Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Thu Apr 10, 2025 2:09 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic Reply to topic  [ 2 posts ] 
Author Message
 Post subject: Odyseja Kosmiczna 2370
PostPosted: Sat Jul 10, 2004 12:02 am 
Offline
User avatar

Joined: Fri Apr 09, 2004 6:38 pm
Posts: 13
Location: Obecnie kolonia karna Stalowa Niewola
Odyseja kosmiczna 2370

„To, co nas nie zabija, czyni nas silniejszymi.”

Smukła sylwetka korwety „Varcanto” sunęła bezgłośnie przez kosmiczną pustkę, wiele lat świetlnych od najbliższego systemu planetarnego. Jedynie światła pokładowe rozjaśniały nieprzenikniony mrok, tego nieznanego obszaru. Reeve Araxo i jego okręt znajdowali się w pasie przestrzeni oddzielającym Epsilon Pegasi od nieistniejącego już systemu Capella. Dawno minęli systemy skolonizowane przez Sojusz Terrański Vasudański. Nie napotkawszy ani żywego ducha od ponad trzech tygodni, posuwali się dalej, zgodnie z wytycznymi misji.
Kapitan Araxo stał zwyczajowo na mostku, zadowolony z takiego przebiegu sprawy. Ostatnie dwa miesiące spędzone na Beta Aquile, zmęczyły go bardzo. Nie był człowiekiem stworzonym do przesiadywania w gwarnych miejscach, więc urlop w Stolicy Układów GTVA był dla niego raczej karą niż nagrodą. Jedyną osłodą były cotygodniowe bankiety, urządzane przez panią prezydent Haaroe. Jedynie tam mógł się spotkać z innymi oficerami Gwiezdnego Patrolu i porozmawiać na luzie. Najwięcej problemów sprawiała mu wtedy niemal dworska etykieta, szczególnie ważna w przypadku kontaktów z wrażliwymi na tym punkcie Vasudanami. Stojąc teraz na mostku rozmyślał o minionych wakacjach i zastanawiał się jak wiele gaf zdążył popełnić w środowisku polityków, ambasadorów, i wyższych rangą oficerów.
Z zamyślanie wyrwał go głos pierwszego oficer:
-Panie kapitanie, jesteśmy prawie na miejscu.
Araxo skrzywił się, odrzucając od siebie ostatnie myśli.
-Doskonale, panie Gavel. –odrzekła, odwracając się w stronę oficera- Nie spodziewałem się że dotrzemy tutaj tak szybko.
-Od kiedy odbudowaliśmy Flotę i Zewnętrzne Rubieże znów są patrolowane, niebezpieczeństwa związane z dalekimi lotami zniknęły na dobre. – stwierdził pewny siebie Gavel.
-Nasza flota jest stworzona do walki z naszymi zagrożeniami- odrzekł enigmatycznie Reeve, siadając na swoim kapitańskim fotelu.
-Ciągle obawia się pan Shivan, prawda?- zagadnął, już mniej odważnym głosem Gavel.
Araxo odwrócił się w stronę okna i wbił wzrok w gwiazdy.
-Nie boję się ich. Strach jest ostatnim uczuciem, które powinien odczuwać żołnierz, szczególnie oficer. Ale szanuję ich potęgę i ich rolę we Wszechświecie. Shivanie są naszym błogosławieństwem i zarazem przekleństwem.
Gavel milczał. Widocznie nie był na nastroju do dłuższej rozmowy i czekał na dalsze rozkazy. Reeve ujrzał w oknie odbicie jego zniecierpliwionej miny i rzekł:
-No cóż, miejmy nadzieję że mają teraz coś lepszego do roboty niż uganianie się za nami po Zewnętrzych Rubieżach. Kurs bez zmian, czekać na sygnał wywoławczy z Galileo. Dajcie znać gdy tylko podadzą nam koordynaty. Może pan odejść.
-Tak jest, sir!- odrzekł tamten i skierował się w stronę windy.

===============***************================-

Na okręcie panowała cisza. Było około czwartej nad ranem ziemskiego czasu i większość załogi odpoczywała. Po tak długiej podróży wszyscy, może poza kapitanem byli znużeni Bladoniebieskie lampki sufitowe stale nabierające blasku rozpraszały powoli senność nocy. Nadszedł czas zmiany wachty. Nowi oficerowie napływali na mostek, zajmując stanowiska zmęczonych kolegów. Jedynie mrok kosmosu za oknami pozostał niezmienny.
Kapitan uciął sobie kilkugodzinną drzemkę, ale nie spał dobrze. Miał dziwne sny, których nie rozumiał. Pojawiały się od dawna i sam Reeve nie pamiętał kiedy nawiedziły go pierwszy raz. Ukazywał się w nich jakiś ogromny kształt, jakby żyjącej materii. Był przerażający, czarno-czerwony, pulsujący purpurowym blaskiem. Kształt zawsze pojawiał się na tle gwiazd i rósł, rósł coraz bardziej, pożerając kolejne ośrodki światła. W końcu wszystkie gwiazdy gasły, wessane w monstrualne cielsko sennego koszmaru. Wtedy Reeve się budził.
Podobnie było tym razem. Kapitan siedział na swoim fotelu, oczekując na sygnał wywoławczy terrańskiego okrętu naukowego Galileo. Nawet nie zauważył gdy zmorzył go sen. Koszmar był wyraźniejszy niż zwykle. Araxo czuł jego ogrom, wielką moc, ale i zło które od niego emanowało. Nieświadomie skulił się w fotelu, oczekując aż bestia wchłonie i jego. Wizja potoczyła się tak jak zwykle. Świetliste, purpurowe macki nie interesowały się nim, wciągały tylko kolejne i kolejne gwiazdy, rosnąc coraz bardziej. Zawieszony w przestrzeni obserwował, jak zbliżają się do ostatniej gwiazdy. Przeraziła go własna bezsilność, uczucie pospolite podczas sennych koszmarów. Sam nie był pewien czy bardziej chce przeszkodzić bestii w asymilacji ostatniej gwiazdy czy może uciec stamtąd. Nie ruszył się z miejsca, nie wydobył z siebie żadnego głosu. Przysłonił oczy ręką i poczuł na czole zimny pot. Obudził się, z wolna podnosząc powieki. Potwora już nie było.
-Kapitanie, czy wszystko w porządku? –zaniepokoił się oficer wachtowy, widząc Araxa skulonego w fotelu.
-Tak, wszystko w porządku. Znów miałem ten parszywy sen... – Reeve przeciągnął się w fotelu, aby odpędzić wspomnienia koszmaru. W tej samej chwili rozświetlił się jeden z ekranów zamontowanych przed fotelem. Pojawił się na nim komandor Gavel.
-Panie kapitanie, właśnie dostaliśmy sygnał z Galileo. Nowe koordynaty zostały wprowadzone, silniki są gotowe do skoku. Uruchomienie sekwencji wejścia w podprzestrzeń na pański rozkaz.
Doskonale – odparł kapitan. Maszynownia- skok za pięć sekund. Pięć... cztery... trzy... dwa... Włączyć silniki skokowe!
Przed kadłubem korwety ustabilizował się biało-niebieski wir. Varcanto gwałtownie przyspieszyła i zanurzyła się w tej poświacie aż po sam koniec rufy. Nie minęły trzy sekundy gdy po korwecie nie było śladu.

