[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Pogoń za marzeniem

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu May 16, 2024 7:14 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 193 posts ]  Go to page Previous  1 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Next
Author Message
 Post subject:
PostPosted: Sat Jan 07, 2006 1:04 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
-O kurcze...Xellas! Lisie! Chodźcie no tu! - Sean wydarł się, gdy Deimos przestał istnieć. Oczywiście, Xellas przyczłapała po parunastu sekundach, gdy większość odłamków rozprysła się, pozostawiając mało efektowną pustkę. Co wystarczyło, by ominęły ja efektowne konwulsje lisa, gdy większa część jego duszy udała się w baaardzo daleką podróż. Echo tego wydarzenia dotarło również do pewnej karczmy..ale nie uprzedzajmy faktów. Caibre aktualnie był zbyt zajęty umieraniem, by przejmować się złym braciszkiem.
-Po diabła mnie wołałeś? Tu nic nie ma- wampirzyca w złym humorze to gryząca wampirzyca. Sean nie miał nic przeciwko, gdyby nie..
-Ale tam powinien być księżyc! A nie ma!
-I?
-MAmy przechlapane!
-Tak?
-Nie mamy jak się zatrzymać? Generatory grawitacyjne nie odpowiadaja! Jesteśmy zgubieni!
-I?
-...a po diabła ja się męczę =="

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Jan 07, 2006 3:28 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 17, 2004 4:52 pm
Posts: 528
Location: z Gdańska gdzie smoki chodzą koło fontanny Neptuna^^
Wygądała przez okno statku, pustka, czerń, mrok, prawie jak w domu, prawie ma znaczenie...Pustka, czerń, mrok, cisza, tak wspaniała cisza...Leciała wśród mroku przestrzeni, widziała ich statek, widziała planety i gwiazdy. Coraz szybciej, coraz więcej obrazów...ale jeden punkcik świecił jej jak latarnia.
Wszechogarniajace uczucie pustki, samotności, przestrzeń kosmiczna tętni życiem,ale kiedy jesteś wniej nie czujesz tego. W końcu obraz zaczął się układać, formować w postacie, a więc znalazła ich. Męzczyzna coś mówił, nie słyszała to było za daleko, nie była dobrym telepatą, próbowała czytć z ruchu warg, w tym też nie była dobra...kobieta zachichotała, chowając się za kartkami papieru, do umysłu wampirzycy zaczął dochodzić stłumiony głos, niewyraźny, bardzo słaby
-Płk..nęli ...czyk
-Tk n..wy typ dz..ła ...dzie test...wany w ..rdzo ob..cuj...cych wru..nkch. Za ..k..ło dwie g..dzin zni...kiem z ich wid...czno..., wj..dą w ...szą strefę i czy..cie co uw..ża..cie za st...so..wne
Słowa nie była łatwe do zrozumienia, ale nie pierwszy raz widziała tak błyszczące oczy, błyszczące chęcią sprawdzenia czegoś, chęcia sprawdzenia ludzkiego żzycia, chęcią zniszczenia. Tak ludzie to słaba rasa mają wszystko wypisane na twarzy, nawet ci najbardziej tajemniczy. Myśli mężczyzny nie mogła odczytać, ale ta kobieta, ach biedne stworzenie, lubiła kobiety zawsze dawały jej to czego chciała. Hmmm...zbyt dawno czyta przeszłość, wspomnia, nie to nie to było potrzebne. Troszke dalej troszeczke, śmierć, widmo śmierci, krew, zapach odchodzącej duszy, śmierci kochana wskarz mi właściwą drogę. Tak, tak, tak! Tego szukam, tak chodź do mnie, chodź. Kolejny krok w pustkę, gdyby ludzie wiedzieli ile rzeczy zapisanych jest w pustce...Nowe miejsce inne, głos nie słyszalny zupełnie, a więc tym razem trafiła? Tak, tym razem tak...

-"Witaj kochana, nawet nie wiesz jak mi pomagasz"


-Dobrze się pani czuje?
-Hmm? Ja? Ja...nie wiem...słabo mi- kobieta bardzo pobladła

Nie była widoczna, bo jej tu nie było, ale tak naprawde była, była i ze słabą jednostką robiła co chciała. Znała już plan tego statku, wiedziała gdzie kto ma swoje miejsce, znała plany pana Drake-Stone, jeszcze tylko ostatnie wspomnienia, jeszcze chwilkę...

-Ja...ja...czuje się bardzo słabo...

...słowa układały się w logiczną całość, jeszcze chwilka...

-Chimiś...-postać wampirzycy pojawiła się w umyśle Chimerii
-O.O
-Wybacz AF-FLICTO AGO- ostatnie co wilkołaczka zobaczyła to niebieskie światło bijące z dłoni siostry, potem nastała ciemność.
Ciało Ann w tym momencie winno paść bezwładne.


Wampirzyca nie miała ochoty na dalsze dyskusje, zrobiła więc to co uwarzała za stosowne, złapała za kark Seana i ledwo przytomnego lisa, przyciągnęła ich do siebie po czym zniknęła z pokładu gnającego na złamanie karku Ragnaroka.
Cała trójka pojawiła się w ciemnym pomieszczeniu z czego szkot miał najmniej przyjemne lądowanie gdyż wyrżnąłtwarząprosto w metalową podłogę, na niego spadł Caibre, zaś na obu panach wylądowała Xellas.
- No wstawać lenie, zbieramy się do kwater "gościnnych"

Coś poruszyło się w ciemności, zasyczało, chwilę później do pomieszczenie weszła jakaś postać, wampirzyca podniosła swój zadek z panów i podeszła śmiało do postaci. Postać ubrana była w brązowy płaszcz z pod niego wystawał czarny ogon. Wyciągneła prawą rękę w stronę przybysza, ten złapał dłoń szponem spojrzał na nią, Seanowi wydawało się,że przez chwilę widział coś świecącego na ręce wampirzycy
-To tylko dla potwierdzenia
-Mhm potrzebuje pomocy
-Znamy całą sytuację
-Domyślam się,tak jak pluskwy na ubraniu, nie?
-To tylko kwestia bezpieczeństwa, a jeśli już o tym mowa to- postać wskazała ruchem głowy Caibre-...co on tu robi
-Hmmm...jak dla mnie umiera
-Więc?
-Więc proszę o zajęcie się nim- słysząc syk na suficie, szybko dodałą- pomoc lekarska mile widziana
W oczach rozmówcy wyraźne było niezadowolenie.
-Jak sobie panizyczy czy coś jeszcze?
-Tak, uratujcie nasz statek
-Z przyjemnością>]


