Multiworld

Ustawienie Terra/Pangea decyduje o kształcie mas lądu, nie o ilości pustyń (zależne od klimatu). Terra różni się od Pangei tym, o czym napisał Windu - jest nowy i stary kontynent.

Oczywiście pasuje mi środa 19:00. Teren ma drugorzędne znaczenie, ale może wyłączymy barbarzyńców jednak?

Ja jestem za barbarzyńcami. Settlers powinien chodzić z ochroną, zapobiegnie to spamowaniu miast na początku gry.

No panowie, jak tam wrażenia po wczorajszej grze? Kiedy kończymy?

Gra była ciekawa, mimo iż miałem dość cienką pozycję startową i zostałem zgankowany. Pierwsza wojna z Maczerem zaskoczyła mnie bez miedzi (do której musiałem budować długą drogę) i żelaza (ktróre planowałem zając nowym miastem) jednak na szczęscie jego armia ominęła moje drugie miasto i ruszyła na stolicę, co dało mi czas na przygotowanie obrony a nawet udany kontratak na jego kopalnie.

Niestety długa wojna ktrórej żaden z nas nie mógł wygrać spowodowała znaczne spowolnienie naszego rozwoju. W tym czasie mój południowo-wschodni sąsiad zdążył zająć dobre tereny i atak na mnie był tylko kwestią czasu. Miałem jeszcze nadzieje na szybkie wynalezienie astonomy i ucieczkę do nowego świata. Szybko ją straciłem widząc armię słoni szarżujących na moją stolicę. Udało mi się jeszcze podesłać trochę posiłków z frontu wschodniego, ale przedłużylo to obronę tylko o dwie tury.

Crow, zabij w końcu Illidana i zagrajmy następną rozgrywkę 3v3?

Crow to nie to samo, gracze wciąż mogą być za daleko lub nie być agresywni.

Wczorajsza gra była bardzo dobra. Sporo emocji przynajmniej dla mnie. Jak narazie moja taktyka Peryclesem (vel technologiczną dziwką) sprawdza się bardzo dobrze. Bartek mial tylko szansę zdobycia, któregokolwiek z moich miast, bo zamiast obliczonego wielkiego kupca dostałem wielkie naukowca i brakowało mi kasy na ciągle ulepszanie moich jednostek. Dopiero później zdecyowałem się na produkcje kasy w jednym mieście i dlatego niestety nie zdążyłem ulepszyć wszystkich jednostek. (I jeszcze miałem pacyfizm, żeby produkować więcej wielkich ludzi, ale strasznie mi kasę zżerał).

Błędy, które moim zdaniem widać było u innych graczy:

Handel i otwarte granice.

Ludzie byli strasznie podejrzliwi jak chciałem otwierać z nimi granice. Właściwie prawie każdy robił mi łaskę. No fajne, ale otwarte granice i połączone drogi (które wszystkie ja sam budowałem do waszych państw) dają bonus monet i przykładowo moja stolica dostawała +11 do bazy rozwoju. Wymiana jest obopólna więc zyskują wszyscy Ci którzy się wymieniają a tracą ci którzy tego nie robią. Więc albo się wymieniacie, albo zostajecie z tyłu. Liczę, że następnym razem jak zobaczycie moich workerów kopiących do was drogę sami spytacie się czy nie chcę otworzyć granicy.

Handel technologiami.

Tutaj pojawiało się drugi rodzaj myślenia rodem z czasów komunizmu. Jak już pisałem grałem technologiczną dziwką, więc wymieniałem się z każdym jak tylko mogłem (poza jakimś tam szajsem, chyba priesthood nie był mi do niczego potrzebny). Niestety czasem zdarzało mi się, że ktoś albo nie chciał się wymienić (raz Nordek tak zrobił) lub po prostu chciał mnie okraść (Bartek chciał dwie dobre technologie, za jedną zacofaną). Jak wygląda teraz problem z takim myśleniem.

