[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Łza dni minionych

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Fri Nov 01, 2024 1:14 am

All times are UTC + 1 hour




Post new topic Reply to topic  [ 12 posts ] 
Author Message
 Post subject: Łza dni minionych
PostPosted: Sun Jun 05, 2005 11:35 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Aug 26, 2004 2:56 pm
Posts: 267
Location: lul piwnica
Na wpół lodowata dłoń.
Zimne twe usta...
A jeszcze niedawno ogień skrzył.
Pamiętam rozkoszny wiatr,
Masztem gnący,
Sztorm.

Daje ci moją łzę.


Trupioblade słońce wzeszło nad horyzont. Pierwsze promienie słońca oświetliły spaloną popękaną czerwoną ziemie. Mała jaszczurka o dwóch głowach postanowiła wyjść z swego podziemnego ukrycia. Życie w domu śmierci. Ledwie wychyliła swą główkę wyciągnęła języczek spadł na nią gigantyczny ciężar. Ostatnim, czego dokonała w życiu było chrupnięcie połączone z stłumionym mlaśnięciem. Ciężar okazał się wojskowym butem. Postać z przedziwnym przerdzewiałym mechanizmem na plecach, nie zwróciła uwagi na dźwięk, jaki ją doszedł spod podeszwy. Wpatrywała się rozmarzonym wzrokiem w piętrzące się przed nią ruiny prehistorycznej metropolii oświetlanej pierwszymi płomieniami słońca. Korm odwrócił się za siebie.
-Tak, więc panie kapitanie przykro mi, że sytuacja pana przerosła... Przerosła do tego stopnia, że podczas wejścia w atmosferę stracił pan wprost głowę- podrapał się po głowie, tak delektował się widokiem rozbitego Cywilnego Transportera Klasy A- Widać, że anioły pana opuściły a gwiazda zaranna zanurzyła się w odwiecznych odmętach morza chaosu. Cóż mnie ładować nikt nie uczył. Ach... Przykro mi. Niewolnictwo to dziś ryzykowny interes, nigdy nie wiadomo, kto niespodziewanie znajdzie się na pokładzie tuż przed odlotem. Czasem jest to policja, czasem przeciwnicy a czasem Zagłada.
Ognistowłosy ruszył w stronę wraku.
-teraz was już nikt nigdy nie zniewoli, jesteście wolni na wieczyste czasy- rzucił widząc porozrzucane, miejscami rozczłonkowane na skutek uderzenia ciała niedoszłych niewolników- Qualis vita et mors ita... Gdzie mi to to...
Widać, że czegoś szukał, przerzucał wydarte z kadłuba płyty, przesuwał zwłoki. Uśmiech zszedł mu z twarzy i obecnie wyrażała, co najmniej zaniepokojenie. Nagle wyprostował się.
-Nareszcie znalazłem- uradował się w głębi. A następnie z wszelką możliwą dla człowieka troską sprawdził ostrze miecza. Gdy uznał, że nic mu się nie stało westchnął, przymocował go do pasa i ruszył w stronę ruin.
Niespodziewanie słonce wzeszło nad zrujnowany wieżowiec uderzając skrzydlatego po oczach. Źrenice nieprawdopodobnie się mu skurczyły. Padł na ziemie. Dygotał w konwulsjach wzbudzając tumany pyłu, po czym przez chwile łkał pozostając w bezruchu. Wstał. Strzepnął piach z munduru i popatrzył na miasto.
-Wojna... Oto, do czego są zdolni ludzie... Masowa zagłada setek, nie tysięcy istnień. Jak było w przypadku tego miasta?- Westchnął i przymknął oczy- I oto gwiazda ognista spadła na ziemie i pochłonęła tysiące niewinnych istnień. Zgrzeszyli życiem, zgrzeszyli tym, ze stali po złej stronie... Smutne- wzniósł głowę i spojrzał w słońce- O Heliosie doprawdy człowiek to zadziwiający gatunek, jako jedyny z wszystkiego, co istnieje obrał sobie za cel własnego istnienia samozniszczenie- Zaśmiał się, szaleńczo się zaśmiał- Jakaż szkoda, że mnie tu nie było, kiedy ogień piekielny, co przybył z nieba trawił niewinne dusze pośród powyginanych skrzydeł, na, które spoglądały przerażone dusze oczekując zbawienia- oblizał się-, lecz to nie nadeszło, nie było go. Znów dobrzy bogowie zapomnieli, ukazali swoją niełaskę. Boże o boże czemuś mnie opuścił- dostrzegł leząca na ziemi czaszkę, podniósł ją i spojrzał w oczodoły- W tej wojnie nie było zwycięzców, w tej wojnie wygrała śmierć. Chwała zwycięzcom... Chwała śmierci- ucałował czaszkę poczym upuścił ją na ziemię.
Ruszył. Myśli mu już nie zakłócały podróży w stronę ruin.

***

Szedł zrujnowaną ulica, gdzieniegdzie dostrzegał żółć spalonych słońcem kości. Mijał zniszczone śmigacze, co kiedyś przesłaniały niebo, sam chodnik za dawnych dni tłoczny i pełen życia tłumił kroki jedynego przechodnia. Korm nagle stanął. Nasłuchiwał. Rozejrzał się, lecz niczego podejrzanego, (lecz cóż może nie być podejrzane w spalonych słońcem ruinach, które nawet wiatr omija by nie roznosić zapachu masowego grobu) wznowił swój marsz.
Nagle tysiące chciwych dłoni wyciągnęło się ku jego szyi. Zamarł w bezruchu sparaliżowany widokiem setek wychudłych nagich sylwetek wyciągających ku niemu swe ręce. Wszystko trwało okamgnienie. Stał znów sam na zrujnowanym chodniku pośród zrujnowanych budynków.
-Głodne duchy- lekko się uśmiechnął- oto, co przyniosła wam wojna... Tylko masę głodnych spragnionych dusz, które jądro planety nie jest w stanie przyjąć i uwolnić. Sami sobie to zafundowaliście... Można zabić naród... Można zabić rasę... Można zgładzić gatunek... Lecz nigdy, ale to nigdy nie pozbawić życia planetę...-Oczy zaszły mu mgłą, wspominał.
Wspominał pewną stara teorie, którą jeszcze usłyszał jako inna istota. Głosiła ona, że dusza jest nierozerwalnie połączona z planetą, która była miejscem narodzin tej istoty. Cienka niedostrzegalna linka łączyła ją z jądrem, jądro z gwiazdą układu, gwiazdę z centrum galaktyki i tak dalej się to rozrastało tworząc prawdziwą sieć życia, w której każda żywa istota była w jakiś sposób połączona z inną. Tu to uległo zaburzeniu, dusze miast odejść, poddać się transformacji w nowe kształty i istnienia pozostały. Pozostały bez szans na transformacje, bez szans na wolność. Skazane na ból jaki je trawił w momencie śmierci. Teraz wyciągają swe dłonie, może błagalnie a może nienawistnie w stronę jedynej w pełni świadomej istoty na tej planecie.
Przerwał rozmyślania. Delikatny uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Apokalipsa to i sąd ostateczny, miejsce gdzie sądzeni są żywi i umarli. Wy nie możecie zostać osądzeni... trzeba was uwolnić... Trzeba dowieść co tu się stało i podarować wam wolność... Niesienie wolności to cel mego życia. Niechaj odwieczny waż jadu i klejnot wiecznego ognia ściągną na mnie wieczną katusze jeśli nie odkryje przyczyny...
Ruszył, ruszył szybkim krokiem w sobie znanym kierunku i celu. Pod nosem nucił starą piosenkę o nieznanym dziś tytule i wykonawcy:

“...Withered hands, withered bodies begging for salvation
Deserted by the hand of gods of their own creation
Nations cry underneath decaying skies above
You are guilty, the punishment is death for all who live
The punishment is death for all who live

Out of the silent planet, dreams of desolation
Out of the silent planet, Come the demons of creation
Out of the silent planet, dreams of desolation
Out of the silent planet, Come the demons of creation...”

Wiatr niósłby słowa pieśni gdyby tylko odwiedzał tak plugawe miejsca jak to...

_________________
Image

Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jun 20, 2005 10:56 pm 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world
Rzucili go wycieńczonego i rannego do celi. Uderzył głową w metalowy rant ściany i stracił przytomność. Widział! Widział to wszystko dokładnie. To tam się wszystko zaczęło.