Wysoki oficer zaksztusił się dymem z cygara kiedy cel dla ich testowanej właśnie zabaweczki zniknął ze wszystkich radarów, chwilkę później usiadł w fotelu wypuszczając głośno powietrze i pocierając dłonią czoło, kiedy okręt znów pojawił się na ekranach .
- Może mi ktoś wyjaśnić co się właśnie stało?- nikt nie odpowiedział- W takim razie lepiej nie czekajmy aż to małe cholerstwo zniknie na dobre .. przygotować się do odpalenia Kaia !
Przekaźniki wypełniły się energią, obwody ożyły, systemy namierzania celu rozpoczęły korekcję, w kilkadziesiąt sekund wszystko było już gotowe .
- Sir, mamy zielone światło na wszystkich systemach, gotowość do otwarcia ognia potwierdzona, czekamy już tylko na pańskie potwierdzenie.
Oficer przyciął gilotynką następne cygaro i od niechcenia dodał
- Zmieść mi ten złom z przed moich oczu....
Wielki strumień skoncentrowanego światła poszybował w stronę czerwonego okręciku...... i rozbił się na czymś , zaraz potem nastąpił sporych rozmiarów wybuch. Gdy wszystko ucichło w miejscu eksplozji nie było już nic.
- Noooo.....- oficer-palacz był zadowolony- takie testy powinny być przeprowadzane częś...
-Sir, coś dziwnego dzieje się w sektorze gdzie zniszczony został obiekt testowy, proszę spojrzeć na ekran!
W miejscu gdzie jeszcze niedawno znajdował się Ragnarok pustka zaczęła drgać, chwilę potem na tej falującej "przestrzeni" pojawiły się wyładowania elektryczne, te z kolei zaczęły ustępować wyłaniającej się z kamuflażu sylwetce okrętu. Całe widowisko trwało kilkanaście sekund i wtedy dopiero załoga testowanej broni zobaczyłą w co tak naprawdę trafili. Piętnastokilometrowy AP wisiał w bezruchu, jednak wewnątrz wrzało.... szkody spowodowane bezpośrednim trafiniem były usówane , poszycie jednostki łatane, Ragnarok zabezpieczany polem stazy w ładowni po tym jak został przechwycony tuż przed eksplozją, reszta xenów na okręcie namierzyła w tym czasie źródło wystrzału, broń Asymilatora uaktywniła się i zanim ktokolwiek z podwładnych oficera-palacza zorientował się o co chodzi, jedna z burt sześcianu wypaliła pełną salwę w ustalone wcześniej koordynaty...efekt takiej kanonady mógł być tylko jeden- całkowite zniszczenie celu, broń, która miała przeciwstawić się Agamemnonowi przestała istnieć. Po tym incydencie AP znów okrył się kamuflażem i obrał nowy kurs.

<Wielkie podziękowania dla NitopiRka jedynej osoby znającej się na tym dziwnym czymś czyt. statki, duże boom, jeszcze większe działa itp Siekierka na Twoją częśćXD>

_________________
Ohy i ahy jakam niedobra proszę wysyłać mailem, lub listownie, nie mam czasu na marnowanie łącz GG.

Główny Egoista Forum, jedyny widzący innych poza sobą, paradoks?

Lizać dupę to możecie komuś innemu, nie potrzebuję fałszywych znajomych.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Jan 08, 2006 3:59 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Jan 28, 2005 11:18 am
Posts: 231
Location: Między smiertelnymi
Po kilku minutach bezwładnego przemieszczania się w tunelu podprzestrzennym, blade światło uderzyło w ich oczy. Po chwili leżeli na ziemi , trawa jej zapach był kojący , wzrok powoli wracał, Jack zaczął kaszleć, szybko mu przeszło podparł się na lasce i wstał pomógł wiedźmie. Rozejrzał się do przed nimi stały dwie osoby, mężczyzna i jakieś dziecko.
Mężczyzna miał lekko pomięty płaszcz długie siwe włosy i ciemne okulary na nosie, przy pasie zwisała katana z czarnego drewna okutego złotem. Dziecko na oko siedmioletnie szczelnie okryte czarną szatą z biała koszulą pod spodem, oczy miało zasłonięte przez bujną czuprynę. Dziecko podeszło bliżej.
- Jak długo można czekać Jack.
- Wybacz mięliśmy kilka problemów. – mężczyzna otrzepał się z trawy.
- Witaj wybrana, przed tobą wielka przyszłość. A nam zależy by ci obecnie pomóc. – dzieciak był bardzo pewny siebie, trochę to przerażało wiedźmę.
- Panie co z Ann. Gdzie jej dusza.
- Spokojnie jest bezpieczna, ale my tu jeszcze nie to tylko etap przejściowy by zmylić wszystkich.
- Więc gdzie teraz. – podenerwowana wiedźma starała się wywiedzieć w sytuacji.
- Spokojnie wszystko w swoim czasie. Zmienimy czas i miejsce naszego położenia, a później własna strefę kieszeniową w nim zawartą w taki sposób nie będziemy do wytropienia, albo przynajmniej możliwości będzie nieskończenie wiele. Własna strefa kieszeniowa pozwoli nam na całkowitą asekuracje.
- Czyli wchodzę w paszczę smoka z demonami na boku.
- O wypraszam sobie tylko nie z demonami, to podła i bardzo nietaktowna rasa. My nie należymy do rządnej ze stron i liczą się tylko nasze interesy. Po za tym obecnie nie ma już odwrotu. Po prostu musisz nam ufać. – dzieciak odwrócił się do mężczyzny z kataną. – Panie Thalinth proszę otworzyć portal w wyżej wymienione miejsce.

Po chwili znaleźli się na pustyni, wiało i było strasznie duszno. Chłopiec wyciągnął ręce nakreślił siła woli coś na piachu, spora dawka energii zawirowała w powietrzu, wszystko dookoła stało się czarne. Cisza, nic, mrok, pustka powoli zaczęły się wypełniać przestrzenia , drzewa rosły wszędzie wokół, gdzieś było słychać zwierzęta i ptaki. Lekki przyjemny wiatr muskał twarze i targał włosy. Dzieciak zadowolony z siebie podparł się pod boki.
- No prawie jak w domu. Za kilka chwil przejdziemy do sedna stworzenia.

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jan 09, 2006 3:31 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 17, 2004 4:46 pm
Posts: 925
Location: Z krain, których nie ma na mapie.
Oczy wiedźmy zaszły mgłą. Poczuła mdłości i słabość w nogach. Zatrzymała się na moment i dotknęła opuszkami palców okolic dekoltu. Na jej szyi zmaterializowała się w tym momencie delikatna obróżka z migoczącym szmaragdem. Błyskotka odbiła drobinkę światła i lekko opadła na dekolt kobiety.
-Lis?- wiedźmę tknęło. Nie mogła się jednak dłużej zastanawiać nad losem konającego. W oczach stanęła jej wampirzyca...zaraz potem... ogarnął ją mrok. Czuła jak spada w ciemność. Nie ma sił by się czegokolwiek złapać...

Zachwiała się i runęła w tył.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jan 09, 2006 4:31 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Jan 28, 2005 11:18 am
Posts: 231
Location: Między smiertelnymi

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jan 09, 2006 7:34 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 10, 2006 9:40 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 17, 2004 4:46 pm
Posts: 925
Location: Z krain, których nie ma na mapie.
Lis padł ponownie. Nim Xellas zdązyła się zorientować, ciało demona zniknęło.
-Sensei?

***

Chimeria czekała na rozwój styuacji. Axe siedziała jej na ramieniu i leniwie poruszała skrzydłami.
-To kiedy przejdziemy do konkretów?- jęknęła znudzona.- Trochę mi się śpieszy...
-Jeszcze trochę cierpliwości.- mruknął Darke-Stone.
-Ale...-warknęła ściągając brwi i usta.
Gorący i nie cierpiący zwłoki argument demonki został przerwan przez cichutki dźwięk jaki wydała błsykotka obijająca się o dekolt kobiety.
Jakby sama z siebie, wydała delikatny, subtelny odgłos. Zupełnie jakby był w środku mały dzwoneczek, który wydaje jedwabiste dźwięki przy każdym jego zetknięciu ze ścianką szmaragdu.
-Cai...- mruknęła wiedźma.
Axe znacząco spojrzała w oczy Ann.
-To miałam na myśli.- westchnęła.
Chimeria przygryzła dolną wargę zastanawiając się nad połączeniem interesów. Co prawda teraz Lis nie ma większego prawa głosu, nie wspominając o jakimkolwiek...

