[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Baator

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Sun May 18, 2025 4:42 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic Reply to topic  [ 45 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3  Next
Author Message
 Post subject:
PostPosted: Sat Feb 04, 2006 10:12 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Feb 04, 2006 10:52 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 17, 2004 4:46 pm
Posts: 925
Location: Z krain, których nie ma na mapie.
Męki Behemota związane z czekaniem na posłańca skończyły się w momencie, gdy podeszła do niego niska istota, dzierżąca w dłoniach pokaźną sakwę.
Podeszła do niego nieufnie i zmierzyła spojrzeniem.
-A gdzie baatezu?- spytała podejrzliwie.
-Mam przejąć towar.- odpowiedział beznamiętnie Behemot.
-Nie ufam ci.- prychnęła.
-Ani ja tobie.- warknął.- Wciąż śmierdzisz niebem.
Demonka nie odpowiedziała. Rzuciła tylko nienawistne spojrzenie słudze piekieł i gwałtownie podała mu sakwę. Coś w środku zabrzęczało, lecz zupełnie inaczej niż pieniądze czy złoto.
-Jest co chcieliście.- wycedziła przez zaciśnięte zęby. Poruszyła agresywnie skrzydłami i odwróciła się na pięcie.- Dziewczynę powinna odprowadzić już sama zainteresowana.- rzuciła na odchodne.- Powodzenia z odebraniem jej.
-Polecam się.- ze złosliwym uśmiechem syknął Behemot.
Axe nie odwróciła się. Szybkim krokiem udała się do portalu, w który wskoczyła z niesamowitym impetem. Czas wracać do wiedźmy.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Feb 07, 2006 5:01 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Dziwnym miejscem są sfery, niekiedy wielkie, zawierające w sobie dziesiątki galaktyk, wypełnione czystym chaosem, a czasami nie większe niż ziarnko piasku.
Sfery kieszeniowe, niewielkie bańki zawieszone pomiędzy właściwymi sferami, do których dostęp mają tylko ich właściciele, lub ci, którzy posiadają wiedzę jak się do nich dostać, czy klucz., jednak obie te rzeczy są rzadkością.
Diabeł stworzył i zniszczył już kilka takich sfer kieszeniowych, nie było to rzeczą trudną, zazwyczaj pełniły rolę skarbców czy bibliotek, bowiem ich lokalizacja, a raczej jej brak bardzo utrudniał życie złodziejaszkom.
Ta była jednak trochę odmienna od poprzednich, nie różniła się konstrukcją czy zabezpieczeniami, różniła się z pośród wcześniejszych, które posiadał Bokler zawartością…

Behemoth wyszedł z portalu w północnej części prostokątnej sfery, potężne kamienne korytarze, mające po kilkanaście metrów szerokości i wysokości, długie również na kilkadziesiąt metrów, zawsze zakończone stalowymi drzwiami. Skierował się do wyjścia, niosąc w pysku woreczek pozyskany od tej nieznośnej istotki, na która musiał tyle czekać.
Idąc żałował trochę, że bies nie postarał się o jakieś ozdobne rzeźby czy malowidła na te puste granitowe ściany.
Kiedy doszedł do wielkich, dwuskrzydłowych drzwi, te otworzyły się samoczynnie, powoli i bez najmniejszego dźwięku. Kocur wszedł do środka.
Ogromne kwadratowe pomieszczenie, mające prawie sto metrów szerokości i spokojnie ponad pięćdziesiąt wysokości było oświetlone kilkoma jaśniejącymi kryształami zawieszonymi na ścianach. Na środku każdej ściany stały identyczne drzwi, a ściany jak wszędzie były zimne i puste.
Pośrodku komnaty stał potężny kompleks komputerów, które przez kilka dni diabeł skutecznie gromadził zgodnie z instrukcjami Aylith. Reszta pomieszczenia zawierała układy zasilające, dodatkowe komputery, czy wreszcie osobne urządzenia produkcyjne i elementy linii produkcyjnych.
Znalazło się również miejsce na kilka półek z książkami zastawionymi teraz woluminami o podstawach magii wszelkiego rodzaju i ogólnej jej konstrukcji.
Mimo iż ją znał, technologia nie przypadła do gustu Behemothowi, uznawał ją za cos, bez czego można sobie doskonale dać radę.
Zupełnie inaczej jak traktował ją w obecnym momencie diabeł, spędzający prawie cały możliwy czas przy bazach danych i innych elementach technologicznych.
Behemoth podszedł do siedzącego przy panelu kontrolnym Boklera i położył mu na nim woreczek.
- Masz, zgodnie z zamówieniem. – Diabeł spojrzał na tygrysa, który skierował się byle dalej od tej maszynerii. Po czym wyciągnął z woreczka jeden z kryształów pamięci.
- Doskonale. – Przyjrzał się ilości kryształów w woreczku z lekkim zaskoczeniem.
- Trochę tego więcej niż się spodziewałem. – Ocenił po chwili zdecydowany głosem.
- Możliwe, że dane są dokładniejsze niż się spodziewaliśmy. – Usłyszeli kobiecy głos dobiegający z drugiej strony kompleksu. Bokler podniósł się i poszedł tam biorąc ze sobą kryształy.
Aylith stała jakieś dwa metry i beznamiętnie patrzyła na główny monitor komputera, na kilkunastu innych widać było przeskakujące obrazy i setki wykonywanych działań. Wszystko wykonywane przez komputery i Aylith, która stanowiła teraz centrum połączenia i decyzji dla wszystkich operacji.
Odwróciła się w stronę diabła wyciągając rękę.
- Mogę? – Bokler podchodząc podał jej kilka kryształów. Wybrała jeden i ten zaczął wirować jej nad dłonią świecąc lekko.
- Zawierają o wiele więcej danych niż jest wymagane. –
Diabeł poczuł się niepewnie.
- Co dokładnie zawierają? – Usiadł na jednym z krzeseł patrząc na główny monitor.
- Ten oprócz części schematów silnika i głównych praw fizycznych związanych z jego budowa, zawiera dane taktyczne kilku jednostek i urządzeń obronnych, a także spis kilku formacji bojowych, których nazwy i numery identyfikacyjne nic mi jednak nie mówią. –
Aylith spojrzała na lekko zaszokowanego diabła analizując w międzyczasie kolejny kryształ.
- Ten zawiera informacje na temat emiterów cząsteczkowych, zgodnie z naszym zapotrzebowaniem, jak i tarcz ochronnych, jednak poziom specjalizacji dziedzin chemii, fizyki czy kosmologii przekracza znacznie to, z czym zetknęłam się do tej pory na ziemi wraz…-
- Dość. – Przerwał Bokler. Wstał i przyglądał się przez chwile kryształom.
- Czy posiadamy wszystkie konieczne informacje? –
- Tak. – Aylith wróciła do swoich poprzednich zadań, przerywając chwilowo analizę kryształów.
- Sądzę, że wszystko będzie gotowe zgodnie z planem, mogą się jednak wydarzyć niespodziewane opóźnienia. – Jedna z linii produkcyjnych ożyła wykonując powoli, precyzyjnie jeden s setek przeprowadzonych procesów montażowych.
Malutkie kryształy wkładane w pewnego rodzaju pierścienie, łączone teraz setkami neuro łączy tańczyły w jednostajnym rytmie.
- Pierwszy etap zakończy się za niespełna trzy godziny, drugi może rozpocząć się, kiedy tylko uznasz to za stosowne. – Aylith skończyła przemowę i całkowicie zajęła się kontrolowaniem komputerów i maszyn.
- Dobrze. Jak wszystko będzie gotowe, niech Gabriel i Edward pomogą w przygotowaniu swoich dwóch kryształów, ja zajmę się trzecim. –
- Sądzisz, że to zadziała? – Spytał Behemoth, który w końcu włączył się do rozmowy.
- zobaczymy, nic nie tracimy próbując, a wiele możemy zyskać. – Bokler wrócił do swojego stanowiska gdzie ponownie oddał się przeglądaniu kolejnych wzorów, instrukcji czy schematów. Bardzo interesowały go możliwości zamknięte w technologii.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Feb 14, 2006 9:04 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Wszystkie maszyny stały już spokojnie, czekając na następne polecenia, kiedy Bokler otworzył poltar. Edward i Gabriel stali przy nim, trzymając dwie czarne skrzynki, czekając na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Aylith i Behemoth również stali obok, patrząc teraz w portal.
Diabeł jeszcze przez chwilę się wahał, lecz w końcu wszedł w między wymiarowe drzwi, reszta podążyła za ni, pozostawiając sferę samej sobie.



Diabeł pojawił się znów w świecie szarości, przywitany podmuchem zimnego wiatru, tym razem było zimniej, a chmury nie przepuszczały nawet odrobimy światła. Po czarnych jak smoła majestatycznych szczytach hulał wiatr, zaganiając piach i kórz. Zdmuchując je ze szczytów. Kiedy wszyscy byli już na miejscu, portal zamknął się, i drużyna wyruszyła w niektórym już znane miejsce.
Podróż zajęła im kilka godzin, w końcu, dotarli do kamiennej polany, na której majaczył klejnot, otoczony kamiennymi posągami, zamienionych w kamień przedstawicieli wielu ras.