- Skok międzygalaktyczny ETA zero coma dziesięć - Rzucił zimny głos AI pokładowego.

- Przygotujcie się chłopcy! Zostaliście wybrani spośród trylionów. Najlepsi z najlepszych. - Usłyszał głos kapitana Reedsa. - Nie miejcie litości. Od tej misji zależy przyszłość Wszechświata.


Gdy usłyszał zero był już we wnętrzu sfery Dysona. Olbrzymiego konstruktu Starożytnych wokół czerwonego karła. Wysadzał, mordował, zabijał w imię Federacji. W imię wolności i demokracji. Za takie ideały kazano mu walczyć, za takie przyzwolono mu umrzeć.

Leżał jak inni w okopach zaraz za przenośnymi generatorami tarcz. Nieprzerwany ogień obrońców znajdował kolejne luki w obronie. Kolejne szańce i przyczółki dosłownie wyparowywały w potoku kwarkowo-gluonowej plazmy. Broń starożytnych istotnie zasługiwała na miano boskiej. Lecz ich było więcej. Kilkadziesiąt milionów przeciw automatycznej obronie jednej piramidy.


- Zlokalizowaliśmy lukę w obronie generatora tarcz Komory Łazarza.... - Anonimowy głos wieszczył przełom w tej bitwie. Bohater, który dokonał tego czynu na pewno zostanie odznaczony.
- Powtarzam, wsparcie floty, sektor gamma pięć, osiem, dwanaście.... Argh!! - Stłumiony krzyk dowodził jednak, ze nie dotrwa końca bitwy. Nagle poczuł ból w skroni. Czuł, ze zaraz eksploduje mu czaszka. Z trudem zdołał zrzucić hełm na ziemię.

- Złamali kody naszego cybernetu. Przerzucam... Z mind-linka na łączność hiperprzestrzenną. - Część jego towarzyszy nie przetrwało uderzenia psychicznego. Teraz leżeli powykręcani w pozach pełnych bólu, z krwią cieknącą z oczu, uszu i nosa. Ich oczy mimo, ze nie potrafiły mówić dawały jasno do zrozumienia. Ostateczny strach. Jego dowódca tez nie wytrzymał ataku. Podszedł do niego i zdjął jego hełm. Właśnie otrzymał szybki awans.

* Mind-link established... *
*Wszedł teraz na plan cyberprzestrzenny. Aktualnie odwzorowywał cały obszar bitwy. Pobiegł wprost do piramidy. Wokół leżało jeszcze więcej trupów i było jeszcze więcej lejów niż w rzeczywistości. CyberOps stoczył tu ciężką walkę. Przebiegł głównym korytarzem wprost do wind i zjechał na trzeci poziom. Zobaczył znajome twarze w głównej hali.*

- Tu team delta przebiliśmy się do poziomu trzeciego, sali dowodzenia. Zlokalizowaliśmy centrum superkomputerowe i hale hibernacyjne. Przygotowujemy się do wysadzania. Niesamowite. Do czego służy ten pierścień. Wygląda jak małe wrota czasoprzestrzenne. Nigdy nie sądziłem, ze można je tak zminiaturyzować.. Wrota są aktywne. Powierzchnia przypomina ciecz nanotechniczną.. -

- Wrota Komandorze! Wrota aktywują się! -

- Doszliście daleko, ale na tym koniec. Zabijacie nas chodź służyliśmy wam od milionów lat. Tuples 4, Rayo X, Tair Alfa i wiele innych naszych miejsc. Istoty, które swoja wiedza przekraczają pojedynczo was wszystkich razem wziętych zginęły... Jesteście niczym robactwo... - Z cieczy w okręgu wyłonił się ponury ludzki kształt. Jego ciało z początku metaliczne przybierało kształt, teksturę i kolor.
- Arghh... To On! - Kapitan delty wskazał w stronę wrót. Nim jednak unieśli karabiny distrupcyjne było już po walce. Z błękitnoskórego wystrzeliło tysiąc metalicznych ostrzy przebijając w ułamku mikrosekundy wszystkich członków teamu delta. W miejscu ran tkanka poczęła gnić w błyskawicznym tempie. Ich ciała rozłożyły się w pół minuty przy pełnej świadomości ofiar tego ataku.

- ... Sami wiecie, kto... - Dokończył błękitnoskóry. Wolnym krokiem ruszył w stronę windy. Przechodząc obok Korma, zatrzymał się, obrócił i uśmiechnął... Oczy błękitnoskórego jednak nie wskazywały na radość. Korm, zdał sobie sprawę, ze był to uśmiech, jaki się poświęca martwym. Po plecach przeszedł mu dreszcz.

* Mind link lost... *

- Coś zakłóca naszą sieć komunikacyjną! -

- Niemożliwe! Łącz kwantowych nie da się zakłócić, jeśli nikt fizycznie nie splącze się z Materią Komunikacyjną. -

- Odczyty wskazują na koncentracje energii próżni przed Komorą Łazarza.-

- To wygląda jak pułapka z bombą fałszywej próżni. Wycofać się! -

To jednak nie mogło być to. Korm rzucił na ziemie hełm i spojrzał w stronę Piramidy. Jego genetycznie udoskonalane oczy pół-świadomie powiększyły obraz. Z piramidy wybiegła jedna postać. Otoczyła ją ciemna kula. Niewątpliwie była to fałszywa próżnia. Korm popatrzał na swój bunkier. Już tylko on żył. Bez zastanowienia zaczął biec w przeciwną stronę. Jak najdalej od piramidy. Poczuł, jak olbrzymi cień powoli dogania go i pochłania. FSS Invicible - krążownik Federacji przysłonił niebo. Z jego dział otwarto ogień do czarnej kuli próbując powstrzymać proces degeracji próżni. Na daremno.

- Roar! - Błysk błękitnego światła i przerażający ryk zwiastowały zagładę.

Olbrzymia czarna bestia o niewyraźnym konturze uniosła się w powietrze i najzwyczajniej w świecie przeleciała przez maszynownie Invicible pozostawiając za sobą równo wycięty przekrój przez statek. Invicible powoli zaczął spadać w stronę powierzchni płyty sfery. Korm załączył nano-dopalacze. Miliony maleńkich robocików w jego krwi poczęło syntezować chemikalia doprowadzające jego organizm do granic wytrzymałości. Biegł czterdzieści kilometrów na godzinę... Pięćdziesiąt... Nie minęła minuta, gdy przekroczył dwieście. Czuł jak pękają mu ścięgna i rozrywają narządy wewnętrzne, lecz te wszystkie uszkodzenia były niczym dla standardowej militarnej nano-apteczki, która również pływała w jego krwi. Jakimś cudem dobiegł statku desantowego. Było jeszcze dość dużo paliwa, aby wystartować. Nie znał się na pilotażu zbyt dobrze. Był zwyczajnym piechurem a nie pilotem. Na szczęście nie tylko on zdołał uciec ze strefy upadku. Statek desantowy zapełnił się masą uciekinierów z różnych oddziałów. Jednemu z nich udało się dogadać z komputerem pokładowym.
Statek uniósł się w powietrze na automatycznym kursie, którego celem było... "Przetrwanie”. Tymczasem czarny smok. Rozszalała bestia paliła wzrokiem i cięła pazurami. Żadna bron nie była w stanie przebić jej mglistej czarnej skory. Każdy promień niknął w czerni. Każdy pocisk plazmy był w pełni i ciszy pochłaniany. Każdy, kto stanął jej na drodze niknął w jej czarnym cielsku.

- Zaraz rozwali filary płyty! -

Korm spojrzał w holo-obraz w przedziale. Bestia uszkodziła olbrzymią wieże spajającą dwie sąsiednie płyty. Potem druga wybuchła pod naciskiem dwóch kul kwarkowo-gluonowej plazmy. Zobaczył jak daleko przy horyzoncie krajobraz się zapada a płyta opada ukazując otwartą przestrzeń. Jeszcze wiele statków desantowych nie uciekło z pola bitwy a miliony istot nadal pozostawało na otwartym terenie. Invicible właśnie zarył w poszyciu i dokończył dzieła. Uszkodzeniu uległo trzecie spoiwo. Z piramidy wyleciał mały statek. Prom desantowy zidentyfikował go jako ISS Phoenix - statek klasy niszczyciel planet. Nie produkowano już takich od milionów lat. Lecz ten był nietypowy na swoją klasę i z pewnością przewyższał całą flotę rebelii. Smok opadł w jego kierunku i rozpłynął się w powietrzu. Trójkątna równoboczna płyta o boku dwustu kilometrów odpadła wyrzucona siłą odśrodkową w pustkę międzygwiezdną. Miliony zginęły.