-Axe, będziesz mogła się skontaktować z Caibrem?- spytała cicho dziewczyna. -Chciałabym mimo wszystko znać jego zdanie dotyczącego nowego ciała...

Z ust Ann dźwięcznie wypłynęło imię siedmiolatka, słodząc je ponad miarę.
Chłopiec odwrócił się spoglądając z zainteresowaniem na sekretarkę Drake-Stona.
-Tak?
-Bardzo wzrośnie... 'cena', gdy poproszę o jedną rzecz więcej?- podparła brodę palcem wskazującym i slrzyżowała spojrzenia z pewnym siebie siedmiolatkiem, który zwężył oczy w dwie szparki.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 10, 2006 1:42 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Jan 28, 2005 11:18 am
Posts: 231
Location: Między smiertelnymi
Dzieciak uniósł się w powietrze na wysokość oczu i podleciał bliżej wiedźmy. Popatrzył chwilę po czym spojrzał na szmaragd.
- Hmm rozumiem powagę sytuacji. Jedyne co mi się jeszcze przyda to wiedza o wszystkich miejscach jakie odwiedziliście w waszym życiu, o wszystkich. Wiesz bardzo lubię podróżować a takie opowiastki, wzmagają mój apetyt.
- Więc?
- Na razie jesteście moimi gośćmi a tu wam nic nie grozi. Wybaczcie ale muszę się oddalić na jakiś czas. – odszedł śpiewając pod nosem jakąś piosenkę w niezrozumiałym języku.
- Ty.- wiedźma spojrzała na mężczyznę w płaszczu - Czy my się znamy? Skądś cię kojarzę.




Mineły z dwa tygodnie, szpital porządnie już go denerwował i czekał ostatecznej decyzji kiedy będzie mógł się wynieść. Siedział na łóżku gapiąc się w okno, w dłoni trzymał rurkę d kroplówki, trochę się nią bawił. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka, sprawdziła dane na panelu, kartę pacjenta, podeszła koło Martela.
- Lekarze podjęli decyzję, dziś już może pan opuścić szpital. Niebywale szybko pan powrócił do zdrowia.
- Fart, nic więcej. – lekko się uśmiechnął jakby do siebie.
- Możliwe. – już miała wychodzić.
- Bym zapomniała porucznik Drick z e stołecznej policji kazał to panu podać.
- Dziękuję. – Matel wziął małą kopertę i położył na małym stoliczku obok.
Pielęgniarka opuściła pokój, mężczyzna wstał i poszedł do sklepów w szpitalu, długo szukał jakiś ciuchów. Znalazł jakieś jeans, troche ciasne ale ujdą w tłoku, biała koszulkę i czarną jeansową koszulę ta od razu przypadła mu do gustu. Pozostała jeszcze kwestia butów, nic tylko jakieś pantofle, kapcie o trampki mogą być. Zapłacił karta.
Przejrzał się w lustrze.
- Fuck wyglądam jak roznosiciel ulotek. Czegoś brakuje. Okulary!
Wychodząc ze szpitala zatrzymał się wybierając ciemne okulary jak zwykle wybrzydzał a cenny były za wysokie w końcu znalazł odpowiednie.

Koło południa opuścił szpital, wyszedł na ulicę w kiosku kupił paczkę Lucky Strików, zapalił poszedł szukać, przystanku autobusowego. Po kilku godzinach znalazł swój samochód, obszedł go do okoła z uczuciem głaskając po dachu i masce, zatrzymał się przy klamce, olśniło go. Nie miał kluczyków, oparł się i myślał, kolejny papieros. W końcu nie wytrzymał i wywalił szybę. Wywalił szkło z siedzenia i wsiadł do auta. Pod fotel kierowcy wsadził rękę i szukał, w końcu zadowolony wyciągnął portfel , w środku był zapasowy kluczyk do auta.
Zapalił silnik, ten radośnie zamruczał po czym zwolnił obroty, ośmiocylindrowy potwór mile pracował jednak musiał się przez chwilę zagrzać, każdy tłok pracował w tej samej miłej basowej tonacji a destrukcyjny odgłos wydechu przyprawiał o dreszcze na karku. Martel coś szepnął niby do siebie niby do auta, widać bardzo się za sobą stęsknili Ruszył, zatrzymał się pod bankomatem sprawdził stan konta, w końcu miał za co żyć i to na dobrym poziomie.




Ok. ja już skończyłem w pogoni wszystko....

_________________
Image


Last edited by DARKSTAR on Fri Jan 13, 2006 3:16 pm, edited 3 times in total.

Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 10, 2006 3:05 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Sep 06, 2004 7:00 am
Posts: 676
Location: Sleepless lands...
Powietrze na Marsie było czyste. Jak łza. Kiedy ludzie z terraformowali tą planetę był to przełom w technice kolonizacji, dotychczas trzeba było budować kopułę ze stali pancernej, wpuścić tam powietrze, wyrównać ciśnienie i takie tam bzdety. Dzięki temu uzyskiwało się określony obszar zdatny do zagospodarowania. Nie trzeba było mówić że było to cholernie drogie. Teraz wymyślono coś znacznie lepszego. Po prostu podnoszono temperaturę planety dzięki specjalnie wychodowanym mikrorganizmom.
Tridents, bo tak nazwano te mikroby,


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 10, 2006 3:11 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 17, 2004 4:52 pm
Posts: 528
Location: z Gdańska gdzie smoki chodzą koło fontanny Neptuna^^
Wampirzyca milaczała przez chwilę patrząc na miejsce po lisie, nikt z obecnych nie warzył się przerwać panującej w tej chwili ciszy
-Sensei...
-Wspólczuje...
-...stchórzył==
-?!?
-Życie go przeraża, wróci jak zgłodnieje. Sean teraz czas zająć się Tobą, sam rozumiesz, że nie możesz tu zostać, odstawimy Cię gdzie będziesz chciał. Ja tu nie mam już nic do roboty
-A co z Chimerią?
-Na razie nic, poczekam, aż wróci. Zawsze wraca jak Lessie, chyba wszystkie psowate to mają...No nic, ja proszę o podwiezienie w wiadome miejsce^-^
-Tak jest!


<Dla mnie koniec>

_________________
Ohy i ahy jakam niedobra proszę wysyłać mailem, lub listownie, nie mam czasu na marnowanie łącz GG.

Główny Egoista Forum, jedyny widzący innych poza sobą, paradoks?

