[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Nadzieja w Piekle

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu May 16, 2024 5:17 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 49 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3, 4  Next
Author Message
 Post subject:
PostPosted: Sat May 20, 2006 6:14 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Feb 19, 2004 9:19 pm
Posts: 1234
Location: Ośrodek wypoczynkowy "Nomad"
Elfka zaczęła zastanawiać się na powaznie czemu lis łazi w te i z powrotem, przesuwa kamienie i mówi żeby się od niego odczepiła .... no ale choroby umysłowe jej nie interesowały. Siedziała więc dalej na kamieniu w formie eterycznej i czekała aż ktoś uwolni przywódcę CA.

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon May 22, 2006 12:19 pm 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 8:36 pm
Posts: 490
Location: Wrocław
Zielonowłosy stał sam wśród ciemności. Zbliżył się niebezpiecznie wręcz do granic swojego więzienia. Teraz astralną czerń rozświetlały już tylko błyski magicznych barier i więzów, mających utrzymać Górskiego Smoka w jego celi. Yuby zmrużył oczy i wpatrywał się w płynącą nieprzerwanym strumieniem energię. Część zaklęć, których przeciwko niemu użyto znał bardzo dobrze, sam uczył się kiedyś je splatać. Inne zaś były nietypowe, zebrane ze sfer, których jeszcze nigdy nie odwiedził. A złamać trzeba było wszystkie. Spojrzał na swoją rękę, unosząc ją lekko do góry. Wokół nadgarstka zaświeciła obręcz magicznych kajdan, wykutych w kuźniach najniższych kręgów piekieł. Niedawna wizyta Prime’a i informacje, które ze sobą zabrał znacznie osłabiły ich moc. Ciekawe czy...

Caibre uniósł głowę i zaczął ponownie wpatrywać się w kryształ lodu. Wydawało mu się, że ogromna bryła lekko drży.

... Uda się je zerwać? Szarpnął obiema rękoma, po czym całym ciałem rzucił do tyłu. Łańcuchy energii naprężyły się. Kolejne pociągnięcie, góral usłyszał dźwięk wyładowań energetycznych. Smoczy ryk rozległ się w ciemnościach, a kolejny ruch rąk z hukiem zerwał łańcuchy. Wraz z nimi posypało się kolejne zaklęcie, potem następne, i jeszcze jedno. Smok z niewiarygodną szybkością chwytał je wszystkie i rozrywał na kawałki. Misterna konstrukcja jego więzienia zaczynała się powoli sypać. Mimo to wciąż jeszcze trzymała go w środku. Potrzebna będzie magia z zewnątrz. Potężna magia.

Rudy nie mógł się mylić. Na gładkiej jak tafla szkła powierzchni pojawiła się pierwsza, niewielka rysa. Każde prawo można było złamać, każdą granicę obalić. Usłyszał jeszcze w myślach odpowiedź na swoje pytanie: „Poczekaj. Ktoś się tu zbliża, ktoś kto wie jak to wszystko obrócić w pył. A wy możecie mu być potrzebni.”

Tymczasem wędrujący samotnie Samuel widział już górę bardzo wyraźnie, chociaż wiedział, że droga przed nimi może przynieść jeszcze wiele niebezpieczeństw. Nie miał jednak wyboru, musiał iść dalej. I słyszał w głowie smoczy pomruk, który prowadził go poprzez lodowe równiny,

_________________
Sometimes you just need to,
Level everything with the ground to,
Make room for all the things,
You wanted somehow,


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed May 24, 2006 12:42 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Jun 09, 2006 2:58 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Mar 19, 2004 9:10 pm
Posts: 1103
Location: Pola Umysłu
************************************************************
Nie tak znowuż daleko stamtąd.

Samuel szedł najszybciej jak potrafił przedzierając się przez śnieg sięgający kolan. Stwór wydawał się może niezgrabny, ale długie nogi dawały mu przewagę. Mógł z łatwością zrównać się w marszu i wyprzedzić Zaklinacza, ale zgodnie z umową trzymał się kilka metrów za nim.

Wiatr wył i jakby kierując się rozmyślną złą wolą zmiatał śniegowe czapy z okolicznych pagórków chcąc przysypać idących. Iskry żaru migotały czerwienią wokół ciała Kalkina roztapiając je w locie. Skutkiem tego
zamiast śniegu Samuel był wystawiony na deszcz. Fioletowy stwór nic sobie nie robił z mrozu. Samuel nie wiedział nawet czy stworzenie go odczuwa. Śnieg chrzęścił pod jego wielkimi stopami w miarę jak zbliżali się do szarej iglicy.

-Nie zabrałem cię ze sobą dla towarzystwa. -Rzucił Sam.

Przez chwilę panowała cisza.

-Spotkałem Cię już.- Zaczął Surja.- W mieście, które opętała nauka. W Galrauch. Swego czasu zebrali się badacze natury świata. Nazwali siebie samych Saganami. Chcieli poznać Przyczynę i Cel, i gotowi byli wszystko porzucić dla tego marzenia. Doszli do wniosku ze jedynie przez oderwanie od "zepsutej" cywilizacji mogą to osiągnąć postanowili, więc stworzyć społeczność, w której intelekt będzie definiował pozycję. Gdzie władać będą tylko ci, którzy będą do tego odpowiednie zdolności. Wybudowali, więc statki i odpłynęli z kontynentu żeby odszukać swój raj. Raj..

Stwór zaśmiał się chrapliwie.

-Po wielu miesiącach dopłynęli do wielkiej wyspy skutej lodem i tam założyli swoje miasto. Pod kopułą, która chroniła ich od mrozu mozolnie stawiali kroki do oświecenia. Spoglądali w przestrzeń soczewkami silniejszymi od ludzkich oczu, czerpali ciepło z serca ziemi, używali swoich umiejętności by szukać w przeszłości i tworzyć nową przyszłość. Wybrali spośród siebie władcę, nie był specjalistą we wszystkich dziedzinach, ale był niezwykle bystry i ambitny. Na imię miał Induri. Induri Refa.
W międzyczasie wydobywali skały i tworzyli osady poza Galrauch powiększając kontrolę nad resztą nowego świata. Pokonawszy większość chorób i ułomności poczuli się doskonali.
Zaczęli eksperymentować hodując stworzenia, których nie wymyśliła natura. Zdołali nawet przenieść część swojej pamięci do tworów, które nazwali mothrami. Sztuczne włochate stworzenia przypominające gigantyczne larwy nie miały własnej świadomości. Mogły za to zachowywać przez dotyk wybrane fragmenty jaźni człowieka łącząc się z siecią jego nerwów. Korzystając z nich jak z bibliotek Saganie utrzymywali umysły nieobciążone nadmiarem wiedzy.

-Zachowywali swoją pamięć...-Samuel powtórzył jak zahipnotyzowany.

-Powiększali ją z każdym pokoleniem, nic nie ulegało zapomnieniu. W ciągu kilkudziesięciu lat odkryli sztukę narzucania swojej woli niewidocznym okiem okruchom, z których są zbudowane ludzkie ciała. Ta nauka jeszcze w powijakach, gdy w radosnym pędzie tworzenia ulepszyli swoje ciała i wydłużyli życia.

-To brzmi zbyt dobrze.-Przerwał mu Zaklinacz wyczuwając, że ta litania osiągnięć może trwać.

-Och tak. Ma rację. Jak się okazało miało to swoją cenę.-Stwór szedł obok niego po pagórku wyglądającym tak jakby wsiąknęła weń krew upuszczona z czyjegoś poderżniętego gardła. -Mogli żyć długo i osiągnąć to, co ich krajanie z kontynentu uznaliby za cuda. -Głos stwora stopniowo cichł. Surja przystanął i spojrzał na Kalkina swoimi owadzimi oczami.
-Ale nie mogli już mieć dzieci.

-Jak to możliwe przy nauce, która oszukała śmierć? -Odparł Samuel, gdy po chwili ruszyli - Przy takiej wiedzy nie potrafili odwrócić zmian?

-Wielu myślało, że to lodowaty świat śmierci, który chcieli okiełznać upomniał się o nich. Inni, niegdyś gorliwi ateiści, narzekali, że nie trzeba było zmieniać tego, co bogowie ustalili przed wiekami. Że spotyka ich zasłużona kara. Wieki bezruchu odebrały przypadkowość, która jest potrzebna do przełamania ciągu porażek.- Stwór sunął tuż za Samuelem garbiąc się i czterema kończynami wciągając swoje cielsko na kolejną górkę. Na jego garbatych plecach zbierał się śnieg- Potem nadeszła epidemia smutku. Opanowała ich prawie całkowicie, stracili chęć do życia. Niektórzy rzucili się z murów miasta.
Król stracił w ten sposób żonę i dorosłego syna. Nad ich zwłokami przysięgał ludowi, że znajdzie sposób żeby uzdrowić miasto. Nasz sen nie umarł, mówił, musimy zdwoić wysiłki i pokonać tę chorobę. Nie traćcie nadziei, przybyliśmy tu żeby założyć raj. Nie żeby wymrzeć jedno po drugim bez nikogo, komu moglibyśmy przekazać nasze osiągnięcia.