- Draylon IV zniszczone. Operacja Przerwane Ogniwo zakończona niepowodzeniem. Członek Rady zdołał uciec. Na miejscu nie było żywych istot. Wywiad z pola akcji wskazuje, ze była to sprawnie przygotowana pułapka - Popłynął do centrum dowodzenia komunikat.



Phoenix obrócił się w stronę czerwonego olbrzyma. Wystrzelił skromną czarną kulę prosto w słońce. AI promu doskonale wiedziało, co to znaczy. Jako, ze statek posiadał zdolności do skoku na śród-galaktyczne odległości. AI wydało rozkaz szybkiego skoku. Niewątpliwie uratowało to pasażerów od niechybnej śmierci w objęciach wybuchu supernowej, lecz skok był niedokładny. Wynurzyli się blisko centrum Galaktyki, na obszarze poza kontrolą Rebelii. I tak ich pojmano....



Ból, cierpienie, zimno, głód. Korm czuł to wszystko, gdy wybudził się w celi. Zacisnął dłonie na ostrej krawędzi ściany. Czuł jak z dłoni spływa mu krew. Przyłożył palce do ust. Poczuł znajomy, słonawy smak... Już nie był w celi tylko na olbrzymim białym stole. Cybernet? Z góry patrzało na niego tysiące a może miliony zimnych oczu. Przed nim pojawiło się dwóch rosłych "lekarzy" i On.
- Nie sądzę by tak proste zagrywki psychologiczne mogły wywołać pożądany wpływ psychologiczny w armii rebelii. Spójrzcie na to... – Wskazał Korma – zrobimy męczennika. –

- Dobrze... – Błekitnoskóry skłonił się zebranym oczom. – Jak zwykle wykonam mi powierzone zadanie. -

W stronę Korma ruszyli „lekarze”. Korm wyciągnął nóż i dźgał. Dźgał z całej siły. Dźgał ile mógł. Raz po raz wymachiwał ręką. A przynajmniej to właśnie chciał zrobić. Taki przekaz niosły jego myśli do tego sztucznego świata.

Obraz rozmazał mu się znów. Teraz widział, ze zaciska dłoń na własnym nożu. Jego krew mieszała się z krwią człowieka, którego właśnie zabił. Leżał przed nim. Cały pokryty ranami od ukłuć. Wyglądał jakby należał do jakiegoś gangu. Na skórzanej kurtce pisało: ‘Hell Angels: Unit 15”. Obok leżał motor i ciężki młot bojowy.

- Oj Kormie, Kormie. Widocznie ktoś ci dal łupnia w głowę. - Zaniósł się chorym śmiechem. Uniósł palce do ust i poczuł znajomy, słonawy smak....

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Jul 23, 2005 4:12 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Aug 26, 2004 2:56 pm
Posts: 267
Location: lul piwnica

_________________
Image

Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Aug 16, 2005 9:50 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Aug 26, 2004 2:56 pm
Posts: 267
Location: lul piwnica
Zmęczenie, głód, zimo. Pomieszane, potłuczone niczym lustro strzępki wspomnień- To wszystko, co pamiętała od wielu dni, a może i nawet miesięcy. Czas nie miał znaczenia, czas po prostu był. Wciąż parła do przodu, wciąż przedzierała się przez pustkowia, lecz zarazem nie potrafiła sobie odpowiedzieć, dlaczego. Po prostu to robiła.

Niejednokrotnie widziała na ruinach budynków groteskowe postacie spoglądające w jej stronę, bała się ich. Podświadomie wiedziała, że stanowią śmiertelne zagrożenie, o wiele większe niż człowiek... Życie ludzkie przerywa jedna zwykła kula, trochę zręczności, niewinna minka zagubionego dziecka i niemal każdy przestawał być potencjalnym zagrożeniem, gdy zmieniał się w nieruchomą kupkę mięsa. Jednak posiadała wewnętrzne wątpliwości czy pojedyncza zwykła kula by wystarczyła na tą istotę. Nie chciała tego sprawdzać. Już kiedyś ją goniły, wprost czuła ich oddech na karku, lecz jednak niespodziewanie odstąpiły, właściwie nie wiadomo, czemu. Może oddaliły się zbyt daleko od jakiegoś miejsca, a może po prostu się im znudziło... Teraz było to jednak bez większego znaczenia. Znaczenie miał głód, zimo i pragnienie.

Zauważyła niewielką ruinę w odległości kilkuset metrów od jej obecnej pozycji. Była to chyba farma patrząc po zabudowie. Obecnie stanowiła idealne miejsce na spędzenie nocy. A i może, jeśli by się, poszczęściło znalazłaby coś do jedzenia. Nieufnie- wypatrując zagrożenia, ruszyła w stronę gruzowiska. Nic nie wzbudziło jej podejrzeń, więc po kilku minutach skradania się ruszyła normalnym krokiem.

Tak jak się spodziewała, była to farma. Skierowała swe kroki do największego parterowego budynku. Mimo ciemności mogła dojrzeć, że wciąż jest tam zachowany fragment sufitu, co dawało szanse na suche schronienie w razie ewentualnego deszcz, jak i stanowiło potencjalnie lepszą kryjówkę. Nie zwróciła uwagi na kilka podejrzanych szmerów, to był jej błąd... Gdy tylko przeszła przez framugę drogę zastąpiły jej dwie postacie. Głębiej w cieniu czaiły się kolejne cztery. Za swoimi plecami poczuła czyjąś obecność, pewnie kolejni przeciwnicy... Jest otoczona... Instynktownie przywarła do ściany, gotowa wyciągnąć broń i przygotować się do obrony. Znowu ludzie...Tak, ludzie, wszyscy ludzie są źli... Będzie musiała znów się bronić. Znów zgasi tylko kilka złych świeczek, to nic złego... Nic właściwie się nie stanie. Lecz nagle zmęczenie i osłabienie organizmu wzięło górę, osunęła się na kolana, a powoli rozmywający się obraz rejestrował powoli zbliżające się z szyderczym śmiechem postacie. Ciemność powoli ją pochłaniała, starała się zachować jak najdłużej resztki świadomego umysłu, poderwać do ucieczki, lecz ciało odmawiało współpracy, wyglądało to na koniec...

Niespodziewanie do jej uszu dobiegły krzyki z zewnątrz zrujnowanej budowli i odgłosy strzałów. Coś się tam działo, postacie powoli zmierzające w jej stronę zamarły w chwilowym bezruchu, spoglądając na jedną z ścian pozbawionych sufitu. Całą swoją siłą obróciła głowę. Na szczycie ściany stała postać. w tle dużego, wschodzącego czerwonego księżyca, mogła dostrzec jakieś dziwne, rozłożyste, wyprężone kształty wychodzące z jej pleców. W jednej dłoni trzymała dziwny, kulisty przedmiot, natomiast w drugiej prawdziwy miecz o falowanym ostrzu. Zawsze sądziła, mimo zaledwie resztek wspomnień, że miecze to przeszłość, coś, co już nie istnieje, a dziwny przybysz właśnie jeden ściskał. Jej uszy wychwyciły tylko jakiś dziwny, niezrozumiały bełkot o gwieździe polarnej i nadchodzącej łasce zbawienia. Stojący na murze cisnął kulistym kształtem w jednego z prędzej zbliżających się napastników. Trafiony stracił równowagę, upadł na ziemie, lecz nie upuścił trzymanego przezeń pręta. Następnie, mimo odgłosu strzałów, postać zeskoczyła, przeszywając na wylot przy tym kolejnego z napastników. Dłużej już nie była w stanie opierać się ciemności. Dała się otulić jej całunowi.
***