Lizać dupę to możecie komuś innemu, nie potrzebuję fałszywych znajomych.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 10, 2006 4:25 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Sep 06, 2004 7:00 am
Posts: 676
Location: Sleepless lands...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Jan 14, 2006 9:45 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 31, 2006 11:18 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Mar 27, 2004 12:55 am
Posts: 847
Location: Osrodek wypoczynkowy Nomad - Rajski Ogrod
Stacja przeladunkowa Odin. olbrzymia instalacja orbitalna krazaca ponad Marsem. To do niej dokowaly statki tranzytowe. Miejsce gdzie mozna sprzedac przywieziony towar i zaraz potem wydac kase. W rzeczywistowsci bylo to niewielkie miasto handlowe zawieszone kilkaset kilometrow nad planeta. Stanowila jednoczesnie role kosmicznej stacjii benzynowej.


Kapitan i nadzorca stacji, Ulmo Thurven, wysoki mezczyzna o dlugich blond wlosach i takiej samej brodzie wpatrywal sie z niedowiezaniem w monitory. W jego oczach odbijal sie widok rozrywanego na strzepy Deimosa. W centrali panowala calkowita cisza. Trzynascie osob stalo bez ruchu, jak gdyby nagle zatrzymal sie czas.
Mezczyzna obserwowal jak najwiekrzy odlam ksiezyca spada na planete. w zblizeniu bylo doskonale widac jak uderza o jego powierzchnie. W jednej chwili rozpierzchly sie chmury a ich miejsce zajal blyskawicznie rosnacy oblok pylu.
Cisze przerwal nagle swidurjacy sygnal alarmu. Ktos podbiegl do stanowiska.
-Alarm zblizeniowy! Kierunek 322-445!
Monitor przelaczyl sie na inny widok i oczom zabranych ukazal sie obraz pedzacych w ich strone setek odlamkow skalnych.
- Ksiezyc zostanie pozarty, a Fenrir zabije Odyna... - mruknal Ulmo. Wcisnal na konsolecie guzik alarmowy i calkowicie spokojnym glosem powiedzial do mikrofonu. - Uwaga, to nie sa cwiczenia. Wszyscy na pokladzie maja udac sie jak najszybciej do kapsul ratunkowych. Powtarzam. Wszyscy maja udac sie do kapsul ratunkowych. - Wylaczyl intercom i opadl ciezko na swoj fotel szukajac czegos w kieszeni.
Nikt z obecnych nie ruszyl sie ze swoich miejsc. WIedzieli, ze nie maja szans na ucieczke. Siedzieli przy stanowiskach i koordynowali ewakuacje.
Kapitan wyciagnal w koncu niewielki scyzoryk, rozlozyl ostrze.
-Umieraj z bronia w reku, a trafisz do Vallhali. - wyciagnal reke przed siebie zaslaniajac po czesci ekran z coraz lepiej widocznymi, zblizajacymi sie skalami.
- Uderzenie za 10...9... - beznamietnie odliczal ktos w pomieszczeniu
-Panowie - oficjalnym tonem zaczal kapitan - sluzba z wami to byl zaszczyt
- 3...2...1... - Stacja zatrzeslo, swiatlo zamigotalo i na chwile przygaslo, po czym uruchomily sie systemy awaryjne.
-Trzydziesci procent zalogi ewakuowane, piecdziesiat osiem procent stacji rozchermetyzowane. - Instalacja szarpaly kolejne wstrzasy - Reaktor siada! Stracilismy podtrzymywanie zycia, zyroskopy, siliniki...spadamy...
Jeszcze przez chwile na monitorach widac bylo jak kolejne odlamy skalne spadaja na planete, ciagnac za soba ogniste smugi. Potem nie bylo juz nic.


Przerywamy program by nadac wazny komunikat.
Kilka minut temu, z nieustalonych jeszcze przyczyn eksplodowal Deimos, jeden z ksiezycow Marsa. Wybuch rozerwal go na strzepy, zasypujac planete i przestrzen wokol odlamkami skalnymi o wiekosci od kilku centymetrow do kilkuset metrow.
Najwiekrzy odlam spadl na polnocno-zachodnia polkule. Mniejsze spadaja na przestrzeni calego globu. jak narazie nie mamy wiecej informacji, gdyz wszystkie obiekty na orbicie zostaly zniszczone.

...
..
.

Teren wokol nagle przykryla czerwona aura. Obraz przesunal sie w gore, by pokazac rozlatujace sie na boki odlamy skalne. Chwile potem atmosfera zostala poprzecinana tysiacami ognistych smug. Obraz obrocil sie o trzysta szedziesiat stopni ukazujac podobna sytuacje na calej dlugosci horyzontu. Gdy wrocil do pierwotnej pozycji, pokazal ogromna kule ognia zblizajaca sie do powierzchni z ogluszajacym grzmotem.
Chwile potem nastapilo uderzenie. Obraz, podskoczyl, zatoczyl sie, ale zaraz skierowal sie z powrotem w odpowiednia strone. Tylko po to, by pokazac pedzaca ku niemu brunatna sciane pylu.
Obraz zakrecil sie, pokazal na chwile jasnoczerowne niebo, a potem zgasl.

To bylo nagranie zarejestrowane w chwili katastrofy. Z najswiezszych informacji wynika, ze w wyniku impaktu na polnocno-zachodzniej polkuli Marsa zostaly zniszczone miasta: Ayreon, Oberon, Nowy Paryz, Kandare, Tyr, GOD i B-12.
W odleglosci okolo pietnastu kilometrow od Jörmug, na wysokosci siedmiu tysiecy metrow eksplodowala stacja przeladunkowa Odin. Miasto, okoliczny spaceport i najwiekrzy na
planecie kompleks Biofarm zostaly zmiecione z powierzchni.
Przypuszcza sie, ze miasta Knicic, A-5, Nowa Moskwa i Yamato rowniez zostaly zniszczone.
Trudno w tej chwili ocenic liczbe ofiar, ale szacuje sie, ze juz przekroczyla ona trzysta milionow.

...
..
.
Rozmawiam, z Tomasem Ingi, przedstawicielem korporacji Altari INC.
-Jak Pan sadzi, jakie moga byc konsekwencje tego zdazenia?
- Witam panstwa. Na obecna chwile nie mozemy jeszcze jednoznacznie okreslic nastepstw tego kataklizmu. Z globalnego punktu widzenia, eksplozja i zderzenia z tak masywnym obiektem w okolicy bieguna prawdopodobnie spowodowaly wytracenie planety z orbity. Nie wiemy jeszcze jak bedzie ona teraz przbiegala, ale nalezy sie liczyc z tym, ze moze sie ona przecinac z orbitami innych planet, w tym Ziemi.
Dodatkowo, przesuniecie biegunow i obrot w plasczyznie orbity spowodowaly, ze Mars zostal pobudzony geologiczne. Przez najblizsze kilkasziesiat lat, beda zachodzic gwaltowne zmiany powierzchni polaczone z wysoka aktywnoscia wulkaniczna i sejsmiczna.
W wyniku najwiekrzego uderzenia w polnocno-zachondnia polkule, oraz kilku innych, w atmosfere zostalo wyrzucone kilka tysiecy ton pylow, ktore wkrotce zasnuja cale niebo.
Wszystko to sprawia, ze Mars w ciagu kilku najblizszych tygodni stanie sie calkowicie niezdatny do zycia.
Dodatkowo sytuacje pogorszyla sprawa rafinerii Tibium, bedacej wlasnoscia Fuji Heavy Industries. Mianowicie, plona zbiorniki, emitujac do atmosfery co godzine okolo czterech ton wysoce trujacych oparow. Z naszych danych wynika, ze toksyczna chmura przesuwa sie w strone miasta Sige. Zyje tam ponad cztery miliony ludzi.
-Kiedy wyruszy flota ratownicza ?
- Trudno powiedziec. Zebranie przedstawicieli korporacji, ktore maja sformowac flote zakonczylo sie fiaskiem. Narazie nie jestem w stanie powiedziec nic wiecej.