Ale to nic nie zmieniło. Rozpad społeczności już się rozpoczął. Razem z nim i mechaniczne części, o które nie dbano odpowiednio zaczęły się psuć.

Jedna po drugiej mniejsze kolonie na wyspie przestawały odpowiadać na wezwania. Nikt nie kwapił się by to sprawdzić. Induri, po kilkunastu bezskutecznych próbach zorganizowania ekspedycji sam wyruszył do jednej z nich. Na miejscu znalazł tylko zniszczone kopuły i śnieg. Jego poddani zniknęli. Przez kilka dni przedzierał się poprzez zaspy by w każdej z pozostałych kopuł odkryć to samo. Gdy wrócił do Galrauch przez długi czas wypatrywał czegoś z okna iglicy pałacu. Wieczne czapy śniegu na szczytach wydawały mu się wzbierać jak fale przyboju gotowe by pogrzebać to wymierające miasto. Nigdy nie czuł się taki samotny.

-Gdzie ja jestem w tej historii.-Zapytał Surję Zaklinacz przesyłając trochę many do słabnącego zaklęcia żaru.

Niemrawo poruszające się iskierki w zaklęciu odzyskały wigor. Nieoczekiwanie wraz z wypuszczeniem energii po jego dłoniach przeszły maleńkie elektryczne wyładowania.

-Niedługo potem stało się coś niesłychanego.-Odparł kolos- Do bram miasta zbliżył się obcy człowiek.

-Na wyspę na środku oceanu?

-Tak właśnie. Człowiek ten był czarnowłosy i opalony. Miał zmierzwioną brodę i obłędne oczy a na swoim ubraniu pomimo śnieżycy, która szalała od tygodnia ani płatka śniegu. Straże bez oporów wpuściły go do miasta a Sagan już nic nie obchodziło. Pogodzili się z losem. Skwitowali mężczyznę w egzotycznym stroju jedynie mruknięciem. Nikt nie przeszkadzał mu, kiedy szedł do pałacu by spotkać się z królem.

Przez pewien czas on i Induri rozmawiali potem pałac zamknięto na głucho. Zapadła noc a z komnat zaczęły dochodzić osobliwe odgłosy. Najpierw trele jakby stały tam setki klatek z rajskimi ptakami. Potem piski jakoby tysiąca pazurów rysujących po szkle. O trzeciej w nocy z okien błysnęły tęczowe światła i a na ich tle niektórzy zobaczyli cienie postaci. Było ich więcej niż dwie. Coś ryczało w nieznanych językach. Potem zapadła cisza i światła zgasły.

Rankiem przybysz opuścił miasto niezauważony przez nikogo a Induri wyszedł z pałacu odmieniony. Przeszedł przez całe miasto zaglądając do każdego domu. Każda osoba, z którą się zetknął była uleczona. Każdy uzdrowiony dołączał do niego i wkrótce radosny tłum przewalał się ulicami miasta świętując zwycięstwo nad plagą. Po pewnym czasie zaczęły się rodzić dzieci. Zaczęły powstawać nowe wynalazki. Saganie byli uratowani. Tym tajemniczym wędrowcem, który tego dokonał byłeś ty.-Podsumował Surja.

Wtem Zaklinacz odczuł odległe wspomnienie budzące się z głębi jego umysłu. Idąc zatopił się w tym doznaniu. Zobaczył swoje ręce stare i pomarszczone, przewracające strony okutej żelazem księgi. Litery na jej kartkach przypominały smagnięcia biczem. Inny on czytał na głos i przepisywał je na pergamin. Imię Surja powtórzyło się kilkakrotnie.

Z transu wyrwał go mróz. Zaklęcie znów opadało. Zatrzymał się na szczycie pagórka, doładował je i poprawił uchwyt na kiju..

-Jakie były warunki umowy? –Zapytał nagle.

Zaskoczony stwór wciągnął chrapliwie powietrze i odwrócił łeb strząsając z brody sople.

-Nie usłyszałeś? Spytałem, jakie były warunki umowy z innym światem?-Dobitnie podkreślił Samuel.

-Umowa.. -Surja wahał się rozglądając się niepewnie- Za radą wędrowca Induri dobił targu z demonem ziemi. Starożytną istotą, która miała moc zmieniania żywych istot. Użyła jej w zamian za hołd...

-To nie wszystko. –Stwierdził z dziwną pewnością Samuel.

-Za hołd i życie jednej czwartej dzieci w każdym roku.-Wydusił z siebie w końcu fioletowy kolos.

-Induri Refa musiał być bardziej zdesperowany niż jego poddani by przystać na taki warunek.

-Nie!- Zaprzeczył natychmiast Surja-Induri nie był głupi, rozmawiając z wędrowcem szczegółowo rozważył warunki. Istota nie mogła bezpośrednio przejść do tego świata. Sądził, że zdoła wykorzystać demona a potem wstrzyma składanie ofiar.

-Ale nie udało się.- Dokończył Samuel- demon odebrał swoją moc i plaga powróciła.

-Nie, prawo targu zabraniało mu tego. Nawiedzał Refę w koszmarnych snach strasząc konsekwencjami. Kiedy król się nie ugiął zrobił coś gorszego.-Ciągnął Surja- mógł wpływać na to, co uczyniono z jego mocą, więc wzmocnił zaklęcie i zmienił jego wpływ.

Nadszedł straszny dzień. Saganie zbudzili się w swoich domach i jak co dzień machinalnie przyłożyli dłoń do motharów by połączyć się z ich pamięcią. Wówczas zaszła metamorfoza. W koszmarnych konwulsjach stopili się w jedno z larwami. Przemiana nie ominęła żadnego człowieka w mieście. W każdym domu rozlegał się nieludzki ryk oszalałych z bólu Sagan. Próbowali szukać pomocy u swoich bliskich, ale każda istota, z którą się zetknęli była wchłaniana i zwiększała ich obłęd. Ci, którzy zaabsorbowali więcej niż jedną osobę stawali się plątaniną kończyn i tkanek niezdolną do życia. Pozostali po pewnym czasie zdołali odzyskać trzeźwość myślenia i zrozumieć ogrom tragedii, która ich dotknęła.

Zostali skazani na wieczne życie w tych potwornych ciałach. Wciąż unikając siebie nawzajem. Samotni, bo dotknięcie innej osoby skończyłoby się stopieniem i śmiercią. Okaleczeni. Giganty rozumu na szczycie świata, Behemothy. Ich król wkrótce odebrał sobie życie. Nie mógł znieść ciężaru winy. Wszystko to stało się za jego przyczyną. Nie chciałem mu mówić reszty prawdy ale teraz już wie.

-Wystarczy. Tyle chciałem wiedzieć. –Odparł, Kalkin i wyprowadził cios kijem w splot słoneczny Surji.

Uderzenie było miażdżące. Fioletowy gigant zwinął się w sobie i przez plecy poleciał w dół zbocza. Samuel zbiegł za nim.

Stwór z trudem łapał powietrze. Z niedowierzaniem spojrzał na Zaklinacza jak ten bierze zamach i uderza. Głowa Surji została praktycznie wbita w śnieg.
Samuel uderzył po raz kolejny, ale stwór zdążył przewrócić się na bok i kij chybił celu.

-Dlaczego mnie atakuje!? –Krzyknął Surja- Czy nie powiedziałem mu wszystkiego?

Odpowiedzią Kalkina było zamarkowanie kopnięcia z prawej i uderzenie kijem w lewy bark. Gęsta zielona ciecz z rany zbryzgała lagę Zaklinacza.

-Nie ufam ci upiorze. Nie ufałem ci od momentu, w którym cię niby przypadkowo spotkałem. –Rzekł Samuel stojąc dwa kroki od krwawiącego stwora. – Dopiero pewne wspomnienie pozwoliło mi wyjaśnić, dlaczego. Nigdy nie było tajemniczego wędrowca w mieście Galrauch. Znam tę historię, czytałem o niej. Król sam odnalazł zakazaną wiedzę i zawarł pakt z demonem ziemi. A demon ten miał na imię Surja.

Stwór wstał niepewnie.

-Gdybym był potężnym demonem czy sądzi, że zamarzałbym w tym piekle?

-Nie. –Odparł Kalkin odrzucając mokre kosmyki zachodzące mu na oczy- Gdybyś miał taką moc nie zostałbyś ukamienowany przez swoich poddanych za krzywdę, jaką im wyrządziłeś. Prawda Induri?

Stwór zaśmiał się złowieszczo i przybrał wojowniczą postawę.

-Więc wreszcie odgadł? Gratuluję mu. Jest sprytniejszy niż większość istot, które miały nieszczęście mnie spotkać.

