Multiworld

<jeden z pozostalcow jakims cudem wszedl no nienaruszonego KIBLA...>
-SIR!!!<przekazal wiadomosc poprzez komunikator miedzy-planetarny>
R: Co jest... wlasnie slucham Disco-Polo....
-Zaatakowali nas.... Szop Dzika poradzil nieco sobie... ale zaraz moga przybyc kolejne sily....
R: Ech... pora sprawdsic System Obronny<wybudowany przeciw Agendzie, ale narazie nie nastapil atak...>
-Co mam zrobic???
-Siedzisz w Kiblu???
-Tak...
-To tam jak masz papier toaletowy jest taki maly czerwony przysick i pisze nie dotykac....
-NO...
-Dotknij Go i Pociagnij Wajche... Bez odbioru...
-Jaka wajche... halo... wodzu... halo... a niech to...
Sluga dotknal przycisk jednakze zadnej dzwigi nie zobaczyl....
-A niech to...
Usiadl na "tron" i poczol ze go cos w du.... uciska...
-WAJCHA!!!
Pociagnal za nia....
po chwili rozlegl sie glos alarmu... Ponure zamczysko przeslo pseudo Transformacie... W wszystkich Zakamarkow wylonily sie dziala roznorakiego kalibru. Z obrazow ze scian Z podlog... nawet na Dachu czesc dachowek obrocila sie i ukazaly sie piekne rakiety kontynentalne... ktore wycelowawszy w niebo zestrzelily szwendajace sie satelity szpiegowskie <AGendy > ktore naruszyly przestrzen powietrzna Anty-Wipu... i zaczela sie masakra... elfy ukryte w zakamarckach zostaly szybko wystrzelanie z CKM-ow.... smoki i inne badziejstwa zostaly trafiane z Rakietnic dzial laserowych itp...

Tymczasem gdzies w podziemiach planety... wsrod halasow i krzykow budowy nowego Gigakrazownika... Ci ktorzy postanowili wrocic z wojny wlasnie zadokowali... Glowny dowodca niosl jakby urne... szedl on pewnym krokiem w obstawie ochrony... spojrzal na chwile na powstajacy Gigakrazownik... narazie byla to tylko kupa zelastwa z bomba atomowa w srodku.... ale plany wskazywaly ze to cos ma sie zmienic nie do poznania... wszedl do pewnej sali gdzie stalo dziwne urzadzenie... przypominajace teleport. Rzucil Urna w podstawe, a gdy ta rostrzaskala sie, szybko wlaczyl urzadzenie... szklana scian opadla od gornej czesci do postawy... zablyslo zolte swiatlo...
K: mam nadzeje ze Składak Molekularny jest jescze sprawny...
w srodku cos zaczelo sie formowac... jakby czaseczki ktore byly w srodku powiekszyly sie... i utworzyly jakies cialo...
Kapitan wylaczyl urzadzenie... sciana sie podniosla i rozwialo sie mnostwo dymu... wszrod dymu stal ktos...
K: Witaj z powrotem Generale Raflik!!!
<postac krzywo sie usmiechla>

<Koło Raflika pojawił się Yuby. Widząc wyżej wymienionego, nieco się zdziwił.>
-Już spowrotem? To nawet dobrze... Ja w każdym razie muszę sprawdzić, co dzieje się w moich laboratoriach zbrojeniowych.>
<To mówiąc Yuby ruszył do najbliższych drzwi. Te otworzyły się, ukazując ogromny hangar, w którym stał szereg nowych projektów w różnych stadiach zaawansowania.Yuby skierował swoje kroki ku czemuś, co przypominało wyglądem robota, ale miało jednos siedzenie dla człowieka. Wokół maszyny uwijało sie kilku ludzi. Jeden z nich, który wyglądał na szefa, podszedł do Yubego i przywitał go.>
-Projekt już prawie gotowy.
-Świetnie. Ile czasu wam jeszcze potrzeba?
-Zostały nam właściwie jeszcze tylko testy, które właśnie mieliśmy rozpocząć.
-Doskonale... W takim razie spróbujmy...
<To mówiąc Yuby siadł na fotelu, ręce przełożył przez specjalne pasy i chwycił za dwa uchwyty. Szef robotników krzyknął do niego:>
-Można ruszać!
<Yuby nacisnał jakiś przycisk i maszyna zaczęła się podnosi, podpierając czymś, co było chyba rękami. Po chwili stała już na nogach w pełnej gotowosci bojowej.>
-No to zobaczymy...
<To mówiąc, Yuby ruszył wraz z maszyną przed siebie. Ruch miał jeszcze trochę niezgrabne, gdyż ten cud techniki wymagał niezwykłej delikatności. Zatrzymał maszynę przed tarczą strzelecką. Płynym ruchem prawej ręki sprawił, że maszynawystawiła jedno ramię przed siebie. Lewą ręką zrobił to samo. Wyczuł znajdujące się pod palcami dwa spusty. Delikatnie je nacisnał... Chwilę później tarcza przestał istnieć w deszczu pocisków laserowych wystrzelonych z dwóch obrotowych działek.>