...
..
.

W pustce pozornie bez ruchu wisial czerwony statek. Nagle w jego strone pomknal strumien swiatla przeslaniajac na chwile obraz, jednak nawet przy tym widac bylo eksplozje i kule ognia, ktora wykwitla w jego miejscu. Przez moment widac bylo tylko pustke, jednak ta po chwili przestrzen zaczela falowac, a dziwne blyskawice zaczely zaznaczac kontury czegos kwadratowego. Gdy po kilku sekundach wyladowania zniknely widoczny byl tylko czarny obiekt przeslaniajacy gwiazdy. W tym momencie jedna z jego scian zajasniala zielonym blaskiem. Mozna bylo dojrzec szczegoly. Okret byl szescienny, a w miejscu niedawnego trafienia widac bylo ruch dziesiatek istot.
Jednak widac to bylo tylko przez ulamek sekundy. Setka wiazek zielonego swiatla pomknela w strone kamery.


- To nagranie zostalo wyslane w strone Ziemi z orbity Marsa. Wydarzenia na nim widoczne mialy miejsce na chwile przed ekslozja Deimosa.
Z analizy porownawczej wynika, ze szescienny obiekt to rodzaj okretu kosmicznego, a jego dlugosc szacuje sie na oklolo pietnascie kilometrow.
Przypuszcza sie, ze to on mogl zniszczyc ksiezyc.
Flota zostala juz postawiona w stan najwyzszej gotowosci. Z naszych analizy wynika, ze statek ten nie ma, zadnych cech wygladu wskazujacych na ziemskie pochodzenie. Rowniez technologia jaka mozna bylo zaobserwowac dalece odbiega od naszego poziomu.
Mysle, ze najwyzszy czas uswiadomic sobie, ze nie jestesmy sami we wszechswiecie.

-W takiej sytuacji wyslanie floty ratowniczej na Marsa staje pod znakiem zapytania, gdyz musiala by byc ona eskortowana przez okrety bojowe, a z tego co nam wiadomo w tej chwili szykowane sa plany obrony w przypadku gdyby Obcy przylecieli w poblize Ziemi.

-Drugi Statek zostal rozpoznany. Kilkanascie dni temu wystartowal on z spaceportu w Londynie. Osoby, ktore nim lecialy, jak donosi InterPol, to niebezpieczni terrorysci.
Na ekranie zaczely obracac sie sylwetki pasazerow Ranaroka. Jeden z nich to decker wysokiego poziomu oskarzony o wlamania do wielu waznych serwerow i wyludzenie duzych sum pienieznych.
Rudowlosy, oskarozny jest o zabicie trzech i ranienie czterech funkcjonariuszy policji.
Jakiekolwiek informacje o ich pobycie prosimy zglaszac na policje.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 01, 2006 9:42 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Whinterbarm wpadł lekko zdyszany do gabinetu, rzucając teczkę i płaszcz na jeden ze stojących przy ścianie foteli, siedzący w pomieszczeniu ludzie wstali pośpiesznie ze swoich miejsc przy stole konferencyjnym.
- Siadać, jaka jest sytuacja, ile straciliśmy, gdzie są nasze siły, kto, co i dlaczego. – Prawie wykrzyczał całe to zdanie podchodząc nerwowo do swojego miejsca. Wszyscy popatrzeli się kolejno na siedzących obok ludzi. Jeden z zebranych podniósł się w końcu z miejsca.
- Hericson, wydział infrastruktury… -
- Wydziałami. – Przerwał my Whinterbarm siadając na miejsce.
- Wydział infrastruktury, straciliśmy dwa laboratoria na orbicie marsa i kilka mniejszych fabryk, znaczenie drugorzędne. –
- Wydział Badań, dane w laboratoriach nie były znaczące, wszystko zapisane. –
- Dział kadr, możemy liczyć że straciliśmy około trzystu piętnastu osób personelu kosmicznego, i ponad siedem tysięcy personelu naziemnego. Danych z okrętów handlowych dalej nie mamy. –
- Dział finansowy, straty idą w miliardy, jednak dalej jesteśmy powyżej progu rentowności. –
- Dział Informacyjny, nie znamy przyczyn, nasze skanery wykrywają sporo anomalii, jednak nawet przy zastosowaniu specjalnych technologii, nie znamy dokładnych przyczyn. –
- Dział ochrony, postawiliśmy wszystkie siły w stan najwyższej gotowości, mamy obecnie ponad pięćdziesiąt tysięcy personelu pod bronią na obrzeże naszych wpływów. Flota w mobilizacji. –
Przez chwilę Whinerbarm patrzył po kolei na zebranych członków gabinetu zarządzania, z głową opartą na skrzyżowanych palcach.
- Panowie, chcę aby wszystkie bieżące projekty zostały natychmiast wycofane z testów. Zabezpieczyć nasze pole manewru, chcę mieć gwarancje od rządów z powiązanych z nami krajów, o ich pomocy. Uciszyć rodziny utraconych jakąś akcja pomocową, nadawać to w mediach. –
Wszyscy podnieśli się natychmiast ze swoich miejsc, skłonili się lekko, po czym wyszli z gabinetu, aby jak najszybciej zrealizować polecenia. Whinterbarm wziął do ręki pulpit kontrolny i zaczął przeglądać najważniejsze dane, jakie miał już zebrane w komputerze.
- Co się do cholery dzieje. – Westchnął, wszedł na listę tajnych projektów, trzy w realizacji, dwa w testach, osiem w fazie teorii. Wszystko się tak ładnie układało. Pokręcił głową. Nie tak miało być. Wstał i podszedł do okiennic, miasto oświetlone tyloma światłami w nocy, wcale nie wyglądało na śpiące. Szczególnie, kiedy na niebie panował taki ruch. Nie widać było jeszcze żadnych śladów tej katastrofy, ale już niedługo. Nagle w gabinecie zrobiło się ciemno, Winterbarm odrzucił się rozglądając dokoła, jedyne światło dawały okiennice, nie paliły się nawet lampki kontrolne na panelu.
- Jeszcze awaria, tak. – Ruszył w kierunku biurka, spokojnie, uważając żeby nie wpaść na nic po drodze. Okiennice nie były przysłonięte, ale nie oświetlały całego pomieszczenia. Kiedy dotarł do swojego miejsca, bardziej wyczuł niż zobaczył czyjąś obecność w pomieszczeniu.
- Kot tam jest? – Spytał siadając z powrotem na swoim fotelu.
- Ktoś, kto ma do ciebie pewną sprawę. – Odpowiedział męski głos, dobiegający gdzieś z zaciemnionej części pomieszczenia. Po chwili z całkowitej ciemności wyszedł mężczyzna, na oko mający metr osiemdziesiąt, ubrany w coś przypominającego garnitur, ale miał jeszcze spory płaszcz, co się raczej do garnituru nie komponowało. Trudno było dojrzeć jakieś konkrety w tej ciemności. Nagle uwagę Whinterbarma przykuło jakieś zwierzę, kot, który teraz bezczelnie siedział na środku stołu i przyglądał mu się zielonymi ślepiami.
- Jak rozumiem, może pan wyjaśnić to najście, i to, kim pan jest, prawda? – Obecność tej osoby z jakichś względów grała mu na nerwach, nie wiedział, dla czego, ale czuł jakiś dyskomfort.
- Ależ oczywiście, nie pragnąłbym zawracać panu głowy bez powodu. Rozmawialiśmy kiedyś przez telefon w pewnej sprawie. – Whinterbarm zmrużył lekko oczy.
- Nie bardzo wiem, o co panu chodzi, w jakiej sprawie. - Mężczyzna wyraźnie się uśmiechnął, widać to było nawet po mimo tej ciemności.
- Chodziło o pańską rodzinę… - W tym momencie coś go zmroziło, bał się tego człowieka, nie wiedział, dlaczego, ale się go bał. Mężczyzna podszedł bliżej, teraz mógł zobaczyć, co to był za płaszcz, kiedy oświetlało go lekkie światło z za okien. Nie wiedział czy prawdziwe, czy sztuczne, za to splecione pod szyją skrzydła, wielkie skórzaste skrzydła zwisały z jego pleców jak płaszcz. Kim pył ten człowiek?
- Kim…czym pan jest? – Zdołał powiedzieć dość spokojnie, chociaż wiedział, że daje poznać po sobie więcej niż by chciał.
- To, kim jestem nie jest teraz ważne, liczy się to, co mogę panu dać, a co pan może, i da mnie.
- A co ma pan konkretnie na myśli? –
- Czyżby nie pamiętał pan, serce mi się kraja… - Wyraźna drwina tylko bardziej podkopała pewności Whinterbarma. Nagle zobaczył, że kocur nie siedzi już na środku stołu, nie wiadomo, kiedy znalazł się zaledwie kilkanaście centymetrów od niego. I spoglądał mu w oczy, oczy, które robiły się coraz ciemniejsze…głębsze…


