Wojsko otrzasnelo sie po pierwszej furii ataku. Odrzucilo niepraktyczne w tej sytuacji miecze i lekka bron, by siegnac po ciezki sprzet trzymany na wypadek ataku Rasy Robakow. Sciany drzaly od wystrzalow rusznic przeciwpancernych, bardzo ciezkich karabinow maszynowych, oraz wybuchow granatow przeiwpancernych. Druzyna, utraciwszy pierwotna furie ataku zostala zepchnieta dodefensywy. Wycofala sie do jednego z budynkow, z kad odgryzala sie ogniem... Coraz rzadszym i mniej skutecznym. Wreszcie, gdy wystrzelili juz ostatni naboj, gdy wyrzucili ostatni granat i wydawalo sie, ze przyjdzie im tu zginac zaswitala nadzieja jesli nie na zwyciestwo to na ocalenie...
- Wyjdzcie z uniesionymi do gory rekoma - ktos krzyknal. Tutejsza nauka nie byla w stanie stworyc megafonu, lecz na szczescie znani byli utalentowani heroldzi o dudniacym, donosmym glosie. - A oszczedzimy wasze zycia! Mamy dla was propozycje! - kusil glos.
- Wychodzimy - stwierdzil Zeg.
Twarze reszty druzyny przybraly taki wyglad:
- Myslcie racjonalnie. Jesli do nich podejdziemy teraz, to bedzie latwiej wyrwac im bron i dalej walczyc, niz gdyby do nas strzelali.
Wyszli z ukrycia, idac powoli w kierunku zolnierzy. Szlo by im sie razniej, gdyby ci nie mierzyli do nich z broni. Nagle tlum wojownikow rozstapil sie robiac miejsce dla mlodej kobiety, ubranej w suknie zupelnie nie pasujaca do ruin zagubionych w dzungli. Towarzyszyl jej orszak zlozony z jednej, na oko dziesiecioletniej dziewczynki z charakterystycznym znamieniem niosacej na rekach kota, oraz dwuch przeszlo trzymetrowych, cybernetyczych kolosow... trudno powiedziec: ludzi, maszyn, czy czegos posredniego.
- Gdzie dowodca - przyjemnym dla ucha, lecz wladczym glosem zapytala kobieta, odgarniajac wlosy z twarzy. Zolnierze rozstapili sie odslaniajac glownodowodzacego... Nie byl juz rozradowany. Poprawdzie byl bialy jak kreda.
- Zaniedbal swoje obowiazki. Rozstrzelac go! - polecila, nawet nie patrzac w jego strone.
- Wasza wysokosc, prosze, balgam o laske... kryczal dowodca, lecz silne ramiona zolnierzy juz go chwycily i wlokly w strone placu egzekucji...
- Teraz wy - zwrocila sie do druzyny, co ciekawe nikt nawet nie uderzyl ich kolbom w plecy krzyczac ,,na kolana" - Macie talent do walki, ktory oze sie przydac Naszej Sprawie. Pracujcie dla nas, a oszczedzicie swoje zycia i zostaniecie sowicie wynagrodzeni.
Zapadla cisza, przerywana jedynie blogim mruczeniem kota. Przerwal ja dopiero...