Pokój ze złotą koroną na drzwiach.
Kiedy wszedł do środka zobaczył pod ścianą buzującą materię, która na krótko przybrała kształty ludzi, a teraz rozpływała się w niebyt. Muzykanci?
-Zdziwiony? A co mam robić w tym kurwidołku?-Uśmiechnięta od ucha do ucha a nawet nieco dalej, (co sprawiało wrażenie nieudanej operacji chirurgicznej) postać wbiła wzrok w przybysza.
Błazen nie doczekał się odpowiedzi.
-Ta jak zwykle wiele robisz mało mówisz, zło-to cię czeka.
Jego biała rozciągnięta bluza trzepotała nienaturalnie jakby znajdował się na porywistym wietrze. Dzwoneczki przy czapce milczały jak zaklęte. Może nawet takie były?
-Ależ proszę, proszę siadaj, napij się czegoś, ukradnij krzesło.-Pstryknął palcami a na środku pokoju pojawiło się biurko a przed nim fotel stojący na kurzej nóżce. Przybysz usiadł.
-Witaj.-Powiedział Samuel.
-Po cóż powitania? Czy kiedykolwiek się rozstaliśmy? Nie, czekaj, chwila, było coś... Jakies takie...Tysiąclecie? Dwa? A może osiem? No tak: nie piszesz nie dzwonisz a teraz nachodzisz. I pewnie jeszcze sobie wyobrażasz, że dostaniesz prawa do opieki nad dziećmi? Co to to nie mój panie! -Po czym odwrócił się i wskoczył na biurko by stamtąd pogrozić palcem.
-Nie kpij.-Odparł przybysz.
-To nie w porzadku skazać na piekło, kiedy tobie się upiekło nie sądzisz?- Payatz przykucnął i pochylił się nad nim a oczy daimona stały się nagle wyłupiaste. -Zabawa w rozmawianie świetnie nam się przysłużyła: "Przez piekło i dalej!" Tak to szło?
-A wiesz, że nie mogę spać?- Z nienacka zmienił temat Payatz- Próbowałem wszystkiego, nawet pić ciepłą krowę, ale nie pomogło. Masz jakiś pomysł, czemu tak jest? No oczywiście, że masz!
Jakbyś TY mógł nie mieć? To właśnie robisz, myślisz, że masz zdanie na każdy temat. Jak maleńkie robaczki...
-Może, więc zainteresuje cię, że wracacie.
-Połazimy razem po pustych ulicach, co? Pobawimy się w speleologów? Mikrobiologów? Demonologów? A może teraz się mówi, demonologistów? Jak jest politycznie poprawnie? Już mi tętno skoczyło. Szybko, pociągnij mnie za palec.
Propozycja została zignorowana.Payatz w odwecie kompletnie zignorował tę nieuprzejmość i przejrzał się w ręcznym lusterku. Pogłaskał się po krótkiej bródce i wyrwał włos z nosa.
-A jak to jest, że jest nas tu dwóch? Sam byś przecież nie przyszedł. Taka ważna persona? Co to to nie! Ktoś cię porządnie rąbnął, co? Nawet nie pamiętasz? Oj, co z ciebie wyrośnie za Pogromca Zła jak będziesz dawał się zabić pierwszej lepszej laboratoryjnej bestyjce? Jak zatańczysz w błękicie chaosu dzieciaku? A właśnie jak już tam będziesz pozdrów ode mnie Azathota, wciąż wisi mi stówę.
-Bredzisz demonie. Mam dość sił.
-To może nawet nie wiesz, że jesteś tylko fantomem? Nie, to zbyt śmieszne...Pfff!-Payatz zaniósł się tak potężnym śmiechem, że spadł za biurko. Po chwili wyskoczył stamtąd jak sprężyna i hałaśliwie wydmuchawszy nos wyciągnął z powietrza kredową tablicę. Kichnął dwa razy i nasadził na głowę biret.
-No dobra ja ci to wszystko wyłożę powoli...-Zerknął na spływający mu z ręki zegarek- o ile czas nam pozwoli.
-W tym domku siedzi nas sporo, ja jestem oczywiście najładniejszy i najinteligentniejszy, ale, mimo że nie wszystkim zdarzyło się urodzić pod tak szczęśliwą gwiazdą to i tak trzeba się z nimi liczyć. Zwłaszcza, że wśród tych frajerów jest prawda. Uuuh, jakie to poważne słowo. Brrr! Atmosfera aż przymarzła. Lepiej wytłumaczą to te slajdy.
