała fontanna światła, które następnie kaskadą spłynęło w dół. Morlock powoli usiadł. Miał zamknięte oczy. Poruszył głową, chcąc rozruszać zastygnięte mięśnie.
WWWOtworzył oczy. I spojrzał na blade oblicze Śmierci.
WWW- Hej - zaczął chrapliwie. - Czy ty aby nie powinnaś być kościotrupem z kosą?

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Nov 19, 2005 5:39 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Feb 16, 2004 10:11 pm
Posts: 1132
Location: Nie pamiętam
Kobieta wpatrywała się chwile badawczo w postać siedzącą przed nią aż w końcu zareagowała na pytanie

- takiś zawiedziony? - w momencie kiedy odpowiadała, kosa pojawiła się w jej prawej dłoni - kazałam Ci na siebie czekać Morlocku. Mam nadzieję, że tych kilka dni nie poszło jednak na marne. Właściwie to nie wiem, czego konkretnie teraz ode mnie oczekujesz, skoro i tak nie mam władzy nad twoją duszą. Byłabym nawet wdzięczna za pewnego rodzaju wyjaśnienie tej kłopotliwej dla mojej osoby sytuacji.
- cóż.. – rozmówca uśmiechnął się ironicznie – moglibyśmy znaleźć bardziej odpowiednie do rozmowy miejsce, nie uważasz? Chyba, że chcesz mnie zasypać swoimi pytaniami zanim dobrze stanę na nogi

Śmierć obserwowała chwilę jak Mephis wykonuje wspomnianą czynność, a gdy już patrzył na nią z góry, bo był od niej o wiele wyższy, podała mu lewą dłoń i spokojnie powiedziała

- no to zapraszam w moje skromne progi…

******************

Śmierć wraz z Morlockiem przenoszą się tu:



******************

_________________
Image
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Nov 26, 2005 3:07 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Zmaterializował się błyskawicznie, gdy Śmierć zniknęła z czymś, co wydawało mu się, według wszelkich prawideł, ciałem diabła. Jednak ciało powinno być martwe, tymczasem dusza diabła opuściła je, by po chwili znów przejąć nad nim kontrolę.

Fenomen. Samoistna rezurekcja.

Musiał to zbadać dokładniej.

- Ari, kopia ciała - rzucił w przestrzeń - musimy się dowiedzieć, co się tu stało.

No własnie, co się stało. Nadal był w szoku. Sprowadził tutaj diabła, był pewien, że parametry Saka były ustawione prawidłowo. Arisilde nie mógł zawieść, zbyt dużo symulacji wykonał.

Jednak, jak się okazało, coś poszło nie tak. Roevean nie żył.

Mimo nieubłaganie upływającego czasu, Władca Dusz nie śmiał pojawiać się wcześniej. To by wszystko popsuło. Odczekał, aż dziwna konwersacja Śmierci z duszą diabła dobiegnie końca. Już wiele lat temu, w Labiryncie, nauczył się, jak bardzo ważna jest cierpliwość.

Lecz teraz, gdy dusza diabła odeszła, co dziwniejsze, zabierając ze sobą ciało...

Pozwolił na to, Sak był w pełni pod jego kontrolą. Mógł zatrzymać ciało dla siebie, jednak nie chciał wzbudzać podejrzeń diabła.

Nie zwracać na siebie uwagi, gdy nie jest to konieczne. Kolejne przyzwyczajenie wpojone przez zabójczy Labirynt.

Skopiował więc ciało dzięki nanomatom Saka. Jednak teraz czas naglił. Nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek opóźnienia. Musiał sie dowiedzieć.

Ruchem ręki nakazał systemowi rozsupłać Sak. W jednej chwili ognisko zniknęło i pojawili się w wypełnionym jaskrawym światłem wnętrzu jaskini.

Jego laboratorium.

Jednak jak na pomieszczenie laboratoryjne, było dość ubogie w migające kontrolki i skomplikowany sprzęt. Większość pomieszczenia zajmowała metalowa platforma, na której teraz znajdowało się ciało Diabła. Raven stał już obok swojego asystenta przy holograficznym pulpicie. W powietrzu pojawiały się rzędy danych i wykresy. Niektóre zostawały na dłużej, widocznie konieczne do głębszej analizy, inne bardzo szybko były zastępowane kolejnymi wizualizacjami danych.

- Co się stało? - zapytał sucho Raven

- Coś poszło nie tak, panie. Najwyraźniej nasza aproksymacja ciała tego diabła po przemianie była niekompletna. Albo wręcz błędna. Przez ten cały czas, kiedy Roevean znajdował się w Advarku zdołaliśmy przeskanować jego organizm i dokładnie go zbadać. Jednak ten drugi, Mefis, zbyt krótko przebywał w naszym świecie. Symulacja została oparta w głównej mierze o dane Roevena oraz ubogie informacje, które zdołaliśmy zdobyć na temat jego "Drugiej Połowy". Najwyraźniej nie było to wystarczające, aby stworzyć Sak z bezpieczną fizyką.

- Znaczy, stała energii zostala źle dobrana? Dobrze rozumiem?