===============***************================

Z podprzestrzeni wyszli cztery godziny później. Trasa była odległa, więc i lot trwał dość długo. Na miejscu oczekiwał ich GTCS Galileo, nowoczesny krążownik naukowy klasy Merlin.
-Tu kapitan Husley z Galileo, witamy w sektorze P-221. Jak minęła podróż?
-Tu Reeve Araxo z GTCv Varcanto. Dzięki za troskę, wszystko poszło bez problemów. Ciekawi mnie tylko czemu nie podaliście mi koordynatów celu jeszcze w przestrzeni GTVA. Zaoszczędziłoby nam to dwa tygodnie podróży.
-To tajna operacja Sojuszu i nie mogliśmy pozwolić aby ktoś przechwycił pana koordynaty i odnalazł to miejsce. Zdajemy sobie sprawę że dwa tygodnie podróży bez użycia podprzestrzeni musiały być nużące, ale dzięki temu mamy pewność że nikt pana nie śledził. –odpadł Hasley.
-Nie namierzyliśmy żadnego statku od czasu opuszczenie przestrzeni GTVA. –potwierdził Gavel.
-Doskonale. Zapraszamy na stację Gateway. Jesteście wyczerpani długą podróżą więc krótki odpoczynek przed dalszą podróżą dobrze wam zrobi. Lećcie za nami.
-W porządku Galileo, siedzimy wam na ogonie. –odrzekł kapitan- Maszynownia, kurs trzy -zero- jałowy ciąg.
Dopiero teraz Reeve dostrzegł instalację, oddaloną o kilkadziesiąt klików od ich aktualnej pozycji. Stacja była ogromna już z daleka, z bliska musiała robić przytłaczające wrażenie. Główną jej część stanowiły wielkie wrota umiejscowione w samym środku. Z daleka można było jeszcze dostrzec odstające po bokach wielkie segmenty, stanowiące zapewne sekcje mieszkalne stacji. Cała sylwetka w kolorze jasnoszarym odcinała się wyraźnie od pięknej, zielonej mgławicy rozciągającej się przez prawie cały widnokrąg. Instalacja Gateway wyglądała na jej tle niczym masywny marmurowy pomnik ustawiony na zielonej polanie. Reeve był pod wrażeniem pięknego zjawiska i dłuższą chwilę wpatrywał się w iluminator.
Pół godziny później Varcanto stała w dokach olbrzymiej stacji. Kapitan Husley, który dowodził stacją zaprosił całą załogę na wspólny posiłek. Gest ucieszył zarówno zmęczony długą podróżą personel z Varrcanto jak i załogę Gatewaya, która od dawna nie miała bezpośredniego kontaktu z nikim z zewnątrz. Po krótkim przemówieniu, podczas którego kapitan powitał gości, wszyscy zasiedli do stołów. Wspólnie jedzono i pito, wymieniano się wiadomościami i plotkami ze świata.
Po skończonym posiłku, kapitan Husley zaprosił Reeve’a do swojego gabinetu. Zasiadł za swoim czarnym, rzeźbionym biurkiem a Araxowi wskazał staromodny fotel naprzeciw siebie.
-Panie Araxo- zaczął kapitan Husley – nadszedł czas aby poznał pan prawdziwy cel swojej wyprawy. Byliśmy zmuszeni utrzymywać go w tajemnicy aż do tej chwili, gdyż ewentualny wyciek danych mógłby spowodować prawdziwą burzę, nawet w samym GTVA.
Reeve wydawał się zaskoczony i zaniepokojony.
-Czy to znaczy że nawet Rada Admirałów nie wie o tej misji?
-Kilku członków Rady wie. Admirał Shima Jr., Admirał Petrach, oraz Admirał Sander. Oni opracowali cała tę operację, wspólnie z SOC. Reszta nie chciała słyszeć o naszym projekcie.– odparł poważnie Husley.
-Więc to, w czym weźmiemy udział jest albo szaleństwem albo samobójstwem, a najpewniej jednym i drugim. Niech pan mówi w czym rzecz.- podsumował Araxo.
-Moim naukowcom udało się odbudować jeden z potrali Starożytnych. Sam portal musiał rozpaść się tysiące lat temu, lecz węzeł podprzestrzenny był bardzo silny i przetrwał do dziś. Nam udało się go odnaleźć i doprowadzić do stanu używalności. Cały czas musimy dostarczać mu ogromnych ilości energii, dlatego wybudowaliśmy całą tę instalację. Zapewne widział pan ogromne wrota pośrodku Gatewaya. Tam właśnie znajduje się podprzestrzenna brama.
-Fascynujące- przerwał mu Reeve - Czemu trzymacie to w tajemnicy?
-W, kapitanie Araxo. Nie poznał pan jeszcze wszystkich faktów. Od jakiegoś czasu wysyłamy bezzałogowe sondy na drugą stronę. W przeciągu dwóch tygodni odkryliśmy przynajmniej cztery węzły skokowe w nowym systemie. Nasze sondy sfotografowały też zupełnie nieznane mgławice i słońca. Układ gwiazd i planet nie pokrywa się z żadnym znanym człowiekowi obszarem kosmosu. Proszę spojrzeć.
Araxo spojrzał na przewijające się nad biurkiem holoprojekcje. Jedne przedstawiały przepiękną złotą mgławice, na innych migotały konstelacje gwiazd. Na kilku zauważył sporych rozmiarów planetę. Ostatni był zamazany, do połowy pokrywała go zupełna czerń. W lewym rogu znajdowało się coś dziwnego. Czerwona łuna i charakterystyczne kolce. To nie mogło być nic innego.
Spojrzał z przerażeniem na milczącego Husleya.
-To ostatnie zdjęcie jakie wykonała nasza sonda- odpadł tamten. Odgadując myśli Araxa, dodał szybko: Wiem czego się pan obawia. Nasi eksperci nie są w stanie powiedzieć co to za obiekt, lecz podejrzewamy ze mogą to być Shivanie . To ostatnie zdjęcie jakie wykonała nasza sonda nim utraciliśmy z nią kontakt.
-To dlatego utrzymujecie cała sprawę w tajemnicy. Jeśli informacje o kolejnym kontakcie z Shivanami rozniosłyby się, nikt nie opanowałby powstałej paniki.
-To jeszcze nie wszystko. Gdyby ten nowy system był jedynie siedliskiem Shivan, bezzwłocznie wyłączalibyśmy Gatewaya pozwalając aby węzeł zapadł się samoczynnie. Jest jednak pewien dodatkowy czynnik; czy pamięta pan mapę gwiezdną którą odnalazł pan we wraku GTSC Venice? Pozwoliłem sobie zabrać ją z ładowni Varcanto i przynieść tutaj.
