Wszystkie maszyny stały już spokojnie, czekając na następne polecenia, kiedy Bokler otworzył poltar. Edward i Gabriel stali przy nim, trzymając dwie czarne skrzynki, czekając na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Aylith i Behemoth również stali obok, patrząc teraz w portal.
Diabeł jeszcze przez chwilę się wahał, lecz w końcu wszedł w między wymiarowe drzwi, reszta podążyła za ni, pozostawiając sferę samej sobie.
Diabeł pojawił się znów w świecie szarości, przywitany podmuchem zimnego wiatru, tym razem było zimniej, a chmury nie przepuszczały nawet odrobimy światła. Po czarnych jak smoła majestatycznych szczytach hulał wiatr, zaganiając piach i kórz. Zdmuchując je ze szczytów. Kiedy wszyscy byli już na miejscu, portal zamknął się, i drużyna wyruszyła w niektórym już znane miejsce.
Podróż zajęła im kilka godzin, w końcu, dotarli do kamiennej polany, na której majaczył klejnot, otoczony kamiennymi posągami, zamienionych w kamień przedstawicieli wielu ras.
Zejście było strome, jednak nie aż tak by sprawiać im trudności, mimo to Gabriel przystanął na chwilę. Patrząc w stronę kryształu.
- Nie powinniśmy tego robić, ten klejnot jest zbyt nieprzewidywalny, zbyt potężny. –
Edward odwrócił się w stronę anioła.
- I cóż z tego, że taki jest. – Spojrzał znów w stronę klejnotu. Którego moce były dla niego widoczne niczym setki srebrnych nici, rozciągniętych we wszystkich kierunkach, lekko falujących, sterujących magią tego świata.
- Jednak masz rację, nie powinniśmy… - Obaj przez chwilę patrzyli jak pozostali schodzą na dół, w pewnym momencie diabeł obdarzył obu przeciągłym spojrzeniem, obaj wiedzieli, że decyzja już zapadła. Ruszyli za nimi.
Znów stanieli na progu kamiennej polany kamienia, a Behemoth znów poczuł rosnącą moc kryształu.
- Dalej będzie się opierał. – Diabeł uśmiechną się.
- Na to liczę. – Macną ręką w lewo i prawo, na co Gabriel i Edward przeszli kilka metrów na boki otwierając szkatułki. Z ich wnętrz wyciągnęli niewielkie klejnoty, zawieszone w kilku metalowych kręgach. Aylith na chwilę przestała się poruszać, analizując wszystko dokoła.
- Przyrost mocy w centrum przekracza osiemset procent, przygotowuje się do obrony. –
- Wiem. – Diabeł ruszył znów powoli w stronę kryształu. A mgła powoli zaczęła się gromadzić, kryształ zbierał się, by stawić wyzwanie śmiałkowi.
- Przygotujcie kryształy. – Edward i Gabriel wyciągnęli ręce przed siebie, kryształy uniosły się delikatnie przed nich, a pierścienie zaczęły się poruszać, coraz szybciej, by po chwili stać się widoczne zaledwie jako cienie.
- Moc kryształów na trzydziestu procentach. – Aylith lekko unosiła się już w powietrzu, kontrolując każdy element działania urządzeń. Bokler natomiast poruszał się dalej, stanowczo i powoli w stronę kryształu, pewny swego.
- Teraz cię dostanę. – Wysyczał.
Kryształy przyspieszały, w końcu w sercu obydwu utworzyły się niewielkie szczeliny, niczym miejsca odbijające wszystko dokoła, kryształ Edwarda zaczął emanować ciemną siłą, powoli wsysającą mgłę do siebie. Gabriel natomiast, trzymał teraz coraz jaśniejsze źródło światła, które rozpraszało mgłę dokoła anioła.
- Moc kryształów na siedemdziesięciu procentach, gotowe do przyjęcia dodatkowego zasilania. – Diabeł przyspieszył, w jego rękach zaczęła gromadzić się moc którą dysponował, aż dobiegł do miejsca, gdzie zmaterializowała się bariera kryształu. Uderzył w nią obiema rękami, jakby starał się ją rozerwać swymi pazurami, czerwień i purpura zalała to miejsce, kiedy moc kryształu starła się z siłą diabła.
