Ruszamy! Naprzoood! Tam, gdzie kazal ten starzec!
Ruszyli przedzierajac sie przez tropikalna drzungle, pelna wezy, insektow, pajakow i sklebiej roslinnosci. Minelo poludnie, a oni jeszcze widzieli miejsce, w ktorym wyladowali... Wedrowka zapowiadala sie na dluga i uciazliwa.
- Choroba - stwierdzil Zeg zamachujac sie maczeta, spostrzegwszy nagle, ze jej koniec zostal ladnie obryziony... Co to jest? Chyba pokrzywa, zalatwila mi maczete...
- Pokrzywa? Jaka pokrzywa... Popatrz na to - wskazal Dzik na olbrzymia rosline, ktora wlasnie przezuwala kawalek metalu...
- Przeciez mowie, ze pokrzywa - zdenerwowal sie Zeg.
- Pokrzywy obgryzaja maczet. To rosiczki i te, no dzbaneczniki - upieral sie przy swoim dzil. pokrzywy tylko parza...
- Oj, glupi ty... Bieszczadzkie pokrzywy zasadzaja sie przy drogach, napadaja na ludzi, pala ich miotaczami ognia a potem zjadaja... A to i tak nic w porownaniu do bieszczadzkich ostow... Patrzcie na mistrza - dodal Zeg i scial rosline jednym ruchem magicznego miecza - Buhahaha - dodal i zamilkl, gdy ujrzal, ze na jej miejscu blyskawicznie wyrastaj trzy kolejne... Zeg zareagowal blyskawicznie, zgodnie z zasadom ,,nic na sile, wez wiekszy mlotek". Gdzy dzwieczny huk granatu fosforowego przebrzmial roslin bylo juz ze dwadziescia... Dwadziescia wstretnych habazi dziurawionych seriami z pepeszki... czterdziesci habazi palonych czarami... dwie setki habazi wyrwanych z korzeniami... czery setki habazi wszedzie wokolo...
No dobra co teraz robimy?
|