-Panie profesorze Vincent, niech pan wejdzie – rzekł do mikrofonu stojącego na biurku.
W tym momencie drzwi otwarły się i do sali wszedł mężczyzna w białym kombinezonie, niosących skalny odłamek wielkości około metr na metr.
-Witam, kapitanie Araxo. – zbliżył się i uścisnął rękę Reeve’a- Miał pan na pokładzie prawdziwy skarb- dodał wskazując na kamienną płytę.
-Od kiedy Vasudańskim naukowcom udało się odczytać pismo Starożytnych wiedzieliśmy, że ich imperium rozciągało się daleko poza przestrzeń Terran i Vasudan. Rozpoczęliśmy poszukiwania mapy która mogłaby wskazać nam drogę do nich, a przynajmniej do tego co po nich zostało. – włączył się Husley- GTSC Venice udało się odnaleźć ten odłamek, lecz niedługo potem straciliśmy z nią kontakt. Myśleliśmy że cała nadzieje przepadła, gdy dowiedzieliśmy się że pan odnalazł tę mapę.
Araxo spoglądał na wyżłobione w skale kształty, co jakiś czas przenosząc wzrok na wyświetlony na holoprojektorze szkic galaktyki. Nie trzeba było naukowej ekspertyzy, aby dostrzec że skalna mapa i szkic niemal się pokrywają. Araxo był pod wrażeniem.
-Wielokrotnie poszukiwałem rozwiązania zagadki tej mapy, za każdym razem bezskutecznie. Teraz rozumiem, że szukałem w złym miejscu.
-Zgadza się- potwierdził profesor- Lecz mapa nie mówi wszystkiego. Na Altair V odnaleźliśmy hieroglify mówiące o ostatnim Exodusie Starożytnych. Widząc, że nie pokonają Shivan zbudowali oni kilkadziesiąt okrętów kolonizacyjnych i ruszyli w nieznane, podróżując głównie podprzestrzenią. Mapa, którą tu widzimy przedstawia ostatni etap ich wędrówki. Jeśli gdzieś udało im się przeżyć, to właśnie tam.- zakończył Vincent.
-Tutaj zaczyna się pańskie zadanie, kapitanie Araxo- rzekł Husley. Jest pan odważnym człowiekiem, jednym z naszych najlepszych dowódców. Lubi pan wyzwania, więc przygotowaliśmy misję na miarę pańskich ambicji. Chcemy, aby poleciał pan na drugą stronę Gatewaya i podążył szlakiem Starożytnych.
Reeve otworzył usta ze zdumienia, lecz Hasley mówił dalej:
-Czeka pana podróż przez cztery systemy, oznaczone kolejno Borelia, Europa, Palos i Quarz. Dostarczymy panu najdokładniejszych danych nawigacyjnych jakimi dysponujemy. Pańskim głównym celem będzie sprawdzić, czy Starożytnym udało się przetrwać. Jeśli tak, nawiąże pan z nimi kontakt i powróci tutaj. Husey głęboko odetchnął. Czekał na reakcję Araxa. Czoło kapitana zachmurzyło się. Gorączkowo rozważał wszystko co przed chwilą usłyszał. Wiedział, że cały życie czekał na to zadanie a z drugiej strony obawiał się konsekwencji podjęcia się tej misji. Odpowiadał przecież za życie dwóch tysięcy osób, nie tylko swoje własne.
-Zdajemy sobie sprawę, że jest to jedna z najtrudniejszych operacji jakie kiedykolwiek przeprowadzało SOC. Jeśli nie chce się pan jej podjąć, znajdziemy kogoś innego...
-Nie, panie kapitanie. Przyjmuję wyzwanie. – odrzekł twardo Araxo, zdając sobie sprawę że decyzja zaważy na jego dalszym życiu.
Husley spojrzał mu w oczy i uścisnął dłoń.
-Wiedziałem że można na pana liczyć. Jeszcze nigdy nas pan nie zawiódł, kapitanie. Był zadowolony, że Araxo tak łatwo dał się przekonać. Naprawdę nie miał nikogo kto mógłby polecieć zamiast niego.
-Szczegóły operacji zostaną wprowadzone do komputera pokładowego Varcanto- wtrącił się profesor Vincente. Poinformuje pan swoich ludzi według własnego uznania.
-Nie będę zmuszał mojej załogi do udziału w tak ryzykownym przedsięwzięciu. Ci, którzy zdecydują się polecieć muszą wiedzieć w co się pakują. – odrzekł spokojnie Reeve.
-Czyżby nie ufał pan własnym ludziom? Mogę wybrać panu doborową załogę spośród oficerów zaokrętowanych na Gateawy – zaproponował Husley, zdając sobie sprawę że Araxo odbierze to jako oczywistą drwinę.
-Chcę pozostać wobec nich uczciwy. Nie wiem co czeka na nas po drugiej stronie więc nie będę nikogo zabierał na siłę. Kiedy miałbym wyruszyć?
-Jak najszybciej- odparł bez wahania Husley. Generatory stacji są przeciążone i nie utrzymają węzła przez zbyt długo okres czasu. Maksymalnie za trzy dni musi pan wykonać skok do systemu Borelia.
-Nie podoba mi się to co pan mówi.- odparł zaniepokojony Reeve- Czy to znaczy że później wyłączycie portal? Gdy wykonam skok i będę na miejscu węzeł będzie już nieaktywny?
Husley nie wydawał się być zadowolony z dociekliwości Araxa, lecz odrzekł:
-Tak. Po pańskim skoku utrzymamy węzeł włączonym przez osiem godzin, gdyby zaszły jakieś nieprzewidziane wypadki i musiał pan wracać. Później portal Gateway zostanie wyłączony na czternaście dni. Tyle potrwa ponowne załadowanie generatorów.
Reeve nic nie odpowiedział, ale widać było że nie jest zachwycony tym co usłyszał. Lot w nieznane bez możliwości powrotu nie stanowił zbyt zachęcającej perspektywy.
-Nie będę pana dłużej przetrzymywał. Niech pan wszystko przemyśli i przyjdzie do mnie za dwanaście godzin. W tym czasie poinformuję pańskich ludzi o planowanej misji. Moi adiutanci spiszą listę tych, którzy zdecydują się polecieć. Zaraz wydam odpowiednie rozkazy.
-Niech tak będzie.- zgodził się Araxo.
-To wszystko co miałem panu do przekazania. Jest pan wolny.
Kapitan wstał z fotela, pożegnał się z Husleyem i Vincentem po czym wyszedł z gabinetu. Lekkie drzwi z białego tworzywa zamknęły się za nim zupełnie bezgłośnie.

