Bozković od razu wziął się do pracy. Porzucił mechatrona i zaczął przeglądać stare dokumentacje i opisy techniczne urządzeń wykorzystujących znalezisko. Miał dosyć dziwny zwyczaj pisania wszystkiego stworzonym na własny użytek kodem oraz jak wielu jego poprzedników wprowadzani błędnych danych. Najbardziej obawiał się plagiatu i kradzieży jego wiedzy. Kwestie bezpieczeństwa odkładał na dalszy plan gdyż po kilku dziesięcioleciach tkwienia w branży wyrobił sobie nienaganną opinie neutralnego naukowca. Nie interesowały go żadne niesnaski między wielkimi tego świata. By jeszcze bardziej stanąć na uboczu związał kilkanaście lat temu się z Coppolim. Magnat znajdował rynek zbytu na urządzenia jakie tworzył a Ibrahim w spokoju mógł się zajmować nauka.
- Ha i nawet to się tutaj znalazło! – w triumfalnym geście z czeluści pokaźnego sejfu wyjął zakurzoną teczkę. – Ile to już lat – zerknął na datę przy tytule – dziesięć, widzisz i ty także doczekasz się pierwszego lotu. Będzie z ciebie prawdziwa piekielna maszyna, wszystkie sterowce przy tobie będą niczym. – Oznajmił do siebie po czym ułożył teczkę na górze dosyć pokaźnego stosiku. Udało mu się wysegregować kilkanaście projektów w większości będących urządzeniami o zastosowaniu czysto militarnym. Góra złota pomyślał i wstając od biurka poklepał wierzchnią teczkę.
Coppoli powinien niedługo wysłać posłańca, może dziś wieczorem może jutro z rana albo za kilka dni. Nie był pewien, magnat niemal zawsze pod tym względem go zaskakiwał, co doprowadzało profesora do szewskiej pasji.
- Czas zając się czym bardziej praktycznym – rzucił i zszedł do warsztatu znajdującego się poniżej pomieszczenia biurowego- pracowni.
***
- Aleh ab kazarm! – po raz czwarty rzucił magiczną formułkę. Stal zadrżała pod wpływem pieczęci wzmacniającej. Bozkowić przyjrzał się jej uważnie, już dalej jej nie wzmocni, doszła do granic wytrzymałości. Wziął pancerny napierśnik w obie dłonie i ponownie usadowił na kukle. Kilka kroków dalej poprawił umocowaną do stelaża strzelbę.
- Ognia! – krzyknął pociągając za sznurek.
Pocisk rykoszetem odbity od pancerza trafił w betonowe sklepienie, następnie w ścianę po czym z impetem wpadł na ustawiony pod ściana stolik rozbijając znajdujący się na nim kubek z kawą.
- Moja kawa! Mój kubek! Moje NOTATKI! – głośno krzyknął Bozkowić próbując ratować zlane czarnym płynem kartki papieru. – Cały wieczór roboty szlag jsany..- zerknął na stojący głęboko dalej pancerz. Poza lekkim wgnieceniem z boku nie było żadnych widocznych śladów uszkodzenia. -... chociaż ty mnie nie zawiodłeś.- nagle doszedł go odgłos cichego bzyczenia alarmu zamka.
- Goście, o tej porze?
***
- Słyszałeś? – zaaferowany dochodzącym dźwiękiem rzucił Cero
- Taa coś jakby przygłuszony strzał, bodajże ze zwykłej dwururki jeśli jeszcze mnie uszy nie mylą – odparł snajper, nie myliły, stary profesorek nie zmienił miejsca swego pobytu.
- To ze środka. – Evron wskazał na drzwi
- Cicho tam obydwaj – syknęła złodziejka – tu się pracuje – przełożyła cienki drucik z prawe w lewa dłoń delikatnie obracając nim w sercu zamka. Drzwi samoczynnie otworzyły się do środka, zostawiając z wyciągniętymi narzędziami przykucniętą Dire
- Nie ma z tym nic wspólnego – oznajmiła.
- Zapraszam do środka – z wnętrza dobiegł męski głos – pojedynczo i powoli.
Żadne nie drgnęło, złodziejka odruchowo cofnęła się w mrok, Cero delikatnie powoli począł sięgać po shotgunna.
- Nie radzę – odparł głos ze środka. – a teraz robaczki gadać czego chcieliście od starszego, biednego jak mysz kościelna profesora który celuje w was ze swojego karabinu.
Biała Śmierć nie miłą już wątpliwości kim był rozmówca, wystąpił na przód:
- To ja Simo Häyhä wraz z dwójka przyjaciół, pamiętasz mnie kilka tygodni temu odbyliśmy drobne konsultacje na temat broni.
- Jakiż to nagłym sprawom zawdzięczam tak późna wizę – Bozković ironizował -i czemu do jasnej dzwonka nie użyliście?
Snajper nie zdarzył odpowiedzieć gdyż został wepchnięty do środka przez Cero. Tuż za nimi szybko do wnętrza wpadał złodziejka zatrzaskując za sobą drzwi.
- Dranie usłyszeli glosy, idą tutaj – rzuciła. Biała Śmierć wraz z Evronem szybko podnieśli się na równe nogi.
- Kto taki? – profesor wycelował prosto w trójkę karabin Helfire
- Zbiry Ammaretta. – rzucił snajper i cicho podszedł do ściany przy drzwiach.
- Ci? Niech no tylko który tutaj zastuka, ubije jak psa, a szefowi wyśle pozdrowienia od Coppolego. Dziady niech znają swoje miejsce w szeregu– buńczucznie rzucił Bozković
_________________
|