-Odgadłem, tak jak i to, dlaczego wciąż muszę odnawiać swoje zaklęcie. –Odpowiedział rozgniewany Samuel –Byłeś niedaleko od samego początku. Subtelnie wyciągałeś moją energię. Potem zaplanowałeś, że zajmiesz mnie rozmową i wyciągniesz resztę mocy. Że odbierzesz wystarczająco dużo by mnie pokonać jednym ciosem w plecy, tak?

-Zabrać wystarczająco dużo już zdążyłem.

Stwór wbił pazury w ziemie i wyrwawszy kawał lodu rzucił nim w Samuela. Ten uskoczył i przeturlał się, ale Induri już był koło niego. Zaatakował rosochatą łapą mierząc w głowę Zaklinacza. Samuel zatrzymał wszystkie trzy pazury kijem i kopnął usiłując podciąć nogi króla-upiora. Chybił. Potwór chwycił Samuela, klinując jego ręce przy bokach. Zacieśniał chwyt usiłując zmiażdżyć Kalkinowi żebra.

-Jaka szkoda, że po śmierci straciłem niestabilność.- Smród z gęby potwora, jaki zionął, gdy mówił był porażający.- Mógłby sam przekonać się jak to jest być uwięzionym przez tysiąc lat! Mógłby przekonać się jak to jest być wiecznie… -poprawił chwyt, żebra Samuela chrupnęły- samotny!

- Untha, Intat freek! –Wycharczał Samuel. Pomiędzy ich ciałami nastąpił wybuch. Polecieli w przeciwnych kierunkach.

Po kilku minutach Samuel odzyskał świadomość. W jego płaszczu była wypalona do skóry dziura o średnicy ludzkiej głowy. Tors paraliżował mu ból, ale tkanka nie została przerwana. Krytyczne spiętrzenie many w zaklęciu było może skutecznie, ale bardzo bolesne.

Usiadł i rozejrzał się, stwór leżał kilkanaście metrów dalej. Samuel wstał powoli czując jak płynny ogień przelewa mu się w tę i z powrotem po klatce piersiowej i opierając się podmuchom wiatru podszedł do niego.
Pseudociało i szaty upiora najwyraźniej zajęły się ogniem od wybuchu. Musiało to spowodować ogromne cierpienie.

Nie tłumaczyło to jednak w najmniejszym stopniu faktu, że głowa Refy była odrąbana od ciała i leżała metr dalej.

-Samuelu…- z wysokości rozległ się znajomy głos.

Mag spojrzał w górę. Poprzez wciąż padający śnieg dojrzał zielonowłosą sylwetkę unosząca się w powietrzu.

-Lord Yuby?

-Nie całkiem.- Odpowiedziała postać i zanurkowała w dół z włócznią wymierzoną w Kalkina.

_________________
Image
They call me Sami the Sick. And I'm spitting fire with might.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jun 12, 2006 12:25 am 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 8:36 pm
Posts: 490
Location: Wrocław
Postać rzuciła się w dół, wprost na zaskoczonego Samuela. Mag zdołał odskoczyć w ostatniej chwili, lecz kilka sekund później powaliła go fala uderzeniowa wraz z lodowymi odłamkami, wyrwanymi przez impet, z jakim mężczyzna uderzył w zamarznięty grunt. Kalkin odturlał się błyskawicznie na bok i zdołał podnieść. Dopiero teraz mógł spojrzeć na swojego przeciwnika. Wśród opadających kryształów lodu, tumanów wyrzuconego w powietrze białego puchu i wciąż padającego bezlitośnie śniegu stał Yuby. A w każdym razie ktoś do złudzenia go przypominający. Coś w nim było jednak nie tak. Nim jednakże zaklinacz zdążył się nad tym porządniej zastanowić, zielonowłosy z niewiarygodną szybkością i siłą skoczył do przodu, wyprowadzając cios włócznią. Samuel z wysiłkiem zdołał sparować pchnięcie kijem, lecz gdy tylko obie bronie zetknęły się, maga przeszył przenikliwy, dziwny chłód. Silniejszy niż zabójcze temperatury lodowego piekła. A przede wszystkim zupełnie inny. Wtedy Kalkin zrozumiał. Spotkał się z tym już kilka razy, chociaż przeważnie tylko w księgach. Postać agresora spowijał cień. Ciemność otaczała go i przenikała, oplatała jego ciało i broń. Był Górskim Smokiem i jednocześnie nim nie był. Był personifikacją jego mrocznej strony. Jego lęków, gniewu, nienawiści i wszystkich negatywnych uczuć, jakie gnębiły jego umysł i duszę. Jakimś cudem emocje te wydostały się na wolność.
Z chwili zamyślenia wyrwał jednak zaklinacza potężny cios pięścią w splot słoneczny. Złożył się wpół i upadł na lód. Sekundę później otrzymał cios nogą w żebra, od którego zatrzeszczały wszystkie kości, i tylko cudem żadna nie została złamana. Zaczerpnął tchu i otworzył oczy. Ku swemu zaskoczeniu istota, z którą się mierzył nie stała przed nim. Moment później zrozumiał, dlaczego, usłyszawszy delikatny świst powietrza. Skoncentrował energię magiczną i czekał. Atak nadszedł z góry, mimo magicznej osłony wbijając Kalkina w ziemię i doprowadzający do kilkusekundowej utraty przytomności. Gdy mag odzyskał świadomość, cios drzewcami pokrytej mroczną aurą włóczni posłał go w powietrze, zaś mroczna połowa Yubego wystawiła przed siebie rękę, syknęła kilka słów z języka, którego nie rozumiał i zmaterializowała lecącą w kierunku zaklinacza fioletową kulę, Samuel syknął z bólu, czując, jak mroczna magia próbuje rozerwać jego ciało i pali jego tkanki. Ciężko poparzony upadł z powrotem na śnieg. Instynktownie przesunął się o kilka centymetrów, unikając tym samym wymierzonego w tułów ciosu ostrzem, które rozcharatało jedynie boleśnie jego bok. Stojący nad nim cień obrócił się dookoła własnej osi, uniósł oręż i uderzył rękojeścią w klatkę piersiową leżącego maga. Rozległ się charakterystyczny, nieprzyjemny trzask łamanych żeber. Półprzytomny Kalkin poczuł jeszcze tylko, jak ktoś chwyta go za szyję i podnosi w powietrze. Czuł jak krew spływa po jego ciele i skapuje na śnieg pod nim. A potem poczuł tylko jak włóćznia przechodzi na wylot przez jego ciało, rozrywając organy i układy wewnątrz.

Zaś w lodowym więzieniu rozległ się głośny huk. Kolejny mur runął pod naporem smoczej woli. Zostało ich już tak niewiele, w porównaniu z tym, co trzymało zielonowłosego wewnątrz gdy się przebudził. Ale zostały też jedynie te najpotężniejsze. A Samuel miał kłopoty. I obecnie nikt z czekających na zewnątrz nie był w stanie mu pomóc.
-Gdyby tylko ktoś uderzył w podstawę tych zabezpieczeń... – Warknął góral, czując jak wzrasta gniew jego mrocznej strony. Jego części, która musiała do niego wrócić. Stać się częścią jego odrodzonej świadomości.

_________________
Sometimes you just need to,
Level everything with the ground to,
Make room for all the things,
You wanted somehow,


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jun 12, 2006 8:39 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Feb 19, 2004 9:19 pm
Posts: 1234
Location: Ośrodek wypoczynkowy "Nomad"
Elfka siedziała już dobrych kilkadziesiąt minut wpatrując się w wyczyny rudego. Szczerze mówiąc nie miała najmniejszej ochoty wstawać .... po prostu nie chciało jej się. Byłaby tak zastygła w oczekiwaniu, gdyby nie pewien szczegół, który zwrócił jej uwagę.
Delikatna, lśnia linia błysnęła przed nią by zaraz potem zniknąć. Odrętwiała już cokolwiek dziewczyna leniwie przekrzywiła głowę, gdy nagle kątem oka spostrzegła inną smugę światła, podobną do pierwszej. Mogłaby to uznać za zwykłe refleksy lub załamania promieni świetlnych pochodzące z kryształu Yubiego, gdyby nie fakt iż do złudzenia przypominały jej linie wzorów zaklęć wiążących, które wcześniej częściowo wchłonęła z więzienia górskiego smoka.
Spróbowała się poruszyć, jednak całe ciało było odrętwiałe, nie mogła zebrać także myśli na tyle aby chociarz przemyślećdokładnie co się dzieje. Spojrzała jeszcze raz na rudego, który radośnie skakał wokół lodowego kryształu, jego pozy zaczynały być dziwniejsze z każdą mijającą minutą, jednak z jakiegoś powodu elfce jakoś to nie przeszkadzało.
Nikła iskierka podświadomości, jaka nie została jeszcze zaafektowana tym stanem letargu zadziałała automatycznie .......
Nad lodowym pustkowiem zrobiło się ciemno, to jest ciemniej niż zwykle, czarny portal otworzył swe podwoje dokładnie nad szczytem, na którym "obozowała" dwójka przybyszy, by wypluć z siebie mały, świecący na niebiesko punkcik i zamknąć się zaraz potem. "Punkt", gdy tylko znalazł się w mroźnym świecie, zalśnił mocniej, by po chwili zgasnąć i zniknąć.