===============***************================

-Słyszałeś o tej nowej misji? Mają nas wysłać w jakiś zupełnie nieznany kawałek kosmosu- rzekł Ferey, wyciskając na talerz porcję pasty. Siedzący naprzeciw niego gruby mężczyzna z kilkudniowym zarostem zajadał posiłek ze smakiem i w pierwszej chwili zignorował pytanie. Po chwili spojrzał na towarzysza o odrzekł:
-Obiło mi się o uszy, Kaleth. Jakiś oficer ze stacji coś ogłaszał, nie szczerze mówiąc nie słuchałem go. Rozkaz to rozkaz, jeśli każą nam lecieć cholernie daleko, to pewnie mają cholernie ważny powód.
Ferey z niezadowoleniem stwierdził że jego talerz jest już pusty i szybko wycisnął kolejną porcję pasty.
-Podobno mają cynk, że po drugiej stronie mogli zachować się Starożytni, a tym na górze strasznie zależy na tym żeby nawiązać z nimi kontakt. Problem w tym że gdy już skoczymy na drugą stroną portalu, nie będziemy mogli wrócić.
Kaleth wpatrywał się w odległy kraniec sali, chciał ukryć swój niepokój ale i podzielić wyrzucić go z siebie, poprzez rozmowę z Fereyem. Lubił służbę na „Varcanto” i był jednym ze starszych stażem załogantów, lecz miał złe przeczucia co do kolejnej misji.
-Boisz się tej misji? Nie ufasz już kapitanowi? – Ferey wbił wzrok w talerz.
-Nie w tym rzecz. Ufam mu jak nikomu innemu. Mam już za sobą udział w dwunastu operacjach bojowych pod komendą Araxa i z każdej wyszedłem cało. Boje się tylko.. sam nie wiem czego się boje.- Kaleth opuścił wzrok i zaczął oglądać własne dłonie. Nagle podniósł się na krześle i spojrzał przyjacielowi w oczy.
-Wiesz, czasem nadchodzi taki moment że nagle szczęście przestaje dopisywać i lądujesz po szyję w gównie. Czuję że ten moment jest blisko.
Ferey zupełnie nie przejął się pełnym dramatyzmu gestem Kaletha i przegryzając kolejny kęs pasty, rzekł;
-Stary, czy ty zawsze musisz zrzędzić? Przed misją w Laramis też miałeś te swoje złe przeczucia.. zobaczysz, za miesiąc będziemy wspominać tę misje przy Vegańskim czerwonym piwie, zastanawiając się na co wydać te dwieście tysiaków pre...
Dalsze słowa zagłuszyło przeciągłe wycie alarmu. Światło na moment zgasło, po całą salę zalał czerwony, pulsujący blask lamp awaryjnych.
Oficerowie bez słowa zerwali się od stołów i ruszyli w stronę wyjścia.