Zejście było strome, jednak nie aż tak by sprawiać im trudności, mimo to Gabriel przystanął na chwilę. Patrząc w stronę kryształu.
- Nie powinniśmy tego robić, ten klejnot jest zbyt nieprzewidywalny, zbyt potężny. –
Edward odwrócił się w stronę anioła.
- I cóż z tego, że taki jest. – Spojrzał znów w stronę klejnotu. Którego moce były dla niego widoczne niczym setki srebrnych nici, rozciągniętych we wszystkich kierunkach, lekko falujących, sterujących magią tego świata.
- Jednak masz rację, nie powinniśmy… - Obaj przez chwilę patrzyli jak pozostali schodzą na dół, w pewnym momencie diabeł obdarzył obu przeciągłym spojrzeniem, obaj wiedzieli, że decyzja już zapadła. Ruszyli za nimi.
Znów stanieli na progu kamiennej polany kamienia, a Behemoth znów poczuł rosnącą moc kryształu.
- Dalej będzie się opierał. – Diabeł uśmiechną się.
- Na to liczę. – Macną ręką w lewo i prawo, na co Gabriel i Edward przeszli kilka metrów na boki otwierając szkatułki. Z ich wnętrz wyciągnęli niewielkie klejnoty, zawieszone w kilku metalowych kręgach. Aylith na chwilę przestała się poruszać, analizując wszystko dokoła.
- Przyrost mocy w centrum przekracza osiemset procent, przygotowuje się do obrony. –
- Wiem. – Diabeł ruszył znów powoli w stronę kryształu. A mgła powoli zaczęła się gromadzić, kryształ zbierał się, by stawić wyzwanie śmiałkowi.
- Przygotujcie kryształy. – Edward i Gabriel wyciągnęli ręce przed siebie, kryształy uniosły się delikatnie przed nich, a pierścienie zaczęły się poruszać, coraz szybciej, by po chwili stać się widoczne zaledwie jako cienie.
- Moc kryształów na trzydziestu procentach. – Aylith lekko unosiła się już w powietrzu, kontrolując każdy element działania urządzeń. Bokler natomiast poruszał się dalej, stanowczo i powoli w stronę kryształu, pewny swego.
- Teraz cię dostanę. – Wysyczał.
Kryształy przyspieszały, w końcu w sercu obydwu utworzyły się niewielkie szczeliny, niczym miejsca odbijające wszystko dokoła, kryształ Edwarda zaczął emanować ciemną siłą, powoli wsysającą mgłę do siebie. Gabriel natomiast, trzymał teraz coraz jaśniejsze źródło światła, które rozpraszało mgłę dokoła anioła.
- Moc kryształów na siedemdziesięciu procentach, gotowe do przyjęcia dodatkowego zasilania. – Diabeł przyspieszył, w jego rękach zaczęła gromadzić się moc którą dysponował, aż dobiegł do miejsca, gdzie zmaterializowała się bariera kryształu. Uderzył w nią obiema rękami, jakby starał się ją rozerwać swymi pazurami, czerwień i purpura zalała to miejsce, kiedy moc kryształu starła się z siłą diabła.
- Przesył aktywny. – W tym momencie dwa strumienie wystrzeliły z centrum kryształu, kierując się w stronę Edwarda i Gabriela. Kiedy promienie te dotarły do nich, w pulsujących kryształach jakby obudziła się nowa siła. Niczym czarna dziura, zaczęły wsysać promienie, które w nie uderzyły. Aylith zaczęła stawać się niewyraźna, jej postać jakby powoli zanikała, kiedy poświęcała cała swoją energię na kontrolowanie urządzeń, które teraz niczym tory, kierowały część mocy kryształu w inne miejsca, w inne wymiary.
Behemoth przyglądał się, jak anioł i wampir skąpani byli teraz w odnogach purpurowego światła, diabła natomiast nie widział, jedynym dowodem jego istnienia był słup czerwonej mocy bijący w niebo, zmieszany z częścią purpurowej poświaty kryształu.
Wiatr targał mu futro, a powietrze robiło się coraz zimniejsze.
Figury powoli kruszały, jakby coś, co je utrzymywało przestawało sprawować nad nimi kontrolę, a ich moc się wyczerpywała.
- Osią… opty…par..goto….do…zak…. –
Słup czerwieni stał się intensywniejszy niż kiedykolwiek, nici pomiędzy kryształami zaczęły falować, pulsować.
Nagle wybuch światłą zalał wszystko dokoła, grzebiąc wszystkich w jasności i ciszy.
Behemoth po chwili odzyskał dopiero wzrok, nie było już kryształu, a posągi rozpadały się, zamieniając w piach. Kryształy Gabriela i Edwarda powróciły dezaktywując się do ich rąk. A Aylith znów stanęła spokojnie na ziemi.
Diabeł stał odwrócony do niego plecami, przez chwilę stał tak, patrząc w miejsce po krysztale, jednak nie było tam już niczego, na czym mógłby się skupić.
Behemoth ruszył w stronę Boklera, spoglądając ukradkiem na twarze Edwarda i Gabriela. Również niepewnych, czy wszystko poszło tak jak powinno.



- Dlaczego wystąpiłeś przeciwko mnie? –
- … -
- Dlaczego chcesz mej mocy? –
- … -
- Dlaczego czujesz do siebie odrazę? –
- Zamknij się, i podporządkuj. –
- Dlaczego chcesz mnie zniszczyć? –
- Chcę twojej mocy. –
- Czy chcesz mojej mocy? –
- Chcę twojej mocy. –
- … -
- … -
- Gdy rodziłeś się, już byłem, śniłem o tym co ty znasz. Nie dla ciebie mnie stworzono, nie dla ciebie miałem trwać.
- Po co ci te szarady? –
- Teraz jednak chcesz mej mocy, sięgasz tam gdzie nie masz wstępu, patrzysz gdzieś po za granicę.
- Milcz! –
- Łamiesz prawa większej wagi, niż istnienie czy też śmierć. –
- MILCZ! –
- Widzisz teraz, jak wygląda, świat i znasz ten ból. Trwaj więc dalej, nieś to za mnie. –
- Daj mi siłę! –
- To co raz przekroczyło granice, nigdy już nie będzie takie samo. –
- Jaką granicę?! –
- Nigdy już…-
- Jaką granicę!?! –
- Nigdy już…-
Głos ucichł, a dla diabła każda sekunda była jak tysiące lat. Zobaczył upadki cywilizacji, ras i światów. Przeżył życia setek istot, setek dusz.
Aż doprowadził go kryształ do miejsca, gdzie świat przestał być światem. Gdzie nie ma granic, jest tylko mgła, jest tylko szarość. Poczuł się materialnie, wiedział, że jest, lecz nie był pewien jak jest i czym jest.
Nagle poczuł obok siebie byt, potężny, jak tylko nieliczne, jakie znał. I wiedział, co musi zrobić.
- Po coś przybył duchu niespokojny, po coś przybył wietrze? –
- Prośba. –
- Dlaczego? –
- Bo czas jest nam druhem, i obu nam nie szczędził. –
- Świat jest prochem, czas jest wiatrem, nikt nie pozna, czym jest dusza, czy się oprze zmianom nagłym czy też ją ten wiatr porusza. –
- Nikt… -
- Jesteś jednym z czterech wiatrów, prosisz proch o przechowanie? Jakże ma się to do prawdy, w jakiej karzesz innym trwać? –
- Nie znam wiatru, jestem sobą. Pragnę ukryć własny ból. –
- Zatem niech się stanie, jak wyrokiem twym sądzone, wiec jednak że dla wiatru, też SA prawa przeznaczone. –
- Wiem. –
- Łamiąc je, jak wszelkie inne, kara czeka tych nikczemnych, czy żeś gotów ją zapłacić, kiedy przyjdzie na to pora? –
- Tak. –
- A więc dobrze. –
I znów stał się niczym, gdzie chwila była wiekiem, a świat mgły zniknął.
Widział teraz bramę, gdzie setki dusz się plątało, a czarna postać odprowadzała każdą z nich, wiedział. Widział. Nie ta jedna, nie ta. Odszedł.
Widział gród ze złota, wielki, czysty, znał, nie tam, nie.


Nagle wrócił do siebie, stał przed miejscem, gdzie kiedyś był klejnot, gdzie kiedyś był, kiedyś było zaledwie kilka sekund temu, a było to tak dawno. Odwrócił się, zobaczył czarnego tygrysa, idącego jego stronę.
- Udało się Bechemocie. – Tygrys stanął jak wryty patrząc na diabła. Gabriel i Edward stali przy Aylith we w miarę bezpiecznej odległości, przyglądając się diabłu ze zdziwieniem.
- Co się stało? – Spytał diabeł podchodząc do kocura.
- Twoje oczy… -
- Wiem. – Powiedział spokojnie podchodząc do tygrysa.
- Wiele się zmieniło. – Na twarzy Boklera zagościł uśmiech, diabelski uśmiech zawsze wygląda makabrycznie, nawet, jeśli jest szczery.
- Coś się stało. – Tygrys przyglądał się diabłu badając, czy dalej jest tą samą osobą. Nie mógł już jednak spojrzeć w jego duszę, nie wiedział o nim nic.
- Coś, na co liczyłem, ale jak zawsze są pewne ceny, jakie trzeba zapłacić, prawda? – Diabeł ruszył wraz z tygrysem w stronę stojących na skraju kamiennej polany. Gdy do nich doszedł, otworzył się niespodziewanie portal.
- Chodźmy, ten świat chce już odpocząć, dajmy mu szanse. –
Poczekał, aż wszyscy po kolei znikną w portalu, aż sam wszedł na końcu, kłaniając się na odchodnym chmurom i szczytom w cieniach.
Gdy portal się zamknął, ucichły wieczne wiatry, przepadły ołowiane chmury. Świat umarł, jak miał umrzeć kiedyś każdy.
Diabeł wraz z resztą pojawił się natomiast w sferze, w której przygotowywali się przez ostatni czas. Usiadł na jednym z krzeseł i patrzył tylko w pusty monitor przez kilka godzin.
Wszyscy przyglądali mu się siedząc na różnych miejscach przez ten czas niespokojnie, aż w końcu Aylith zdecydowała się przerwać ciszę.
- Masz dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Bokler spojrzał na nią powoli.
- Wiem, że chciałabyś powrócić do tego, od czego cię oderwałem, ale nie czas na to, przykro mi. – Behemoth aż zastrzygł uszami słysząc ostatnią część zdania.
- Przykro ci? – Aż powtórzył zdezorientowany.
- Wszystko się zmienia. – Diabeł wstał i otworzył kolejny portal.
- Niedługo wrócę. Pilnujcie wszystkiego do tego czasu. – Po czym zniknął gdzieś w przepastnych sferach wszechświata.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Mar 02, 2006 4:58 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Nov 07, 2005 7:16 pm
Posts: 55
Location: Czestochowa
-Kolejny atak na przeciwnika nie zrobił na nim większego wrażenia jak i wcześniejsze a do tego Chaosae gdzieś zniknął , z resztą trudno się dziwić będąc czymś takim jak on. Zresztą już przywykłem do pojedynków samotnie więc wszystko po staremu tylko inny przeciwnik o wiele silniejszy niż poprzedni oby nie okazał się zbyt silny. Coraz bardziej wszystko mnie boli a on ma kilka ran i jest coraz bardziej wkurzony, że niby też mi nic nie zrobił .