Na biurku pojawił się włączony rzutnik i zaczął pokazywać.
Na ekranie wyświetliła się scena spotkania w akademii jedi.
- Tu widzisz jakiegoś obdartusa przed tronem żałosnej zbieraniny zapaleńców. Bogowie, jaki brak stylu, ten facet zasłużył na kilkanaście lat za sam ten płaszcz. Czekaj to ty? Ha ha! Dobra teraz już na poważnie.
Pojawił się kolejny obraz ten sam mężczyzna obok fontanny na placu z siedmioramienną gwiazdą.
-Drugi slajdzik- łazisz sobie miastem. Czego szukasz w takiej kupie gruzów nawet nie będę pytał.
-To jest miejsce, które widziałem w snach. Jakaś siła przyciągnęła mnie tam.
-Dobra, dobra. Jaaaaasne. -Payatz ziewnął- Obserwowałbyś uważnie jak ci już to puszczam?
Kolejny slajd pokazywał wędrowca w ciemnym korytarzu z kulą światła za plecami.
-A cóż to za postać przemyka po korytarzach? No tak, to znooooowu TY. Co za niespodzianka! Tak byłeś pewny siebie panie Zbyt-pewny-siebie, że nawet nie zauważyłeś, że coś idzie twoim śladem, co? No, ale oczywiście nie weźmiesz pod uwagę, że dopiero, co wróciłeś i nie masz nawet milionowej części swoich mocy ne? -Twarz Payatza pokryła się zmarszczkami a w kąciku ust pojawiło się cygaro
-Pieprzone dzieciaki!-ryknął daimon- Mają się za zbawców świata a nawet się nie obrócą i nie popatrzą za siebie! Za moich czasów młodzież zauważała takie zagrożenia z 30 kilometrów i radziła sobie z nimi dwoma strzałami z procy!gotowanym makaronem rzecz jasna!
Samuel wbił wzrok w falujący kadr a ściślej w jego brzeg. Rzeczywiście było tam coś, jakiś zarys..
-No, ale nie mamy całego wieczoru żeby się na to gapić prawda? -Rzekł Payatz z zamachu wbijając buzdygan w skrzynkę wyświetlacza.
Obraz zamigotał, ale wbrew logice nie spłonął wraz ze skwierczącą taśmą. Pojawiły się na sekundę pasy a potem jakby zaczął się obracać. Coraz mniej w kadrze było postaci Samuela a coraz więcej ciemności i prawej ściany korytarza.
-Starczy! -Daimon poślinił palec i wetknął w szczelinę, w której trzaskała elektryczność. Obraz zamigotał i zatrzymał się. Kłąb ciemności zmienił się w rozmazaną twarz potwora. Zapadnięte policzki obciągnięte na nienaturalnie wydłużonej czaszce nadawały mu pozorów nieumarłego. Z nienawiścią w oczach wpatrywał się w oglądających.
-Słodki prawda? A to trzecie oko na czole! Po prostu majstersztyk demonologi.. Demonologiki...A w pytę z tym! Ogólnie majstersztyk przyzywania! Sprawia, że wręcz się zastanawiasz czy aby naturalny neh? No popatrz tutaj na przykład. -Payatz zawirował i już w laboratoryjnym fartuchu ze wskaźnikiem w ręce zbliżył się do płachty.
-Zauważ then otho khod kreskowy na skroni.
Przybysz spojrzał ale zobaczył tylko dziwny tatuaż.
-Tha rzecz- podjął z karykaturalnym niemieckim akcentem daimon- wskazuje że to nie jest zwykhła karykatuhura żywej istoty mein Herr. Thę rzecz zrobiono na zamhówienie. Slajden bitte!
Na ekranie wyświetliła się gigantyczna machina przypominająca klepsydrę zrobioną z wielkich kół zębatych.
-No i ostatnia scena- Payatz w nie do końca wyjaśniony sposób zmienił położenie i siedział teraz w czapce z dwoma puszkami w fotelu obok. -Teraz patrz bo będzie fajnie. Chcesz popcornu? -Podsunął mu gigantyczny ociekający masłem kubeł pełen czegoś wyglądającego jak...wyrwane zęby. Samuel odtrącił go zniecierpliwiony.
-Taśma w ruch!
Statyczny obraz ruszył i...