Dzisiejszy dzień, jak i powoli rozkwitająca noc, była bardzo dobra. Korm radował się na widok świeżo odnalezionych obiektów wymagających łaski i zbawienia. Śmieszyło go ich wyszkolenie, nawet jeszcze ani jeden strzał nie zranił go poważniej. Większość pocisków zatrzymywała się na jego zmodyfikowanej klatce piersiowej, nie mogąc zagłębić się w stronę serc, płuc i pozostałych organów. Radował go okrzyk jednego z nich „demon”, „demon”- Już dawno nikt tak go nie nazwał. Jedna z tych żałosnych istot w dramatycznym geście po prostu rzuciła się na niego z prętem. Pozwolił się przebić w okolicach żołądka, choć wyrwanie pręta temu człowiekowi nie należało do trudnych, lecz cóż to za walka, w której nie może odczuć nawet odrobinki kojącego bólu? Zadowolił go efekt przerażenia, jaki uzyskał wyciągając sobie z uśmiechem pręt. Wycelował w połączenie czaszki z żuchwą, następnie wziął zamach, mózgoczaszka uderzyła o ziemie. Oblało go coś przyjemnie ciepłego i wilgotnego. Odrzucił pręt i się rozejrzał.
-Czyżby śmiejące się diabły ciemności nie pozostawiły nawet jednej jeszcze duszy, gotowej do potyczki podczas zaćmień słońc radości?- Wyrecytował korm w myślach. Nagle dostrzegł przy ścianie małą postać, w pozycji półleżącej. Oddychała, czyli była tylko nieprzytomna.
-Jutrzenka mi cię wskazała, ciesz się nadchodzącym wyzwoleniem, w tym świecie tylko stare myśli żyją życiem... Dziecko...-Wyszeptał powoli zmierzając w stronę postaci.

Nagle słowo „dziecko” rozbrzmiało tysiące razy w jego umyśle. Widok nagle przesłoniła ciemność, z której wyłoniły się miliony gałek ocznych, a wszędzie znów rozbrzmiewało wołane przez wszystkie języki świata słowo „dziecko”. Korm upadł na czworaka. Już nie był w otoczeniu trupów na zrujnowanej farmie, był na statku kosmicznym, przemierzał korytarze ze swą misją, musiał ją wykonać. Gdzieniegdzie padał ochroniarz, lecz większość załogi stanowiły dzieci. Mózgi, oderwane kończyny, wszędzie krew... To znaczyło jego drogę, pytania zbędne, sumienie zbędne, liczy się tylko misja a nie jej sens, on musi ją wypełnić, bo to jest dla niego egzystencja... Wszędzie ciała i krew dzieci, coś się łamie w jego wnętrzu. Jednak pranie mózgu nie było doskonałe, powracają wspomnienia lekarzy i operacji... Bolesne wspomnienia... W kącikach oczu pojawiły się krople krwi, formujące się w dwie powoli spływające łzy. Korm podniósł głowę, spojrzał na tamto dziecko, coś znów drgnęło, kolejne wspomnienie... Coś ciepłego... Dawno... Bardzo dawno... Zapomniane słowo... Dom... Tamta osoba chyba miała siostrę... Tak miała... Wspomnienie nabrało kształtu, staloskrzydły zamknął się w kolejnej iluzji jego umysłu.

Wszystko w ogniu, trwa wojna. Ewakuacja planety. Jest świeżo po szkole, zajmuje się ewakuacją własnej planety podczas najazdu, jest to świat stracony już na zawsze. Co jakiś czas leje się ogień z nieba, pozbawiając życia kolejne miasto, ogień piekieł zsyłany przez stalowe kolosy wysoko nad ich głowami... Pamiętał komunikat o bezpośrednim najeździe na jego wioskę, podobno zauważono lecącą tam przednią straż oddziałów wroga, szybko zebrał z sobą kilkoro ludzi i dramatycznie ruszył w tamto miejsce, już większość została ewakuowana, lecz jego siostra wciąż tam była. Pojawił się za późno, zastał zgliszcza. Z drobnego oddziału, kierującego bezpośrednio ewakuacją wioski. Niewiele zostało, tylko kilka rozerwanych ciał. Wbiegł do swego domu. Leżała przy ścianie, strzał z bliskiej odległości między oczy... Widać, że bawiło ich mordowanie...

Obrazy nałożyły się na siebie, obraz zastrzelonej siostry i leżącej pod murem nieprzytomnej dziewczyny, były w takich samych pozach... Ból... Ból z samego wnętrza jego istoty. Korm ukrył twarz w dłoniach i krzyczał.
***

Kerowyn powoli otworzyła oczy. Wciąż była słaba, lecz czuła się lepiej niż przed utratą świadomości. Już chciała spokojnie rozmasować bolące ją mięśnie, gdy zauważyła siedzącą przy naprzeciwległej ścianie postać. Był to rudy, wysoki mężczyzna, o dziwnych, stalowych prętach przypominających skrzydła ubrany w stary, podziurawiony mundur wojskowy z elementami zbroi. Patrzył tępo przed siebie, nic sobie nie robiąc z jej obecności. Kero ostrożnie się podniosła i nie spuszczając wzroku z nieznajomego powoli sięgnęła do kabury. Najłatwiej jest zabić, tym bardziej, że ten człowiek wygląda na gorszego niż reszta, chyba widziała go przed utratą przytomności i jego okrucieństwo.
-Lepiej zgasić świece niż pozwolić mu na zrobienie czegoś złego- Krzyczały jej myśli. Wyciągnęła broń, strzeliła idealnie między oczy. Głowa nieznajomego poderwała się od tyłu, po czym bezwładnie siła ciężkości opuściła ją w dół. Kolejna świeca zgaszona. Lecz postać powoli się uniosła nie spuszczając głowy. Pierwszy raz się zdarzyłoby człowiek postrzelony w głowę wstał. Dziewczyna w przerażeniu otworzyła ogień. Pociski zagłębiały się w ciało dziwnego człowieka, powodując delikatne szarpnięcia zaburzające jego ruch wciąż do przodu. Nawet, gdy już skończyła się amunicja, stała dalej na szeroko rozstawionych nogach i strzelała, mimo iż odpowiadało jej tylko głuche „klik”, „klik”. Człowiek podszedł niesamowicie blisko. Powoli, jakby jego stawy nie były w stanie tego dokonać, przyklęknął. Podniósł głowę. Spojrzał Kerowyn prosto w oczy. Dostrzegła w nich ból, krzyk, szaleństwo, wiele milionów rzeczy wprost nie do opisania...

***

Dziewczyna szła pustkowiem w sobie tylko znanym celu, kilka kroków za nią powoli posuwał się staloskrzydły. Bała się ludzi, lecz ten był inny. Widziała jego oczy, inne niż u wszystkich ludzi, jakich dotychczas spotkała. Mimo iż instynktownie wiedziała, że akurat tej postaci powinna obawiać się o wiele bardziej niż wszystkich pozostałych, to jednak nie czuła leku. Nie widziała czemu, może dlatego, że był po prostu inny...

Korm szedł, od czasu, gdy spojrzała mu w oczy nie odezwał się ani słowem, szedł...

_________________
Image

Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Oct 26, 2005 10:00 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Aug 26, 2004 2:56 pm
Posts: 267
Location: lul piwnica
Integralność Kory: ok...
Systemy Chłodzące: ok...
Bazy Danych: ok...
Test Systemu: ok...
System Monitorujący: ok...

Testy Dodatkowe:

Systemy IFC: ok...
Spójność Poleceń DAC: ok...

Stan Ogniw Fuzji: <<UWAGA>>

>>Ogniwa Fuzji na wykończeniu, prognozowany czas działania... ... ... 4 Dni<<
>>Zalecana Natychmiastowa Wymiana<<

Czas umierać...

Systemy Obronne: ok...