Ziemia po raz kolejny zadrżała a niebo przybrało barwy niespotykane nigdzie indziej , zawierały wszystkie barwy jakie są. Ziemia też się zmieniła, coraz bardziej przypomina pobojowisko tylko z tym że nie ma nigdzie trupów a wszystko wokół zmieniało się coraz to po nowym wybuchu .W kłębach dymu, pyłu znajduje się przyczyna tego wszystkiego , dwie walczące ze sobą istoty. Pojedynek wygląda jakby trwał wieki i miał jeszcze trwać o wiele dłużej. Jeden atakuje, drugi się broni i tak na zmianę, tylko kolejne wybuchy po kolejnym sparowanym na tarczy czarze przerywają tą monotonię. Aż w pewnym momęcie słychać glos chłopca:

-Znudziła mnie ta walka pora zakończyć twój nędzny żywot
Po bokach chłopca i przednim pojawiły się czerwone portale z których wyłoniły się olbrzymie biesy . Każdy z nich miał co najmniej 3m wysokości a było ich niemało bo 8. Wszystkie ryczały , warczały a po chwili wszystkie zwróciły się w stronę rycerza, który przy nich wyglądał jak dziecko. Po tym chłopiec odezwał się ponownie:

-Żegnam, Nie spotkamy się więcej rycerzyku
Chłopiec odwrócił się i zaczął podążać tylko w sobie wiadomym kierunku pozostawiając rycerza na pastwie 8 bestii.
Teraz to ja już przesadziłem, co ja sobie myślałem- pomyślał Aleksander
Biesy zaatakowały, atak za atakiem jednak każdy atak ich kończył się tylko na tarczy. W końcu Aleksander wyprowadził atak korbaczem, który dosięgną celu roztrzaskując celu głowę.
- Jeden mniej –pomyślał Aleksander
-, Co się dzieje czuje się jakbym odzyskał cześć sił –pomyślał
Coś się stało z rycerzem jakby zabicie biesa dodało mu sił. Po chwili kolejny bies padł, a rycerz coraz szybciej i celniej atakował. Biesy zaczynały traci c przewagę, jaką miały i kolejny bies padł. Reszta biesów padła w parę chwil, ułamki sekund. Aleksander ruszył w kierunku chłopca z w pełni odzyskaną siłą. Chłopiec szedł w swoją stronę aż w pewnej chwili poczuł coś i odskoczył w ostatniej chwili przed mieczem tracąc przy tym cześć swoich długich włosów. Chłopiec odskoczył na kilka metrów do tyłu. Po chwili dziwna poświata otoczyła chłopca, bił z niej zapach śmierci i wszystkiego z nią związanego. Poczym uśmiechnął się i cała ta poświata skupiła się w jego dłoniach. Wystrzeliła z taką mocą, że rycerz zdołał jedynie częściowo zasłoni się tarczą. Po czym odleciał na kilkadziesiąt metrów do tyłu i upadł nie dając większych oznak życia, jednak miecz nadal trzymał w ręku a tarcza pęknięta leżała kilka metrów od niego. Chłopiec zbliżył się do konającego bądź już martwego rycerza. Na twarzy chłopca widniał uśmiech po zwycięstwie, podszedł do trupa rycerza kopiąc go i sprawdzając czy naprawdę nie żyje.W tej samej chwili Aleksander zaatakował, chłopcu udało się tylko częściowo odskoczyć od straszliwego ataku mieczem rycerza. Częściowo zdziwiony, że nic się nie stało zaatakował częściowo leżącego Aleksandra, Zrobił zamach i spostrzegł, że w miejscu gdzie była wcześniej ręka niema nic. Odskoczył do tyłu, w tym momencie oślepiła go jasność, jaka zaczęła bić od rycerza.Po chwili wszystko pociemniało, jakby nieprzenikniona ciemność otoczyła obydwóch walczących i po chwili znikneła. Niebyli już w batorze tylko na jakiejś polance pod wielkim dębem.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Mar 05, 2006 10:13 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Wszystko było już gotowe, nie było trudno tworzyć pod sfery, kiedy wyszedł z sali, ogromne zdobione złotem drzwi zamknęły się za nim z hukiem a hol ciągnął się długo przed siebie, oświetlony setkami diamentowych świeczników, dziesiątkami obrazów i posągów, z czerwono srebrnym dywanem pokrywającym cała podłogę. To był efekt, jaki zamierzał. Tak jak miało być już dawno temu. Teraz, nadchodził czas.
Otworzył kolejny portal, po czym zniknął w nim, pozostawiając miejsce samemu sobie, spokojowi i ciszy.



Pojawił się znów w swym więźniu, w opustoszałym gabinecie, gdzie wszystko trwało w należytym porządku, tak, jak zostawił, papierzyska leżały ułożone na biblioteczce i biurku.
A świeczniki stały na swoich miejscach. Posągi lekko się zakurzyły, ale dawno tu nikogo nie było. Przybrał powoli ludzką postać. Przyglądał się przez chwilę swoim dłoniom, teraz tak odmienny od biesach łapsk. Ale to, czym teraz był, bardziej mu odpowiadało. Odwrócił się i usiadł przy biurku. Było troszkę niewygodnie, skoro było ono przystosowane dla Diabła, nie dla człowieka. Ale postanowił nie zwracać na to uwagi. Sięgnął po kilka czystych kartek, i jedno z piór, kałamarz stał tam gdzie zawsze, zawsze pełny karmazynowym atramentem, wyrabianym z krwi tych, którzy dokonali żywota w podziemiach twierdzy. Kiedy pisał, litery lekko złociły się przez chwilę, po czym przyjmowały niezmienny, krwistoczerwony kolor.
Kiedy skończył, skręcił klika egzemplarzy papieru, i każdy okręcił purpurowym pasmem, na które przybił swoja pieczęć. Po czym zebrał je i schował pod płaszcz. Podszedł jeszcze do okna i spojrzał na czerwone niebo Baator. Jak zawsze piękne. Odwrócił się i otworzył kolejny portal…
- Quondam iterum siligoinis suscipio verto… - Wszedł w portal, pozostawiając za sobą swą siedzibę, nad którą niebo stało wolne od chmur, a wspaniałe czerwone pustkowia nie wydawały się aż tak niegościnne.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Mar 06, 2006 12:21 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Jul 25, 2005 9:33 pm
Posts: 83
Location: Częstochowa
Niebo było błękitne, a na nim ani jednej chmury. Słońce mieniące się czysto złotym blaskiem, oświetlało prawie całą polanę. Tylko dąb dawał trochę cienia. Wokół rozciągające się pasma jasno zielonej, jeszcze młodziutkiej trawy i tylko miejscami można było zobaczyć jakieś wystające z niej kamienie. Cała sceneria przesiąknięta spokojem, nawet wiatr ucichł... Chłopiec wyczuwał, że coś jest nie tak jak być powinno. Zarówno sam dąb jak i całe otoczenie emanowało bardzo silną magią. Jego wyczulone zmysły mówiły mu, że ktoś jeszcze tu jest i to nie jedna postać, a kilka. Teraz już wiedział, że wpadł w pułapkę - nie wiedział tylko w jaką. Cała ta sytuacja zaczęła go przerastać, bo niedość, że miał wroga, z którym musiał walczyć, to jeszcze otoczenie nie było mu przyjazne.

Aleksander i jego przeciwnik stali nieopodal dębu, wpatrzeni jeden w drugiego i czekając na odpowiedni moment do ataku.

-Nie wiem co tu się dzieje, ale odnoszę wrażenie, że stoi za tym twój towarzysz - wymruczał chłopiec podirytowanym głosem.
-To i tak nieistotne, skoro zaraz zginiesz - wrzasnął rycerz i ruszył do ataku.

Chłopiec zaczął mówić coś szeptem - niezrozumiałe słowa i coś co dla zwykłego człowieka nie miało najmniejszego sensu. W jego ręce pojawił się miecz o czerwonym ostrzu i płonący czarnym płomieniem. Rycerz zauważył szyderczy uśmiech na twarzy chłopca, chwycił miecz drugą ręką, wykonał zamach i wyprowadził cios. Jego przeciwnik bez wiekszego problemu sparował atak mieczem, a z drugiej ręki wypuścił kulę, która odrzuciła go na dobre pięćdziesiąt metrów.

Rycerz zniknął..

* * *

Podniósł się z ziemi i zobaczył pomarańczowe niebo i skały. Aleksander znał to miejsce - Baator..

- Co ten cholerny Chaosae znowu wymyślił. Nie tak to miało wyglądać - Pomyślał podirytowany rycerz.

* * *

-Co tu się dzieje do jasnej cholery - powiedział sam do siebie chłopiec i zaczął się uważnie rozglądać.

Zastanowił się chwilę i zaczął wywoływać efekty, ale bez żadnego skutku. Nie wiedział gdzie jest i nie mógł się z tego miejsca wydostać. Poczuł jakby opuściły go siły.

-Dziwne. Czemu wyczuwam tu kogoś, a nikogo nie widzę? - Pomyślał.

