Utracone ziemie... by: Gola_s
W Wąwozie Wichrów znajdowała się mała gospoda, w której okoliczni mieszkańcy często przesiadywali przy kuflu piwa i pieczeni z rożna. Tego niespokojnego wieczoru do zajazdu dotarło dwóch posłańców Króla Vagn'a.
Ubrani w bogato zdobione szaty przynieśli wiadomość, której z racji stanu upojenia nie wysłuchała połowa zgromadzonych. Wysłannicy obwieścili nabór na wyprawę wojenną prowadzoną przeciw nieumarłym.
Tylko czterech mężczyzn zagadnęło o szczegóły naboru, byli nimi łowca trolli - Gylix, wojownik - Bofor, hybryda smoka i człowieka - Bantrah oraz łowca Nayrak. Cała czwórka znana była w okolicy. Wojownicy ruszyli wraz z posłańcami do punktu zapisów. Dotarli tam po dwóch dniach marszu...
- Gdzie znajdziemy punkt zapisów na wyprawę? - Spytał młodego żołnierza Bantrah.
- Tam przy namiocie medyka jest punkt zapisów i badań medycznych, choć wam one nie będą chyba potrzebne - skwitował całą czwórkę żołdak.
Drużyna ruszyła do namiotu medyka by zapisać się na wyprawę przeciwko nieumarłym.
- Chcemy się zapisać... - Rzekł Bofor
- Badania chyba nie będą wam potrzebne, wiecie nie chcemy słabych ludzi, a wy wydajecie się na zdrowych i silnych...
- Bo są, bardzo silni i zdrowi jak mało, kto... - Przerwała zapisującemu zakapturzona postać....
- Znowu razem? - dokończyła
- Toggin? Czy to ty? - Spytał z niedowierzaniem Gylix
- Tak towarzyszu, to ja.
- Jak miło cię widzieć przyjacielu - odrzekł Bantrah
- Zapewne na wyprawę? - Spytał Toggin
- A i owszem, znudziło się nam to siedzenie w górach, nie ma tam już prawie nic do roboty... - Odparł Nayrak Teraz cała piątka po zapisaniu się na listę ruszyłaby odszukać w całej masie ludzi, elfów i krasnoludów swego dawnego towarzysza - Syllixa.
- Syllix!
- Bantrah? To ty? - Odparł zdziwiony Syllix.
- Tak to ja, a ze mną cała reszta
- Gylix, Bofor i Nayrak też są?
- A i owszem jesteśmy - odparli stojący za magiem wojowie.
- Jak za dawnych czasów?
- O tak... Jak za dawnych czasów...
Po dwóch dniach na miejsce zbiórki, w którym było już ponad dziesięć tysięcy wojowników, magów i innych chętnych przybył sam król Vagn. Ten pięćdziesięcioletni człowiek miał jeszcze tyle krzepy, co niejeden osiłek z całej armii. Wszystkie oddziały ruszyły w godzinę później w stronę splugawionych ziem nieumarłych.
Armia dotarła do granicy po tygodniu marszu. Cała szóstka była w jednej kompanii, wojowie w jednym oddziale, a magowie w innym, idącym za nimi.
Gdy dotarli do granic splugawionych ziem zobaczyli widok nie tyle okrutny, co przerażający, setki ciał ponabijanych na pale i krzyże, majestatycznie rozszarpanych i rozczłonkowanych stanie późnego, niektóre w stanie późnego rozkładu...
Dzień później widzieli pierwszy cel ich wyprawy, twierdza na pograniczu - G,'frashk. Teraz trzeba było *jedynie* zdobyć je. Oblężenie zaczęło się tego samego dnia, w którym dotarli przed miasto. Ludzcy i krasnoludzcy inżynierowie zbudowali trebusze i inne machiny oblężnicze, nie zapominając o palisadzie chroniącej przed atakami obrońców.