***


Staloskrzydły powoli podniósł się z ziemi. Jego umysł powoli znów nabierał kształtu po niedawno przebytej burzy. Spojrzał na dziewczynkę, stała z zmieszaną minę niepewnie lustrując otoczenie. Przeniósł swój wzrok na groteskowo powyginane zarośla poszukując śladu przybysza. Był zdolny, a zarazem zapewne skrywał kilka intrygujących tajemnic.
-Wyjdź przybyszu o skrwawionych dłoniach słońca, twe odkupienie zostało chwilowo odroczone- po chwili namysłu dodał- mym pragnieniem jest poznać twe imię głoszone przez gwiazdy, gdy światy drżą i oddają pokłon...
-Poznać, później ewentualnie zbawić... On nie jest tak łatwy jak pozostali- Dźwięczało mu w myślach. Kątem oka dostrzegł jak to dziecko... Kerowyn przykucnęło i przygotowało się do strzału.
-Tylko ją tknij a wyjące demony poranka będą długo czekać aż zakończę twe uwolnienie...- wyszeptał pod nosem oczekując jakiegokolwiek ruchu z strony przybysza. Po kilku chwilach dobiegł go głos i powoli dojrzał kształt powoli wyłaniającej się z wszechobecnej ciemności postaci.
-Witaj proroku! Twe słowa mogą być balsamem dla wiernego i ogniem dla grzesznika, ale twe księgi nie mówią wszystkiego, przyjmij mnie jako glos boga...- Przemówiła, powoli nabierając konturów- Mówią o mnie Mistrz, Szaman i Imperator, ale ja jestem tylko Sereusem...
-Niech twe odnóża skamienieją, nie podchodź bliżej- Rzucił staloskrzydły jednocześnie orientując się, że miecz leży zbyt daleko by bezpiecznie się odwrócić i w razie problemu się nim posłużyć. Oczywiście, gdyby zaistniała konieczność to mógłby użyć swych zdolności, lecz to by tylko zdradziło granice umiejętności co przy potencjalnie groźnym przeciwniku mogło być niebezpieczne. Sereus zatrzymał się, włożył rękę do tobołka i przez chwilkę czegoś szukał po czym położył na ziemi przed sobą tęczową muszlę.
-To dla Ciebie, Demonie- poczym zrobił kilka kroków w tył by udowodnić, że nie posiada wrogich intencji. Korm przesunął się do przodu o kilka kroków wciąż uważnie obserwując mężczyznę, ostrożnie schylił się i podniósł muszelkę. Spojrzał na nią.


***


Radar Tryb Pasywny: off...
Radar Tryb Aktywny: ok...

<<UWAGA>>
>>stwierdzono obecność psycho-slotu zgodnego z standardem UPL 882360<<

?!
życie...



***


Opływowy kształt, gładka powierzchnia a na niej feeria tęczowych barw. Cała jego koncentracja powoli skupiała się na przedmiocie, powoli wszystko, co go otaczało traciło na znaczeniu: zamiary tego przybysza zwącego siebie Sereusem, jego obecne położenie i cel przybycia na tą odludną planetę, nawet nigdy nie opuszczające go głosy. Jedynie w stanie półświadomości trzymała go wciąż myśl o tym, co może postać dziecko przemieszana z jego własnymi wspomnieniami... Lecz nieubłaganie powoli odpływał w stronę nieświadomości.


***


Polecenie Skanowania: ... .... .... .... ok...
Użycie Narzędzia Przechwytującego E-net: ... ... ... ... ... ... ok...
Protokół Przekierowania: ok...
<<POŁĄCZENIE>>

doskonale


***


Z stanu błogości nagle wyrwało go ostre niekontrolowane szarpnięcie ciała i mocny ból głowy. Otworzył oczy i z przerażeniem odkrył, że obraz powoli staje się czerwony od krwi powoli wypływającej z jego oczu. Rozejrzał się, Dostrzegł przerażoną twarz Kero i nie mniej zdezorientowany wyraz twarzy Przybysza. Zrobił w jego kierunku kilka pełnych furii kroków.
-Wyklęty Syn Słońca przyniósł przedmiot ku mojej zgubie- przebiegło przez jego myśli. W tym samym momencie poczuł jak siły go opuszczają, padł niemal bezwładnie na ziemię, wokół niego zapanowała słodka, kusząca spokojem ciemność.

Z tej ciemności wyłonił się jeden bliżej nie określony czerwony obraz, powoli przemieniając się w żółty, zielony aż do ponownie koloru otaczającej go pustki. Następny przypominał twarz jego siostry... Nie Kerowyn... Nie... Nie mógł się zdecydować, biernie spoglądał jak obraz w skali szarości przepływa przez umysł i znika.

Nagłe ukłucie, zamiast pojedynczego kolejnego obrazu- wspomnienia pojawiają się ich tysiące w różnych szaleńczych kolorach powodując niesamowity ból. Wydarzenia z Cerberusa mieszają się z dzieciństwem. Niebieskolicy potwór na tych obrazach jest jego ojcem matka natomiast jest potworem złożonym z tysiąca medyków. Obrazy pojawiają się i znikają. Teraz jako Ten Co Umarł stoi i strzela w głowę własnej Siostry jednocześnie znajdując się na pokładzie statku kosmicznego, za nim znajduje się więcej dziecięcych zwłok. Znów znalazł się w ciemności, lecz ból nie ustąpił.
-Oczy! Oczy!- Jego umysł krzyczał niemalże w agonii, kiedy ponownie z nicości wyłoniły się setki oczu a chóry w wszelkich możliwych językach rozpoczęły swój śpiew. Później znów napłynęły obrazy, jeszcze bardziej poplątane i irracjonalne o kolorystyce wprost z koszmaru ekspresjonisty.
-Nie... Nie...- Umysł obłędnie krzyczał i niespodziewanie wszystkie obrazy oraz ból znikły zastąpione przez wielką planszę z białym napisem „NIE”. Po kilku chwilach pękła niczym potłuczone lustro objawiając zupełnie odmienny widok. Stał na kamiennej posadzce w budynku o wysokim strzelistym stropie o nagich kamiennych ścianach. Na wprost niego w odległości około pięciu, sześciu metrów znajdowało się łukowate okno przez które wpadał słup światła oświetlając idealny marmurowy posąg przedstawiający kobietę. Była średniego wzrostu, o długich włosach swobodnie opadających na ramiona, odzienie stanowiła lekka zwiewna sukienka natomiast na twarzy malował się delikatny uśmiech, lecz było w nim coś smutnego. Staloskrzydły niespodziewanie odkrył, że posąg nie stoi na podłodze tylko stopy pozbawione obuwia delikatnie unoszą się w powietrzu. W tym samym momencie postać o wyglądzie posągu poruszyła się, włosy delikatnie zafalowały a sposób, w jaki płynęła w powietrzu przywodził na myśl ptaka. Zatrzymała się w odległości kilkunastu centymetrów od korma i spojrzała w jego oczy swymi- marmurowymi, pozbawionymi białek, tęczówek czy źrenic. Staloskrzydły nie czuł niepokoju, w tej postaci było coś niesamowicie bliskiego... Coś chłodnego a zarazem ciepłego. Jej włosy tak przyjemnie falowały... Wysunęła w jego stronę dłoń, dotknął jej...


***


<<POŁĄCZENIE UTRACONE>>

>>Wykryto Burzę Magnetyczną<<

straszne...

Radar Tryb Aktywny: off

co też mu uczyniono...
Jest taki jak ja...


Radar Tryb Pasywny: ok...

Te wspomnienia... Jednak on nie umrze... nigdy nie umrze.
.
..
...
Przyjdziesz...



***


Kerowyn doznała szoku widząc nagle upadającego na ziemie Korma. Wolała nie myśleć w takiej sytuacji tylko działać. Sereus odskoczył w ostatnim momencie. Widok upadającego Staloskrzydłego nieco go zdezorientował. Wykonał szybki ruch ręką wprawiając w ruch siły tego wszechświata i zmuszając je do interwencji. Tym razem zmusił je do wyrwania broni z dłoni dziewczyny. Drugi ruch i już miał zapewnione, że się przez jakiś czas nie ruszy.
- Tak witasz gościa i darczyńcę? – spytał się Sereus otrzepując kurz z spodni.
- nikt nic nikomu nie daje za darmo, jeśli nie ma w tym interesu.-powiedziała Kero po chwili dodając- tym bardziej jeśli interes wygląda na próbę morderstwa...
-Gdybym chciał, to mógłbym cię zabić nawet teraz, naprawdę nie wiem, co się przydarzyło Demonowi...-Sereus dostrzegł wahanie na twarzy dziewczyny po czym dodał pewniejszym tonem- Ja mam interes, teraz jestem wolny, a ty masz drogę w Kuli. Popatrz w nią a może zrozumiesz ze to uczciwa wymiana...
- musi być jakaś cena... zawsze jest- przerwała Kerowyn
- wolność... aż do następnego powiernika- Sereus silił się na mentorski ton-chyba ze dasz się jej zniszczyć.
-Co mi grozi?- Spytała z niepewnością dziewczyna- Tylko nie kręć...
-Kiedy będziesz u szczytu potęgi popatrz w dół, jeżeli dojrzysz to czego byś pragnęła dojrzeć, oszalejesz i sama się zniszczysz .Jeśli zaś dojrzysz to, co przeczy twej potędze jeszcze nie jesteś zgubiona- Imperator zmrużył oczy-puszcze cię, jeżeli mnie nie zaatakujesz, nie chce mi się uwięzić tutaj ciebie na stale.