Skupił się i zebrał siły żeby rozproszyć iluzję. Udało mu się, ale jeszcze bardziej osłabł. Zieloną polanę zastąpiło bezkresne pustkowie, a niebo pociemniało. W miejscu, w którym się znalazł panowała noc i ciemność. Obrócił się za siebie i zauważył, że dąb nie zniknął. Wyglądał tylko inaczej. Niby uschnięty, ale emanowało z niego życie. Zarówno kora jak i liście były całe czarne. Chłopiec rzucił czar żeby rozświetlić okolicę, ale nie udało mu się to. Tym razem poczuł, że dąb pochłonął część jego energii. Zrozumiał, że dalsze używanie energii w tym miejscu nie ma sensu, a bynajmniej do chwili aż odzyska pełnię sił.

-Nie doceniłeś ciemności, a twoja pycha i zbytnia pewność siebie pozwoliły mi wciągnąć cię w tą pułapkę - powiedział znajomy mu głos.

Chłopiec obrócił się i zobaczył zbliżającą się w jego stronę postać. Wkońcu dotarło do niego z kim ma doczynienia. Zamazane kontury stawały się coraz bardziej wyraźne. Humanoidalna istota z czarnymi skrzydłami, okryta czarnym płaszczem z każdą chwilą była bliżej niego. Tylko miejsami spod płaszcza można było zauważyć błyszczącą zbroję i elementy samurajskiego stroju. Wędrowiec stanął w odległości pięciu metrów od chłopca, poczym ściągnął kaptur i odsłonił swoją twarz. I tym razem się nie pomylił - tak, to był jeden z jego przeciwników - Chaosae.
Bez chwili zawahania chlopiec zaszarżował na wroga, ale zatrzymała go jakaś dziwna bariera. Odrzuciała go parę metrów do tyłu. Ledwo wylądował na nogach.

- To więzienie, w którym ty nie jesteś w stanie nic zrobić, bo drzewo, które zapewne widziałeś zabiera ci całą moc i siłę. Im bardziej się starasz tym słabszy jesteś. Próbuj dalej, a sam się unicestwisz - powiedział bardzo spokojnym głosem Chaosae.
- To bardzo dziwne.. Czemu twoje moce nie są w żaden sposób ograniczone? - zapytał chłopiec.
- To bardzo proste.

Na twarzy wędrowca zarysował się szyderczy uśmiech.

- Zanim tu wszedłem rzuciłem na siebie czar ochronny, ale nie dowiesz się jaki. Z tego co wiem jesteś w posiadaniu kilku pergaminów. Niewielkiej części bardzo niebezpiecznej i potężnej całości. No coż, ale nie tylko ty - ja też.

Chaosae uśmiechnął się jeszcze bardziej szyderczo.

- Nie znam miejsca, w którym teraz jestem i nie słyszałem o nim, więc domyślam się, że pergaminy, które posiadasz dały ci wiedzę jak stworzyć coś takiego - wymruczał chłopiec.
- Nie jesteś taki głupi, za jakiego cię miałem. To prawda - to zaklęcie i jeszcze kilka innych, jak na przykład czar ochronny, pod wpływem którego jestem, pochodzą z tych pergaminów.
- Powiedz mi - po co to wszystko? Czemu mnie poprostu nie unicestwisz?
- Nie widzę takiej potrzeby. Posiedzisz sobie tutaj jakieś kilka tysięcy lat i nie będziesz nikomu przeszkadzał - w głosie Chaosae pojawiła się lekka nutka ironii.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko jeśli zostawię cię już samego.
- Zaczekaj - wrzasnął chłopiec.

Wędrowiec jednak nic nie powiedział, tylko zniknął.

* * *

Aleksander poczuł jak nagle ziemia się zatrzęsła. Obrócił się i zobaczył w oddali górę, która jakby zaczęła zapadać się pod ziemię. Zaciekawiony tym faktem ruszył tak szybko, jak tylko potrafił na miejsce zdarzenia. Zanim jednak tam dotarł, góry już nie było. Co dziwne podłoże wcale nie wyglądało tak jakby coś tu wcześniej było. Uwagę rycerza przykuł kamienny krąg, w środku którego się znalazł. Rozejrzał się i naliczył pięć wielkich kamiennych kolumn. Zrobił krok do przodu, żeby zbliżyć się do jednej z nich i przyjrzeć się z bliska, jednak zawadził o coś nogą i omal się nie przewrócił. W ostatniej chwili udało mu się złapać równowagę. Pochylił się i zauważył że w ziemi jest jakaś tablica, a na niej coś napisane. W miarę możliwości oczyścił ją i zaczął czytać. Nie był w stanie zrozumieć wszystkiego. Dowiedział się tylko, że jest to brama do jakiegoś mistycznego więzienia i jedyna droga żeby się do niego dostać i z niego wydostać. Przejście może się otworzyć, ale tylko raz na sto lat, a żeby tak się stało to na każdym kamieniu, który tworzy ten krąg musi zostać umieszczony odpowiedni klucz. Reszta tekstu była już tak zamazana, że nie mógł jej odczytać. Wyprostował się i podszedł do jednej z kolumn. Był na niej wyryty jakiś symbol, a pod nim niewielki, okrągły otwór. Nagle coś błysnęło i zwróciło uwagę rycerza. Na ziemi leżała kryształowa kuleczka w kolorze rubinu. Podniósł ją i schował. Aleksander przez chwilę poczuł jeszcze obecność Chaosae, ale uczucie to odeszło zanim zdążył cokolwiek pomyśleć. Wiedział, że nie ma go już w Baatorze.

- Co ty znowu knujesz? - powiedział sam do siebie...

_________________
Image


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sat Mar 11, 2006 9:33 am 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Więźnie powoli wracało do życia, wielkie Drakeny latały już nad jego strzelistymi wieżami, a na murach pojawiały się dawno nieobecny sylwetki diabłów. Chimeria dostrzegła powolne otwarcie bramy, i kilka postaci, które skierowały się w ich stronę. Diabły dotarły do nich szybko, otaczając kręgiem.
- Witaj pani, spodziewaliśmy się twego przybycia. – Ustąpiły drogi, prowadzącej do twierdzy. Wiedźma z siostrą ruszyły, otoczone diabelskim orszakiem. Małą była zainteresowana tymi istotami, wydawały jej się bardzo ciekawe, starała się jednak nie psocić, przynajmniej na razie. Szybko przekroczyli bramę. To miejsce, się zmieniło, nie było już takie jak poprzednio. Kupieckie stragany zniknęły, nie było już gości z innych światów. Setki diabłów nie rozmawiały już, nie tętniło tam życie. Wierze magiczne, kiedyś potężne i skrywające wielka moc, teraz siały pustkami i smutą. Szli tak przez wielka aleję, gdzie wszystkie spotykane diabły obdarzały wiedźmę i małą przeciągłymi, pełnymi nienawiści spojrzeniami. Wiedźma poczuła się nie swojo. Kiedy dotarli do gmachu sądowego orszak zatrzymał się. Zanim Chimeria zdążyła się o cokolwiek spytać, poczuła czyjąś obecność za sobą.
- Miło, że przybywasz moja droga. Dawno nie było tu gościa. – Wiedźma odwróciła się spokojnie, chociaż nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowego głosu sędziego. Ten stał przed nią, a lekki wiatr poruszył jego włosami. Spojrzał na małą.
- Miałaś rację, młoda duszyczka. – Sędzia przyklęknął na kolano zniżając się do małej. Uśmiechną się do niej i wyciągnął rękę, na której znajdowały się klejnoty, i jakiś błyszczący amulet, który natychmiast przykuł uwagę małej.
- Proszę, żebyś milej wspominała i mnie, i to miejsce. – Dziewczynka wzięła do ręki amulet przyglądając mu się uważnie.
- Jest wyjątkowy. – Słowa sędziego były spokojne i ciepłe. Orszak tymczasem odstąpił kilka kroków w tył, pozostawiając całą trójkę na wielkich schodach.
- Magiczny?! – Spytała mała troszkę podekscytowana. Diabeł roześmiał się szczerze. Co lekko zaniepokoiło wiedźmę. Diabelski śmiech nie jest dobrym znakiem, nigdzie i nigdy.
- Moja mała, każdy, potrafi użyć magicznej sztuczki. Myślisz, że cuda to cos innego jak magia? – Bokler pokręcił głową.
- Nie, nie jest magiczny, ale jest wyjątkowy. Jest wiele rzeczy magicznych, ale prawdziwym darem, są te wyjątkowe. – Wstał i spojrzał na Chimerę, badającą go teraz wzrokiem.
- Cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie. –
- Ale je jeszcze… - Wiedźma była zbita z tropu.
- Wiem, nie bój się, wszystko się wyjaśni. A teraz proszę, muszę wracać do pewnych spraw. Małą będzie tu bezpieczna. Tak długo, jak jest moim gościem. – Diabeł przeszedł kilka schodów do wejścia. Po czym rozpłynął się w powietrzu. Wiedźma nie bardzo wiedziała co zrobić z małą, aż w drzwiach budowli nie pojawił się Behemoth.
- Idź do niego Mawio. – Mała potruchtała w stronę tygrysa, i razem znikneli gdzieś w budynku.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Mar 12, 2006 6:38 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Apr 17, 2004 4:46 pm
Posts: 925
Location: Z krain, których nie ma na mapie.
Chimeria wiedziała, że sędzia odpowiednio się nią zaopiekuje. Zastanawiała się tylko na ile zmieni się dziecku charakter po pobycie w piekle.
-Mi się zmienił. Aż za bardzo.- westchnęła cicho do siebie odprowadzając z miłym uśmiechem Mawię.
Dziewczynka raz się odwróciła w stronę siostry i odpowiedziała szerokim, szczerym i niewinnym uśmiechem dziecka. Lekko pomachała do niej rączką, w której ściskała medalion.
Wiedźma żałowała, że nie miała czasu na wyjaśnienie małej co, jak i dlaczego zaszło.
Po co znalazła się tutaj i czemu tak szybko rozstała się z długo poszukiwaną siostrą.
Chimeria bała się iż mała będzie mieć żal do niej, że traktuje ją przedmiotowo. Najpierw odchodzi z domu bez słowa, potem niby organizuje wielkie poszukiwania, nawet wysyła po nią kociego demona, tylko po to by potem ją oddać w ręce jakiegoś mężczyzny. Nawet nie zdawała sobie biedna sprawy z tego, że to diabeł. Nie miała pojęcia, że sama Chimeria jej nie pamięta... że gra...
-Poradzi sobie.- usłyszała znajomy głos. Spuściła wzrok osadzając go na czarnej kotce.
-Miau.- o dziwo uśmiechnęła się.
-Wiem. Wygląda na rezolutną.
-Taka jest.- stwierdziła Axe z dziwnym zadowoleniem w oczach.- Gdyby nie była, nie przeżyłaby sama tyle czasu. Zaczynając od zera.
-Widać ma też trochę szczęścia.- wiedźma skrzyżowała ręce na piersiach.
-Nawet nie wiesz jak wiele.- mruknęła kotka.
-Co mówisz?
-Nic. Wracajmy.
Wiedźma nie chciała odchodzić. Mimo iż zdawało się jej widzieć srebrnowłosą dziewczynkę po raz pierwszy już czuła się silnie do niej przywiązana. Wodziła wzrokiem po pustym wejściu, gdzie zniknęła Mawia z Behemotem.
-Nie martw się. Nie zmieni się tak jak ty. Mimo podobieństw ma zupełnie inny charakter niż ty.
-Dzięki bogom.
-Dzięki...