Elfka drgnęła, podniosła rękę i zacisnęła ją na pierwszej "świetlistej nici", która pojawiła się przed nią i wpompowała w zjawisko potężny impuls feedbackowy. Linia rozszerzyła się i rozprysła jak zbyt mocno nadmuchany balon, jedno ujawniając inne. Elfka rozejżała się na boki studiując układ i zależności między "nićmi", wstała i przymknęła oczy, tysiące świetlistych smóg wystrzeliło z jej ciała, by wpleść się w te otaczające dziewczynę. Długoucha otworzyła oczy, spojrzała jeszcze raz na rudego i uwolniła ze swojego ciała potężną dawkę energii. "Jej nici" poprowadził tą moc do plątaniny wokół niej. Nagle cały świat pokryły miliony pęknięć, obraz roztrzaskał się i runął ukazująć prawdziwy krajobraz.

Dziewcze podeszło do lisa i szturchnęło go w ramie .. zero reakcji, szturchnęło jeszcze raz .. nadal nic, chlasnęło w twarz otwartą dłonią .... ciągle brak rezultatów. Tymczasem energia rudego była na wyczerpaniu
- Hmmmm ... więc najpierw omamia potencjalnego agresora, a potem wysysa jego siły aż do śmierci, niezły system obronny - "złapała" powietrze przed twarzą Caibra i przepuściła przez dłoń troszke mocy. Wyładowania elektryczne natychmiast rozeszły się wokół demona. Elfka gwałtownie pociągnęła dłoń do tyłu, zrywając najwazniejsze wiązania zaklęć i niszcząc tym samym konstrukcję. Następnie położyła rękę na ramieniu rudzielca i władowała porsto w jego ciało sporą dawkę życiodajnej siły, oraz dla pewności roznieciła wokół opartego o skałę ogoniastego małe ogniste tornado.
Sama zaś chciała usiąść nieopodal jeszcze raz przestudiować zależności między poszczególnymi członami zaklęć - fundamentów całej konstrukcji więzienia, jednak coś zwróciło jej uwagę. "Coś" było około siedmiu lub ośmiu kilometrów od ich aktualnego miejsca pobytu i emanowało niemal identyczną energią jak Yuby.

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jun 19, 2006 3:01 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Ciepło.
Ruch.
Obecność.
Lodowe piekło.

Lis z jęknięciem przetoczył się, padając pyskiem w brudny śnieg. Nie widział nic, nie czuł mrozu na skórze. Lecz to nie miało znaczenia.

Ruch. Ciepło. Skupił się tych elementach rzeczywistości. To energia. Moja...

Zimniej, coraz zimniej.

Prime nie oddychał. Symulował jedynie proces, by perfekcyjnie naśladować żywe ciało elfki. Teraz ten oddech, dotychczas niewidoczny, wydobył się z płuc w postaci obłoczka pary. Prime z pewnym zainteresowaniem przyjrzał się błyskawicznie zamarzającej wodzie. Coś jednak się nie zgadzało. Teraz lodowa chmurka, miast opaść na zmrożony grunt, zawisła nieruchomo.
Prime zaczęło analizować otoczenie. Ucichł wiatr. Coraz zimniej. Zimno...to coś więcej.

Bezruch. Absolutny. Nic. Wiatr nie wygrywał posępnych melodii na lodowych ścianach. Kamień nie zsunął się z osuwiska. Bezruch. Lis otworzył oczy. Poruszył się nieznacznie, wsuwając ręce pod korpus i z wysiłkiem dźwignął się w górę. Podpierając się o skałę, zdołał się wyprostować.
Bezruch. Nawet ruch cząsteczek, ruch atomów, ich drgania, ustały. Energia, cała i w każdej postaci, zniknęła. Prime, lodowe piekło, powietrze, wszystko, zamieniło się w nieruchomą rzeźbę. W środku tego fenomenu, lis, opierający czoło o więzienie mistrza.

Emanacja mocy. Gniew ale i pasja. Czuł to. Nawet z tej odległości echo było silne. A w lodzie...te same emocje. I pragnienie wyrwania się.
-Na bogów, jaszczurko, jak mam to zrobić..- jęknął lis, rąbnąwszy pięścią - przecież nie...
Olśnienie przyszło nagle, jak zwykło czynić.
-Wyobraź sobie coś, dzięki czemu wygrasz. Nie zastanawiaj się co. Pragnij tego. Tej jednej rzeczy.

Wilczy uśmiech wypełzł na pysk lisa. To nie była kwestia potęgi. Ani szybkości, siły mięśni, sprytu, zdolności asymilacji.

Wszystko zawierało się w pragnieniu. Chciec to móc.

Piekło, przynajmniej wokół więzienia Mistrza Yubiego, wróciło do normy. Prime także. Poza drobnym szczegółem.
-Co ty, rudy gnojku, robisz? - jęknęła piękna elfka, blednąc i padając na kolano.

Nie robił nic. A jednocześnie, wszystko.
-Coś, dzięki czemu wygram. Dzięki czemu uwolnię go. Coś, co urzeczywistni moje pragnienie - Caibre opierał się niedbale o lodową iglicę. Jak elfka zauważyła, lód, do tej pory niewzruszony, topił się w kontakcie z rudzielcem- znowu rudzielcem.
-Co ty robisz? Jak? - nie chodziło o to, co lis robił. To Prime rozumiał. Przetwarzał energię, wszelaką i wchłaniał w siebie. Tylko jak, Jak!? ta moc nie zabiła go jeszcze. Zróżnicowanie form. I lód. Tego lodu nie dało się stopić, z najwyższym trudem dał się rozbić, a i to nieznacznie. Lecz to rude małe cos przeczyło zasadom zdrowego rozsądku, zaprzeczało fizyce, wszystkiemu.

Caibre podniósł miecz. Zwykła, prosta klinga, metr długości. Zakręcił młynka na próbę. Nada się. Jak każdy inny.
Posłał elfce, która powoli przestawała być elfką w miarę jak kontrola Prime nad własną formą zanikała, całusa. I wbił miecz w lód.

Więzienie Yubiego zadrżało. Wciąż uśmiechając się, rudy uderzył ponownie, prostym pchnięciem. Bez finezji, gracji. Lecz to nie było potrzebne.

Jeszcze raz. Tym razem cieniutka pajęczyna pęknięc rozeszła się od miejsca w którym miecz kaleczył lód.

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Jun 22, 2006 8:22 am 
Offline
User avatar

Joined: Fri Mar 19, 2004 9:10 pm
Posts: 1103
Location: Pola Umysłu
-Żałosny robak. –Powiedziała z politowaniem mroczna część lorda górskich smoków.- A może Samuelu wciąż uważasz, że jesteś w stanie uwolnić Górala?

Personifikacja złych emocji szarpnęła włócznią. Drzewce włóczni poharatało tkanki jeszcze bardziej wywołując fontannę krwi z rozerwanego brzucha. Zaklinacz poczuł nieopisywalny ból.

-Krzycz. Nic ci więcej nie zostało. Chyba nigdy naprawdę nie przypuszczałeś, że masz jakieś szanse na powodzenie? Zabawny jesteś wiesz? Może pozwolę ci żyć na tym lodowym pustkowiu? Tylko zmienię ci formę tak żeby bardziej odpowiadała twoim umiejętnościom...

Dark Yuby przekręcił włócznię i podniósł jej ostrze tak, że ciało ofiary zsunęło się do niego po drzewcu. Samuel krzyknął, ale pokryta łuską ręka sobowtóra chwyciła go za gardło.

-Co powiesz na skowyczącego psa? –Mroczna wersja Yubego zarechotała.-Ciesz się, że zimno tego wymiaru spowolniło upływ krwi inaczej nie miałbyś tak cudownej szansy.

Palce smoka zacisnęły się mocniej na poparzonej szyi Samuela. Puścił drzewce włóczni i zaczął wodzić pazurem wolnej dłoni przed oczami Zaklinacza.

-A może najpierw wyłupię ci oko? Jeżeli tak wypadałoby też połamać kolano. Albo oba. Kundel bez oka powinien być kulawy.

Wtem dookoła rozległ się trzaskający odgłos jakby pękała kry na zamarzniętej rzece.

-Nie! –Sobowtór wydał z siebie okrzyk bardziej zaskoczenia niż złości- On nie może odejść! Musi cierpieć aż do skończenia czasu!

