Ramiona Admirała- podejrzane miejsce...-Pomyślał Geralt wiedźmin zaraz po wejściu do lokalu. Po dwóch godzinach sączenia drinka przy jednym ze stolików to wrażenie tylko się pogłębiło.
Lokal został podzielony na dwie części: jedno mniejsze pomieszczenie pełniące rolę baru znajdowało się z przodu, tam był kontuar, rząd chromowanych stołków, i stalowa płyta za barem, na której kucharz, kelner i barman w jednej osobie przygotowywał posiłki, składał drinki i roznosił zamówienia. Niewielkie drewniane drzwi zasłonięte kotarą dla niepoznaki prowadziły do sali drugiej i nieporównywalnie większej.
W porównaniu z pierwszą ta była raczej tą „reprezentacyjną”, choć tego, co sobą reprezentowała Geralt z pewnością nie chciałby określić poziomem.
Została chyba przerobiona z rozległej graciarni a udekorowana najprawdopodobniej szczątkami po rozbiórce sądu lub teatru.
Pod ścianami w przeróżnych pozach zastygły, bowiem gigantyczne postacie odlane z żelaza i betonu, często fragmentaryczne, z tu i ówdzie odłupanymi częściami anatomii. Tuż koło stolika Geralta strop podpierał tors i ramiona bez głowy- prawdopodobnie Atlasa -nie było też popularnej kuli przedstawiającej mitologiczną planetę, którą nosił na barkach. Mimo tego wysoka i masywna część figury z powodzeniem sięgała rękami do stalowych wsporników utrzymujących dach. U podnóża posągu ktoś z artystycznym zamiłowaniem postanowił z przeciekającej rury instalacji hydraulicznej i odpadów mezzoplastikowych sklecić małą sadzawkę o półksiężycowym kształcie. Wyglądało to w miarę dobrze zwłaszcza, że rachityczne rośliny rosnące na jej brzegach zacieniały jej dno a mech zdążył zaróść nitowane spojenia w płytkach.
Większość stolików było zbitych z kwadratów stalowej kratownicy, na ścianach znajdowały się poprzyklejane zamiast tapety stare gazety o wyblakłych tytułach a na podłodze Geralt mógłby wypisać w kurzu swoje imię. Mimo tego wszystkiego miejsce to cieszyło się swego rodzaju estymą, każdy wiedział, że tutejsze jedzenie biło na głowę każde na Laibay.
Kucharz, mieszaniec gaunta- jak dowiedział się Geralt- potrafił przygotować prawie każdą potrawę bazując na niewypowiedzianych pragnieniach swoich klientów a potrawy, których przyrządzić nie mógł czy to z braku zastępował innymi o spełniającymi ich wymagania. Geralt wpychając się pomiędzy dwóch innych klientów zdołał dojść do lady i zamienić z nim kilka słów. Wyraził zainteresowanie, czemu taki mistrz gastronomii pracuje w tak zapuszczonym lokalu, jedyną odpowiedzią było enigmatyczne „gwiazdy błyszczą jaśniej w tym miejscu, czuć chwałę”.
Geralt po zjedzeniu z pewnymi oporami przygotowanej przez półgaunta potrawy
( i stwierdzeniu z zaskoczeniem, że na coś takiego właśnie miał ochotę) udał się do drugiej sali słusznie dedukując, że jeśli ktoś chciałby omówić interesy powinien się tam pojawić. Wiedźmin wspomniał dodatkowo tłok panujący w pierwszej sali, mocno by mu doskwierał przez dwie godziny, które miał do odczekania, co rusz, bowiem ktoś trącał go łokciem albo kolanem, wylewał mu koło nóg resztki napitku albo śmiał się i kaszlał mu do ucha.
Druga sala była natomiast prawie pusta.
Dziesięć minut po nim do środka weszła obwieszona ozdobami elfka i usiadła przy pobliskim stoliku.
Geralt nudził się niemiłosiernie. Zaczął czyścić miecze. Skończył. Dalej się nudził.
Minęło na oko około godziny, gdy przez małe drzwi schylając się wszedł młody mężczyzna o krótkich białych włosach ubrany jak podróżnik. Medalion wiedźmiński lekko zadrżał, lecz nic nie wskazywało, aby nieznajomy miał złe zamiary, usiadł sam przy trzecim stoliku od wejścia i lustrował salkę.
Wtem Arien wyczuł coś...Jakieś potężne drgnięcie w Mocy odruchowo chwycił za rękojeść miecza świetlnego. Wszystko się zatrzęsło. Ze stropu posypały się kawałki tynku i cegieł, woda w sadzawce przelała się przez krawędź i chlupnęła na strój Geralta.
Trzeba w tym momencie jednak przyznać, że elfka popisała się nadzwyczajnym jak dla niej opanowaniem i zimną krwią- Iskra zaczęła składać zaklęcie ochronne i rzucać kulę ognistą dopiero wtedy, gdy betonowe posągi otworzyły oczy i usta a dłonie Atlasa zacisnęły się na wsporniku zginając go jak źdźbło trawy.
Podłoga uwypukliła się i przepuściła wydostający się spod niej menhir, który wyrósł do około dwóch metrów, po czym ignorując prawo grawitacji uniósł się swobodnie nad ziemie i wirując coraz szybciej pod powałą osiągnął punkt kulminacyjny rozpryskując się tysiącem ostrych odłamków po sali.