Dłużej nie czekały. Wróciły przed wrota Mgielni gdzie na ziemi siedział naburmuszony Caibre. Opuszczony przez wszystkie panie na tę parę chwil wizyty w Piekle.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Thu Mar 16, 2006 9:18 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
Światło wpadające przez szeroką okiennicę oświetlało pomieszczenie. Lecz było już zbyt słabe by polegać tylko na nim. Na biurku zapalone było kilka świec, tak jak i te na wiszącym, kościanym żyrandolu. Dawało to dość światła by można było spokojnie czytać czy pracować. Cień wędrował powoli, obejmując kolejno regały biblioteki, stojący przed biurkiem fotel. Aż padł w końcu na stolik przy oknie. Krainę piekieł spowiło odrętwienie, nie panował tu nigdy nieprzenikliwy mrok nocy, światło zmieniało jednak barwę, aż po niezwykle ciemny brąz, przy którym chodziło się prawie jak po ciemku.

Diabeł siedział spokojnie, wpatrując się w stojący przed nim na biurku globus. Przedmiot tak stary jak historia wszystkich diabłów. Towarzyszący im prawie od zarania dziejów. Duży, z ozdobną czaszą i stojakiem, wyrzeźbionym w mahoniowym drewnie. Z kulą mieniącą się dziesiątkami odcieni czerwieni i purpury. Promieniujący lekko pomarańczowym blaskiem. Obracał się powoli. Uważny obserwator dopatrzyłby się latających po jego powierzchni chmur, stanowiących prawdziwą esencję dziwne mieszaniny kolorów. Boklera oderwało od niego stukanie do drzwi, podniósł głowę w ich stronę.
- Wejść. – Drzwi otworzyły się szeroko a do pokoju wszedł niewielki diabeł prowadzący za sobą Mawię, bawiącą się założonym medalionem.
- Zgodnie z twym rozkazem panie, przyprowadzam ją. – Diabeł skłonił się i wyszedł pospiesznie. Dziewczynka odprowadziła go wzrokiem. Po czym spojrzała na wpatrującego się w nią mężczyznę. Bokler wskazał jej fotel przed sobą. Małą usiadła na nim posłusznie.
- Widzę, że cieszysz się z pobytu tutaj, słyszałem, bowiem że przeglądasz moje biblioteki wyjątkowo ochoczo. – Mała uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, bardzo fajne są te książki. - Zaczęła machać nogami i rozglądać się ciekawsko po pomieszczeniu.
- Doprawdy? A czym cię tak zaciekawiły? – Diabeł uniósł lekko lewą brew.
- Są takie inne niż te, które czytałam. –
- Pod jakim względem inne? –
- Są ciekawsze, na przykład nigdzie wcześniej nie było napisane, dlaczego ludzie nie mogą korzystać z mocy piekielnych czy niebiańskich, było tylko, że nie mogą. – Diabeł uśmiechnął się szeroko. Wstał i podszedł do małej. Ta patrzyła cały czas na niego. Uśmiech zszedł jej jednak z twarzyczki.
- Jest wiele takich miejsc czy przedmiotów. Wiele spraw przed wami ukryto. – Dotknął wiszącego na jej szyi medalionu. Ten zadźwięczał lekko.
- Pokażesz mi, jakie? – Spytała natychmiast.
- Nie wiem, twoja siostra może nie pochwalać tego, żebyś prześcignęła ją we wiedzy magicznej tak szybko. Poza tym, możesz nie zrozumieć… - Diabeł odwrócił się jakby odtrącając ten pomysł.
- Ale ona nie mówiła, że mam się czegoś nie uczyć! Poza tym zawsze się powtarza, że mamy się uczyć wszystkiego i poznawać wszystko! A ja naprawdę wiele umiem! – Mawia wybuchła dynamicznym potokiem słów, Diabeł spojrzał na nią i uśmiechną się lekko.
- Racja. – Wstał i przeszedł w kierunku drzwi.
- Skoro tak, to chodź, pokażę ci coś specjalnego. – Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Mała wybiegła za nim. Udali się długimi korytarzami, Mawia rozglądała się po rzeźbieniach na ścianach, przedstawiających setki, tysiące postaci. Ludzie powykręcani w najprzeróżniejsze pozy, ze zdeformowanymi kończynami. Skąpani w ogniu czy zakuci w lodzie. Widywała już takie rzeźby, jednak tylko na malowidłach. W pewnym momencie staneła, przyglądając się dokładnie jednej z nich.
Mężczyzna, zakuty w bryle lodu, z powykręcanymi rękoma, wydawał się taki żywy. Daleko za nim dostrzegła postać, stojącą swobodnie, przyglądającą się męczennikowi. Usłyszała wtedy cichy jęk, odwróciła się gwałtownie. Teraz słyszała jęk ze wszystkich stron, różne jęki, różnych ludzi. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, spojrzała w górę. Bokler stał za nią i patrzył jej w oczy spokojnie. Małej to nie uspokoiło jednak.
- To aleja, jedna z moich ulubionych. Są tu nieprawdopodobnie dokładne rzeźby. Chodźmy dalej. –
Szli jeszcze przez jakiś czas. Korytarze stawały się ciemniejsze. Ale żaden z nich nie był czymkolwiek oświetlony. Jakby półmrok był ich samym elementem. Dotarli w końcu do osobnego korytarza. Panowała tu cisza i spokój, nie było rzeźb czy malowideł. Tylko gołe, czerwone ściany, noszące ślady długich wieków. Ruszyli tym korytarzem. Aż dotarli do sporych, stalowych drzwi. Jedyne, była na nich wyryta inskrypcja, którą mała odczytała bez problemów. O dziwo była pisana w języku ludzi.

,„Gdy poznasz to, co ja, staniesz się mi równy.” – Diabeł otworzył drzwi. Mawia po chwili wahania weszła za nim.

Wysoka na kilkadziesiąt metrów komnata, o złotym sklepieniu w kształcie półkola. Zdobionym setkami rzeźb i malowideł. Ściany, z posągami tak realnymi, jakby mogły ożyć w każdym momencie. Podłoga, na której widniały wypisy z wielu, wielu ksiąg, wygrawerowane delikatnie na marmurowej posadzce. Wszystko bijące blaskiem i pięknem. Pośrodku stał okrągły, drewniany stół opierający się na jednej centralnej nodze. Na której wyrzeźbione były kobiece postacie trzymające nad głowami różne puchary. Na nim, znajdowały się księgi. Bardzo stare księgi…
- Wiesz, co to jest? – Spytał obracając się dokoła diabeł. Jego paszcz falował z nim. Uniósł ręce ku górze podziwiając malowidła, przedstawiające aniołów prowadzących ludzi w łańcuchach. I trzy z nich, przyglądające się wszystkiemu z boku, obdarte i osamotnione.
Spojrzał, na Mawię, które przyglądała się po kolei wszystkim scenom. Obrócił się jeszcze raz pokazując ściany z dziesiątkami posągów walczących diabłów i aniołów. A między nimi ludzie, jedni w łańcuchach, drudzy zwolni, lecz brudni. Diabeł stanął spokojnie, wszystko to sprawiło, jakby odrodziły się nim pewne chwile. Pokręcił głową. Podszedł do małej i wziął ją sobie na rękę.
- Co tam jest na stole? – Bokler uśmiechnął się.
- To moja droga, jest coś, czego nie nauczysz się w zwykłych szkołach. A ci, co głoszą ci prawdy. Nie potrafią czytać tych ksiąg. – Podeszli bliżej. Bokler trzymając małą na prawej ręce sięgnął lewą po najbliższą księgę. Odwrócił ją w ich stronę. Twarda, skórzana oprawa. I metalowe ćwiekowanie sprawiały, że wyglądała na niedostępną. Kiedy jednak Bokler tylko jej dotknął, otworzyła się sama, setki stronic przewertowały się im przed oczami. Aż stanęły na pewnym fragmencie. Obrazek przedstawiał dwie postacie, dwóch mężczyzn, rozmawiających jak równy z równym. Mawia w tle dostrzegła dwie postacie, ukryte w dolnych rogach obrazu, zamazane i niewyraźne, lecz prawdziwe.
- Co to za obraz? – Diabeł uśmiechnął się.
- Masz oko moja droga. To, są ci, którzy chcieli zrobić coś, by odmienić los tych zakutych w łańcuchy. Tak jak ten rozmawiający z człowiekiem. – Pokazywał poszczególne postacie.
- Dlaczego się im nie udało? – Spytała po chwili, medalion zajarzył się leciutko. W uszach diabła zagościł delikatny dźwięk, uśmiechnął się.
- To długa opowieść. –
- Ale ja nie jestem zmęczona. – Cień spowił pomieszczenie, a korytarze pociemniały. Jęki w korytarzu udręczonych nabrały siły. Nagle pojawił się między nimi cień, cień diabła przechodzącego tu niedawno. Podniósł rękę. Jęki umilkły.
- Milczcie, aż pozwolę wam wydać dźwięk. A uznacie to za łaskawość, jakiej nie doświadczyliście w życiu. – Jęki znowu się nasiliły.
- Protestujcie sobie, i tak jest to nadaremne. – Cień powoli zaczął znikać.
- Stąd nie ma ucieczki. -