Dark Yuby rozwinął skrzydła i trzepocząc pośród nawałnicy wzniósł się w powietrze. Razem z Samuelem uniósł się szybko na kilkadziesiąt metrów w górę tak, że ziemia była już ledwie widoczna. Prawa ręka sobowtóra Górala otoczyła się czarną mgłą. Otworzył szeroko usta nabierając powietrza. Poprzez czerwoną mgiełkę Samowi wydawało się, że w gardle Dark Yuba szaleją języki płomieni.

-Ungor shubaad ratha! Marne psy, znajcie swoje miejsce! –Pocisk ze skondensowanej złej magii pomknął jak czarny jastrząb w kierunku lodowej iglicy.

-A ty – zwrócił się do Samuela- Przestałeś mnie bawić.

Smocze pazury wydłużyły się i uderzyły w szyję Kalkina nad obojczykiem. Rozerwana tętnica buchnęła krwią. Ledwie poczuł jak Dark Yuby wypuszcza go i jak pośród zamieci leci w dół.
Ziemia miękko przyjęła jego ciało. Śnieg zebrał w siebie krew. Ciemność nadciągnęła przed oczy Samuela jakby pogrążał się atramentowym morzu.

***********************************************************

Kilka kilometrów na wschód od tego miejsca lis dochodził do wniosku, że komuś bardzo zależy na tym by Yuby wciąż się mroził. Wrażenie to pogłębiło się, gdy musiał wykonać salto w tył, aby nie nabić się na wyrastający spod ziemi lodowy kieł. Nadzianie się nań jak na szaszłyk mogłoby na zawsze pogrzebać jego szanse na znalezienie ergonomicznego krzesła. Już i tak było trudno, bo od azbestu dostawał wysypki.
Wykonał serię uników, podczas gdy gigantyczne lodowe kły otoczyły szczelnie iglicę stawiając mur kilkuset ton zamarzniętej wody pomiędzy nim a Przywódcą.
Zawieja przybrała na sile.

-Ciekawe..- Odkaszlnął zastanawiając się jednocześnie jak wiele energii trzeba przeznaczyć by stopić to wszystko w jednym ataku. Rozważanie przerwał mu Yuby nadlatujący ze wschodu. Niestety zanim zdążył wymyślić dobre powitanie dla Lorda górskich smoków ten z szarży spróbował nabić go na koniec włóczni.

-Rozwiązania są dwa -mruknął do siebie lisi demon łapiąc równowagę po przewrocie w przód- Albo miałem coś między zębami a ty nie miałeś nic mniejszego na wykałaczkę albo.. nie jesteś prawdziwym Yubem.

Sobowtór zatoczył koło nad iglicą i ponownie zaatakował.

_________________
Image
They call me Sami the Sick. And I'm spitting fire with might.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Jun 22, 2006 3:12 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Przy drugim kręgu oberwał lodowym kłem, tym samym który omal nie przemodelował zadniej części lisa.
I kolejnym.
I jeszcze jednym.
Yuby złożył do połowy jedno skrzydło, zawirował w ciasnej beczce, opadając kilka metrów dla uniknięcia salwy. Po czym niczym kamień spadł na lisa, włócznia celowała prosto w serce Caia.

Rudy spoglądał na zbliżającego się mistrza z lekkim uśmiechem. Mrugnął.

Czas ciągnął się niemiłosiernie. Spadający z nieba mistrz robił to powoli, wręcz ślamazarnie. Gdy w końcu grot włóczni zechciał lisa minąć, ten złapał drzewce włóczni obiema łapkami. I bezceremonialnie przerzucił Yuba nad głową, prosto w zamarznięty grunt. W połowie wrócił do normalnej percepcji, dzięki czemu został nagrodzony osłupiałym wyrazem pyska górskiego smoka.

Uderzenie było wystarczająco silne by zachwiać lodową wieżą, lecz było to zbyt mało by Mistrza unieszkodliwić.

Dark Yuby wygrzebał się z lodowego rumowiska. Ubranie, po spotkaniu z lodowymi odłamkami wisiało na nim w strzępach, lewe ramię pokrywała krew a z rozciętego łuku brwiowego ciemnoczerwona ciecz wciąż wartko wypływała, zalewając prawy oczodół.
Wściekłość, Moc, siła.
Bojowy okrzyk, wróg.
Yuby rzucił się na przeciwnika. Unik, unik, efektownie zakręcił włócznią, uderzył w pełnym biegu, w ostatniej chwili wyhamowując jedną stopą, z półobrotu. Drzewce przecięły ze świstem mroźne powietrze, popędziły na spotkanie żeber rudzielca.
I trafiły. Lecz miast satysfakcjonującego trzasku i jęku, przecięły jedynie ogień, nie napotykając oporu.
Caibre przypadł do ziemi. Odzyskał materialną formę i kontynuując jeden płynny ruch, podciął Yubiego, teraz idiotycznie wygiętego. Mistrz zachwiał się, gdy jedna z nóg straciła kontakt z gruntem, lecz zdążył ugiąć drugą i odbić się. Zakończył tą rundę saltem i niezgrabnym lądowaniem. Trafiona noga pulsowała bólem poparzenia drugiego stopnia.

-Chcesz się bawić? Proszę bardzo - wilczy uśmiech, chyba cecha charakterystyczna, wypełz na twarz lisa. Takoż para ostrzy, zdecydowanie zbyt długich, zdawałoby się, wysunęły się z powietrza, rękojeści od razu w dłoniach rudzielca - dam Ci całą zabawę tego świata.

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jul 12, 2006 2:44 am 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 8:36 pm
Posts: 490
Location: Wrocław

_________________
Sometimes you just need to,
Level everything with the ground to,
Make room for all the things,
You wanted somehow,


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jul 12, 2006 7:39 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Lodowe więzienie rozpadało się Fizycznie może jeszcze nie, lecz słabnące więzy puszczały jeden za drugim. A twarz mrocznego odbicia po raz pierwszy odzwierciedliła jakieś emocje. Strach. Niepewność.

Słabość.

Caibra nie interesowało, mówiąc szczerze, co sie stanie z Yubym. Doskonale potrawił zadbać o siebie sam. Lecz w ramach szerzenia chaosu..

Cai dopadł skonfudowanego Mrocznego, moment przed tym jak ten dotknął kryształu.
-A ty dokąd, mój drogi? - zapytał radośnie, chwytając swoją ofiarę za kark i materiał spodni, tam gdzie nogi tracą swą szlachetną nazwę, po czym podniósł go nad głowę. Chwilę potrzymał szamoczącego się Yuba, ot tak, dla zabicia nudy. Gdy ten jednak ugryzł go, jakimś cudem wykręcając się wystarczająco, Cai z rozmachem wbił go w zamarznięty grunt. A co by nie uciekł, poprawił jednym z mieczy, ostatecznie unieruchamiając zarazę - jelec oparł się o pierś.
- Pierwsza zasada CA, pokrako - zaczął nieco patetycznie- nikt nie decyduje za naszych członków, cóż czynić będziemy.
Dla podkreślenia faktu wbił drugą klingę mrocznemu w gardło. Nie zabiło go to. Uniemożliwiło za to ciętą ripostę.

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Jul 13, 2006 12:04 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Feb 19, 2004 9:19 pm
Posts: 1234
Location: Ośrodek wypoczynkowy "Nomad"
Prime był teraz możnaby rzec częścią gruntu, jego ciało rozpadło się pod wpływem wysysanej energii, co wręcz ułatwiło mu obserwacje całej walki ... widział ją z perspektywy kamienia nieopodal walczących, z ubrania spoczywającego na rudzielcu, z powierzchni kryształu więżącego górskie smoczysko. Obserwował i chłonął informacje z ruchów, z energii, z umysłów i dusz walczących, a właściwie z duszy Caibra, gdyż mroczne odbicie Yubiego jej nie posiadało. Gdyby tylko oni wiedzieli jak dużo danych mu dostarczali każdym swoim ruchem, urzyciem czaru, uczuciami.

Po pewnym czasie jesdnak dane "wysyłane" przez walczących zaczęły się powtarzać. Nie było już w tej walce nic, z czego mógłby skorzystać.
- Skończ z nim - rozległ się w puste chrapliwy głos
- Z przyjemnością mój czworonożny przyjacielu - gdyby prime miał akurat twarz, możnaby na niej dostrzec wredny usmiech do złudzenia przypominający ten Caibrowy

Przeciwnik rudego miał właśnie wyswobodzić się z "uścisku" broni lisiego demona gdy poczuł jak coś wbija mu się w plecy. Oczodoły rozszerzyły się gdy cała materia wewnątrz jego ciała została brutalnie wyssana w pustkę międzywymiaru, a zewnętrzną powłokę przebiły tysiące małych, czarnych kolców. Dark Yuby przypominał teraz murzyńską wersję krzewu cierniowego.

- Zaczynasz być nudny strażniku - rozległo się w jego jaźni
- Kim jesteś? Niewazne zresztą , wynoś się!
- Ty przodem ....