Spadał, spadał z wysoka, krzyczał, zdawało się, że lot trwa bez końca. Nagle obudził się, leżał na śniegu, gdzieś na śniegu, nad sobą widział chmury, padający śnieg. Dobiegały go odgłosy trzasków, wybuchów, łamanego metalu, świstów i krzyku. Wstał spoglądając w stronę, z której dobiegały odgłosy. Zobaczył wrak maszyny, chyba samolotu, ogarnięty płomieniami i powykręcany w niezwykłe kształty. Ludzie dokoła czołgali się, niektórzy bez kończyn, niektórzy leżeli, przecięci czy palący się. Inni starali się bezskutecznie wydostać z resztek konstrukcji maszyny. Nagle zobaczył ją…swoją żonę, która ściskała drugą droga mu osobę, chłopak już nie żył, ale ona…ściskała go jeszcze, płakała, była tylko lekko ranna. Nagle kolejna eksplozja wstrząsnęła wrakiem, zmrużył oczy, zasłaniając się jednocześnie ręka przed wybuchem. Po chwili spojrzał tam jeszcze raz, już ich tam nie było, teraz znajdował się tam wielki odłam wciąż dymiącego silnika. Zaczął krzyczeć, chciał do nich biec, nie mógł…znów spadał, nie chciał, mógł coś zrobić wtedy…nie…NIE!

- NIE! – Krzyknął, nagle zdał sobie sprawę że siedzi dalej w swoim gabinecie, rozejrzał się dysząc ciężko, ten dziwny mężczyzna dalej tam stał, uśmiechając się szeroko, a kocur siedział znów na środku stołu, wpatrując się gdzieś w okno.
- Czym….czym ty jesteś na boga… co to .. – Mężczyzna podniósł lekko lewą rękę, Whinterbarm już nic nie mówił. Nagle zadzwonił telefon, dopiero po trzecim dzwonku Whinterbarm odważył się na niego spojrzeć. Dzwonił dalej, a on patrzył na ten telefon jak zahipnotyzowany.
- Odbierz, ktoś chce z tobą porozmawiać. – Wtrącił mężczyzna, przełkną ślinę, a mimo wszystko miał sucho w gardle, był spocony, sapał, ledwo mógł się opanować. Sięgnął w końcu po słuchawkę i powoli przyłożył ją do ucha.
- Tato? – Słuchawka wypadła mu z ręki i zawisła na kablu dyndając między biurkiem a podłogą.
- Tato, tato…mówił, że nam pomożesz…pomożesz nam prawda? – Było tak cicho, że wszystko było słychać doskonale. Słuchał patrząc w słuchawkę jak zahipnotyzowany.
- Tu jest tak zimno, już nie chcę… - Nagle szum, głos chłopca się urwał, słychać było jakieś szmery, trzaski. Nagle jakiś głos z za nich, jakby przebijający się z oddali.
- Merr, jesteś tam kochanie…mówił że możesz wyciągnąć małego, zrób co on chce, tu jest… - Znowu trzask, pisk, potem szum i po chwili tylko ciągły sygnał zakończonego połączenia. Whinterbarm wpatrywał się jak głupi w telefon, nie mógł oderwać wzroku od tej słuchawki.
Nagle jakaś dłoń chwyciła słuchawkę, i odłożyła ja na miejsce. Zanim oprzytomniał na tyle by popatrzeć jak wygląda ten mężczyzna, wrócił już on w miejsce bezpiecznego cienia.
- Co mam zrobić… - Wyszeptał.
- Niewiele, naprawdę. – Mężczyzna przeszedł kilka kroków w stronę ściany, później wydawało się, jakby się lekko zmieniał, jednak po chwili znów wrócił na poprzednie miejsce.
- Chcę informacji, i dwóch rzeczy. W zamian oferuję spokój tym, na którym tak ci zależy. –
- Skąd… skąd mogę wiedzieć że coś zrobisz…kim jesteś… - Mężczyzna uśmiechną się szyderczo, co a Whinterbarm zobaczył w końcu jego czerwone oczy.
- KIM JESTEŚ! – Wrzasnął próbując wstać, jednak nie mógł, ile by sił nie wkładał w podniesienie się z fotela, nie mógł tego zrobić. Zaczął miotać się spanikowany, mężczyzna podszedł do niego. I nagle opanowała go fala spokoju, może to wszystko jest snem? Może nie dzieje się naprawdę?
- Ty, nie istniejesz… - Wytłumaczył sobie.
- Tak, ja nie istnieję. –
- I nie ma już… -
- Nie, już ich nie ma. – Mężczyzna odparł spokojnie.
- Więc odejdź. – Machnął ręką jakby odpędzał nieznośna muchę.
- Nie mogę, trzymasz mnie tu. – Mężczyzna podszedł do niego jeszcze bliżej.
- Trzymasz mnie tu mażąc o powrocie swojej rodziny. –
- To, co mam zrobić żeby się ciebie pozbyć? Nie mogę po prostu się obudzić, to w końcu mój sen. – Odrzekł stanowczo.
- Możesz, owszem, ale będziesz się zadręczał, że może to była prawda. Może to nie był sen…i nic dla nich nie zrobiłeś. – Przez chwilę patrzył na cień mężczyzny, w końcu roześmiał się szczerze.
- Ludzki umysł jest niebywały, mów, więc czego chcesz senna zjawo. – Jedna z rąk wskazała na monitor, który nagle powrócił do życia, razem a panelem kontrolnym. Wyświetliły się na nim dane projektów testowanych.
- Chcę ich. – Zjawa powoli przesunęła się w cieniu, teraz stojąc zaledwie pół metra od niego.
Po raz kolejny się roześmiał, ileż to czytał książek na takie tematy, jako dziecko sam chciał zobaczyć ducha. Niech, więc będzie to jego przygoda we śnie!
- Dobrze, za spokój mojej rodziny, dam ci wszystko dobry duchu. – Zaczął spokojnie wprowadzać komendy, i podsuwał kolejne kryształy pamięci do czytników. W końcu sześć kryształków złożonych w ochronnym pudełku powędrowało do wysuniętej ręki zmory. Ta wzięła je ochoczo w ciemność.
- Artefakt sam sobie zabiorę, jak przyjdzie na to pora. – Zjawa poczęła się cofać, niknąć powoli w ciemności.
- Trzymaj się senna zjawo. – Krzyknął Whinterbarm na odchodnym i machną ręką, niczym dziecko w filmach na pożegnanie odlatującego ducha z bajki.
Nagle zasilanie wróciło, siedział lekko zdrętwiały na fotelu, monitor pokazywał, że już prawie ranek. Musiał przespać całą noc. Powyłączał wszystko, zebrał swój płaszcz i torbę. Po czym wyszedł z gabinetu marząc o ciepłej kąpieli i końcu tych kłopotów a Marsem.