===============***************================

-Alarm Czerwony, powtarzam, alarm czerwony! Awaria systemu chłodzenia w reaktorze numer jeden! Procedura wyłączanie reaktora rozpoczęta...
Araxo nie zdrzemnął się nawet trzech godzin gdy jęk syren alarmowych wypełnił jego sypialną kajutę. Alarm wył nieprzerwanie, liczne krzyki na korytarzu świadczyły że zanosi się na coś poważnego. Reeve szybko sięgnął po interkom i wywołał kapitana Hulesya. Najpierw usłyszał kakofonię kilkunastu różnych gwizdów i piknięć i trzasków. Po chwili, z niemałym trudem udało mu się wyłowić krzyk kapitana Husleya.
-Kapitanie Araxo, niech pan zbierze wszystkich swoich ludzi na „Varcanto”! Nie ma czasu do stracenia!
-Co się stało? Proszę o skrót sytuacji! – odkrzyknął zakładając w pośpiechu mundur.
-Pierwszy reaktor „Gateawaya” przestał pracować! Za godzinę nie będziemy mieć wystarczającej mocy aby uruchomić portal! Pańska misja zostaje przyspieszona! Husley z trudem przekrzykiwał wyjące syreny, wydając jednocześnie rozkazy swoim ludziom i rozmawiając z Reevem.
-Kapitanie Hulsey, nie jesteśmy przygotowani do wyprawy! Nie mamy zapasów żywności, broni, danych nawigacyjnych, nie wiem ilu moich ludzi zgodzi się lecieć... musi pan przerwać misję!
-Nie rozumie pan powagi sytuacji! Jeśli przestaniemy zasilać wrota podprzestrzenne, węzeł się zapadanie i już nie uda się nam go odtworzyć! Jeśli pański statek wykona skok, nasze komputery zapiszą waszą konfigurację skokową i będziemy mogli reaktywować wrota!
-Ale załoga, zapasy... – nie dawał za wygraną Araxo.
-Załadujemy wam tyle, ile zdążymy. Moi ludzie już rozpoczęli załadunek. Niech pan zbiera swoich ludzi i biegnie do hangarów najszybciej jak to możliwe!- uciął dalszą dyskusję Husley i wyłączył interkom.
Araxo włączył swój osobisty komunikator i na otwartej częstotliwości nadał rozkaz aby cała załoga Varcanto zebrała się natychmiast w hangarze. Rzucił comlink w kąt i sam biegiem ruszył w stronę doku. Blask świateł alarmowych, wycie syren i krzyki ludzi mieszały się ze sobą tworząc dezorientujący hałas. Mimo to Reeve był pod wrażeniem zachowania załogi, bo nie dostrzegł żadnych objawów paniki. Każdy biegł zająć swoje stanowisko a wszechobecne krzyki były jedynym sposobem prowadzenie rozmowy którego nie zagłuszało wycie alarmu.
Pędząc przez pokład mieszkalny kapitan znalazł się obok stołówki. Grupa oficerów która zebrała się tam oczekując na jakiekolwiek informacje bez wahanie ruszyła za nim.
-Kapitanie, co się dzieje? –dobiegł go głos zza pleców
-Nie ma czasu na tłumaczenia. – odkrzyknął nie zwalniając kroku- Wszyscy biegnijcie do hangarów! Odbijamy w przeciągu godziny!
Nie minął kwadrans gdy prawie cała załoga „Varcanto” stawiła się w dokach. Cały czas dochodzili kolejni.
Kapitan Husley również znalazł się w hangarze. Zniecierpliwiony, cały czas wydawał rozkazy swoim ludziom starając się przyspieszyć załadunek korwety. Mimo jego usilnych wysiłków nie szło to tak szybko jak zakładał.
Komory ładunkowe „Varcanto” były załadowane zaledwie w dziesięciu procentach gdy do hangaru wpadł zdyszany kapitan Araxo.
-Dobrze że pan przyszedł. Niech pan wyjaśni swoim ludziom sytuację w jakiej się znaleźliśmy i obsadzi okręt załogą. Ja w tym czasie przypilnuję załadunku.
-Wolniej, panie kapitanie. Proszę mi podać szczegóły. Jak wiele zapasów zdoła pan załadować? Czy przesłał pan na Varcanto pełne dane nawigacyjne nowych systemów? Kiedy będziemy mogli wrócić do domu?
-Będę z panem szczery. Z zapasami nie jest najlepiej, moi ludzie zdążą załadować może pięćdziesiąt procent pierwotnie zakładanej ilości. Będzie pan musiał wziąć mniej załogi lub poszukać żywności na miejscu. Dane nawigacyjne są w trakcie transferu. Niestety, moi ludzie nie zdążyli opracować dokładniej mapy gwiezdnej i musi pan polegać na podstawowej, z zaznaczonymi tylko najważniejszymi obiektami.
-Cudownie! – przerwał mu zdenerwowany Reeve. – Będziemy lecieć o głodzie i na ślepo!
-To jeszcze nie koniec... - ciągnął ponuro Husley. Najgorzej prezentuje się sprawa powrotu. Po pierwsze, nie ma szans na utrzymanie portalu włączonym osiem godzin po pana skoku, więc nie może pan wrócić natychmiast nawet w wypadku wystąpienia problemów. Po drugie, naprawa reaktora i ponowne ładowanie akumulatorów „Gatewaya” zajmie nie czternaście, a trzydzieści dni. Będzie pan musiał wytrzymać tam miesiąc.