- Tak, panie. Wydaje mi się, że takie nagłe przeniesienie go ze świata o niestabilnym poziomie energetycznym do Saka, gdzie stała wpływu energetycznego była praktycznie zerowa, taka tylko, aby pozwolić na przeżycie, spowodował... - Arisilde zamyślił się - z braku lepszego określenia nazwałbym to szokiem energetycznym. Dodatkowym czynnikiem mógłaby być sama niestabilność istoty diabła. Nowy Roevean najwyraźniej nie uzyskał doskonałej spójności. Zbyt mało czasu minęło od fuzji.

- Tak. rozumiem. Nie do końca nasza wina, ale jednak... - wyraz bladej twarzy mógł wyrażać zmartienie, chociaż nie wiadomo, czy śmiercią Roeveana, czy tez komplikacjami, jakie to ze sobą przyniesie - Mamy teraz ważniejsze rzeczy do zrobienia, Ari. Chcę, żebyś go sczytał i umieścił w Czyśccu. Nie wiem jak Sak wpłynął na rozpad jego komórek. Raczej powinien zakonserwować ciało, nie zezwalając na przemianę i rozkład, jednak każda sekunda jest cenna. Chcę mieć kompletną symulację, najbardziej prawdopodobne scenariusze wraz z komentarzem. Metoda Monte Carlo. Najprosztsza, pewna. Mamy przecież nowe zapasy mocy na Wzgórzu, paradoksalnie, dzięki Aionowi i morlokom. Użyj ich. Odkraftuj kilka kolejnych komnat. Optymalna fizyka obliczeniowa.

- Tak, panie. Czy powiadomić cię, kiedy będzie gotowe?

- Nie, Ari. Ja się nigdzie nie wybieram. Zostanę tutaj i poczekam.

Cierpliwość, pomyślał, kiedy Damal odwrócił się i stworzył kilka kolejnych interfejsów systemu Wzgórza. Cnota bardzo niedoceniana przez niektórych.

-------- --------

_________________
A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 03, 2006 3:20 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
Siedzieli w karczmie, pod kominkiem rozsiadł sie bard i wygrywał ciche melodie na gitarze. Wokół unosił się gwar przyciszonych rozmów, docierających od uszu dróżyny Beta jako jednostajny, usypiający szum. Ciepło wnętrza promieniujące od paleniska w połączeniu ze śniegiem leżącym na ulicach za oknami oraz kufle miodu pitnego, dopiero co zamówionego przez Brujaha, zadowoliłyby niejednego wybrednego klienta. Atmosfera panująca w lokalu była jednym słowem sielankowa.

W przeciwieństwie do myśli niektórych z klientów. A właściwie czterech z nich: Maczera, Brujaha, Symuel i Mariki. Miód pitny rozgrzewał ich ciała, ale nie serca.

- Co teraz? - ciche pytanie rzucone z wyraźną rezygnacją
- Nie wiem, Bru, nie wiem. Przeszukaliśmy chyba wszystkie miejskie biblioteki. Nic.
- Pytałem ludzi. Też nic.
- I od Crowa też nie mamy wieści. Totalna klęska.

Nad stołem Psioligowców zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali sie w swoje kufle, jakby to w złocistym płynie spodziewali się znaleźć odpowiedź.

Nagle zabrzmiał głośniejszy akord, popłynęła łagodna melodia, prawie smutna. Ogień trzaskał zachęcająco. Wszelki gwar w tawernie ucichł, a po chwili do melodii dołączył aksamitny głos muzyka.


Let me watch by the fire and remember your days
And it may be a trick of the firelight
But the flickering pages that trouble my sight
Is a book I'm afraid to write

It's the book of your days, it's the book of your life
And it's cut like a fruit on the blade of a knife
And it's all there to see as the section reveals
There's some sorrow in every life

If it reads like a puzzle, a wandering maze
Then I won't understand 'til the end of your days
I'm still forced to remember,
Remember the words of your life


- Ten język, słowa. Inne, a jednak wszystko rozumiem - półszept Mariki utonął w melodii, jej towarzysze tylko pokiwali głowami.


There are promises broken and promises kept
Angry words that were spoken, when you should have wept
There's a chapter of secrets, and words to confess
If you lose everything that you possess
There's a chapter on loss and a ghost who won't die
There's a chapter on love where the ink's never dry
There are sentences served in a prison you built out of lies.

Though the pages are numbered
I can't see where they lead
For the end is a mystery no-one can read
In the book of your life

There's a chapter on fathers a chapter on sons
There are pages of conflicts that nobody won
And the battles you lost and your bitter defeat,
There's a page where we fail to meet

There are tales of good fortune that couldn't be planned
There's a chapter on god that I don't understand
There's a promise of Heaven and Hell but I'm damned if you see

Though the pages are numbered
I can't see where they lead
For the end is a mystery no-one can read
In the book of your life


Jeszcze przez chwilę muzyka rozbrzmiewała w duszach słuchaczy, aż zaległa całkowita cisza. Maczer rozejrzał się wokół, spostrzegł zaskoczone spojrzenia, jakby wszyscy wokoło dopiero co obudzili się z głębokiego snu.

