Xenomorphy przemierzały dżunglę z niezwykłą prędkością. Dokładnie wiedziały, gdzie znajduje ich cel i tylko to się liczyło. Część z nich skakała po gałęziach z wprawą, która mogła zadziwić niejedną wiewiórkę. Widok był niesamowity.
Przez cały czas ich nadnaturalne zmysły skanowały obszar wokół nich. Poszukiwali wrogów. Byli na obcym terenie, a atak mógł nadejść z każdej strony. Jednak poza prostymi organizmami lokalnej fauny nie wykryli nic. Zadanie było proste. Osłaniać jajo, założyć gniazdo. Jednak błąd tego planu leżał u jego podstaw. Wysłanie oddziału, nie ważne, jak silnego, na niezbadany obszar, było błędem ewidentnym i katastrofalnym. Nikt nie wiedział, ilu jest przeciwników, jak wielkie siły zergów były zgromadzone w dżungli, oraz, co najważniejsze, gdzie te siły się znajdują.
Ale dżungla była cicha. Zbyt cicha. Była to cisza w rodzaju tej, która poprzedza burzę. Burzę gwałtowną i nagłą, z deszczem padającym poziomo. A najgorszy zawsze jest okres oczekiwania na oberwanie chmury. Tak też Xenomorphy biegły przez dżunglę, czując wiszące w powietrzu napięcie.
Nagle na drogę oddziału wybiegła wataha pięciu wilkopodobnych stworzeń. Zwierzęta zwróciły przerażone spojrzenia na czarne sylwetki Xenów, ale nie zeszły z drogi. I pewnie zostaliby stratowani przez pędzący oddział Xenomorphów, gdyby nie to, że czekał je los znacznie gorszy. Ich ciała momentalnie rozpadły się z okropnym mlaskiem rozrywanego mięsa, a ze szczątków wyskoczyła chmara niewielkich, ale za to szybkich i niezwykle zwinnych stworków z pozurami i ostrymi zębami. Bez zastanowienia rzuciły się na Obcych. Xeny wydały mrożacy krew w żyłach okrzyk i również rzuciły się w stronę przeciwników.
Wynik tej potyczki był przesądzony. Xeny były niezwykle potęznymi wojownikami. Szał bitewny wypełnił ich umysły, mordowały i rozrywały niewielkie stworzenia na strzępy. Oddział Preatorian nie zatrzymał się, jedynie lekko zwolnił, aby nie wpaść w sam środek toczącej się masakry. I był to kolejny błąd. Upojone rzeźnią, jakiej dokonały, Xenomorphy nie zauważyły, że wokół nich zaczęły się pojawiać kolejne organizmy. Poza polem ich widzenia, ograniczonym przez roślinność, gromadziły się niezidentyfikowane stworzenia. Były wokół, były wszędzie. Wychodziły spod ziemii i wciąż ich przybywało.
Xeny rozbiegły się we wszystkie strony w szaleńczym ataku, który po części również był zmyłką. Najsilniejsza grupa, z jajem i Preatorianami, ruszyła natychmiast w stronę najmniejszego przewidywanego oporu. Spośród drzew wyskoczyły setki małych zerlingów, atakując poszczególnych, nie trzymających linii, Obcych.
Bitwa nie miała w sobie nic z wielkich, poetyckich batalii, które opisuje się w kronikach, a legendy o nich powtarzane są w knajpach i barach. Była to bezładna rąbanina. I to zergowie byli rąbani, rozrywani i zabijani. Z Xenomorfem żaden zerling nie miał najmniejszych szans. Pazury, szczęki i ogon współpracowały ze sobą tak doskonale, że prawie żaden z stawiających opór Obcych nie został ranny.
Jednak zergów wciąż przybywało i za każdego zabitego pojawiały się dwa nowe.