-To czyste samobójstwo! Myśli pan że podejmę się czegoś takiego?! Araxo był zdenerwowany i podniecony. W takich warunkach czuł się najlepiej. Szybko dostrzegł to Husley.
-Czytałem pańskie akta, panie Araxo. – odparł chłodno- Gdyby pan mógł, poleciałby pan do piekła i z powrotem , i to wyłącznie dla własnej satysfakcji. Widzę w pańskich oczach, że nie boi się pan tej misji. Jedyny problem to pańska załoga.. proszę, tu jest mikrofon. Niech pan weźmie tych, którzy sami będą chcieć lecieć a resztę dobierzemy z personelu stacji.
Reeve w duchu przyznał Husleyowi rację. Pierwszy raz czuł, że ktoś postawił przed nim wyzwanie godne jego osoby. Spojrzał na swoich ludzi oczekujących na dalsze rozkazy i uśmiechnął się w duszy do tej zgrai. Nawet teraz, podczas alarmu stali w nienagannych szeregach.
Chwycił kieszonkowy mikrofon, odchrząknął i zaczął mówić:
-Wiem, że pewnie jesteście głodni i zmęczeni. Nie szkodzi, ja też jestem. Teraz to nieważne. Musicie zapomnieć o tym co was gnębi i podjąć ważną decyzję. Zostaliśmy wyznaczeni przez SOC do wykonania misji rozpoznawczej w przestrzeni do której nie dotarł jeszcze żaden człowiek. Dowodzenie chce, abyśmy przekroczyli portal podprzestrzenny „Gateway” i zbadali cztery systemy w których mogą żyć starożytni. Tak to wygląda w teorii. Nie wiem co jest po drugiej stronie Gatewaya. Możliwe że spotkamy tam Starożytnych, lecz równie dobrze możemy się natknąć na Shivan lub coś jeszcze gorszego. Ryzyko tej operacji jest większe niż wszystkich poprzednich razem wziętych. Z tego powodu nie będę was zmuszać do wzięcia w niej udziału. Kto odważy się podjąć tej misji razem ze mną, niech wejdzie na pokład Varcanto i zajmie swoje stanowisko. Kto nie zdecyduje się lecieć, przez jakiś czas postanie na „Gateway”. Później przyleci po was transportowiec 7 Floty i dostaniecie nowy przydział.
Araxo zrobił krótką przerwę i spojrzał na swoją załogę. Kilkunastu oficerów bez wahania ruszyło w stronę statku. Większość nadal stała na baczność i czekała na dalszą część przemowy.
-Z własnej woli podjąłem się tej misji i nie wycofam się, choćbym miał lecieć sam. Nię będę przed wami ukrywał, że dla mnie ta misja będzie życiowym wyzwaniem, będę starał zrealizować ją do końca nawet jeśli oznacza to moją śmierć. Tak nakazuje mi obowiązek oficera... i moja własna ambicja. Niektórym z was pewnie wystarczy świadomość że wzorową służbą przyczyniają się do wzmocnienia Sojuszu. Dla mnie to za mało. Pamiętajcie, że największe osiągnięcia ludzkości zawsze niosły ze sobą ogromne ryzyko i jeszcze większe trudności. Nasi dziadowie i ojcowie nauczyli siebie i nas że człowiek, jeśli wykaże się odpowiednią determinacją i siłą wolim, może pokonać każdą przeszkodę. Jeśli chcemy aby po śmierci pozostało z nas coś więcej niż proch musimy podjąć to ryzyko.
Większość oficerów i załogi Varcanto Araxo stał wyprostowany jak struna, z rękami złożonymi z tył
-Ci z was, którzy zdecydują się lecieć ze mną, muszą wiedzieć co ich czeka. Nasza wyprawa rozpocznie się za około pól godziny, a nie tak jak planowaliśmy za trzy dni. Awaria reaktora sprawiła, że nie będziemy w stanie powrócić do przestrzeni kontrolowanej przez Sojusz przez trzydzieści dni lub dłużej. Podobnie ma się sprawa z zapasami żywności i sprzętu. Musimy wziąć dużo mniej niż planowaliśmy. Kapitan Husley robi wszystko by załadować „Varcanto” najszybciej jak potrafi, ale i tak nie zdąży wypełnić więcej niż jedną trzecią pojemności. Jeśli jesteście pewni, że chcecie razem ze mną znosić trudy ten podróży, wejdźcie na „Varcanto” i pomóżcie ludziom Husleya z rozmieszczaniem ładunku. Ci, z was, którzy zdecydują się zostać, zostają wykluczeni spod mojego dowództwa i od tej chwili podlegają kapitanowi Husleyowi. Szczegóły misji poznacie już po drugiej stronie portalu, teraz nie ma czasu na odprawę. Wszystko jasne?
-Tak, panie kapitanie! – krzyk dobywający się dwóch tysięcy gardeł odbił się echem w całym hangarze. Prawie wszyscy zgromadzeni ruszyli w stronę gwiezdnej korwety przepychając się i biegnąc na złamanie karku.