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Sun Apr 09, 2006 12:34 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sat Jan 08, 2005 10:46 am
Posts: 657
Location: Baator
W głównej sali audiencyjnej, stojącej teraz pusto, i oświetlonej tylko przez wpadające z okiennic czerwone światło Baator, otworzył się portal. Mephis wyszedł z niego rozglądając się na boki. Sala na pewno wyglądała lepiej, kiedy była przygotowana do spotkań, teraz natomiast, stało tu zaledwie kilka świeczników a malowidła i rzeźby były pozakrywane płótnami. Gdy portal się zatrzasnął, do pomieszczenia weszły dwa strażnicze diabły, zaalarmowane czyimś pojawieniem się w tym miejscu.
- Lepiej żebyś miał na to dobrą wymówkę. – Warknął jeden z nich.
- Lepiej by było, gdybyś się ogóle nie odzywał - odparł ostro Mephis i zrobił krótki ruch ręką. Bies złapał się za usta, rąbnął w ścianę za nim i jęcząc osunął się na podłogę. Odsłonił twarz - górna i dolna warga zrosły się. - Mam nadzieję, że to nauczy cię rozpoznawać, kto może się tutaj pojawić, a kto nie - pokręcił głową, jakby chciał rozmasować mięśnie karku. - A ty - zwrócił się do drugiego Baatezu, który najwyraźniej stracił cały animusz –
- Zameldujesz swojemu panu, sędziemu Boklerowi, że przybył lord Mephis. –
Diabeł skłonił się nisko, po czym wybiegł na zewnątrz ignorując zbierającego się niezdarnie z ziemi towarzysza. Mephis przyglądał się jego nieudolnym wysiłkom jeszcze przez chwilę, po czym przestała go bawić już ta gra. Zanim jednak przyszła mu ochota na dokończenie rozpoczętego dzieła w jakiś wymyślny sposób, przez drzwi wszedł powoli Bokler, kręcąc głowa z lekkim zrezygnowaniem.
- Wybacz mi Lordzie Mephis, nie wszystkie moje sługi mają tyle oleju w głowie, ile bym chciał. – Diabeł ukłonił się Mephisowi spoglądając ukradkiem na zwijającego się dalej strażnika.
Mephis roześmiał się.
- Ten jak mniemam będzie miał na przyszłość, hmm, więcej ogłady, że się tak wyrażę - przerwał na chwilę i spojrzał krzywo na strażnika. –
- O ile oczywiście dożyje następnego razu. –
- To się okaże. Jeśli będzie służył dobrze. – Bokler westchnął, po czym znów spojrzał na swego gościa.
- Lordzie, może porozmawiamy w bardziej odpowiednim miejscu, sądzę, że powinniśmy ustalić parę spraw przed Balem. –
- Dobrze, rozmowa na stojąco to nie jest to, co lubię - Morlock uśmiechnął się ponownie.
- Zapraszam, więc, Przejdziemy się kawałek. - Wychodząc Bokler machnął ręką na strażnika każąc mu podążać za nimi. Przeszli kawałek dochodząc do znanego już Mephisowi gabinetu sędziego, minęli go jednak docierając do starych korytarzy. Towarzyszący im diabeł bardzo niechętnie szedł z nimi. Weszli w końcu do długiego korytarza, z bogato zdobionymi w przeróżne posągi i rzeźby ścianami. Wyjątkowo realistycznie przedstawiającymi agonię różnych istot.
- Nazywam go korytarzem oddanych, przyznasz chyba, że wygląda zachęcająco. –
- Przyjemne miejsce - odparł Mephis. Podszedł do pierwszego lepszego posągu, przyjrzał mu się dokładnie.
- Specyficzny rodzaj agonii Boklerze. Petryfikacja połączona ze świadomością bycia kamieniem.
Bokler spojrzał na toważyszącego im strażnika.
- Czy dalej pragniesz naprawić uczyniona przez ciebie zniewagę? -
Strażnik uklęknął, kiwając głowa.
- Dobrze, będziesz miał okazje. - Diabeł usmiechnął się lekko.
Mephis podszedł do strażnika i objął go ramieniem.
- Widzisz mój drogi, twój pan próbuje ci właśnie uświadomić, że twoja służba - zrobił pauzę. - Właśnie dobiegła końca. Będziesz miał teraz dużo wolnego czasu. Ale obiecuję ci, nie będziesz się nudził. –
Na te słowa w korytarzu dał się słyszeć jęk, a posągi zaczęły poruszać się powoli. Strażnik poderwał się natychmiast, jednak zanim zdążył postąpić kroku, dziesiątki cieni wyłoniły się ze ścian, wciągając go w kamień. Po chwili, zawodzenie ustało, na ścianie natomiast widniała nowa figura, zakuta w lód.
- Będziesz miał dużo czasu na przemyślenia. Lordzie Mephis, chodźmy. –
Mephis spojrzał jeszcze na nową figurę w korytarzu.
- Piękne. Zastanawiałeś się Boklerze, czy nie zostać rzeźbiarzem? - Spytał uśmiechając się. Po chwili oba diabły wybuchły śmiechem.
- Nie, ale może zajmie się tym twoja siostra, kiedy przyjdzie czas? - Ruszyli dalej korytarzem, w końcu skręcili do niezdobionego korytarzu, z metalowymi drzwiami. Surowy klimat, jaki do tej pory miały korytarze zmienił się nie do poznania, kiedy weszli do komnaty. Pełnej ksiąg, malowideł i zdobień.
- Możesz mnie nazwać bufonem, ale lubię dobre zdobienia. –
- Bufonem? - Zdziwił się Morlock. - Nie wiesz, że wszystkie diabły lubują się w przepychu? To takie... Próżne jest. Zresztą, widziałeś siedzibę śmierci, ja - wskazał na siebie - jestem przyzwyczajony do takiego właśnie przepychu. I skoro ty nazywasz siebie bufonem, to ja w takim razie jestem snobem.
Znowu uśmiech. Diabły są skore do śmiechu. Nawet, jeśli śmiech łączy się z odkręceniem kurka, który zamiast upragnionej wody dostarczy gaz. A potem śmieją się jeszcze bardziej, kiedy ze zraszaczy rzeczywiście poleci woda. I śmiejąc się czerpią przyjemność z krzyków zaskoczonych ofiar. Takie wesołe właśnie są diabły.
- Tak, można by tak rzec. Ale nie o tym chciałem rozmawiać. - Bokler wskazał Mephisowi jeden z dwóch foteli stojących obok centralnego stołu, po czym usiadł sobie na drugim.
- Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, szukałem czegoś, i znalazłem, jednak, nie było to, to, czego się spodziewałem. –
- Teraz już wiem, co było przed nami ukryte od dawien dawna. Pamiętasz, że kiedyś nas, wielkich diabłów, było trzech? Pamiętasz te czasy Lordzie Mephis? –
- Diabelski Triumwirat - zamyślił się diabeł. - A wiesz, dlaczego przywódców Hegemonii było zawsze trzech? Właśnie ze względu na pierwszą trójce diabłów.
- Pierwsza trójca nie ma tu nic do rzeczy, bo i tak wywodzą się od jednego. - Bokler sięgnął na stół po pewien wolumin, po czym podsunął go Mephisowi.
- Każdy z nich, to byłą tylko część pierwotnej esencji, rozdzielonej na trzy dawno, dawno temu.
- Nazywano ich różnie w światach czy kulturach, zawsze jednak chcieli się połączyć. - Bokler oparł się na fotelu patrząc jak Mephis przegląda wolumin.
- Krąg musi się zamknąć.
- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy nie brakuje nam jeszcze jednego, by ów krąg mógł się zamknąć?
Bokler kiwnął głową.
- Oczywiście, dawno jednak było zapisane, że gdzie dwie części, tam znajdzie się i trzecia, czyżbyś nawet od czasu do czasu nie wykazywał odrobiny wiary?
- Wiara jest nieudolna próba analizowania wszystkiego przez ludzi, kiedy brakuje im możliwość, uciekają się do wiary, a może jest czymś więcej dla nich, w końcu wierzą też w nasze istnienie, nieprawdaż?
- Ale zostawmy to, skoro nie położysz tego na fundament wiary może położysz to na fundament planowania i przygotowania? – Bokler spojrzał na diabła spokojnie, patrząc jak ten odkłada księgę na stół.
- Ależ diable, wiara jest dla mnie równie ważna, jak dla ludzi - uśmiechnął się z przekąsem. - W końcu to przecież najsłabszy element w ludzkiej psychice - przerwał i rozejrzał się po pomieszczeniu. - Ale odbiegam od tematu. Nie będę rozwodził się nad tym, co składam a czego nie. Brak nam trzeciego, by móc zjednoczyć Trójcę po raz kolejny. Ale jednocześnie nie mówię, że on nie istnieje, czy się nie znajdzie, by użyć takiego eufemistycznego określenia.
- Właśnie, dlatego chciałem z tobą o tym porozmawiać. I również, dlatego twoja obecności na balu jest tak konieczna. –
Mephis skłonił się.
- Wszystko, co do tej pory udało nam się zrobić, wszelkie znaki... - Kontynuował. - Dały wystarczający impuls i sygnał trzeciemu, by mógł nas odnaleźć.
- Odnajdzie, nie tylko zresztą on. Wcielenie trzeciej potęgi nie kończy wszystkiego, potrzebny jest głosiciel. Ten jednak, już jest...- Bokler uśmiechnął się wstając z fotel, i podchodząc do jednego z malowideł na ścianie.
- Już niedługo odpłacimy za wszystkie te lata. –
- Zaskoczyłeś mnie, Boklerze - Morlock zmrużył oczy. - Czyli nasz czas już nadszedł.
- Tak. - Dotknął malowidła umierającego anioła, z korytarza dusz dał się słyszeć cichy jęk przenikający przez stalowe drzwi.
- Piękne – po raz kolejny powiedział Mephis podchodząc do malowidła.
- Ta komnata pozwala mi przypomnieć sobie, o co w tym wszystkim chodzi, i czasem nie tylko mnie. –
Bokler skierował się w kierunku drzwi.
- Chodźmy lordzie Mephis, już czas. –
- Już? –
- Owszem - kiwnął głową diabeł. - Zwłaszcza, że zapewne już umierają z ciekawości, zastanawiając się, jaki cel ma ten Bal - zaśmiał się.
- Któż to może wiedzieć. - Diabeł podrapał się po brodzie zastanawiając się.