Rozmowę przerwał nagły ruch Korma. Staloskrzydły powoli wstał z ziemi i bez słowa monotonnie ruszył przed siebie.
-A co z Kormem?- zapytała Kero, spoglądając na jego powolny, z każdym krokiem nabierający siły marsz ku niewiadomemu.
- idzie, ma Muszle, wiec póki jej nie nauczy się słuchać idę za nim- odpowiedział politycznie, sam przed sobą musiał przyznać, że było w tym, też nieco zaciekawienia tajemnicami skrywanymi przez Upiora- ty zresztą też możesz słuchać, mogę cię dużo nauczyć... sprawdź czy nie jest to twoja droga do potęgi?- Po tych słowach Imperator znów zmusił do współpracy siły wszechświata, tym razem by uwolnić lewą rękę dziewczyny na co siły odpowiedziały usłużnie jak zawsze. Kolejny ruch spowodował materializacje broni, którą umiejscowił na swym pasie. Delikatny uśmiech wstąpił na jego usta.
-Dobrze, puść mnie- warknęła dziewczyna, po czym dodała- I nie gap się tak na mnie, daje słowo, ze nic ci nie zrobię-Poczym niemal bezgłośnie mruknęła- przynajmniej do czasu, kiedy mi się to nie przestanie opłacać.
-Ja tylko się upewniam – westchnął i spojrzał na kulę- Widzę ze jej nie ufasz, to dobrze, może cię nie opanuje- po tych słowach ruszył śladem Korma.
- Jedyna istota, która może mięć nade mną kontrole jestem ja sama- Szybko wypowiedziała doganiając Sereusa- Jeśli cos lub ktoś spróbuje to zmienić, po prostu go zniszczę.
-Zobaczymy, mnie tez się tak wydawało. Może ty ją zniszczysz?- spojrzał w twarz dziewczynie natomiast ona tylko wzruszyła ramionami.

Korm szedł przed siebie, wiedział, że niebawem znów spotka tamtą na wpół stanowiącą fantazmat kobietę... Chciał ją spotkać. Czuł, że wiele ich łączyło. Czuł, że zna odpowiedzi na wiele pytań... Wsadził rękę do kieszenie i przez moment popatrzył na tęczową muszlę. Zmrużył oczy i znów wsadził ją do kieszeni.

Zajmie się nią kiedy nadejdzie odpowiedni czas, teraz ma coś innego do zrobienia. Rozejrzał się, na wzgórzu przyglądały się trójce wędrowców groteskowe postacie
-Głodne Duchy...- pomyślał- Jedynie zbawienie może wam pomóc... Koniec cierpienia już blisko...

_________________
Image

Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Oct 27, 2005 7:57 am 
Offline
User avatar

Joined: Mon Oct 24, 2005 4:36 pm
Posts: 215
Location: From MY worst nightmares.

_________________
Have no fear, shadow ass is here!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Nov 12, 2005 2:30 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 10, 2004 6:18 pm
Posts: 222
Głodne Duchy

Trójka pielgrzymów przez życie kontyuowała swój marsz ku spo... ku towa... ku celowi, napewno. To był trzeci dzień marszu, Głodne duchy krążyły wokół.


Korm szedł bez przerwy, Szaman kroczył tuż za nim wspomagając swą mocą nogi Kerowyn. Jako Mistrz, Sereus odczuwał potrzebę dzielenia się swą wiedzą. Przekazywał ją więc, a dziewczynka uprzejmie słuchała.

- Nie ma tylko tego świata, zresztą, widzisz mnie i Korma, to wystarczy by uznać, że nie tylko ten świat jest prawdziwy. To tylko jedna z nici, bo Wieloświat, jak nazywamy całość, jest nieskończoną nicią. Nić splecioną z innych nici. Ty też jesteś przędzą wszechświatów. To pozwala ci osiągnąć Ji'tae – Splecenie, możesz sama, świadomie łączyć się z czym tylko chcesz i stąd mieć siłę, musisz się tylko skupić.

- Jesteśmy oddzielonymi myslami Ostatecznego i mamy część jego mocy, możemy więc zmieniać otoczenie siłą nas samych, wpływać na wszystko, chyba że spotkamy silniejszego.

Tak przemierzyli stopami wiele wiorst...
Szli przez zniszczony las. Smętne gałęzie zwisały jakby chciały zatrzymać pielgrzymów. Fakt, było tu nadzwyczaj cicho... za cicho. Przed naszymi wędrowcami wyłoniła się ściana, Zaś z pozostałych stron wyłoniło się ponad dwudziestu osobników.

- Ar'kha teratua, le sertew miczu we lappu arte! (1)
- Zunna! (2)

Okrzyki nie brzmiały jak zaproszenie na kolację. Mistrz skłonił wszechświat do współpracy... dziewczynka była bezpieczna. Korm, cofnął się by miać lepsze wybicie, Kerowyn wyciągnęła pistolet, patrząc się wprost w grot strzały. Sereus oparł się o ściane.

- A'thuna! (3) - zakrzyknął jeden obdartusów z łukiem, postąpił krok do przodu. Miał pecha, to w niego celowało dziecko. Trzask pistoletu był suchy i nic nie mówił o śmierci, a przecież to wyzwoliło energię tłumu. Ruszyli.

Kolejny strzał. Dzida wypadła tubylcowi z ręki, gdy ten trzyma się za rozerwaną tchawicę. Szaman podskoczył, złapał strzałę w locie i złamał. Salto w powietrzu, wyprowadzić cięcie, głowa na ziemi, kolejne ciecie, ten już nie użyje płuc. Sereus zablokował cięcie z góry i odbił, ostrze wbiło się przez podbródek, wyszedł potylicą. Szybki rzut oka w tył... Kerowyn bezpieczna, Korm bawi się w ogniomistrza. Kolejne cięcie... Trzask, to już ostatni nabój dziewczyny, już czas. Sereus lekko się skoncentrował. Uwolnijcie się! Wokół Mistrza pojawiły się widmowe rekiny i cienie, jednak to co zrobili z resztką wrogów było upiornie realne. Już po wszystkim. Odgryzione nogi, wyrwane mięśnie i posoka, Głodne Duchy przybywajcie.

Sereus złapał jakiś czerep, uderzył w niego mieczem, w taką miskę zebrał wnętrznościami innych, wykopał ręką jamę i wlał tam zawartość.

- Ekha Alla! (4) - zaintonował
- Aluna Etta (5) – odpowiedziały głosy z daleka.
- Ekha Alla! - Szaman powtórzył zawołanie.
- Tua ae tellis, Aramtu (6) – cienie zmaterializowały się przed Mistrzem ceremoni, Korm i Kerowyn obserwowali to w milczeniu.
- Chua, Terati (7) – powiedział Sereus, kładąc swój miecz przed sobą. Nagle światło zalało polanę, towarzysze Szamana mimowolnie zacisnęli powieki. Kiedy blask przygasł, nie było już duchów, zobaczyli tylko nagiego Mistrza, całe jego ciało było wytatuowane w przedziwne wzory, on zaś wstał
- Aruma, Ekha Alla... (8) - szepnął Sereus, podniósł miecz, otworzył swój tobołek i przepasał się tylko i przyczepił miecz. Nie umknęło uwagi towarzyszy, że ciało Szamana jest żylaste, ale silne, mocno ogorzały kolor skóry pod tatuażami był miły oku.

- Chodźmy, czuję smród Nekromantów, musimy się pośpieszyć.