Geraltowi na pewno udałoby się zbić mieczem dwa lub trzy pędzące w kierunku jego twarzy a Arien być może zdołałby pokierować mocą tak, aby osłoniła go przed gradem pocisków, z drugiej strony Iskra miałaby duże prawdopodobieństwo powodzenia w odgięciu ich trajektorii za pomocą tarczy magicznej, ale nagle okazało się to całkowicie niepotrzebne. Odłamki jak marionetki wstrzymane pociągnięciem za niewidzialne sznurki w rękach lalkarza zatrzymały się w bezpiecznej odległości od swoich celów.
Drugie pociągnięcie zawróciło je z powrotem ku środkowi sali gdzie zbiły się w bezkształtna masę, która morfując przekształciła się w humanoidalny kształt.
Kształt z początku podobny elementalowi ziemi po chwili wyszczuplał, pociemniał i nabrał faktury ciała tak, aby po wykształceniu orientalnych szat opadł na ziemię już jako normalny-z pozoru-mężczyzna.
Iskra obserwowała go bawiąc się myślą o rozwaleniu w trzy diabły całej tej budy, jeśli cała ta impreza okaże się być pułapką.
Nieznajomy miał ciemnobrązową skórę i był szczupły, można by rzec ascetycznie szczupły, miał chude ręce -ale nie noszące śladów ciężkiej pracy- ubrany był w prostą jednoczęściową tunikę do kolan, bez rękawów, związaną w pasie czerwonym sznurem. Szata była koloru ciemnoniebieskiego, jedynymi widocznymi ozdobą na niej był złoty pasek wzdłuż jej dolnego brzegu. Przybysz miał przypięty w widocznym miejscu przy pasie skórzany pasek zakończony okrągłym kamieniem, pod połą tuniki widoczne było zgrubienie. Arien natychmiast zauważył, że na piersi zawieszony ma medalion w kształcie wpisanej w koło siedmioramiennej gwiazdy.
-Witajcie odważni poszukiwacze przygód.-Odezwał się przybysz. Miał smutny głos.
-Wolę być nazywany badaczem nieznanych okolic- wtrącił zdenerwowany zalaniem spodni Geralt.
- A więc badacze i poszukiwacze przygód. Jak się zapewne domyśliliście ja was wezwałem. Nazywam się Jan Olvegg i mam dla was zadanie.
Zostałem upoważniony, aby przekazać wam słowa mojego mistrza.
Misja jest niebezpieczna i najeżona pułapkami nie tylko dla ciała. Z tego jednak, że przybyliście tu wnioskuję, że jesteście gotowi przyjąć ryzyko, aby się wzbogacić.
Czy spoglądaliście dziś w nocy w niebo? Jeżeli tak to mogliście zauważyć Kaorum, stąd widoczna jako mała jasna plamka tuż nad horyzontem z bliska potężna planeta.
Istnieje na niej miejsce znane jako Wyspa Wśród Lodów zwana również Północną Wyspą.
Gdzieś głęboko w jej wnętrzu znajduje się legowisko istoty znanej jako Sephiroth.
Droga do tego miejsca jest ukryta i prowadzi przez lodowiec znany Ouroboros, wpierw jednak będziecie musieli przedostać się przez pasma górskie – góry Kresowe i Skazy. Mój mistrz uważa, że wejście do plątaniny jaskiń i korytarzy prowadzących do legowiska uśpionego gada znajduje się w okolicach Bramy Świata- korony szczytów, spośród których wypływa Ouroboros, dojście do niej inną drogą jak po Lodowcu byłoby misją czysto samobójczą. Warunki panujące dookoła...No cóż nie chciałbym się zbytnio nad tym rozwodzić, lecz –tu uśmiechnął się smutno- nie sądzę żebyście przeżyli tam długo. Sephiroth jest to istota starożytna, sięgająca wiekiem wielu eonów. Uczeni tego miasta nazwaliby ją „smokiem”, ale on zmienił się i jest czymś innym i czymś więcej.
Otrzymałem mapę, najdokładniejszą z możliwych, lecz opisuje ona mniej niż dziesięć na sto obszarów Wyspy.
Jeżeli się zdecydujecie otworzę wam bramę do miejsca najbardziej zbliżonego do właściwej destynacji. Będzie to miasto Lakor na granicy Lodowych Pól.
Jedyna rzeczą, jaką wymaga mój mistrz jest abyście przynieśli przedmioty znalezione w centrum leża gada.
Nie zważając na ich wygląd lub stan.
Z nieznanego mi źródła mój mistrz dowiedział się, że te, o które chodzi będą się znajdować w spiżowej misie o średnicy trzech metrów.
Wszelkie kruszce i drogie kamienie są wasze, jeśli zdołacie je stamtąd zabrać.
Nie interesuje nas natomiast sposób, w jaki tego dokonacie-, jeżeli czujecie się hm, na siłach możecie spróbować zaatakować i pokonać potwora, aby zdobyć skarb, jeżeli wolicie uderzać z zaskoczenia możecie spróbować go wykraść...To nas naprawdę nie interesuje.
-Oto zaliczka-, co mówiąc wyjął małą sakiewkę spod tuniki i rzucił ją na stolik.
-W środku znajdują się 132 kawałki przezroczystej jak lód materii o wymiarach
3 na 3 na 3 centymetry. Każdy z nich może przemienić się w dowolny materiał o tych wymiarach, jeżeli pomyślicie o nim trzymając kostkę w palcach, przemiana jest jednokrotna i nieodwracalna. Z braku wspólnej waluty dla wszystkich światów mój mistrz uznał to za najlepsze rozwiązanie.
Teraz czekam na waszą odpowiedź.
_________________
They call me Sami the Sick. And I'm spitting fire with might.
|