Nie było oklasków. Rozmowy rozbrzmiewały powoli, jakby niechętne przerwać ciszę. Ludzie zachowywali się, jakby nic się nie stało, jakby nie słyszeli słów śpiewaka. On sam siedział pod kominkiem, nie zmienił pozycji. Grał jakąś popularną melodię, jakby od niechcenia, i uśmiechał się pod nosem.

- Nikt poza nami nie słyszał tej melodii, prawda? - zapytał nieśmiało Brujah, który najwyraźniej również zauważył dziwne zachowanie ludzi.
- Tak, tak mi sie wydaje - potwierdził jego obawy anioł.
- Wiecie co się stało ostatnio, kiedy coś takiego miało miejsce...

Nagłe poruszenie przy jednym ze stołów mogło się wydać niezwykle podejrzane. Paru klientów puściło tylko zdziwione spojrzenie w stronę Psioligowców, po czym wrócili do swoich konwersacji i swoich spraw. Jednak Maczer, Brujah, Symuel i Marika rozglądali się pilnie, lustrując każdego klienta wzrokiem, reagując nerwowo na każdy ruch. Nawet Symuel, zazwyczaj swobodna i zajmująca się swoimi sprawami, wydawała się poważna i skoncentrowana. Z Wyrocznią nie było żartów.

- Tamten? - pułszept Maczera, skinienie głowy w stronę stołu nieopodal
- Nie, nie wydaje mi się - to Brujah, który z racji profesji miał pojęcie, jak zachowuje się assassyn, kiedy nie chce zostać zauważony.

Nagły ruch przy jednym ze stolików przy drzwiach. Cztery pary oczu w jednej chwili wpatrzone w ten sam punkt. Mięśnie napięte i gotowe do podjęcia obrony. Chwila napięcia.

Mężczyzna miał na sobie gruby płaszcz podróżny, jednak kaptur był opuszczony. Blada twarz okolona kruczoczarnymi włosami zwróciła się w stronę podróżnych. Błękitne oczy spojrzały ze zdziwieniem i niemym pytaniem.

To nie on, pomyślał Maczer i rozluźnił mięśnie. Dopiero teraz zauważył, że wstrzymywał oddech. Wypuścił powietrze z głośnym westchnieniem ulgi, po czym spróbował uśmiechnąć się przepraszająco do nieznajomego.

Nie wyszło mu.

Mężczyzna tylko pokręcił głową i nałożył kaptur. Czarny materiał zasnuł jego twarz nieprzeniknionym cieniem.

I wtedy Maczer dojrzał coś dziwnego. To mogło być przywidzenie, następnego dnia przysięgał sobie, że była to wina stresu oraz miodu pitnego. A

le wtedy, w tamtej chwili, był pewien.

Oczy nieznajomego rozjarzyły się niebieskawym blaskiem. I to nie tylko jego tęczówka, ale całe oczodoły wypełnił jednolita, błękitna poświata.

Upadły anioł już podnosił się z krzesła, kiedy drzwi tawerny zatrzasnęły się, a nieznajomy prawdopodobnie zniknął w tłumie.

- Co jest? - spytał zanipokojony zabójca
- Eee... nic, nic. Chyba mi się przywidziało. Przepraszam - Maczer usiadł, wpatrzył się w złocisty trunek, zachęcająco kołyszący się w kuflu, po czym zaczął się zastanawiać, co to może oznaczać.

I czy wogóle coś.

-------

Dlaczego?

Dlaczego ta melodia tak go poruszyła? Pytanie zupełnie bez sensu, gdzieś w głębi swojej duszy wiedział dobrze, dlaczego.

Księga jego życia. O tym właśnie śpiewał dziwny bard. Kim on, u diabła, był? I dlaczego śpiewał w Vallartien, jego oczystym języku? W jego świecie, gdzie on był panem i władcą absolutnym, nie było miejsca na kogoś takiego.

I dlaczego, cholera, nie podszedł i nie wypytał barda, kim jest i co tu robi? Tylko uciekł jak jakiś mięczak?

Złość znalazła ujście, pięść uderzyła z ogromną siłą w najbliższą ścianę. Cegły rozpadły się w proch, kilka najbliższych budynków runęło, grzebiąc pod gruzami zaskoczonych mieszkańców. Władca Dusz rozejrzał się dookoła.

Zniszczenia które spowodował jego gniew były straszliwe. I nie chodzi o te kilka domków wokół.

Ruchem ręki odbudował budynki, wskrzesił martwych i wymazał pamięć wszystkim, którzy widzieli zdarzenie.

Jego gniew zniszczył znacznie więcej. W innym miejscu, w innym czasie, jednak jego sumienie wciąż czuło ten ciężar.

Po co przybył do Advarku? Chciał pomóc osobiście Psioligowcom.

Ale najpierw musi to wszystko przemyśleć, zastanowić się.

Rzeczywistość skręciła się i stał już przy swoim tronie pod filarami. Usiadł ciężko i spuścił głowę. Musiał pozbierać myśli.

_________________
A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 93 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group