W okolicach pewnego szpitala, w jednym z sąsiadujących z nim zaułków stał jakiś facet, ubrany w dżinsy i sztruksową kurtkę. W ręku podrzucał sobie monetę. O jego nogi ocierał się czarny kot, starając się usilnie zwrócić na siebie uwagę.
- Już niedługo wynosimy się z tego zadupia przyjacielu, jeszcze tylko jedna sprawa. -


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Feb 03, 2006 2:54 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Mężczyzna wszedł do szpitalnej poczekalni, deszcz jaki padał za oknem wgonił tu też ludzi którzy nie mieli w szpitalu żadnych interesów, ale sporo było siedzących pacjentów, czekających na przypisy do specjalistycznych badań, jak i wszelkiego rodzaju oczekujących, to na przyjęcie, to na rodzinę to na lekarza. Ocenił kolejkę przy portierni i usiadł spokojnie na jednym z nielicznych już wolnych miejsc. Czekał cierpliwie ponad cztery godziny, obserwując spokojnie ludzi, którzy to raz prosili, to raz krzyczeli i straszyli sądami.
Zadziwiające jest, do jak wielu sposobów gotów jest sięgnąć ten gatunek, aby tylko osiągnąć swój cel. W końcu, kiedy w kolejce nie było już nikogo oczekującego, a pielęgniarka piła spokojnie kawę ciesząc się chwilą spokoju, mógł zabrać się za to, po co tu przyszedł. Wstał i podszedł do niej z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry, czy można się dowiedzieć gdzie leży mój kolega, przyjęto go wczoraj. –Pielęgniarka spojrzała na niego również uśmiechając się lekko, ktoś, kto zaczyna w ten sposób stanowi miłą odmianę od ciągle warczących pacjentów. Mężczyzna spojrzał jej w oczy, i zamarła na chwile jak słup soli. Trwało to chwilkę, po czym mężczyzna odwrócił się i poszedł spokojnie do windy. Pielęgniarka nie ruszała się jeszcze przez chwile, aż w końcu obudził ją głośny huk. Stał przed nią jakiś pacjent i tłukł w blat.
- I może jeszcze płacą pani za spanie na stanowisku, co?! – Wybuchła kolejna kłótnia, lecz nie dane mu było obejrzeć ją do końca, gdyż widok ucięły mu zamykające się drzwi windy, a tak wesoło się zapowiadało.

Jechał sam, zatrzymał się na szóstym piętrze. Wyszedł spokojnie na korytarz i skierował się w prawo do skrzydła chirurgii urazowej. W korytarzu jak zawsze w szpitalu, chodziło sporo ludzi, lekarzy i pacjentów. Dla rozrywki mężczyzna zabawiał się w czytanie myśli najciekawiej wyglądających osobników. Ileż było zgnilizny w tym społeczeństwie, trzech na czterech lekarzy brało łapówki od wszystkich dokoła, i zabawiało się w szpitalu na różne sposoby. Pielęgniarki nie lepsze. Kilku pacjentów podkradało ze szpitali różne rzeczy, ręczniki, strzykawki czy pościel. Ale każdy widział tylko winy innych. Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy na resztę podróży.
W końcu dotarł do pokoju, którego szukał, nie wszedł jednak, usadowił się spokojnie na pobliskiej ławeczce i czekał. Znów bawiąc się monetą. Przez prawie trzy godziny nie wydarzyło się nic szczególnego, lekarze, pielęgniarki, kłótnie i awantury.
W końcu, koło piątej stało się coś, na co liczył. W obserwowane drzwi weszła pielęgniarka, po czym wyszła po jakichś dwudziestu minutach zabierając wyniki badań. Mężczyzna znów się ruszył, i poszedł za nią do windy.
Kobieta skręciła do korytarza kierującego się do windy i zatrzymała się przy ścianie, sięgając po coś pod koszulę, czekała tak przez chwilę, po czym wyjrzała znów na główny korytarz. Nie było tam nikogo. Upewniła się jeszcze, że jest niezauważona i weszła do windy.


Jednak niebyła, mężczyzna cały czas by przy niej, nie dalej jak metr od niej. Patrzył się teraz na nią beznamiętnie, przeglądając w jej umyśle, co mógł, nie zwracając na siebie uwagi.
Nie znalazł niczego wartościowego, piętro niżej do windy weszły kolejne trzy osoby i musiał bardzo uważać, aby nikt przypadkiem na niego nie wpadł. Możliwe, że stał się niewidzialny, ale nie niematerialny. W końcu dojechali na parter, i wysiedli, kobieta skręciła do pomieszczeń służbowych, służbowych tam natychmiast skierowała się do wyjścia awaryjnego.


Wyszli razem, nie odstępował jej ani na krok. Udała przeszła ukrywając się dwie ulice dalej, gdzie wsiadła do zaparkowanego samochodu. Po czym ruszyła w dół ulicy. Mężczyzna starał się dotrzymać jej kroku, ale nie było łatwo biegać slalomem między autami, będąc niewidzialnym. W końcu zdecydował się na lekkie uniesienie się w górę.
Musiał przyznać, że gdyby śledził ja ktokolwiek normalny, już dawno zgubiłaby pościg.
Wiele razy zmieniała trasę, prędkość czy zatrzymywała się w jakichś barach.
On jednak normalny nie był. Pod wieczór dotarli do niewielkiego domu w dystrykcie przemysłowym, kobieta zaparkowała samochód kilka ulic dalej, we w miarę bezpiecznym miejscu, do samego domu doszła piechotą.