Język planety: Truhe
(1)Uwolnijmy się od demona, tymi rękami!
(2)Zaprawdę!
(3)Dziecko demonów

Język Ehan
(4)Głodne Duchy
(5)Przybywamy
(6)Twoi i na rozkaz, Szamanie
(7)Patrzcie, oto Dom
(8)Przyjaciele, Głodne duchy

_________________
Where is a Baby?
There is!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Nov 13, 2005 8:48 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Oct 24, 2005 4:36 pm
Posts: 215
Location: From MY worst nightmares.

_________________
Have no fear, shadow ass is here!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Nov 15, 2005 3:18 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 10, 2004 6:18 pm
Posts: 222
Powróćmy do trójki pielgrzymów...

Sereus pociągnął nosem. "Nekromanci, są na powierzchni, czego oni chcą?" Jego rozważania przerwał sygnał Telepatyczny od Ek'Mare.

"Elecktra ruszyła, zaatakowała Chaotic Alliance, czy masz jakieś rozkazy Mistrzu?"
"Tak jak się spodziewaliśmy, niepotrzebnie ich uwolniliśmy, przyśpieszcie Projekt, powinien już byc gotowy."
"Jest, Mistrzu"
"W takim razie uruchom go, zawiadom też Agendę, u mnie w gabinecie znajdziesz treść przekazu dla nich."
"Dla Zakonu"
"Utha Agertha"

Sereus szedł dalej...


Zmierzchało. Trójka pielgrzymów zbliżała się już do dzisiejszego miejsca spoczynku.

Nagle zza przydrożnych skał wyskoczyli nieumarli. Pielgrzymi stali im na drodze i jednocześnie mogli być potencjalnie niebezpieczni.

Sereus wyciągnął miecz. Rzucił krótkie zaklęcie ochrony na Powierniczkę i rzucił się na wrogów.
- Encore! – precyzyjny cios powalił pierwszego z napastników. Szaman tymczasem wyskoczył w górę by zorientować się w sytuacji. Spadł już w mały tłum. Ciął dookoła siebie, odbijając co chwila zaklęcia od towarzyszy i siebie. Korm, nieprzejmując się ranami walczył jak huragan. Wyzwolone głodne duchy zrobiły swoje, nekromanci szybko pojęli, że nie przejmą nad nimi władzy, a jednocześnie nie byli w stanie z nimi walczyć

Mistrz, ciął od dołu. Wszyscy napastnicy poza przywódcą, parodią człowieka, właśnie dogorywali, Demon wraz z Kerowyn obijali pozostałych przy życiu. Wampir odbił cios, sparował kolejny, kontra, podskok, szarża... Sereus cofnął się, miecz poszybował w górę i wbił się kilka cali od dziewczynki.
- Teraz już nie uciekniesz...

Szaman poczuł piętami skarpę, pewnie w dół jest spory kawałek, w dłoni pojawił mu się duchowy sztylet.

- Oto twoje wybawienie, głodny duchu – ostrze przebiło ciało wampira uwalniając raz na zawsze jego duszę. Sereus poczuł gorący strumień na skórze, rana od miecza nekromanty była paskudna.

Dwie postacie zwaliły się w dół, ciche tąpnięcie oznaczające koniec poprzedziły zaklęcia. W wąwozie podniosła się świetlista postać, uniosła się nad skarpę i stanęła przed Kerowyn.

- Wiedziałem, że Kula mnie zabije, tym razem się przydałem... jeszcze wrócę by cię uczyć. I tak dużo się nauczyłaś. Miecz jest twój.

Postać podniosła wzrok ku niebu

- Urea! Amunt! – kilka znaków w powietrzu i biały słup energii strzelił w górę.

Statek Upadłej Armii

Bars poczuł najpierw muśnięcie, a potem była katastrofa... Coś zniszczyło doborowy oddział, tego był pewien, trzeba zawiadomić Arcynekromantę. Tyle że nie mógł, nie był w stanie. Statek zresztą też przestał reagować na jego stery. Weszli w atmosferę... a ten pojazd do tego nie służył. Utwierdzały go w tym poglądzie wybuchy co chwila. Temperatura też była nie do zniesienia dla normalnych ludzi.

Statek, a właściwie sterówka z przyległościami, wbił się w grunt. Gdy opadł pył, z nietypowego pojazdu wyszło pięć istot z Barsem i jego adiutantem na czele.

- Gdzie my do cholery jesteśmy? – retoryczne pytanie – nie mamy już żadnego satelity tutaj...

Miejsce ostatniej walki
Sereus opuścił głowę, popatrzył łagodnie w oczy dziewczynki, dla niego była jeszcze dzieckiem. Czym jest dwadzieścia kilka lat wobec ponad siedmiuset?

- Teraz będę z Tobą do końca – Szaman wniknął w swój dawny miecz.

Kerowyn podniosła miecz, zważyła w ręce i jednym krótkim cięciem zdekapitowała klęczącego nieumarłego.

- Ekha Alla - szepnęła dziewczynka

_________________
Where is a Baby?
There is!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Dec 10, 2005 5:57 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Oct 24, 2005 4:36 pm
Posts: 215
Location: From MY worst nightmares.
Sivel wciągnął powietrze, powodując napływ rakotwórczego dymu do swoich płuc. Jego ludzkie ja odetchnęło z ulgą, nałóg dobrze działał na człowieka, w praktycznie każdej sytuacji. Natychmiast Sivel dostał informacje, z których wynikało, w jaki sposób zaciągać się, aby wywołać najlepsze doznanie, jak dmuchać, aby powstały kręgi z dymu...

Z drugiej strony, demoniczne "ja" zaszczyciło go raportem, z którego wynikała ilość uszkodzeń, jakie powstawały na skutek papierosa, po czym dołączył informację o zregenerowanych tkankach.

I tak codziennie... Sivela to już przestało denerwować. Taka wymiana zdań, która powstawała na skutek każdego (KAŻDEGO POWIADAM) ruchu, oddechu, działania, myśli stała się już rutyną, której nie mógł zaptrzestać. Mutanta to jednak przestało obchodzić. Miał wszakże cel, coś, co definiowało go lepiej niż to jak wyglądał, czy co myślał
("CO myślimy" oznajmił Człowiek...).
Służył
("Nędzny sługa..." warczał Demon)

... współpracował z Panem.
("Czemu nie używasz jego imienia?"-Człowiek)
("TO NIE JEST TWÓJ PAN!!!"- Demon)

Współpracował... współpracował...

Pracował? Na czym to jednak polegało? Na byciu Wysłannikiem? Na byciu mutantem? Na byciu?

Sivela, wiecznie ponurego osobnika o wyglądzie mężczyzny po czterdziestce o niebywale szarych oczach nudziły pytania. Nie na tym polegała praca.

"Jesteś kim jesteś, Sivel. Szukaj swej świadomości, podejmując decyzje, które uważasz za słuszne. To właśnie jest świadomość"

Prawda... ale miał...

("Wątpliwości"- Człowiek)
("Poczucie zagrożenia"- Demon)

------------------------------------------------------------------------------------

- Jak tam? Jeszcze żywy?

Po samotni Mutanta rozniósł się zapach ozonu, zaś jego słuch zarejestrował ciche trzaski. Sięgnął do pamięci swego mózgu, znajdując zakładkę oznaczoną jako...

- Czego chcesz, Maestro?

Mężczyzna wkroczył w jego pole widzenia, wyłaniając się z wszędobylskiej ciemności, którą się otoczył Sivel. Jednocześnie z jego pojawieniem się, jego dwie natury ruszyły.

("Człowiek, silny, arogancki, słabej woli, wróg, sojusznik..."- Demon)
(" Facet, około trzydziestki, spiczasta bródka i włosy przypominające bardziej kolce, fircyk, biało-niebieskie ubrania o niezwykle ostrych kantach, całkiem stylowe wdzianko, przyjaciel, bezczelny, sprzymierzeniec"- Człowiek)

- Musimy pogadać. Wygląda na to, że znowu robię za posłańca- zagderał Maestro, zaś w ciszy wzniosły się następne dwa ciche trzaski, jakby wyładowań elektrycznych.
- Mamy problem, a Pan uznał że jest idealny dla Wysłannika...

("Dlaczego")
("Dlaczego")

- Dlaczego ja? Carsonowie są wolni, ty zresztą też nie narzekasz na nadmiar zajęć...
Maestro posłał mu uśmiech swych doskonale białych zębów.
- Ja mam wakacje...