===============***************================

Nie upłynęło pięć minut gdy Araxo zajął miejsce na mostku „Varcanto” i rozpoczął przygotowania do odlotu. Czas naglił, według obliczeń Husleya mieli około kwadransa na załadunek i kolejne dziesięć na wyjście z doku i przejście przez portal.
-Kapitanie, mam raporty ze wszystkich sekcji okrętu.- rzekł Gavel wchodząc na mostek – Silniki jonowe i skokowe rozgrzane i przygotowane do drogi. Systemu uzbrojenia i komunikacji sprawne. Komputer nawigacyjny kończy pobieranie danych z „Gatewaya”.
-Dobrze. – mruknął zadowolony Araxo - Za piętnaście minut odbijamy. Mam nadzieję że Husley zdąży załadować przynajmniej najpotrzebniejsze rzeczy.
Kapitan ufał swoim ludziom, ale nie miał tego zaufania do załogi „Gatewaya”, która uwijała się przy zapełnianiu przepastnych ładowni „Varcanto”. Podniósł komlink i wywołał ładownię.
-Jak wam idzie? Okręt jest gotowy do drogi, czekamy tylko na was.
-Macie połowę planowanej ilości żywności, środków codziennego użytku i około trzech czwartych wyposażenia naukowego. Załadowaliśmy wam tylko najważniejsze części zapasowe. – odpadł oficer techniczny.
-Kiedy skończycie?
-Niedługo. Właśnie ładujemy ostatni zasobnik.
Reeve wyjrzał przez iluminator i dostrzegł nienaturalnie wielki kontener o dziwnym kształcie. Był niezwykle ciężki, gdyż przytrzymywały go ramiona czterech mocarnych dźwigów.
-Co to do cholery jest?– spytał zaintrygowany kapitan – To bydlę samo zajmie z jedną czwartą ładowni!
-Kapitan Husley rozkazał to załadować. To prototyp generatora tarcz „Egida”, najnowszy wynalazek zespołu profesora Vincente. Razem z Husleyem doszli do wniosku że najlepiej będzie gdy pan go zabierze i przetestuje w czasie swojej misji.
Kapitan skrzywił się i odrzekł:
-Mam nadzieję że nie będzie potrzeby go używać, ale dzięki za troskę. Dajcie znać gdy skończycie.
Po upływie kilku ciągnących się niemiłosiernie minut, z interkomu dobiegł głos tego samego oficera:
-Ładownia zamknięta.-w tym momencie Reeve usłyszał krzyk kapitana Husleya i odgłos kroków. – Chwileczkę, kapitan ma panu coś do powiedzenia.
-Słucham- odparł cierpliwie Araxo.
-Mówi Husley. Przyznaję że jestem pod wrażeniem. Po pańskiej przemowie jedynie garstka niskich rangą oficerów i techników zdecydowała się nie lecieć z panem. Już oddelegowałem moich najlepszych ludzi, zaraz zajmą ich stanowiska. Zapewniam że może im pan w pełni ufać.
-O tym przekonam się podczas podróży. – odparł wyraźnie niezadowolony Reeve -Póki co mogę jedynie wierzyć panu na słowo. Co to za prototyp kazał mi pan załadować na pokład?
-To generator tarcz R-64 Egida. Działa tak samo jak generatory na myśliwcach tyle że jest w stanie objąć polem ochronnym całą korwetę. Ludzie, których panu oddelegowałem nauczą pańskich techników go obsługiwać. – Husley rzucił okiem na świeżo otrzymany raport i dodał – Niech pan już startuje, kapitanie Araxo. Tracimy moc w bardzo szybkim tempie.
-Zrozumiano, za pięć minut będziemy na gotowi do skoku. Bez odbioru.
Kapitan usiadł na swoim fotelu i wydał odpowiednie rozkazy nawigatorom. Imponująca sylwetka korwety uwolniła się z magnetycznych zaczepów, i przy akompaniamencie buczenia potężnych silników zaczęła powoli sunąć w stronę wylotu. Po chwili ostatnia hermetyczna gródź hangarów zamknęła się za okrętem.
-Kurs piętnaście stopni w prawo, trzydzieści stopni w górę.- kapitan obserwował ekran nawigacyjny i na bieżąco modyfikował kurs, nie pozostawiając nawigatorom wiele do roboty. Wiedzieli że kapitan zna możliwości okrętu jak nikt, więc nie śmieli protestować.
„Varcanto” wyłoniła się zza prawego skrzydła stacji i pełnym ciągiem zmierzała w stronę wielkich wrót umieszczonych w samym centrum. Pancerne płyty, które dotychczas broniły dostępu do portalu, schowały się w kadłubie stacji ukazując międzygalaktyczne Wrota. Brama miała kształt okręgu na którego krańcach wirowały ogromne szyny. Puste wnętrze wypełniany wyładowania podobne do błyskawic, nad pochodzeniem których Reeve wolał się nie zastanawiać. Miał tylko nadzieję że nie są jednym ze skutków awarii reaktora stacji.
-Jesteśmy przed portalem, panie kapitanie. Silniki w pogotowiu, czekamy na rozkaz skoku! – zameldował komandor Gavel gdy korweta ustawiła się naprzeciw wrót.
-Szybciej! Nie utrzymamy otwartych wrót zbyt długo! – odezwał się z komlinka Husley. Głos kapitana po raz pierwszy zabrzmiał naprawdę niepewnie.
-Mówi Araxo. Silniki ciąg sto piętnaście procent. Załoga- przygotować się do skoku!
Reeve mówił to tak, jakby wykonywał rutynowy manewr podczas zwyczajnego patrolu. Jego opanowanie udzieliło się reszcie załogi. Wszyscy siedzieli skupieni, zajmując się tym co do nich należy.
-Powodzenia po drugiej stronie! – w eterze rozległ się głos profesora Vincente- Niech pan wróci cały... niech pan w ogóle wróci, kapitanie Araxo. Bez odbioru!
-Dziękuję, profesorze – odrzekł Reeve, po czym zwrócił się do załogi:
-Skok za dziesięć sekund! Dziewięć... sześć... pięć... trzy, dwa, jeden! Aktywacja silników skokowych!
Basowe buczenie, charakterystyczne dla napędu jonowego przycichło, a następnie przekształciło się w skrzeczący, elektryczny trzask. Błyskawice uderzające dotąd o całą powierzchnię portalu skupiły się w jednym miejscu, kilkaset metrów przed dziobem korwety. Szyny poruszające się po wewnętrznej stronie okręgu zaczęły kręcić się dużo szybciej, emitując przy tym błękitną poświatę. Jednocześnie rosła jaskrawa kula energii tworzona przez wszechobecne wyładowania. Gdy tylko dotknęła błękitnych wirujący brzegów portalu, nastąpił oślepiający rozbłysk. Kuli już nie było, całą średnice wrót wypełniał wielki, biało niebieski podprzestrzenny wir. Szarobrązowy kadłub „Varcanto” zanurzał się powoli w niebieskiej poświacie, i po chwili zniknął w niej całkowicie.

===============***************================


Daleko na rubieżach systemu Borelia kosmiczny mrok rozjaśnił nagły błysk, gdy „Varcanto” wytrysnęła z błękitnego wiru niczym pocisk wystrzelony z procy. Silniki hamujące zadziałały sprawnie i po chwili korweta leciała swobodnie na jałowym ciągu. Załoga korwety po raz pierwszy od czterdziestu ośmiu godzin odetchnęła z ulgą. Zmęczeni, ale szczęśliwi oficerowie i zwykli członkowie załogi wymieniali uściski i wznosili wesołe okrzyki. Radosna atmosfera udzieliła się również na mostku.
-Kapitanie, udało się. Jesteśmy na miejscu! – oznajmił pierwszy oficer.
-Tak... wykonaliśmy skok do Borelii. – odrzekł zamyślony Araxo, po czym dodał:
- To był zaledwie pierwszy krok w naszej podróży. Wszystko jeszcze przed nami, panie Gavel.