Drugiego dnia rozpoczęto ostrzał warowni. Jak się można było spodziewać do ataku na obrońców wysłano mięso armatnie - szkielety i zombie. W szeregach obronnych nie zabrakło naszych towarzyszy, którzy tylko czekali na okazje do choćby najmniejszej potyczki. Teraz stali w drugim szeregu ramie w ramie, Gofor w czarnej zbroi i mieczem dwuręcznym, Nayrak w pól płytowej zbroi i mieczem półtora ręcznym złączonym z toporem bojowym, Bantrah z kryształowy mieczem i Gylix wraz z swym toporem dziadka.. Syllix i Toggin nie mieli szczęścia walczyć.
Setki nieumarłych ruszyły na szeregi armii króla Vagn'a. Pierwsze szeregi zwarły się w walce, za nimi drugi szereg już ruszałby pomóc w walce, w niektórych miejscach linia obrony została złamana, a napastnicy wdarli się do środka, w miejscu gdzie stała drużyna Bofora i jeszcze trzech wojowników linia także została przełamana, a szkielety i zombie kroczyły po zabitych ludziach. Teraz obrona tej części linii została na barkach siedmiu wojowników. Trójka ludzi dawała sobie radę, kładąc *trupem* szkielety, Gylix ze swym toporem roztrzaskiwał kości w pył, dwuręczny miecz Bofora odcinał głowy i rozrzucał kończyny wrogów ponad walczących. Nayrak i Bantrah rozcinali swymi mieczami kruche kości szkieletów. Atak został odparty przy nieznacznych stratach w ludziach i rozbiciu doszczętnie atakujących.
Tego dnia nie umarli nie atakowali już więcej, możliwe, że zajęci byli gaszeniem pożarów wznieconych przez palące się pociski trebuszy.
Następnego dnia nie umarli zaatakowali raz jeszcze, lecz teraz straty w ludziach były nieci większe. Przez kolejne dwa dni ostrzał skutecznie osłabił mury i wieże strażnicze. Nastąpił czas ostatecznego szturmu... Bantrach i Bofor awansowali na kapitanów, czyniąc swoimi zastępcami Gylixa i Nayrak'a.
Wojska Vagn'a ruszyły z całym impetem wśród ostatnich świszczących pocisków trebuszy, pierwsze oddziały niosące drabiny dotarły pod same mury, nie zatrzymały ich nawet wilcze doły, których umarli nie zrobili zbyt wiele. Pierwsza faza ataku przebiegła znakomicie. Teraz wszyscy wdrapywali się na mury pod rabinach lub linach z hakami... Drużyny Bofora, Bantraha i jeszcze dwóch kapitanów miały sforsować bramę, wielu z żołnierzy poległo nim dojechali z taranem do wrót bramy. Teraz po osłona tarcz walili głownią machiny w drewniane drzwi.
Gylix i Nayrak swymi toporami rozłupywali w drzazgi deski bramy. Po kilku minutach większa część murów była zdobyta, a brama sforsowana, nie umarli byli zmuszeni bronić się na placu zamkowym. Wojska ludzkie napierały z dwóch stron. W pierwszym szeregu szło kilkudziesięciu wojowników wspomaganych przez magów. Nie zabrakło tam również czterech towarzyszy broni. Bofor siał spustoszenie śród wrogów, podobnie jak obaj łowcy i Bantrah, który dał upust swojej smoczej sile prąc do przodu, wbijając się coraz głębiej. Teraz na placu znajdowało się kilku set wojowników, którzy urządzali rzeź potępionym istotom. Oprócz zombi i szkieletów walczyli teraz rycerze śmierci i nekromanci, którzy powoli aczkolwiek w dużych ilościach powoływali do *życia* coraz to nowe szkielety z szczątek swych poprzedników.