- Przesył aktywny. – W tym momencie dwa strumienie wystrzeliły z centrum kryształu, kierując się w stronę Edwarda i Gabriela. Kiedy promienie te dotarły do nich, w pulsujących kryształach jakby obudziła się nowa siła. Niczym czarna dziura, zaczęły wsysać promienie, które w nie uderzyły. Aylith zaczęła stawać się niewyraźna, jej postać jakby powoli zanikała, kiedy poświęcała cała swoją energię na kontrolowanie urządzeń, które teraz niczym tory, kierowały część mocy kryształu w inne miejsca, w inne wymiary.
Behemoth przyglądał się, jak anioł i wampir skąpani byli teraz w odnogach purpurowego światła, diabła natomiast nie widział, jedynym dowodem jego istnienia był słup czerwonej mocy bijący w niebo, zmieszany z częścią purpurowej poświaty kryształu.
Wiatr targał mu futro, a powietrze robiło się coraz zimniejsze.
Figury powoli kruszały, jakby coś, co je utrzymywało przestawało sprawować nad nimi kontrolę, a ich moc się wyczerpywała.
- Osią… opty…par..goto….do…zak…. –
Słup czerwieni stał się intensywniejszy niż kiedykolwiek, nici pomiędzy kryształami zaczęły falować, pulsować.
Nagle wybuch światłą zalał wszystko dokoła, grzebiąc wszystkich w jasności i ciszy.
Behemoth po chwili odzyskał dopiero wzrok, nie było już kryształu, a posągi rozpadały się, zamieniając w piach. Kryształy Gabriela i Edwarda powróciły dezaktywując się do ich rąk. A Aylith znów stanęła spokojnie na ziemi.
Diabeł stał odwrócony do niego plecami, przez chwilę stał tak, patrząc w miejsce po krysztale, jednak nie było tam już niczego, na czym mógłby się skupić.
Behemoth ruszył w stronę Boklera, spoglądając ukradkiem na twarze Edwarda i Gabriela. Również niepewnych, czy wszystko poszło tak jak powinno.
- Dlaczego wystąpiłeś przeciwko mnie? –
- … -
- Dlaczego chcesz mej mocy? –
- … -
- Dlaczego czujesz do siebie odrazę? –
- Zamknij się, i podporządkuj. –
- Dlaczego chcesz mnie zniszczyć? –
- Chcę twojej mocy. –
- Czy chcesz mojej mocy? –
- Chcę twojej mocy. –
- … -
- … -
- Gdy rodziłeś się, już byłem, śniłem o tym co ty znasz. Nie dla ciebie mnie stworzono, nie dla ciebie miałem trwać.
- Po co ci te szarady? –
- Teraz jednak chcesz mej mocy, sięgasz tam gdzie nie masz wstępu, patrzysz gdzieś po za granicę.
- Milcz! –
- Łamiesz prawa większej wagi, niż istnienie czy też śmierć. –
- MILCZ! –
- Widzisz teraz, jak wygląda, świat i znasz ten ból. Trwaj więc dalej, nieś to za mnie. –
- Daj mi siłę! –
- To co raz przekroczyło granice, nigdy już nie będzie takie samo. –
- Jaką granicę?! –
- Nigdy już…-
- Jaką granicę!?! –
- Nigdy już…-
Głos ucichł, a dla diabła każda sekunda była jak tysiące lat. Zobaczył upadki cywilizacji, ras i światów. Przeżył życia setek istot, setek dusz.
Aż doprowadził go kryształ do miejsca, gdzie świat przestał być światem. Gdzie nie ma granic, jest tylko mgła, jest tylko szarość. Poczuł się materialnie, wiedział, że jest, lecz nie był pewien jak jest i czym jest.
Nagle poczuł obok siebie byt, potężny, jak tylko nieliczne, jakie znał. I wiedział, co musi zrobić.