W umyśle Caibra rozległ się wrzask, od którego lis aż zacisnął dłonie na uszach. Yuby przerwał na chwilę kolejny precyzyjnie wymierzony atak zdezorientowany i wybity z rytmu tym krzykiem. Ciało jego mrocznej połowy zatrzęsło się podczas gdy jego jaźń była rozrywana na strzępy przez prime`a. Przypominało to mentalnego, rozjuszonego xenomorpha i jego ofiarę.

Kolce w ciągu ułamka sekundy schowały się w pustym ciele strażnika, a nieopodal niego z ciemnej materii zaczęła formować swój kształt elfka. Po chwili podeszła do skorupy, kopnęła jej głowę i puściła oczko do Caibra
- Zaczęłam się nudzić, więc ci pomogłam - posłała mu kokieteryjny uśmiech - zanim nasz ciemnawy przyjaciel pozbiera swoje części z całego tego piekielnego kręgu minie troszkę czasu, a tymczasem pozostaje nam sprawdzić co z tym przybyszem - wskazała kierunek, gdzie w pewnej odległości od szczytu leżał Samuel.


Gdzieś w oddali, kilkaset kilometrów od szczytu - więzienia energia mrocznego Yubiego zaczęła powoli zbierać się w jednym punkcie.

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Jul 14, 2006 2:38 pm 
Offline
User avatar

Joined: Fri Mar 19, 2004 9:10 pm
Posts: 1103
Location: Pola Umysłu
Śnieżyca zaczęła cichnąć. Wtem dookoła rozległ się szum, a zaraz za nim stukot, jaki wydają kościane dzwonki.

-Ty to robisz paskudo?- Rzucił lisi demon do w pełni uformowanej cienistej postaci Prime’a.

-Ja..- Zaczęła hybryda, ale nie zdążyła dokończyć, bo od wschodu nadeszła fala złowrogiej aury. Nienawiść tak silna, że wręcz namacalna.

-Czujesz to, co ja? –Rzucił Caibre poprawiając chwyt na szablach.

-Oprócz twojego smrodu? Tak, coś promieniuje nienawiścią. I gniewem, od cholery w tym gniewu.

Wtem mały ciemny kształt opadł na nos fechmistrzowi i zniknął. Powiał lodowaty wiatr. Z nieba zaczęły się właśnie sypać płatki czarnego śniegu.

-Tego nie widuje się codziennie, nie sądzisz?

Zawieja przybrała na sile i kurzawa okryła szczelnym całunem wzniesienie, na którym się znajdowali.

-Myślisz, że to jego sprawka?- Rzucił do Iskry Caibre wskazując na.. Na puste miejsce gdzie przed chwilą był Dark Yuby.

-Nie, i chyba też nie maga, którego wyczuliśmy poprzednio. Całkiem inne wzory energii. –Dodała hybryda tuż przed tym jak mocarne uderzenie pięścią rzuciło ją o kilkadziesiąt metrów w prawo. Lis spojrzał na gigantyczną sylwetkę, która wyłoniła się z zawiei.

-Troszkę ci się urosło, prawda?

Dark Yuby nie przypominał już poprzedniej kopii Yubego, właściwie jedynym, co łączyło go teraz z protoplastą była grzywa zielonych włosów na czubku głowy. Miał czerwoną twarz wykrzywioną grymasem nienawiści, szeroko rozwarte szczęki o ostrych zębach i czerwone oczy.
Jego tytaniczne ciało miało przynajmniej cztery metry wysokości i praktycznie całe składało się z naprężonych węzłów mięśni. Jak goryl opierał się na pięściach, aby zachować równowagę, ale z całą pewnością był od każdego goryla tysiąckroć silniejszy. Caibre mógł tylko zgadywać, że Mroczny Smok chciał wchłonąć część złych emocji, które przed chwilą poczuli i zregenerować swoje ciało, ale coś mu nie wyszło. Wcześniej wypaczony umysł – odbicie jaźni Yubego sprawowało kontrole nad mrocznymi mocami, których Dark Yuby używał do obrony więzienia. Teraz w pustych oczach potwora Caibre widział tylko zwierzęcą żądzę mordu i szał.

Monstrum zawyło i zamachnęło się pięścią wielkości dwukonnego wozu. Zrobiło to o wiele szybciej niż mógłby przypuszczać Lis opierając się na zależności - „im bydle większe i silniejsze tym wolniej pomyka”. Caibre uskoczył i ciął w mijające go przedramię. Miecz zszedł krzesząc skry. Zaatakował jeszcze raz. Gdy klinga odskoczyła od kłykci monstrum rozbrzmiało metaliczne szczęknięcie.

************************************************************
Prime tymczasem właśnie podnosił się z ziemi z solennym postanowieniem, że dowcipnisia, który tak sobie z nim pogrywa przerobi na bardzo rzadki kleik.
Wtem oprócz dźwięków desperackiego walenia metalem o metal dochodzących ze szczytu usłyszał coś jeszcze. Szum wody, jakby tuż za jego plecami był górski wodospad.

-Gdybyś tylko uwierzył w swoje moce i siły miałbyś więcej niż kiedykolwiek wyśniłeś…

Prime zaklął szpetnie i natychmiast się odwrócił. Nikogo. Walka na szczycie wzgórza przybierała na sile, odskoczył przed spadającą lawiną głazów i znów zlustrował otoczenie, po czym słodkim głosikiem oznajmił.

-Ktoś tu zaraz wyrzyga własny kręgosłup jak się nie ujawni...

-Gdybyś tylko przez chwilę..- Kobiecy głos odezwał się tuż za jego uchem.

Prime prewencyjnie stworzył z powietrza kolec i sieknął nim za siebie. Przeciął powietrze.

-Tylko przed moment…-znów głos tylko tym razem za lewym uchem hybrydy.

-A może tak się pobawimy?- Ze skóry Prime’a wystrzeliły we wszystkich kierunkach tysiące kolców.

Prime rozejrzał się z wyrazem niezadowolenia ze złego wychowania tajemniczej osoby, bo nie usłyszał uprzejmego „Arg! Moje oczy!” –po którym następowało w takich wypadkach tradycyjne rzężenie umierających.

-Odnalazł to, co nazywasz domem…

-A tak w ogóle to skąd żeś się zarazo wzięła? Masz podobną aurę do tej przed chwilą…

Wtem Prime zobaczył mgliste ręce, które wyłoniły się zza jego pleców i objęły go. Poczuł ciepły, wilgotny oddech na szyi.

-Odpocznij udręczona duszo. To nie dla ciebie miejsce.

I Prime zniknął.

************************************************************

Tymczasem Caibre zbliżył się niebezpiecznie do limitu pomysłów, jakie mógł wykorzystać na unieszkodliwienie Dark Yuba bez wysadzania całego tego wymiaru razem z nim.
Walenie różnymi zaostrzonymi fragmentami metalu, kamienia i lodu, rzucanie kul ognistych, podsmażanie, przypiekanie a nawet desperacki cios z dyńki nie przyniosły rezultatów. No, poza tym ostatnim, od którego jeszcze huczało mu w głowie.

Skóra potwora była pokryta szramami z setki błyskawicznych ataków, jakie wykonał szaroskóry chłopak, ale żaden cios nie zagłębił się dalej jak na centymetr w mięśnie. Pod tą granicą było jakby stalowa skorupa, od której ostrze odbijało się z jęknięciem.

Gigant walił gdzie popadnie starając się zgnieść Caibra którymś z ataków, ale jak do tej pory bezskutecznie. Pomiędzy jednym a drugim unikiem gigantycznych pięści Lis przelotnie zastanowił się, co też porabia w takiej chwili hybryda. Poza tą salwą igieł, którą mu zafundowała chwilę temu, nie dawała znaku życia.

Dark Yuby uderzył po raz kolejny, właściwie nieskutecznie z tym, że wzbił lawinę odłamków skalnych i lodu. Caibre poślizgnął się na kawałku skały balansującym na wyślizganym lodzie i utraciwszy równowagę poleciał głową naprzód. Chciał skulić głowę w ramionach i przekoziołkować, ale nagle poczuł, że coś miękko hamuje jego impet. Zamrugał oczami i spróbował coś zobaczyć, ale delikatna, biała mgła przysłaniała mu widok. Uszy wypełnił mu szum płynącej wody odcinając go skutecznie od wściekłego ryku potwora, miotającego się we wznieconej chmurze pyłu. Wtem Caibre poczuł czyjeś ciepłe ręce na swoich policzkach.

-Już wystarczy, zrobiłeś dość…-powiedział łagodny kobiecy głos.

Ręce uniosły jego twarz w górę i zobaczył piękne oblicze, w której płonęły oczy koloru czystego nieba.

-Skąd ty tutaj…- zaczął lekko zafrapowany chłopak, ale półprzezroczysta postać nachyliła się i pocałowała go w czoło.

-Nie bój się, już wszystko będzie dobrze, On się tym zajmie...