<Tymczasem na kilku superdrednoughtach Yubego montowano lance grawitacyjne. Broń potężną, ale zajmującą dużo miejsca, krótkozasięgową i czasem zawodną. Mimo to na kilku naprawdę ciężkich statkach opłacało się ją zamontować, gdyż jeden wystrzał był w stanie roznieść na kawałki każdy okręt. Yuby tymczasem zajał się spoglądaniem w niewielką sadzawkę, w której obserwował poczynania członków Psiej Ligi. W końcu odszedł od sadzawki i wszedł na pokład jednego z nie modernizowanych superdrednoughtów by polecieć na Shiroue i zobaczyć, jak radzi sobie ZCK.>

Pomiedzy superdrednoughtami Yubiego przemyka niewielka jednostka, ciagnac za za soba 3 kilometrowy transparent: "Testy polowe! Z drogi!"

To Caibre, w prototypie smoka bojowego cwiczy zwrotnosc >)

C: Lance grawitacyjne?!? Yubi, jak zastosujesz je skutecznie wiecej niz raz, postawie ci drinka. I zalodze tez.

<W głowie Caibre'a rozległ się głos.>
-Trzymam cię za słowo. Te lance przeszły jeszcze wiele testów i usprawnień. Są o wiele mniej awaryjne niż kiedyś.
<Jakby na potwierdzenie tych słów, za Caibrem rozległ się huk. To jeden ze zmodernizowanych okrętów rozniósł wiązką promieni w pył asteroidę ćwiczebną wielkości dwóch superdrednoughtów.>

C: Huk w prozni....No, Yuby, nie docenialem cie >D

< I w tym momencie zechciala zdechnac turbina w smoku>
C: Ups!
<Po czym, ciagnac za soba dodatkowy ogon z szybko rozpraszajacego sie dymu, smok bojowy rozpoczal awaryjne ladowanie na jednej z wiekszych asteroid.


Po pokonaniu polkilometrowego odcinka asteroidy w sposob malo przyjemny ( standartowe w takich sytuacjach koziolkowanie), Caibre'owi udalo sie w koncu zatrzymac.>

C:konstrukcja nosna nieuszkodzona. Kadlub nienaruszony. Zaprawde, nagi mistrz zna sie na swojej robocie. Tylko te silniki...

< Po chwili namyslu wytapia na powierzchni nieszczesnego cialka niebieskiego taki oto napis:" Poszukuje know-how silnikow do maszyn sredniego tonazu, mysliwcow szturmowych i lekkich bombowcow."


Pod spodem, drobnym ( 300 metrow kazda litera..) maczkiem: "Konczy mi sie tlen. Help!">

Spokoj zapomnianego nieco ostanim czasy Zamczyska zaklocil teleport, otwierajacy sie przed glownymi wrotami. Postac, ktora z niego wypadla wydawala sie niezwykle mala na tle budowli.

Caibre podniosl sie. Coprawda nie palnowal podrozy do Zamczyska w ten sposob, ale nie mial zbyt wielu powodow do narzekan. poswiecil chwile na kontakt ze smokiem na Shirue. Maszyna odpowiedziala od razu, reagujac na mentalne rozkazy swojego jezdzca. A Caibre postanowil zrealizowac drugi podpunkt swojego planu.

-Planu? Dobry dowcip...>D - Z tymi slowami na ustach demon wkroczyl do siedziby AntyWIPu.



Szedl korytarzami, zaglebial sie w mroczne zakamarki. Szukal jednego przedmiotu, ktorego wolanie slyszal....

Caibre wkroczyl do obszernej sali. Pustej, nie liczac pieciu tronow i...

-Barek? Coz...

Demon podszedl do obszernego mebla. Otwarcie drzwi nie stanowilo problemu. Wewnatrz powitala go robiaca wrazenie kolekcja trunkow. Lecz nie one byly powodem zainteresowania przybylego.

Butelki upadaly na ziemie, alkohole mieszaly sie, czemu towarzyszyly czasem ciekawe efekty..
W koncu Demon ujrzal cel swojego przybycia. Miecz. Wiatr Zmian.

Chwile pozniej Zamczysko przestalo istniec. Nie bylo juz ponurych murow, ciemnych zakamarkow, oslizglych bestii w podziemieach.
Zamiast tego byl ogrod. Piekny, zielony ogrod. Demon usmiechnal sie zlosliwie.
- Na poczatek niezle. A teraz...pokaz cos wiecej. Wrocmy do tej bandy na tej malej kulce blota...na Shirue.
miecz odpowiedzial. nie slowami, oczywiscie. klejnoty w odpowiedzi na wole demona zaczely swiecic intensywnym swiatlem. Wystrzelily z nich promienie, ktore oplotly sylwetke Caia. Gdy zmienil sie w niemalze statue stworzona ze swiatla, to nagle zniklo. Razem z mieczem i jego nowym wlascicielem.

W nowo powstalym ogrodzie zalegla cisza.

Nie wieza. Ogrod!