Nagle spośród gęstwiny wyprysnęły strugi czerwonej substancji, która obsiadła zarówno zergi, xenów, jak i okoliczne pnie drzew. Xeny poczóły, że dziwna substancja wżera im się w skórę, rani i osłabia. Zerglingi były co prawda bardziej czułe na substancję, jednak te, które zostały nią potraktowane, szybko zginęły, a ich miejsce zajęły zdrowe osobniki. Xeny walczyły nadal, jednak z wyraźnie mniejszą werwą, gdyż ich poranione ciała nie były już tak zwinne i szybkie.
Dźwięk łamanego drewna nie zwrócił uwagi żadnego z walczących. Przeżarte Plagą, osłabione i przepchnięte przez zerglingi drzewo pochyliło się i przewróciło, miażdżąc czterech z xenów i trzydziestu zergów. Reszta czarnych wojowników właściwie ledwo trzymała się na nogach.
Właściwie bitwa była już rozstrzygnięta.
Xenomorphy broniły się do końca, jednak zostały bezlitośnie, co do jednego wyrżnięte w pień.
-------
Tymczasem grupie Preatorian razem z jajem udało się, co prawda nie bez strat, wydostać z pierścienia okrążenia i teraz uciekali obławie. Siły goniące ich nie były na tyle silne, aby im zagrozić, ale priorytetem była ochrona przyszłej królowej.
Nagle spośród drzew wystrzeliły czarne sylwetki i rzuciły się na zergów, bez problemu doganiając ich i masakrując depczący Xenom po piętach pościg. Stało się to tak momentalnie i błyskawicznie, że Obcy nawet nie zdążyli zauważyć, kto ich uratował. Nie zatrzymali się jednak nawet na ułamek sekundy, ani też nie zwolnili. Obejrzeli się tylko i ujrzeli podążające za nimi wielkie, czarne koty z mieczami ociekającymi posoką zerów. Wielkie koty nie zwolniły biegu. Nie schowały również mieczy. A były znacznie szybsze od Xenomorphów.
Jedyną nadzieją dla Obcych było odciągnięcie napastników od głównej grupy. Część obcych nagle obróciła się i ruszyła w stronę kotów, pozostali wojownicy wskoczyli na gałęznie pobliskich drzew i tą drogą, ponad powierzchnią ziemii, podążyli w stronę nadciągających wrogów. Dziesiątka Preatorian natomias pognała jeszcze szybciej na przód.
Jednak najwyraźniej koty były znacznie bardziej inteligentne, niż zergowie. I znacznie bardziej groźnie. Bez wyraźnego rozkazu, jakby wszystko było jak najbardziej naturalne, rozdzialili się na trzy grupy. Część wojowników natarła na atakujące Xeny, część wskoczyła na drzewa, aby w ich konarach stoczyć walkę z dziwnym przeciwnikiem. Jednak główne siły kocich wojowników pognały w ślad za umykającym oddziałem Preatorian.
Koty okazały się potężnymi przeciwnikami, a ich miecze były znacznie bardziej niebezpieczne od pazurów zerglingów. Do tego kwas, będący zabójczy dla większości wrogów Xenomorphów, nie działał na dziwne miecze. Jakby zagadkowy oręż chroniła jakaś dziwna potęga.
Pojedyńczy wojownicy zostali wycięci błyskawicznie. Przewaga liczebna kotów oraz ich niezwykła broń dawały Khaj'Litt ogromną przewagę. Podobnie sprawa się miała z Obcymi na drzewach.
Oddział Preatorian został doścignięty, a Obcych zmuszono do konfrontacji. Walczyli dzielnie, a koty drogo okupiły to zwycięztwo. Jednak była to walka beznadziejna i skazana na porażkę. Na pobojowisku pozostało jedynie jajo, które dowódca Czarnych Pazurów zabrał ze sobą, aby pokazać Starszym na zebraniu klanów. Mogło się jeszcze przydać...
_________________ A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.
Last edited by Raven on Sat Jun 26, 2004 4:58 pm, edited 1 time in total.
|