Nad ramieniem stojącego w sali mężczyzny pojawiła się grupa świecących punktów. Podszedł bliżej do środka sali. Przyklęknął aby je obejrzeć coś na podłodze. Pojawił się potwór. Długie macki wystrzeliły w kierunku Samuela. Uniknął czterech ramion, kolejne cztery zmiażdżył kijem. Czarna posoka trysnęła mu na ubranie. Świetliki, rozbiegane chaotycznie zebrały się w grupę i ruszyły na wroga by rozjaśnić ciemność wokół niego, ale w tym samym momencie jedna z macek która zaszła wędrowca od tyłu i uderzyła go w potylicę. Upadł na posadzkę.
Payatz wcisnął guzik pilota.
-No i do tego momentu znasz. Chcesz resztę? Nie mów nic, wiem że chcesz. Ugryzł pilota, film ruszył.
Nad ciałem Samuela leżącym na podłodze kłębiła się ciemność. Potwór jedną z dwóch par szponiastych dłoni chwycił płaszcz leżącego i podniósł go z posadzki. Kamera wykonała obrót tak że obydwoje byli widoczni z boku.
Podobne igłom zęby monstrum wyszczerzyły się w uśmiechu. Wysuszone macki które miał zamiast nóg poruszyły się w oczekiwaniu na ucztę. Stwór nie jadł już bardzo długo. Oko na jego czole otworzyło się. Było czarne jak atrament, bez krztyny bieli. Twarz Kalkina zaczęła szarzeć, półotwarte oczy zmętniały, skóra zapadła się. Macki stwora wyprężyły się i nabrały kolorów, jej oblicze napełniło się życiem. Jej oblicze. Pięknej kobiety, o skórze niczym śnieg, ustach koloru świeżo zakrzepłej krwi i włosach jak węgiel. Złożyła na jego ustach pocałunek, zaśmiała się perliście i rzuciła odarte z energii ciało na ziemię. Trzecie lśniące oko zamknęło się. Odwróciła się by odpełznąć gdzieś w mroki swojego leża i tam napawać się wchłoniętym życiem.
-Niezłe co? Nie co dzień miewasz okazję obejrzeć własną śmierć do końca. Ale nie widzę byś był szczególnie zaszokowany...-wtrącił Payatz.
W rzeczy samej siedzący obok Samuel musiał przyznać, że w jaki dziwny sposób był spokojny. Nie czuł ani strachu ani szoku, nawet żalu za, wydawałoby się utraconym, życiem. Czuł za to jakąś uczucie. Intensywne uczucie które nie opuszczało go od pewnego czasu, coś co dawało mu jakby margines błędu. Nie w typie wiary w życie pozagrobowe, bardziej życie bezgrobowe. Coś co czujemy kiedy odcinek serialu kończy się w beznadziejnym momencie więc kiedy pojawiają się napisy wciąż siedzimy przed ekranem czekając aż spiker ze wstydem wywlecze się na środek, przeprosi za usterki i zapowie resztę. On nie tylko czuł że będzie druga część. Był pewien.
-Taaa pewnie sobie wyobrażasz że to dlatego że jesteś jakimś supergościem? -zaczął znów Payatz z wyraźnym zamiarem rozwścieczenia Samuela- Nie skarbie powiem ci czemu nic nie czujesz patrząc jak cholerny mięczak wysysa cię jak ostrygę. Masz tak bo jesteś najbardziej popieprzonym skurkowańcem jakiego ten wszechświat widział. Ot co! I nie zasługujesz na moje towarzystwo. Więc spadaj.
I rzeczywiście daimon obrócił się na krześle ewidentnie uznawszy rozmowę za zakończoną bo zaczął bawić się w wydłubywanie żył ze swojego nadgarstka scyzorykiem i skręcanie ich w warkoczyki.
-Tracę czas.-odparł Kalkin odwracając się na pięcie.
-Co takiego jest w cierpieniu, że potrzebne jest istnieniu?- dobiegło zza oparcia fotela.- Głupota, szaleństwo to prawdziwe męstwo. By spojrzeć na chaos i pomachać ręką...
-Bredzisz jak leci, szukasz odpowiedzi, gdybasz, nudzisz ludzi. Idźże precz rozmawiać bo zaraz znów się obudzisz.-warknął Payatz do zamykających się drzwi.
_________________
 They call me Sami the Sick. And I'm spitting fire with might.
|