("Skubany!"- Człowiek)

- Więc... co mam zrobić?

Maestro zaczął mówić. Był to jeden z nieliczych czasów, kiedy Sivel z dumą mógł się odnieść do swej wiedzy, nie do informacji zakodowanych w swych dwóch osobowościach.

Ze słów Maestra wynikało, że jeden ze starszych krążowników został wysłany na patrol dalekogwiezdny... nie po wyznaczonej trasie. Statek był przestarzały, zaś załoga należała do klasy D. Najwyraźniej ktoś specjalnie posłał ten statek w ten konkretny rejon, gdzie czekała go eksterminacja. Zarówno komputer pokładowy jak i cały sprzęt były dość kiepskie jak na standardy Daedun Ymra... krążownik był najwyraźniej resztką floty z czasu wojny z Goa'Uld! Spidery z tego okresu były wersjami niekompatybilnymi z Assymilatorami, co sprowadzało je do roli patroli wewnętrznych...
Jednakże został zaatakowany i zniszczony, o czym powiadomiły wszystkich Główne Spidery na Mezzir Lloth. Podniósł się widocznie spory szum, zaś rozkaz z góry nakazał "wymarsz" Sevila.

Mutantowi to wystarczyło.
- Gdzie?

------------------------------------------------------------------------------------

Wysok, barczysta sylwetka przyglądała się otoczeniu z perspektywy najwyższego wzniesienia w okolicy, w której rozbiła się grupa Barsa. Starte spodnie, gruba, wojskowa kurtka z kapturem, spod której nie widać nic.

Sivel przyglądał się planecie, na której "wylądował". Źle się czuł. W powietrzu unosiło się Przekleństwo, Echo, Upojenia i wiele innych uczuć, jednak dominowała Cisza.

Było tu potwornie cicho.

Grupa Barsa nie stanowiła powodu zmartwień Mutanta. W przeciągu 100 quadryli <1 quadryl to mniej więcej 100 minut...> miała pojawić się ekipa ratunkowa, która błyskawicznie przeniesie grupę rozbitków na statek, po czym błyksawicznie się ulotni.

Sivel miał inne kłopoty.
(Kim jesteście...?)

Sivel wiedział, że jego nietypowa fizjologia chroni go przed wcześniejszym wykryciem przez Trójkę...

("Jest ich troje."-)

... a to napawało go otuchą w tym Strasznym, Nietypowym, Nieprzyjemnym, Cholernym miejscu... Najpierw musi zbadać istotę zagrożenia.

("Ze strony Trójki?")
("Ze strony tego Świata"?)

Mutant porządnie zastanowił się nad tym pytaniem.

- Jednego i drugiego...

Jednak Sevil był pewien jednego, jak zawsze zresztą... coś tu nie grało i to nie grało bardzo...

_________________
Have no fear, shadow ass is here!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Feb 08, 2006 4:09 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Aug 26, 2004 2:56 pm
Posts: 267
Location: lul piwnica
Mgliste wspomnienie marmurowej cery paliło umysł. Mimo, iż nie znał celu szedł wciąż do przodu prowadzony przez jakiś nieuświadomiony zew, odległe wołanie niczym z snu. Tęsknotę i lęk, co wydawały się tak odległe a zarazem śmiesznie bliskie.

***

Sevil w poszukiwaniu skrytego niebezpieczeństwa rozejrzał się jeszcze raz. Demoniczna część jego natury wciąż przesyłała nowe wiadomości o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Wytężał wszelkie swe zmysły by wychwycić nawet najdrobniejszy detal najdrobniejszy ruch mogący świadczyć o przeciwniku.
-pokaż się sukinsynu-zamruczał pod nosem jednocześnie delikatnie się krzywiąc z powodu natychmiastowego dosadnego komentarza od strony demona. Jednak nic nie zdawało się przerywać ciszy. Delikatnie obrócił się by objąć wzrokiem większy fragment terenu. Wtem nagle tuż przed jego twarzą wyrosła z nicości długa chuda blada dłoń próbująca chwycić go za twarz. Uskoczył a łapa minęła go o centymetry
-w ostatnim momencie- przeszło mu przez myśl -mogłeś słuchać- zawtórował mu w głowie pogardliwy ton. Zamiast silić się na odpowiedz przykucnął i ominął kolejną próbę ataku. Miał teraz kilka chwil by się przyjrzeć zagrożeniu. Ludzką część przeszył niepokój, oto miał przed sobą ciało, co przypominało a raczej posiadało cechy wspólne z kobietą. Niewielka wysuszona głowa z wielkimi wyłupiastymi oczami przypominającymi oczy topielca wyrastała z ciała o sterczącym napuchłym brzuchu i opadłych starczych piersiach. Długie kończyny zakończone szponami dopełniały widoku... I... I ten dźwięk, jaki z siebie monstrum wydawało. Jedyne, do czego można było go porównać to do prób chwycenia powietrza przez astmatyka. Postawił krok do tyłu, lecz wtem mara wyskoczyła z zaskakującą prędkością do przodu ponownie kierując swoją łapę w kierunku twarzy. Mimo próby uniku poczuł jak coś niesamowicie zimnego spływa po jego twarzy. Demon coś krzyczał, lecz czynił to coraz mniej i jakoś ciszej....

Stał na łące pokrytej kwiatami. W niewielkiej dolince poniżej znajdowało się niewielkie miasteczko. Obrócił się. Dostrzegł starą kobietę karmiącą ptaki. Na jej twarzy malował się spokój a nawet radość.
-dziwne- przeszło mu przez myśl i nagle uświadomił sobie, że jest sam... Nie usłyszał nawet jednego słowa z strony demona a nawet kierowanie myśli w jego stronę powodowało kompletne milczenie. W tym czasie kobieta skończyła karmić ptaki a spojrzała na niebo gdzie dały się dostrzec niesamowite feerie barw. Sevilowi instynkt podpowiedział, że coś jest nie tak. Z nieba spadła pierwsza rakieta uderzając w miasto, za jej śladem podążył druga a następnie trzecia. Łąkę ogarnął błysk i podmuch. Padł na ziemie, lecz po chwili zorientował się, że nic mu nie jest, on jest jakby poza tym, co się tu rozgrywa... Natomiast staruszka padła na kolana, dał się słyszeć jej potworny krzyk, po czym poderwała się a Sevil miał okazje dostrzec wypływające białko oczu i powoli odchodzącą skórę wraz z mięsem od kości. Nagle spojrzała w jego stronę, zataczając się powoli kuśtykała w jego kierunku a dziwna siła oderwała mu możliwość ruchu. Z przerażeniem spoglądał jak to, co niegdyś było starszą panią nienaturalnie szeroko otworzyło szczękę, za którą się kryły rzędy zębów tylko po to by wgryźć mu się w tchawice.

Ciemność

Kobieta z marmuru w letniej sukience

Ciemność
Kopnięcie prądu szarpnęło ciałem. Leżał na wypalonej ziemi noszącej ślady niedawnego wypadku. Wstał i zlustrował otoczenie dookoła.
-Cisza, głupcze twe ciało padło bez ruchu... Jesteś tak słaby...-Niczym kolec uderzył w jego umysł demon. Sevil dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cholernie boli go głowa... Zmielił w ustach kilka przekleństw orientując się, że jego komunikator uległ uszkodzeniu. Jakimś dziwnym sposobem dwa kable przebiły metalową obudowę i wywołały zbawienny elektrowstrząs oddalający w mroki niepamięci halucynacje.

***

Próba radaru aktywnego: ok...>>error<< fail
Radar pasywny: ok...

Przeżył... Nigdy więcej śmierci... Nigdy...

<<UWAGA>>

>>Reaktor 4b zakończył prace z powodu niewystarczającego paliwa<<
>>zaleca się wymianę rdzenia<<

***

-Zapach słonecznej krwi... To z mych snów, gdzieś tam... Dojdę... Dojdę!- Krzyczał staloskrzydły wijąc się w konwulsjach a towarzysze jego spoglądali nań z zadziwieniem.

_________________
Image

Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Jul 17, 2006 1:41 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Aug 26, 2004 2:56 pm
Posts: 267
Location: lul piwnica

_________________
Image

Image


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic Reply to topic  [ 12 posts ] 

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 1 guest


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group