I Caibre zniknął.

************************************************************

Miażdżąca dotychczas wszystko dookoła bestia nareszcie zatrzymała się i rozejrzała się swoimi przekrwionymi oczkami. Kurz i śnieg opadały ograniczając widoczność. Stwór zaryczał zirytowany. W jego umyśle błądziło luźne skojarzenie jakoby miał czegoś pilnować, ale to go w tej chwili nie obchodziło. Pamiętał bardzo wyraźnie, że dwie istoty zadały mu ból. Chciał je zniszczyć. Bić aż zostanie z nich krwawa miazga na jego rekach. Miotał się po szczycie wzgórza wyrywając z ziemi głazy i rzucając nimi gdzie popadnie. Wtem jeden z nich odbił się od czegoś i wrócił uderzając go w potylicę.
Stwór obrócił się w tamtym kierunku a czas na chwilę się zatrzymał. Płatki czarnego śniegu zawisły w powietrzu jak krople wody na nitkach pajęczyny.

Stwór dyszał ciężko, ale nie mógł się poruszyć. Nagle jedna śnieżynka zaczęła wirować migocząc bladym światłem. Światło nabrało siły i rozbłysnęło a płatek śniegu stał się motylem. Czarnym motylem z czerwonymi plamkami na skrzydłach.
Śnieżynka obok zrobiła to samo. W błyskach światła wokół zaroiło się od czarnych motyli.

Czas nagle ruszył a wraz z nim motyle. Jak nawałnica runęły w kierunku Dark Yubego obijając się o niego. Nie czyniły mu żadnej szkody, ale rozwścieczona i zaskoczona bestia zaczęła machać rękami starając się od nich opędzić. Niektóre motyle upadały na śnieg połamane.

Gigant przetarł oczy i zobaczył dziwną postać wyłaniającą się z zawiei. Kontury mężczyzny zacierały się w czarnej nawałnicy ale spostrzegł, że była ubrana w rozpięty ciemnozielony płaszcz a po bokach ciągną się po śniegu rozpięte pasy. Ciemne włosy zasłaniały mu większość twarzy ale co rusz jakiś podmuch odsłaniał jego fizjonomię. Wychudłą i upiornie bladą z chorobliwie płonącymi oczami. Było w niej coś co sprawiło, że wydał się kolosowi znajomy.

-A teraz zobaczmy ile jest warte ciało które dla nas zdobyłeś Samuelu…- Powiedział człowiek wznosząc halabardę prostopadle do ciała. Z wojennym okrzykiem na ustach zaszarżował na sześciokrotnie większego od siebie Dark Yuba.

************************************************************

Yuby przed chwilą był zaskoczony. Chwilę później zdumiony. Teraz już niczemu się nie dziwił.
Pierwsze zostało wywołane nagłym przypływem sił. Drugie nieoczekiwanym zniknięciem Caibra i Iskry. Kiedy jednak poprzez lodowe ściany swojego więzienia zobaczył całego i zdrowego Samuela jak półnagi z orężem wziętym niewiadomo skąd atakuje jego mroczną połowę postanowił nad dwoma poprzednimi przejść do porządku dziennego. W końcu nie na co dzień widuje się maga walczącego wręcz berdyszem wyższym od niego samego.

-Samobójca.- stwierdził Yuby oceniając szanse Samuela w starciu z gigantem na równe szczura wobec okrętu wojennego Federacji.

Subtelnie zaczął przepuszczać swoje moce poprzez pęknięcia w strukturze kryształu aby przeskanować przestrzeń w poszukiwaniu śladów Caibra i hybrydy. Bezskutecznie. Jakby się pod ziemię zapadli.

Yuby przewidywał kilka scenariuszy- w pierwszym wypadku Samuel mógł paść już w pierwszym podejściu, nadziać się na tępe brudne pazury którymi bestia odpowiedziała na szarżę, drugi zakładał że zginie sekundę później gdy Dark Yuby chwyci go druga ręką i zmiażdży, trzeci był nawet optymistyczny – zakładał że mag dobiegnie do połowy wzgórza zanim zostanie przyszpilony do ziemi rzuconym przez stwora głazem. Jednak żaden nie zakładał, że odcięte w barku ramię stwora poszybuje w powietrzu i uderzy o bryłę w której sam siedział. Czarna posoka obryzgała kryształ powodując utratę widoczności. Yuby przeszedł na wzrok wewnętrzny i zdumiał się.

Jego mroczna połowa miała sygnaturę mocy prawie taką samą jak mag z którym walczyła. Z tym, że jej moc szybko malała a walczący z szaleńczym brakiem instynktu samozachowawczego Samuel zyskiwał energię.

Podczas gdy potwór uderzał gdzie popadnie licząc na zdobycie czasu do zregenerowania kończyny, Samuel działał metodycznie ale jak lunatyk- parł bezlitośnie na stwora starając się zadać jeden cios na każde podejście.
Kilka razy został już uderzony tak, że nie powinien już wstać.

-Albo ma żebra z gumy a organy wewnętrzne z tytanu albo dzieje się coś naprawdę dziwnego...- pomyślał Yuby rozważając naprężenie swoich sił do granic i własnoręczne zburzenie więzienia.

-Czyżby…-szybko porównał swoje moce i spostrzegł, że nieco zmalały. Szybkie powiązanie faktów. –To więzienie było przewidziane dla starego mnie, poprzez powolne drenowanie moich mocy miało utrzymac mnie w tym stanie półistnienia bez możliwości użycia swoich mocy i powrotu. Ale zaklęcie nie przewidziało jednego -po połączeniu zyskałem zbyt wiele sił by kryształ mógł je wydrenować i rozpada się od środka.

Ale ten proces jest zbyt wolny- zirytowany Góral wpatrywał się w walkę rozgrywająca sie na jego oczach- jeżeli mam cokolwiek ocalić z tego co dzieje się na górze musze wracac szybko. Potrzebuję jego pomocy. Z drugiej strony moja mroczna połowa też stała się silniejsza. Wątpie czy to przeze mnie, chyba czerpał z innego źródła. Pytanie brzmi więc.. –Na przedpolu kryształu odmieniony Samuel zdołał głęboko zaciąć bestię w udo po czym został odrzucony kopnięciem jak natrętna mucha-...Czy on sobie poradzi?

************************************************************
Dość daleko stamtąd Prime właśnie otwierał oczy. Choć budził się z bardzo miłego snu był sfrustrowany. We śnie pałętał się bowiem za nim szaroskóry kurdupel z czerwonymi włosami który psuł najlepsze momenty. Unikał go jak tylko się dało, podtapiał, zamrażał, ciął, nawet na próbę odwrócił bieg jego krwi co jest dość trudne nawet w krainie morfeusza… Bezskutecznie. Namolna kreatura wciąż łaziła za nim jak nakręcona powtarzając: „Wstawaj! Wstawaj! Wstawaj!” Miał ochotę odciąć jej głowę widelcem.

-Wstawaj! – darł się już chyba po raz setny do ucha hybrydy Caibre. Na próżno. Już miał zrezygnować gdy zauważył, że twarz Prime’a krzywi się jakby zjadł zepsutego terranina a powieki nareszcie się uchylają.

-Ja nie zazdroszczę twojemu budzikowi. –żachnął się Caibre.

-Zjadłem go kiedyś. Nie martw się, ciebie do ust bym nie wziął. –Prime dopiero teraz rozejrzał się wokół.- Masz sześć sekund kochasiu żeby wyjaśnić mi gdzie jesteśmy i czemu przerwałeś mi upiększającą drzemkę zanim wyciągnę ci korę mózgową przez nos. Zaczynam liczyć.

-Czarujący jesteś jak się budzisz. Taki nastrój z rana to wałki i niezmyty makijaż w jednym. –odparł zwyczajowo Caibre i wskazał na stertę śniegu opodal.- Tamto to jakieś bezgłowe ciało- więcej znaków orientacyjnych nie odnotowałem.

-Nic dziwnego, z twoimi zmysłami nie znalazłbyś śledzia na targu rybnym.-parsknęła hybryda wstając i zaczęła się rozglądać. Po chwili przykucnęła przy jednej z zasp.

-Ktoś tu leżał.

Prime rozgarnął śnieg i odsłonił jasnoczerwoną warstwę.

-Raczej wykrwawiał się na śmierć. Nic nam po tym.- odparł lisi demon próbując mentalnie połączyć się z Yubem.

Prime zbadał kopiec i wstał.

-Nie przeciążaj swoich tandetnych obwodów myślowych. To w tamtym kierunku.

-A z czego wnioskujesz? Z mchu na drzewach?

-Nie. Z tego że ten kto tu umarł, wstał i poszedł w tamtą stronę.

************************************************************

Yuby czekał, usiłując ogarnąć to czego był przed chwilą świadkiem. Walka pomiędzy jego mroczną połową a Samuelem skończyła się tragicznie dla pierwszego. Kolos leżał na rozciągnięty na plecach, przykuty do ziemi dziesiątkami łańcuchów grubych jak jego ramiona.