Jeśli nie wymienię się z Tobą zawsze znajdzie się ktoś inny. Jeśli ty się nie wymieniasz, nawet na średnich warunkach to tracisz, bo inni się wymieniają i rosną w siłę kiedy ty stoisz w miejscu. Nawet jeśli ktoś dominuje technologicznie powinieneś się wymieniać. Wciąż ty i on idziecie do przodu kiedy inni stoją, co więcej Jeśli daje ci nową technologię za starą to tym bardziej bym brał, po prawdopodobnie inni mają starą, więc też będą się chcieli z nim wymienić, a nową możesz przetargować szybko u innych i zdobyć to czego tobie brakuje. Powtarzam jeszcze raz złotą zasadę, kto się nie wymienia ten traci.

Upartość.

Jak Nordec podszedł po moją stolicę to przypomniała mi się scena z Królestwa Niebieskiego. Kiedy to główny bohater rozmawia z Saladynem.
" Zdobędziesz to miasto, ale twoja armia zostanie zniszczona i nigdy więcej nie powstanie na nowo". No więc kusznicy i słonie Nordca próbowały podbić moją cytadelę chronioną przez muszkieterów ze specjalizacją na obronę miast. Pisałem długo i wytrwale do Nordka, żeby odpuścił bo nawet jak wygra straci całą swoją armię. Norrdek uparciuch : P, rzucił tyle, że zostawił swoje przygraniczne miasto na poziomie 13 obstawione tylko łucznikiem (moja stolica ma populację 12) i je stracił, tak samo jak całą swoją armię (osobiście nie wiem, co moja ludzie zrobili z tymi wszystkimi trupami słoni). Polał się keczupem i położył na tacy przed Bartkiem, którego armia macemanów stała za jego plecami. Więc sytuacja wygląda tak, że Bart nie tylko góruje nad Nordkiem technologią (szpiedzy mówią, że w krótce będzie miał riflemanów) to jeszcze Nordek jest ogołocony z armii.

Długa wojna ogółem nie popłaca czeg przykładem byl świętej pamięci Gvs i cywilizacja angielska. Walczyli z Maczem tak długo aż zostali wiek za innymi. Moim wielkim błędem było, że nie zająłem Londynu z 100 tur wcześniej. Cały czas widziałem tego axemana i warriora i tak jak przy moim późniejszym ataku nie stanowili w ogóle żadnej przeszkodzy.

Najlepiej z tego wszystkiego wyszedł Bartek, który zgaduję sterował Nordkiem. Podczas jednego z ataków umiał się opamiętać i oszczędził swoich czterech macemanów od tego co spotkało pozostałych czterech, czyli śmierci pod murami mojej cytadeli. I miał więcej fart, bo choć również zostawił miasto bez wojska, udało mu się tam dotransportować lub wyprodukować macemana zanim moje siły zaczepne doszły z zamiarem zniszczenia go.

Cóż sam też popełniłem kilka błędów, bo bojąc się kopletnej zagłady wyprodukowałe settlera i uciekłem z nim z częscią ochrony jednego miasta, przez co później Bartek mógł je zniszczyć. No nic, czekam na dokończenie. Pewnie będziemy mieli czas w niedzielę mniej więcej.

Mi też się grało bardzo dobrze. Muszę przyznać, że miałem trochę szczęścia, a jeszcze dodatkowo zostałem puszczony "samopas" i nikt mi nie przeszkadzał w tym co lubię najbardziej: "cudowaniu" i spokojnym rozwoju połączonym z hipisowskim podejściem do granic:)

Fakt jest jednak faktem, że Maciek najlepiej orientuje się w głębi tej gry i wszelkich głębokich zależnościach między pojedynczymi współczynnikami, więc zasadniczo nie było wielkim zaskoczeniem że różnica ptk. między numerem 2, mną, a nim, liderem, pęczniała w oczach. Najwięcej chyba się zbliżyłem do niego do ok. 100 ptk. w umiarkowanym czasie gry (czyt. bez wojen na północy), gdy krytyczna różnica wynosiła już 300ptk. To co się działo między GVSem a Maczem w ogóle mnie nie dotyczyło, nawet się nie pofatygowałem by obejrzeć ich granice (Wszystko co było mi potrzebne w związku z surowcami miałem pod nosem).