_________________
"Oczekuj najlepszego będąc przygotowanym na najgorsze"
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Aug 28, 2004 11:22 am 
Offline
User avatar

Joined: Fri Mar 26, 2004 5:37 pm
Posts: 1464
Location: Imperium
Gdzieś, daleko za rubieżami Imperium, gdzie zwykle panowala cisza kosmos odżył. W mgławicy tylko od czasu do czasu rozdzieranej wyładowaniem elktromagnetycznym zaczęły sie otwierać dziesiątki portali podprzestrzennych. Następnie zaczęły z nich wylatywać setki statków.
Gdyby znalazł się tam jakis obserwator, zapewne rozpoznałby Imperialne transportowce i frachtowce.

Ale nikogo tam nie było, więc okręty uformowały szyk i przez nikogo nie niepokojone ruszyły dalej.

===============================================

Po jakimś czasie wróciły tą samą trasą i spowrotem zniknęły w wirach podprzestrzennych. Przesuńmy sie trochę, o jakieś kilkanascie tysiecy kilometrów w głąb mgławicy do niewielkiego pola asteroidów.
Widac było tam jakiś niewyraźny kształt, kadłub okrętu.
Ci o lepszym wzroku z pewnoscia odczytali juz napis na burcie:

ITS DUKE OF SUN DN-28

===============================================

Kapitan Keith Lunar z zadowoleniem obserwował krzątanine na okręcie. Służył na nim dwanaście lat temu i nie myślał, że go jeszcze zobaczy. Wieść o reaktywacji ITF niezmiernie go ucieszyła. Miał juz dość tego Hadesa, którego mu przydzielili. Wielkie, nieruchawe i słabo uzbrojone.
Spojrzał na zegar. Źle... Byli już godzinę spóźnieni reszta floty pewno już sie zebrała, powinni się pośpieszyć.

- Rozpocząć sekwencję skokową do systemu Ghenna, wysoka orbita Ghenny III.
- Kapitanie - odezwał sie Danny Bigg pierwszy oficer - Nie skończyliśmy jeszcze przeglądu napędu skokowego.
- Daj spokój - odparł spokojnie Lunar, wygladzajac fałdę na zielono-czarnym mundurze - Okręt był doskonale zabezpieczony. Wszystko jest w porządku. Przygotuj koordynaty skoku.
- Tak jest. Jak pan uważa.

Keith cicho westchnął. Danny był miłym czlowiekiem i dobrze wypełniał obowiązki, ale czasem był stanowczo zbyt podejrzliwy.
Po kilku minutach okręt był gotowy do skoku. Przez kadłub przeszło lekie drżenie, gdy zaglębił sie w niebieski wir. Potem wszystko sie uspokoiło.

- Widzisz? - zagadnął Keith - Lecimy. I nic nam sie nie stało.
- Hm. Rzeczywiście, moje przypuszczenia były błę... - Pierwszy urwał. Kadłub okretu zaczął drżeć, tym razem duzo silniej niż poprzednio. Ludzie zaczeli się chwiać na nogach.
- Co sie dzieje?! - wykrzyknął zdenerwowany kapitan.
- Nie wiem! Odczyty są takie jakbyśmy wykonali skok międzywymiarowy i przekraczali pole zmian fizyki!
- Międzywymiarowy? To niemożliwe!

Wszystko sie uspokoiło. Kadłub przestał drżec, zaległa cisza. Drednot wyszedł do normalnej przestrzeni.

- Sir, układ gwiazd nie pokrywa sie z żadnym znany.m - zameldował oficer nawigacyjny - Sir... To nie jest nasz dom.
- Maszynownia. - rzucił w interkom Keith - Możemy wykonać ponowny skok do naszego wymiaru?
- Niestety - radio lekko trzeszczało - rdzeń napedu podrzestrzennego po prostu się stopił. To niebywałe! On jest przystosowany do...

Kapitan wyłączył transmisje i się zamyslił.

- Słyszalem kiedyś o takim przypadku. - zaczął mówić Danny - Był to jakiś frachtowiec. Mieli małą awarie systemu kierującego napędem podprzestrzennym, przeszli na ręczne sterowanie. W czasie lou w podprzestrzeni "wpadli" do naturalnego tuanelu międzywymiarowego przecinajacego ich drogę. Zwykle system omija takie rzeczy, ale oni nie dali rady. To pewnie nam sie przytrafiło.
- Damy rade wrócic? - spytał sie Lunar.
- Chwilkę, czekam na pewne dane. O, są... - Pierwszy sięgnął ku konsoli, wyswietliły sie informacje. Oficer przez chwile studiował je w zamysleniu.
- Całkiem możliwe. O ile znajdziemy inny tunel międzywymiarowy bo ten zapadł sie zaraz za nami. Mamy szczęście, że udało nam sie z niego wyjść.
- Dobrze. Mamy pełne zapasy, możemy go szukac nawet sześć miesięcy. W pobliżu są jakies węzły podprzestrzenne?
- Tu - oficer wyświetlił mape holograficzną - Jeszcze jeden wykryliśmy w tym miejscu. Oba prowadzą do jednego systemu.
- No cóż - kapitan uśmiechnął się krzywo - Nie mamy wyboru, lecimy tam.


--------------

Duke of Sun ma uszkodzony napęd podprzestrzenny i do czasu naprawy nie moze wykonywac skokow przez sztuczne węzły. Musi sobie znajdować naturalne.
Leci do systemu Borelia, wyjdzie "trochę" daleko od Psycha

_________________
"Przestańmy własną pieścić się boleścią, przestańmy ciągłym lamentem się poić,
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, Mężom przystoi w milczeniu się zbroić"


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic Reply to topic  [ 2 posts ] 

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 2 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group