Post by Bokler&Roevan


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Apr 28, 2006 6:03 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Nov 07, 2005 7:16 pm
Posts: 55
Location: Czestochowa
-I po kolejnej przygodzie.Mam jeden klucz a potrzeba 5. Ciekawe gdzie one się podziewaj. Zresztą to i tak nie me większego sensu. Jak wpadną w moje ręce inne klucze to dobrze a jak nie, to trudno? W którym by tu kierunku iść? Hmm, zastanówmy się.

Rycerz rozejrzał się dookoła i zaczął iść.

-Wschód. Może być wschód, tam przynajmniej mniej śmierdzi i ładniejszy krajobraz. Czy kolejna pełna przygód podróż?. Zobaczymy. He, He, He.

Po upływie kilku godzin Aleksander natknął się na ślady demonicznych istot.

-Czyżby jakiś przeciwnik, jakaś odmiana monotonii marszu? Zobaczymy.

Zaczął podążać śladami istot. Mając nadzieje, że coś spotka. Idzie i idzie a ślady jakby nie miały końca. Wleką się i wleką. Aż tu nagle w oddali widać coś jakby zwłoki czegoś. Rycerz przyspieszył. Po chwili doszedł do celu. Były to zwłoki demona czy czegoś tam.

-No nie, a już myślałem, że coś z tego będzie. Ale zaraz to truchło jest jeszcze w miarę
ciepłe, i są dalej jeszcze jakieś ślady kilku osobników. No to dalej za niewidocznym celem.

Nie minęło zbyt wiele czasu jak na horyzoncie ujrzał swój cel. Kilka demonicznych istot. Aleksander zaczął przyspieszać. Po chwili zobaczył, jakby jego cel zwietrzył jakiś zapach i przyspieszył.

-Nie mówcie mi, że te dwa mi teraz uciekną po tak długim czasie.

Po chwili, gdy rycerz dotarł do miejsca gdzie wcześniej były istoty, zobaczył jak jakiś kilometr dalej, walczą ze sobą demoniczne istoty.

-niema ich dużo, ale dobre i to. Ale dlaczego one ze sobą walczą?. Interesujące może czegoś się dowiem jak któraś ze stron przegra a druga mnie nie zaatakuje. Zobaczymy.

Jak Aleksander dotarł do miejsca walki to już tylko 3 istoty stały? Z czego 1 atakowała dwie.

-Dziwne. Komu pomóc? Hmm? Niech będzie, najpierw zabijemy te dwa a potem... Zobaczymy.

W chwile padła jedna bestia z dwóch. Choć chwilowy sprzymierzeniec rycerza odniósł poważne obrażenia. Kilka ataków, bloków, uników i padła druga bestia, a sprzymierzeniec rycerza niewiele lepiej wyglądał, ale żył.

* I co człeczyno teraz mnie dobijesz (.... Kaszel) i będziesz się chwalił swym pobrateńcom żeś zabił diabła?.
-Nie chce cię zabić. Powiedz mi, dlaczego ze sobą walczyliście?
*Widzę, że jesteś tu nowy człeczyno. Niech będzie powiem ci. Zostaliśmy wysłani przez naszego pana by wytropi i zabić niedobitki po wojnie.
-Mów dalej, to interesujące.
*Inni z nas wytropili większość z nich i zabili. Choć dowiedziałem się od jednego z tropicieli, że znaleźli dość duże zgromadzisko ich, na wschód stąd (kaszl).Za tą górą, na skalistej równinie. Mieliśmy do nich dołączyć, ale niestety spotkaliśmy te demony. (Kaszel z krwią)...
-Czy to ostatnie demony w batorze?
*Jak te tam padną to będą chyba wszystkie. Ale znając je to na pewno jakieś pojedyncze sztuki się gdzieś uchowały.( Kaszel.... Krew z pyska)
- Więc na wschód za tamtą górę. Ale, na pewno już nie na pieszo. WRATH!!

Po chwili pojawiła się na niebie wiwerna, która powoli zaczęła zlatywać do swojego pana

-No to lecimy do tamtej góry.

Lot nie trwał zbyt długo. Rycerz wylądował na szczycie góry by się rozejrzeć.

-Więc diabeł mówił prawdę. Pora sprawdzić czy się nie spóźniłem..

Wiwerna wzbiła się z powrotem z rycerzem na sobie. Po chwili znaleźli się u podnóża góry, niedaleko początku równiny. Rycerz zsiadł z wiwerny.

-HTARW!!!

Wiwerna zaryczała i znikła.

-Pora się rozejrzeć, co jest grane.

Rycerz ruszył w stronę skał i czyhającego w nich niebezpieczeństwa. Wszędzie walają się zwłoki przeróżnych istot. Nagle zza skały wyłoniły się trzy istoty.

*1- O.. Kolejny diabeł lub ich wysłannik
*2- Co za różnica trup tak czy inaczej.
-Nie jestem wysłannikiem żadnych diabłów, piekielne istoty.

Nagle trzeci z demonów uderzył rycerza tak, że ten wbił się w skały nieopodal. Aleksandrus powoli zbierał się z ziemi po spotkaniu ze skałą, jednak demony nie zamierzały czekać jak wstanie i będzie gotów do walki. Kolejny atak jednego z nich wbił w ziemie rycerza. Po chwili chwycił go drugi i podniósł tak aby mógł mu się przypatrzeć z bliska i zobaczy co kryje się pod hełmem.
* I już po wszystkim Hahaha

Niespodziewanie rycerz wbił demonowi mierz prosto w łeb. Ten zataczał się przez chwilę i upadł pociągając rycerza za sobą. Pozostałe dwa stały przez chwilę zdziwione, co się stało. Nie trwało to jednak zbyt długo. Zaatakowały posyłając rycerza w krótki lot nad ziemią.
Aleksander wylądował tym razem na jednym kolanie zgiętym. Po chwili był gotów odeprzeć ataki demonów. Próbowały przeróżnych ataków, które i tak sczezły na niczym. Zbite, uniknięte bądź zripostowane. Walka nie trwała zbyt długo kończąc się jednogłośnym zwycięstwem Aleksandra.

-I po wszystkim. Co raz bardziej mnie obijają te demony, tym razem chyba mi złamali kilka żeber, uderzając o te skały. Nieważne. Trzeba się chyba rozejrzeć z wysokości bo zanim bym to wszystko przeszedł minąłby chyba wiek. Aż tak to mi się nie nudzi. WRATH.

Po chwili rycerz wzbił się znów w powietrze. Lecąc w miarę nisko by mieć dobry widok i być bezpiecznym.. Rycerz obleciał całą równinę i nie znalazł żadnego demona czy diabła. Jedyne co było to trupy i skały.

-Te trzy musiały być ostatnimi przyżyciu na tej równinie.

W pewnej chwili jego wzrok przykuł otwór w skale jakby wejście do jaskini. Rycerz wylądował na ziemi tuż przy wejściu. Wiwerna znikneła. Aleksander stanął przed wejściem, po czym wszedł wgłąb niej. Korytarze ciągnęły się i ciągnęły a czas w nich jakby się zatrzymał a nawet cofał się. Nagle jego wzrok przykuło światło na końcu tunelu. Przyspieszył by sprawdzić, co to za światło. Gdy zbliżał się, zaczął widzieć, że pochodnia jest zamocowana na ścianie w jakiejś sali. Gdy doszedł do progu wejścia, zauważył, że sala jest olbrzymia. Wszedł ostrożnie rozglądając się dookoła, sala była doskonale oświetlona i prawie pusta. Jedyną rzeczą, jaka tam była to siedząca na tronie jakaś istota, która wpatrywała się w niego od początku, gdy wszedł do sali. Po chwili istota rzekła.

*Podejdź człowieku. Nie obawiaj się nic ci nie zrobię.

Rycerz powoli zbliżył się do istoty.