- Po coś przybył duchu niespokojny, po coś przybył wietrze? –
- Prośba. –
- Dlaczego? –
- Bo czas jest nam druhem, i obu nam nie szczędził. –
- Świat jest prochem, czas jest wiatrem, nikt nie pozna, czym jest dusza, czy się oprze zmianom nagłym czy też ją ten wiatr porusza. –
- Nikt… -
- Jesteś jednym z czterech wiatrów, prosisz proch o przechowanie? Jakże ma się to do prawdy, w jakiej karzesz innym trwać? –
- Nie znam wiatru, jestem sobą. Pragnę ukryć własny ból. –
- Zatem niech się stanie, jak wyrokiem twym sądzone, wiec jednak że dla wiatru, też SA prawa przeznaczone. –
- Wiem. –
- Łamiąc je, jak wszelkie inne, kara czeka tych nikczemnych, czy żeś gotów ją zapłacić, kiedy przyjdzie na to pora? –
- Tak. –
- A więc dobrze. –
I znów stał się niczym, gdzie chwila była wiekiem, a świat mgły zniknął.
Widział teraz bramę, gdzie setki dusz się plątało, a czarna postać odprowadzała każdą z nich, wiedział. Widział. Nie ta jedna, nie ta. Odszedł.
Widział gród ze złota, wielki, czysty, znał, nie tam, nie.
Nagle wrócił do siebie, stał przed miejscem, gdzie kiedyś był klejnot, gdzie kiedyś był, kiedyś było zaledwie kilka sekund temu, a było to tak dawno. Odwrócił się, zobaczył czarnego tygrysa, idącego jego stronę.
- Udało się Bechemocie. – Tygrys stanął jak wryty patrząc na diabła. Gabriel i Edward stali przy Aylith we w miarę bezpiecznej odległości, przyglądając się diabłu ze zdziwieniem.
- Co się stało? – Spytał diabeł podchodząc do kocura.
- Twoje oczy… -
- Wiem. – Powiedział spokojnie podchodząc do tygrysa.
- Wiele się zmieniło. – Na twarzy Boklera zagościł uśmiech, diabelski uśmiech zawsze wygląda makabrycznie, nawet, jeśli jest szczery.
- Coś się stało. – Tygrys przyglądał się diabłu badając, czy dalej jest tą samą osobą. Nie mógł już jednak spojrzeć w jego duszę, nie wiedział o nim nic.
- Coś, na co liczyłem, ale jak zawsze są pewne ceny, jakie trzeba zapłacić, prawda? – Diabeł ruszył wraz z tygrysem w stronę stojących na skraju kamiennej polany. Gdy do nich doszedł, otworzył się niespodziewanie portal.
- Chodźmy, ten świat chce już odpocząć, dajmy mu szanse. –
Poczekał, aż wszyscy po kolei znikną w portalu, aż sam wszedł na końcu, kłaniając się na odchodnym chmurom i szczytom w cieniach.
Gdy portal się zamknął, ucichły wieczne wiatry, przepadły ołowiane chmury. Świat umarł, jak miał umrzeć kiedyś każdy.
Diabeł wraz z resztą pojawił się natomiast w sferze, w której przygotowywali się przez ostatni czas. Usiadł na jednym z krzeseł i patrzył tylko w pusty monitor przez kilka godzin.
Wszyscy przyglądali mu się siedząc na różnych miejscach przez ten czas niespokojnie, aż w końcu Aylith zdecydowała się przerwać ciszę.
- Masz dla mnie jeszcze jakieś zadania? – Bokler spojrzał na nią powoli.
- Wiem, że chciałabyś powrócić do tego, od czego cię oderwałem, ale nie czas na to, przykro mi. – Behemoth aż zastrzygł uszami słysząc ostatnią część zdania.
- Przykro ci? – Aż powtórzył zdezorientowany.
- Wszystko się zmienia. – Diabeł wstał i otworzył kolejny portal.
- Niedługo wrócę. Pilnujcie wszystkiego do tego czasu. – Po czym zniknął gdzieś w przepastnych sferach wszechświata.
|