Czar był błyskawiczny, jakby czysty jeszcze niezmaterializowany chaos i schwytał giganta nim stalowe kolczaste łancuchy nabrały wagi. Łaćuchy wtopiły się w ziemię i cały czas jak węże poruszały sie po ciele rozrywając kolcami skórę tytana.

Ryki upadłego kolosa zagłuszyły chrzęst kroków gdy ktoś podszedł do kryształu. Ta osoba przetarła taflę z krwi.

Przed sobą poprzez zaśnieżony lód Yuby ujrzał Samuela Kalkina. I jeszcze kogoś. Młodą kobietę, której skóra wydawała się mieć błękitny odcień. A może to wina zakrzywiającego światło lodu- nie mógł mieć pewności. Jej sylwetka falowała i rozpływała się jakby miał halucynacje.

Dziewczyna uśmiechnęła się i otoczyła szyje trupiobladego Samuela ramionami. Wyszeptała mu coś do ucha. Po jej rękach przemknęły ciągi błękitnych impulsów, jakby była jej skóra była żywym wyświetlaczem.

Zmieniony Samuel Kalkin potrzasnął głową.
-Jak możesz o to prosić Lotos? Spójrz na niego.-żachnął się- Jego wola jest słaba, jak u starca.

W Yubym coś zaczęło sie gotować.

-Daj mu szansę braciszku...-odpowiedziała - może się jeszcze sprawdzi.

Smok miał dość rozmawiania o nim w trzeciej osobie. Z pomocą swoich telepatycznych zmysłów wysłał sygnał który przebił się przez mury jego wiezienia.

-Nie drwijcie ze mnie, jeżeli macie taką moc uwolnijcie mnie. Jeżeli nie odejdźcie.
Zawahał się trochę przy użyciu formy mnogiej, kobieta była całkowicie niewidzialna dla zmysłów innych od wzroku. Przyjrzał się dobrze twarzy maga i oczom które płonęły niezdrowym blaskiem w zapadniętych oczodołach.

-Nie mogę mieć pewności ale ty nie jesteś Kalkinem. Jeżeli jesteś jednak w stanie użyć jego mocy natychmiast zdejmij zaklęcia które mnie wiążą.

Oczy Zaklinacza zmatowiały jakby stały się dwoma kawałkami węgla. Pomiędzy jego rękami zaczęły przeskakiwać łuki elektryczne zwiastując coś naprawdę niedobrego. Wtem dziewczyna położyła swoją dłoń na jego ramieniu.

-Wybacz mu Aresie.- szepnęła Lotos.

-Nie ma wybaczenia- odparł Ares głosem który brzmiał jakby dochodził z wielkiej głębokości.

-Więc odrocz mu.-odparła zjawa patrząc mu prosto w oczy.- I tak nie zdoła tego powstrzymać. My wracamy, i z na wpół zatartych wspomnień będziemy czymś więcej. Kaprys juz jest.- mówiła uspokajającym tonem który przypominał szmer płynącej wody.- Nikt ci nie umknie.

-Z granicy pomiędzy snem i czarnym oceanem…Tak… -łuki wygasły a postać nachyliła się w kierunku bryły lodu.

-Nigdy więcej nie mów, że nie jestem Kalkinem więźniu.- głos Aresa był jednocześnie normalny i telepatyczny- Jesteśmy Kalkin, a ja jestem nim bardziej niż pozostali. Jeżeli jeszcze raz to zakwestionujesz przyjdę po ciebie. -Jego oczy były puste i matowe jak źrenice martwej ryby. -Szybciej niż po innych.

Yuby czuł moc ozywiająca jego ducha, jak płynny ogień pulsujący w żyłach. Czuł, że jednym ciosem mógłby zniszczyć tego pyszałka i ten wymiar razem z nim. Ale miał jeszcze tu coś do załatwienia. Na razie postanowił grać pod dyktando. Ale kiedy tylko znajdzie się na zewnątrz...

Lotos dotknęła chropowatej powierzchni bloku lodu a jej dłoń nie napotykając żadnego oporu przesunęła się do środka.

-Czyżbyś ty wciąż sądził, że trzymają Cię tu zaklęcia?-powiedziała smutno.

Zanurzyła się cała wewnątrz bryły i swoją eteryczną dłonią pogładziła smoka po policzku.

-Zyskałeś moc, pozbywając się złudzeń ale pozostały w tobie blizny. -Zbliżyła się do jego wciąż unieruchomionej postaci.- Pieką prawda? Zostawiłeś za sobą coś co kochałeś. Błędnie wziąłeś żal za dorosłość. Zabiorę twoją gorycz żebyś odzyskał nadzieję...-szepnęła mu do ucha.

Pocałowała go.

Nagle całe pole widzenia Yuba wypełniły fioletowe płomienie. Buchnęły ogniem od którego zajął się cały wszechświat. Desperacko próbował zachować jasność umysłu ale w jego mózgu rozpalono supernową. A potem jeden po drugim ognie buchnęły i zgasły.
Lód pękł.

************************************************************
Hybryda i Caibre wdrapali się na pagórek. Prime pokiwał z politowaniem głową.

-Typowe- my ich szukamy a ci sobie leżakowanie urządzają.

Pochylił się , podniósł rękę pierwszej postaci a potem wypuścił by zobaczyć jak pada bezwładnie na grunt.

-Ciekawe czym się tak nawalili…

-Trochę szacunku dla przywódcy Chaotic Alliance kmiotku- wtrącił Caibre i podniósł Yubego na nogi.

-Ej jaszczurko naskalna, żyjesz?

-Oh wybacz mi nietakt mistrzu bon tonu – parsknęła śmiechem hybryda i podeszła do leżącego tuż obok Samuela.

-Wygląda gorzej ale nie ma żadnych ran. No ale jeszcze pozostaje ta twarz. Za nią samą należy mu się Carceri.

-Poparzenia? –spytał Caibre nie przerywając poszturchiwania i wstrząsania lordem Yubym, władcą górskich smoków.

-Skądże. Po prostu brzydki jest.-zarechotał Prime.

-Popatrz na siebie.- odparł budzący się Yuby.- Gdzie jest ta kobieta?

-No no, ledwie wrócił do życia a taki jurny, poczekaj przynajmniej aż wrócimy do pierwszej sfery materialnej, tutaj mogę ci załatwić najwyżej jakąś lodową diablicę. Ale rozumiem, długo tu siedziałeś, o gustach się nie dyskutuje…- ciągnęła hybryda beztrosko ignorując rosnącą irytację Yubego.

-Ja kogoś widziałem, ale na razie wynośmy się stąd nim ogony mi przymarzną do podłoża. –Wtrącił Caibre. -No i wypadałoby zrobić coś zanim twój sobowtór się uwol..

Łańcuchy pękły i zmieniły się w miliony martwych, czarnych motyli.
Dark Yuby był znów wolny.

_________________
Image
They call me Sami the Sick. And I'm spitting fire with might.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jul 18, 2006 10:04 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Feb 19, 2004 9:19 pm
Posts: 1234
Location: Ośrodek wypoczynkowy "Nomad"

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jul 19, 2006 6:39 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Oct 26, 2003 1:27 am
Posts: 2039
Location: neverwhere
Rudy zerknął od niechcenia przez przez ramię. Prychnął.
-Jak tak dalej pójdzie, zleci się tu przedstawicielstwo wszystkich ludów Multiświata - wyjęczał zrzędliwie, łapiąc Samuela za nogę i ruszając w bliżej nieokreślonym kierunku- niedobry pies, nie ma ciasteczka? Spróbował na próbę, lecz nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco. Pod znaczącym spojrzeniem wilczych ślepi zlitował się jednak i kontynuował wędrówkę z Kalkinem przerzuconym niedbale przez ramię. I Prime człapiącą...człapiącym...nosz korva, niech to diabelstwo ma jakąś formę gramatyczną ==, zadającą to samo pytanie w kilku różnych językach, na różne sposoby, z wzrastającym poziomem irytacji: Quo Vadis, vulpes?

Uparcie nie odpowiadał. Próbę Prime odebrania sobie niezupełnie martwego zezwłoku skwitował " a kto ci łapki rozbuja?"
I szedł dalej. Jak postronny obserwator mógłby się zorientować, w kierunku Yubiego i jego mrocznego,, drugiego, słodko angstującego Ja.

Miał parę pomysłów. Lecz z odmarzającą podstawą ogonów nie miał ochoty myśleć. A od jaszczurek biło przyjemne ciepełko.
< Niech mnie Chime albo jaszczurka skalna gdzieś przerzucą. priti pliz.
Out ==>

_________________
A little overkill won't hurt anyone
Image


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic This topic is locked, you cannot edit posts or make further replies.  [ 49 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3, 4  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 2 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group