Dolne Ryleh, ambasady w świecie Agendy. Przedstawiciele wielu ras błąkali się tu i tam. Pełno było krzątających się wszędzie elfów, nie były one aż tak drażniące dla idącego Batezu jak setki Tanarii pełzających dokoła. Ich smród przyprawiał go o mdłości, ob. Nie musiał już więcej ich znosić.
Diabeł skierował się w stronę wskazanego kompleksu, spokojnie poddał się inspekcji i procedurze wejściowej. Podziwiał z jaka skutecznością i porządkiem działa ta organizacja, mieli to wspólne. Identyfikator dyplomatyczny wrócił do niego.
- Dziękuję. Proszę iść prosto, potem zgodnie z tym jak będzie przewodził pilot. –
Diabeł kiwną głową i poszedł zgodnie z instrukcjami głównym korytarzem. Kiedy dotarł w końcu do gabinetu, zastał w nim jakiś niezmierny odór. Miał nadzieję że go już nigdy nie poczuje, a jednak. Postanowił chwilowo zignorować obecność tego psa i rozejrzał się po pomieszczeniu. Stare, dokładnie wykończone ściany, z kominkiem nadającym pomieszczeniu przyzwoity wygląd i sporym biurkiem stojącym przy północnej ścianie. Cos jednak nie pasowało w tym pomieszczeniu, może to tylko wrodzona ostrożność, albo wyczucie zagrożenia, ale to pomieszczenie nie było tylko tym na co wyglądało. Z za okna widniał wielki Pilar światła, drażnił on nieco przybysza, ale nawet nie w połowie jak to „coś” z czym przyszło mu się zetknąć.
- Cieszę się że wreszcie pan przybył ambasadorze, jestem Lykajos, do czasu przybycia Dowódcy będę prowadził rozmowy. –
Ten Tanarii, z wielkimi szponiastymi łapami, przerośniętym ludzkim cielsku, zwisającym szczurzym ogonem odziany w garnitur i melonik z pod którego wystawał mu jeden róg wyglądał dla Diabła równie beznadziejnie jak reszta jego rodu.
- Mam nadzieję że twój pan przybędzie jak najszybciej, wolę z nim rozmawiać niż z tobą. – Sykną bies pop czym zbliżył się do biurka. Przeglądając je przez chwilę znalazł w końcu to czego szukał. Wziął do łapy kartkę papieru i zaczął ją wnikliwie studiować.
- Umowa o identycznej treści jak ta ustalona na poprzednich spotkaniach.– Wtrącił Lykajos.
- Wolę ją sprawdzić teraz niż potem żałować. –
Diabelskie oczy skakały po kartce czytając błyskawicznie tekst, nie przepuściły żadnego znaku, analizując go we wszystkich znanych sobie językach, tylko po to, aby się upewnić że nie zostanie się wyrokowanym. Czytanie umowy przerwało mu nagłe wejście do pomieszczenia niebieskiego mężczyzny, wraz z paroma ludźmi. Widać było na ich twarzach zmęczenie jakąś podróżą, czego zupełnie nie dało się powiedzieć o niebieskim. Tanarii natychmiast złożył łapy w charakterystyczny kształt przypominający trochę literę „D” i szybkim acz stanowczym głosem wyrecytował stając na baczność. - Disu! - Niebieski skiną tylko lekko głową.
- Witam, ufam że wszystko na umowie zgadza się co do joty. - Niebieski przeszedł przez pomieszczenie i dołączył do Lykajosa po drugiej stronie biurka.
- Owszem, drogi Panie. Wszystko się zgadza. – Diabeł odłożył umowę na miejsce, szybkim ruchem pazura podpisał się na niej, podpis był równie wyraźna jak każdym innym narzędziem.
- Cieszę się. – Distant odebrał umowę i również podpisał. Chwilę potem obaj opuścili pomieszczenia Ambasadorskie Agendy.
- Pierwsza dostawa będzie już niedługo sędzio. Mam nadzieję że wszystko będzie się układało równie owocnie. –
Diabeł ukłonił się niebieskiemu na odchodnym.
- I ja mam taka nadzieję. –
|