Jak już jednak mówiłem, miałem upragniony spokój i nie niepokojony doszedłem do wielu cudów i poziomu 2ch miast, które taśmowo mogły produkować mięso armatnie. Sweet. Przewaga Maćka rosła jednak w oczach i trzeba było ją szybko zredukować. Nie, nie manipulowałem Norrdem, sam chciał ode mnie civil service w zamian za mniej przydatną technologię. Ja byłem wtedy chyba 7 tur od macemanów; zatem zgodziłem się na wymianę w zamian za przyjaźń i pomoc w planowanej batalii. To, że Norr tak sfailował to wyłącznie jego wina. Wiedział, że będziemy iść na Maćka jakieś 30-40 tur wcześniej i miał wieki, by przygotować armię. Ustaliliśmy kto zajmuje się jakimi miastami i git.

Za to batalia to już sam miód i nieoczekiwane zwroty wydarzeń. Pierw oczywiście, co z Nordem nas doprowadziło do nie lada beki, padło hasło "NA SPARTĘ!!" i tam też udało się moich 12 macemanów i 3 katapulty. Pach, katapulta niszczyć mury, zeszło 2%... Desp... Szybkie myślenie -on. Atak pozostałymi katapultami! Maciek w bekę. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni... Jakbym mu powoli niszczył mury, zaraz by się w Sparcie znalazły posiłki i miasto stałoby się nie do zdobycia. Aha, dodam, że jak atakowałem Maćka, to widziałem ledwie crossbowmanów, jakiś chyba axemenów, słonie.. Nic co by sprawiało wrażenie. A już w trakcie wojny znikąd pojawiali się macemeni, pikierzy i inni... Ale czemu poświęciłem katapulty? Colateral damage. Wszystkie jednostki w spracie zostały uszkodzone, a samo miasto, dzięki i temu poświęceniu padło w 2 tury... Padłoby od razu, ale oczywiście timer się wyczerpał, doszła do miasta dodatkowa jednostka i tylko przez to zniknęło mi kolejnych 2ch macemanów. Moje miasta puste w sumie nie były, stolica była dobrze nastawiona na produkcję wojenną i nie bałem się wjazdu w tyłek. Ale Maciek miał rację. Atak na miasto 2 w stosunku 8:3(w tym wielki generał) wydawało się formalnością.. Dobrze, że zauważyłem, że nie:D I w porę się wycofałem. Niedobitki z ataku na Spartę wraz z posiłkami natknęły się na jeszcze jedno duże miasto Maćka, które też udało się zrównać z ziemią, tym razem z niewielkimi stratami własnymi. To pozwoliło umieścić Maćka kiladziesiąt ptk. za mną i cóż.. Wojna trwa. Na razie nawet nie dostałem propozycji pokoju, a cała wielka kampania, mimo strat większych niż planowane, wydaje się odniosła planowany skutek.

A, Windu, nie dziw się że daje ci zaporowe ceny technologii, w momencie gdy masz 200 ptk przewagi. Każde wsparcie ciebie oznacza osłabienie samego siebie. Ja w późniejszych etapach gry wręcz rozdawałem technologię innym, których wojna zostawiła w tle. Warto jest w tej grze mieć przyjaciół. I trzeba się często oglądać, czy któryś z nich nie mierzy sztyletem w twoje plecy!

Moim zdaniem błąd, każda wymiana gdzie ja wymieniałem się z innymi była osłabianiem ciebie.

Wojna skończy się w grze, oby nie po tak długim czasie i nie z takimi skutkami jak u Macza i Gvsa.

Gramy w środę od ok. 19-20?

dla mnie fail, w czwartek mam zajecia i musze sie na nie przygotowac.

A jak z resztą? Tak, jak się umawialiśmy w JC w zeszłym tygodniu, nie zapisałem się na raid na dziś

Ja mogę grać

To proponuje żebyście zaczeli nową grę, a poprzednia dokonczymy przy okazji?