Tymczasem na statku
Mender powoli odzyskiwal przytomnosc, ale nie otwieral oczu.. do jego uszu dotarly skrawki rozmowy jego ludzi...
-...a potem... Bum
-to co z nim zrobimy???<Mender poznal Samite po glosie>
-Jak to co... Usta-usta<poznal glos Rewalosa>
-Uhm... ale... kto to zrobi???<odezwala sie Samita>
-Nie wiem... ty jestes medykiem...
Mender niewierzyl wlasnym uszom... rozciagnal sie wygodnie... ostroznie rozwarl usta... Tyle czasu "polowal" na Samite... a tu taka sytuacja.. jesli jej nie wykozysta... kto wie kiedy sie znowu trafi...>
-Dobrze...
"Nieprzytomny poczul oddech na twarzy... juz czul jak usta dotykaly jego ust... otworzyl oczy...
Nad nim unosilo sie cialo Berta, ktory zostal wyznaczony do owej czynnosci...
S: Widzisz... Mowilam ze Bert to lepiej zrobi... Zobacz... Od razu wstal ;P
R: Mialas racje...
Men: <nadal wycierajac usta> SAMITA!!! Wy jestescie Medykiem.. i to wy powinniscie wykonywac takie zabiegi!!!
S: A moze chcialbys teraz Usta-Usta...
Men: Ahhemm.. Nic sie nie stalo... eee... Jak sytuacja???
B: Rozbilismy sie...
Men: To wiem... ale co z Statkiem i z innymi??? sa jakies straty??
S: Tak... Jedna osoba... kaput. <powiedziala to jakby z radoscia>
Men: KTO?!
S: Kucharz... Mial czelnosc bawic sie nozami... pozatym szafki nie byly doscy dobrze przymocowane.. wiesz jak wyglada...
Men: Nie... Dzieki <Mender znal jak Samita lubuje sie w opisach martwych ludzi... potrafi opowiedziec to tak dokladnie, ze chodzby widzialo sie nieboszczyka... Sama przy tym ma stalowy zoladek i moze godzinami patrzec na Filmy z Frontu walk, kto wie co ona wtedy mysli...> Gdzie Jerem i Marco????
R: Jerem zajmuje sie Ambasadorem w jego przywatnej kajucie... a Marco sprawdza stan tego grata, i szuka czegos abysmy przezyli...
Men: Chodzmy do Ambasadora...
<Wszyscy wstali<mowilem ze kucali?? nie... to teraz mowie> Statek byl przechylony pod katem 40 stopni. Troche ciezko szlo sie poruszac>
Men: Gdzie miejwiecej jestesmy???
B: W Krainie Wrot.
Men: TO WIEM GLABIE!!! pozycja.
S: Najprawdopodobniej sektor 12... Nie wiem.. Musimy popytac sie Marco... on sie zna na tym badziewiu...
<Otworzyli dzrwi i weszli do jakiegos pokoju. Byl on dosyc przestronny w srodku siedzieli prawie wszycy pasazerowie statku. Byl tam rowniez Jerem>
J: Och. Pan Kapitan... Wszystko w porzadku???
Men: Tak... troche boli mnie glowa...
J: A jak tam Usta-Usta
<Mender zaczerwinil sie troche, ale natychmiast zmienil temat>
Men: Gzdie Marco???
J: Razem z Pilotami Sprawdza stan statku... ale teraz chyba jest w ladowni.
Amb: Kapitanie.. Prosze mnie Uratowac... Mnie, moja zone za wszelka cene...<widac gosciu bardzo bal sie o zycie>
Men: Spokojnie... Zostaniemy w statku. Powietrza nam wystarczy, a o jedenie nie<uderzyl sie w czolo> No tak.. nie mamy kucharza, ale mamy wystarczajace Zapasy Jedzenia... Poczekamy na ekipe i wyszytko bedzie git.
R: Nie sadze...
S: Ja rowniez... slyszalam ze Agenda "testowala" swoje nowe zabawki... i cos nie wyszlo...
Men: Jak to nie wyszlo???
R: To tylko plotki... ale Faktem jest ze wokol nas jest nieprzebyta dzungla z najgorszym badziewswem jakie po swiecie chodzilo...
S: Tak... Ponoc probowali hybrydyzowac rozne niebezpieczne gatunki.. i sie troche przeliczyli...
<Rewalos popatrzal na Samite i pokiwal glowa... Wiedziala duzo... cos Za duzo... Podejrzewal ja o cos... nae nie ujawnial tego. Byl pewien ze Samita jest bardziej z czyms innym zwiazana niz z Squadronem>
Men: Tak czy inaczej.. Narazie musimy tu zostac...
Nagle usyszeli dziwny dzwiek... jakby cos pelzlo po suficie i ocieralo jakims twardym materialem o tytan...
Amb: Co to jest.... Brygada ratunkowa???
Men: Nie... Ona by nie pelzla... <Zaladowal swoj magnetyczny pistolet>... Odzdial za mna!!!
<Kazdy czlonek odzdialu dobyl w rece swoja bron.. Rewalos laske.. Samita w jednej recze trzymala noz bojowy, w drugiej... apteczke. Bert pewnie chwycil dwa karabinki Magnetyczne... Jerem wzial swoja ulubiona giwere.. Dzialo plazmowe.>
Men: Nie Jerem.. to robi za duze BUM.
J: A niech cie... to moja ulubiona Pukawka...<Odlozyl ja poslusznie i wzial M790. Granatnik uranowy>
Men: Ambasadorze... prosze tu zostac i pod zadnym pozorem nie wychodzic!!!
Amb: D...dddobrze...
Odzial wyszedl z pokoju i zamknal solidne adamentowe dzrwi.. szedl on za dziwnym dzwiekiem... Szuranie pochodzilo napewno od czegos duzego... ale jednego((zakladam ze bedzie to Hydralisk<chyba tak sie to pisze>:P)) i szlo w strone najcienszego pancerza statku... Druzyna znalazla sie przy Hallu. Bylo to niewiekie pomiesczenie, od ktorego wychodizly wszystkie korytarze, tak wiec o ucieczke lub strzelanie "zza wegla" nie trudno... Tu szmer ustal... MoW nadsluchiwal i wyczekiwal przygotowany....