*Mam dla ciebie zadanie. Oczywiście z nagrodą proporcjonalną do zadania.
-Za nim odpowiem, chciałbym poznać twe imię. I co to za zadanie?
*Me imię nic ci nie powie. A zadanie dotyczy trzech rzeczy, które są mi potrzebne by się uwolnić.
-Kto cię uwięził i dlaczego?
*Osoba, która mnie uwięziła z pewnością już nie żyje. A powód mego uwięzienia był prosty. Byłam zbyt groźna dla tej osoby, która mnie uwięziła.
- Zgodzę się by ci pomóc, jeżeli dowiem się, co to za klucze i gdzie mogą się znajdować i co to za nagroda?.
*Znajdziesz je za pomocą zwoju, który ci dam. A co do nagrody, da ci potężną ochronę i da wielką moc która ci się przyda. Po każdym zdobytym kluczu zostaniesz przeniesiony do mnie z powrotem, i otrzymasz nagrodę. Z stąd przeniesiesz się w pobliże każdego klucza. I jak zgadzasz się?
-Niech będzie. Zgadzam się.
*Bardzo dobrze, masz zwój i wracaj jak najszybciej.
-Wrócę niebawem. Zegnaj.

Rycerz rozwinął zwój i zniknął.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Aug 29, 2006 10:23 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Nov 07, 2005 7:16 pm
Posts: 55
Location: Czestochowa
-Krajobraz niczym sie nie zmienił wciąż były to poszarpane skały gdzieś na bezkresie batoru- pomyślał
- a co to ?

Nieopodal niego widniała zrujnowana wieża.

-A więc to tam musi byc klucz . Więc w droge.

Rycerz ruszył w kirunku wieży .Po niegługim czasie znalazł sie przy wschodniej ścianie wieży lub lepiej powiedziec to co z niej zostało .

- Trzeba znaleźc wejście czy coś w stylu drzwi.

Przechodząc wzdłuż muru , rycerz natknął sie na wyrwę w ścianie prowadzącą w głąb wieży .

- No, to wchodzimy .

Aleksandrus dobył miecz i wszedł w otwór .W pomieszczeniu było ciemno , wszystko było zniszczone i pokryte gruzem i pyłem.Jednak Rycerz dostrzegł w ciemnościach szczątki schodów prowadzące w głąb wieży.

-Oby schcody wytrzymały, mój ciężar.

Schody nieciągneły sie zbyt długo . Na końcu przed rycerzem były stalowe drzwi z wypisanymi na nich jakimiś runami.

- Pierniczyc to . Wchodze , nic mnie nie powstrzyma .

Rycerz uderzył mieczem , raz drugi Dzwi zatrzeszczały i rozpadły sie . W jednej chwili gdy drzwi upadły na posadzke , ze ściany na przeciwko drzwi wystrzeliła olbrzymia zielona maź. Maź oplątała rycerza i zaczeła go wciągac do sirodka powoli ściakając go powioli coraz bardziej .Aleksandrus gdy znalazł sie w pomieszczeniu zauważył po lewej swojej stronie przedmiot przypominający włócznie . Rycerz powoli pzedostawał sie w strone włóczni, lecz szło mu to bardzo powoli z powodu maź która próbowała bo wciągnąc do otworu znajdującego sie po przeciwniej stronie pomieszczenia. Rycerz po długich zmaganiach wkońcu chwycił włócznie i w jednej chwili znalazł sie w pomieszczeniu już bezmaź na sobie . W pomieszczeniu znajdowała się jego nowa przyjaciółka wiedźma.

*-widze że masz pierwszy klucz . Włóż go w tamten otwór . Tylko prędko , prędko

-Już , już ,

Rycerz powoli ostrożnie włożył włócznie w otwór. Nagle jasne światło wypełnilo pomieszczenie i znikło.

*- tak , bardzo dobrze , ruszaj po kolejny klucz , prędko

- zaraz a nagroda za ten ?

* ach tak , już ,

Z rąk wiedźmy wystrzelił czerwony promienń , powalający ALeksandrusa na ziemie .

* wstań - powiedziałą

Rycerz wstał

*-Oto twoja nagroda , więc ruszaj.

Aleksandrus czuł ogromny gól na swojej łopatce , który po chwil zaczął ustępywac

- Co to ma byc ?

* jakie imie wybierasz ??

- a o co chodzi ?
* no powiedz jakieś
-niech będzie PUSZEK

Łopatka rycerza zabłysła i pochwili powróciła zo swoijego wyglądu

* a teraz wypowiedz imie
-PUSZEK

PO chwili pojawił sie stwór mający cztery masywne łapy , dwie głowy i ogólnie przypominającą wyglądem hydre

* to jest twój osobisty ochroniarz, jest zawsze przy tobie wystarczy że wypowiesz jego imie . Odwołujesz go mówiąc jego imie wspak . Jak by Zginął niebprzejuj sie , odrodzi sie troche większy i z kolejną głową , co któryś powrót po śmierci będą mu sie pojawiac kolejne narządy jak np . odwłok skorpiona zamiast ogona , skrzydła itp. a jeszcze jedno jakbyś sie znalazł w innych czasach niż obecne np w przyszłości to twój pupilek zmieni sie odpowiednio do czasów tak jak twój ekwipynek czy twoja wiwerna
*- a teraz idź i wracaj niebawem
- ruszam więc

Aleksandrus nagle zniknął wraz z jego nowym towarzyszem


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Sep 05, 2006 7:27 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Nov 07, 2005 7:16 pm
Posts: 55
Location: Czestochowa
-I znów w Batorze .
-Tylko gdzie jestem

Rycerz rozejrzał sie dokoła i sopstrzegł że jest w jakimś lesie . Spojrzał na niebo .Niebo nieprzypominało już tego jaki było w batorze.Było normalne , takie jakie pamiętał rycerz. Zaś sam las wydawał sie byc jakiś inny , mroczny.

-Co to za miejsce? Nieważne. Jedyna intotna rzecz to znalezienie kolejnego artyfaktu.

Nergal obrucił sie dookoła i zauważył chate z drewna .Jest o zwykła chata w stylu , z widocznymi śladami zniszczenia.

-to chyba tu . Więc w droge.

Rycerz ruszył w strone drzwi. Jak znalazł sie przy drzwiach , one sie otworzyły raptownie . Jakby zapraszały wędrowce do wejścia.

-Dziwne?!

Nergal wszedł do sirodka chaty. Wnętrze chaty jakby sie wydawało dużo większe .Było słabo oświatlone , ale i tak było widac zawartośc chaty. Niebyło w niej nic szczególnego , troche słoików na półkach z jakimiś specyfikami . Posirodku stał spory kociołek z zakąś breją. Nagle z rogu chaty dobiegł głos .

Usiądź Nergalu, nieobawiaj sie wiem po co przybyłeś ale mam dlaciebie lepszą oferte niż tej wiedźmy.

- CO masz na myśli ??
-Przybyłeś tu po miecz potrzebny do uwolnienia wiedźmy z Piekła , tamgdzie została uwięziona .

Jaką masz propozycje??

Moge ci zaoferowac miecz po który przybyłeś. A dodatkowo moge ci zaproponowac moją pomoc i towarzystwo w twoich wędrówkach napewno będe przydatna posiadam różne umiejętności magiczne bo znudziło mi sie tu siedzenie.Ale mam jeden aneks do umowy . Razem wrócimy do wiedźmy i dasz jej miecz , wtedy ja wkrocze i ją powstrzymam nazawsze . Następnie odzyskam moją włócznie ,

- po co mi ten zwykły miecz .
- toniejest zwykły miecz . To " Harrow" , Ma wielką moc
-Niby jaką ??
-jak zabije przeciwnika to przeciwnik pochwili wraca jaki pół martwy sługa władającego miecz. a dodatkowo moze sie połączyc z jaką chcesz bronia Przejmując jego właściwości , nietracąc swoich.
-I jak umowa stoi??
- tak

-Więc ruszajmy ,
-Jeszcze jedno Jak masz na imie pani i kim jesteś
-Nazywają mnie Shiva . Byłam walkirią ale zeszłam na ciemną strone i stałam sie wampirzycą. Staciłam częśc mocy ale zyskałam nowe. Ale to już później ruszajmy
-dobrze

Obije znikneli z chaty.

*a więc wróciłes nergalu z mieczem . Szybko umieśc go w tym otworze po prawej .
-Już już

Gdy nergal już podchodził do otworu w podlodze z za jego pleców wyskoczyła Shiva atakując wiedźme z taką szybkościa że cała walk a trwała chwile . RYcerz niezdąrzył zareagowac , a raczej niechciał .

-No i po problemie. Niebędzie nikomu zagrażarzac.Wkońcu odzyskałam moją włócznie. I co chcesz zrobic z mieczem Nergalu
-Chce żeby połączył sie z miom korbaczem.
-Niema sprawy

Zielone światło wyleciało z dłoni Shivy i uderzyło w miecz a następpnie w korbacz . Po chwili obie bronie zniknęły i pojawiła sie na podłodze juz jako jedna broń -miecz
- Więc czas ruczac Nergalu na poszukwanie nowych przygód
-Racaj SHivo. Ruszajmy

_________________
NO MORE TALK !! NO MORE WAITING !!
THE PRICE FOR YOUR ARROGANCE WILL BE PAID IN BLOOD!!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Jan 12, 2007 8:48 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Nov 07, 2005 7:16 pm
Posts: 55
Location: Czestochowa
Nergal stał pośrodku głównej sali zamku .
-Trochę mi zajmie nauczenie się rozkładu pomieszczeń całej posiadłości.

Nagle wielkie drzwi otworzyły się i do sali weszła Shiva .

-Panie wzywałeś?.
-Tak . Mam dla ciebie misje . Odnalezienia Darkstara i przekazaniu mu wiadomości .
-A jaka to wiadomość?
-Powiedz mu żeby przybył do mnie jak najszybciej się da ponieważ musimy omówić pewne sprawy .
-Dobrze Panie już wyruszam.
-A ja tymczasem odnajdę Chimerie i przedstawię jej pewną propozycje.

Czerwona mgiełka okryła oboje i zniknęli.

_________________
NO MORE TALK !! NO MORE WAITING !!
THE PRICE FOR YOUR ARROGANCE WILL BE PAID IN BLOOD!!


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic Reply to topic  [ 45 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 0 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group