Wylądował trzy metry przed oceniając jak trudno mu będzie się tam dostać. Takie metody nigdy nie były jego ulubioną strategią, jednak musiał przyznać, że są skuteczne. Obszedł dom dokoła, analizując wszystko. Stał pomiędzy trzema innymi kamienicami, i miał dwa piętra plus poddasze. Stara zabudowa, jak cała dzielnica zresztą, jednak nieźle utrzymany. Szara cegła, i plastykowe okna, nic wielkiego. Wyczuwał jednak przy połowie z tych okien jakieś źródło energii, nie wiedział dokładnie, jakie, ale były zauważalne. W końcu zdecydował, że rzeczone poddasze będzie chyba najlepsza metodą dostania się do środka. Podleciał do jednego z okien, dotkną go i przez chwilkę skupił na nim swój wzrok. Okno poczęło się po prostu topić, zamieniając w ciekłe i giętkie substancje, bezszelestnie spłynęło do na podłogę. Wleciał do środka i wylądował spokojnie na podłodze. Podłodze tym momencie stało się coś, czego się nie spodziewał. Okiennice zamknęły się stalowymi przesłonami, a do pomieszczenia zaczęła dostawać się jakaś dziwna czerwonawa para. Mężczyzna uśmiechną się szeroko, faktycznie, ci ludzie zasłużyli na swoja reputację. Skierował się w stronę drzwi niewiele sobie robiąc z oparów gazu. Kiedy otworzył drzwi przywitała go seria z jakiegoś karabinu automatycznego, umieszczonego przy suficie klatki schodowej. Wyciągając rękę w kierunku maszyny zacisną pięść, automat w momencie stanął w płomieniach i zwęglona stal uderzyła o podłogę. Przyspieszył, schodził schodami na dół, gdzie czuł obecność dwóch osób, przemieszczali się. Ich dusze były w ruchu.


Kolejny automat zawył wysokim tonem seryjnych wystrzałów, i po chwili podzielił los poprzednika. Dotarł w końcu na parter i skierował się w stronę największego pokoju gdzie czuł obecność tej dwójki. Zanim jednak otworzył drzwi eksplozja odrzuciła go i z impetem wbił się w przeciwległą ścianę, kurz i dym spowiły cały korytarz.
- Jeszcze ktoś? – Doszedł kobiecy głos ze środka pomieszczenia.
- Wydaje się, że nie, poczekaj. – Męski głos uspokoił kobietą, po czym na korytarz wleciał niewielki przedmiot. Straszny blask omiótł cały obszar. A najemnik wyjrzał spokojnie na zewnątrz trzymając karabin w rękach. Badał obszar czujnie, przyglądając się przez chwilę dziurze w ścianie.
- Chyba załatwione. Mówiłem ci żebyś nie odwiedzała szpitala. – Wrócił do pomieszczenia zdejmując szelkę z karabinem i odkładając go na stolik.
- Cholera wie czy tam mnie namierzyli czy wcześniej. –
- Możliwe, Aylith, wszystko gra? – Mężczyzna skierował się w stronę trzeciej osoby stojącej w pomieszczeniu, dziewczyna skinęła lekko głowa przyglądając się monitorom bezpieczeństwa zainstalowanym na ścianie.
- Powinniśmy się zmywać. – Damian przeładował broń i sięgnął po leżący przy stoliku plecak.
- Heh…znowu przeprowadzka. – Branissa również wzięła broń.
- Podprowadzę samochód, wy zbierzcie resztę sprzętu. – Po czym wyszła z pokoju zabierając swoją torbę.
Damian i Aylith wzięli się natychmiast za pakowanie podstawowych broni czy pakietów.
Po chwili jednak Aylith stanęła jak wryta spoglądając powoli w stronę drzwi.
- Co jest? – Spytał Damian patrząc to na zmianę na dziewczynę to na rozwalone ładunkiem drzwi.
- Branissa nie wyszła z budynku, dalej jest w jednym miejscu. Odczyt energetyczny rośnie, przekroczył poziom dopuszczalny. – Damian patrzył tylko na Aylith z lekkim zdziwieniem, po czym odruchowo złapał za karabin i zaczął strzelać w stronę drzwi. Tym razem pociski nie trafiały nawet w cel, odbijając się od bariery stojącej w drzwiach. Do pomieszczenia wszedł lekko sponiewierany facet, jego kurtka była w wielu miejscach poprzepalana a dżinsy podarte, mimo to wciąż się uśmiechał. Stanął kilka metrów przed Damianem, przyglądając mu się beznamiętnie.
- Cholerny droid. – Wybełkotał Damian, po czym błyskawicznie dobył jednego z pistoletów energetycznych. Odpalił kilka strzałów, które z identycznym efektem uderzyły w tarczę.
- Kto ci powiedział że jestem jakąś wasza zabawką głupcze? – Damian nie przestawał strzelać, następny strzał był jednak inny, uderzenie rozerwało tylną ścianę budynku i wzbiło tumany kurzu. Damian spojrzał z niedowierzaniem na broń, po czym na stojącą z wyciągniętą w jego kierunku ręką Aylith.
- Strzela, on dalej tam jest. – Powiedziała dziewczyna spokojnie, Damian przełkną ślinę, lecz posłuchał oddał jeszcze kilka strzałów, nadwątlając kolejne części konstrukcji budynku. Po chwili był zbyt skołowany by strzelać. Przez kurz dało się widzieć dalej stojącą postać, Damian ocenił odległość i przycerował. Nagle cień się rozmył, a uczucie nieopisanego strachu owładnęło jego umysłem. Nie słyszał nic prócz własnego instynktu, instynktu, który mówił mu…uciekaj. Rozejrzał się panicznie dokoła, oddychał coraz szybciej. Aylith dalej stała w miejscu, przyglądając się wszystkiemu spokojnie. Kurz opadał, nagle go zobaczył, cień poruszający się po ścianie, tak szybko, że ledwo dostrzegalny. Cos go uderzyło, i poleciał w stronę drzwi. Upadł nieprzytomny na ziemię, normalnego człowieka takie uderzenie zabiłoby od razu, jednak jemu jakoś się udało. Wielki czarny tygrys stał teraz na miejscu Damiana, patrząc gdzie poleciała jego zdobycz. Mężczyzna w dżinsach pojawił się obok niego z nikąd klaszcząc powoli.
- Wspaniały pokaz Behemocie, pięknie to zrobiłeś. – Tygrys spojrzał na człowieka, po czym usiadł na ziemi przyglądając się dziewczynie. Obaj na nią patrzyli.
- Czego ode mnie chcecie? – Spytała podchodząc kilka kroków w ich stronę.
- Ciebie moja droga. – Człowiek uśmiechną się szeroko. Dziewczyna lekko się skrzywiła.
- Nie będę z tobą współpracować jak należy. – Odezwała się po chwili wahania.
- Możliwe, ale to już inna kwestia. – Człowiek podszedł do niej przyglądając się jej. Po czym złapał ją lekko za brodę i poprzesuwał kilka razy jej głowę, aby się jej lepiej przyjrzeć.
- Nawet nie brzydka jesteś. – Puścił ją, po czym przeszedł na środek pokoju.
- Idziemy. – Aylith posłusznie zrównała się z nim a kocur staną lekko za nimi.
- A co z nimi? – Spytała jeszcze dziewczyna spoglądając w stronę leżącej w korytarzu pary najemników.
- Żyją, i nie zrobię nic aby ten stan odmienić. A teraz idziemy. –

Całą trójka rozmyła się w powietrzu. Pozostawiając całą kamienicę zrujnowaną a miasto samemu sobie.


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 193 posts ]  Go to page Previous  1 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 2 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group