W jednej chwili z nieba spadło kilkaset ognistych słupów, to magowie wsparli walczące w pierwszej linii szeregi, zabijając część nekromantów. Rycerze śmierci nie byli łatwymi przeciwnikami, okuci w ciężkie zbroje, pod osłoną tarcz nie dawali przejść dalej ludzkim wojskom, a w niektórych miejscach cofali ich. Jednak w miejscu gdzie walczyli Gylix ze swymi kompanami szczątki nieumarłych leżały gęsto. Nawet Rycerze śmierci nie mogli powstrzymać napierających niczym fanatycy wojownikom drużyn Bofora i Bantraha.
Ich drużyny niosły *śmierć* nieumarłym, rozpłatane ciała zombi i pokruszone kości szkieletów przemawiały same za siebie, nawet rycerze śmierci pozbawieni głów lub z rozprutymi na wysokości klatki piersiowej zbrojami robili naprawdę piorunujące wrażenie. Po oczyszczeniu swojego odcinka drużyny Bofora i Bantraha pomogły reszcie drużyn w pozbyciu się kłopotów....
Po trzygodzinnej bitwie twierdza była zdobyta, zwycięstwo było jednak okupione dużymi stratami w ludziach. Za męstwo i waleczność cztery drużyny, w tym drużyna Bofora i Bantraha dostały gratulacje od samego króla Vagn'a.
Teraz przyszedł czas na zabezpieczenie warowni. Cała szóstka pomagał w tym z wielkim zapałem, najbardziej przyczynił się Bantrah, który dzięki swej smoczej sile przenosił materiały, które normalnie przenieść nie mogło dwudziestu ludzi, ten jednak czynił to z łatwością.
- Otwierać bramę! Otwierać...
Żołnierze pełniący wartę na wieży rozpoznali zwiadowcę, brama natychmiast została otworzona, a pędzący na wierzchowcu człowiek, zatrzymał się dopiero przed namiotem stanowiącym punkt dowodzenia armią.
Po kilku minutach rozbrzmiały trąby, młodzi trębacze dmą na alarm. Zwiadowca doniósł o kilku tysiącach nieumarłych idących na zdobytą przed kilkoma dniami warownie. Nie odbudowana, nie mogłaby stawić nawet najmniejszego oporu, a ta twierdza byłaby jeszcze przydatna, trzeba było walczyć na otwartym terenie.
Spośród dziesięciotysięcznej armii stacjonującej teraz w warowni i wokół niej wyruszyła dwutysięczna mniejsza armia, która miała powstrzymać nacierającego wroga. Następnego dnia armia wysłana przez króla Vagn'a szykowała się do obrony w małym wąwozie. Część żołnierzy stawiała palisady i budowała wilcze doły, większość jednak tworzyła podziemne tunele, długie na kilkadziesiąt metrów. Spod tych tuneli mieli wyjść wojownicy, którzy mieli zadać uderzenie od tyłu. Wieczorem oddziały ludzi, elfów i krasnoludów były gotowe do odparcia ataku, jednak tej nocy nie doszło nawet do najmniejszej potyczki, kilkanaście drużyn siedzących pod ziemią niecierpliwiło się. Szóstka towarzyszy także czekała pod ziemią razem z kilkoma innymi drużynami siedząc w najkrótszym tunelu.
Rano nastąpił atak. Nieumarli nacierali w szaleńczym amoku, na tyłach nie pozostawał nikt, walka rozgorzał na dobre, niemal wszystkie wilcze doły zapełnione były zwłokami, każda palisada zebrała śmiertelne żniwo. Po kilku minutach w tunelach rozbrzmiał dźwięk rogu, to oznaczało tylko jedno...
- Wszyscy na powierzchnie, krzyknął Bantrah - głos miał tak donośny, że rozległ się także w sąsiednich tunelach.
Setki wojowników wysypało się z dziur w ziemi, zaatakowało zdezorientowane oddziały nieumarłych i zaczęła rzeź wśród wrogów. Drużyna Bofora i Bantraha wyszły jako jedne z pierwszych i z wściekłością w oczach powalała na kolana kolejne szkielety i zombi. Pierwsze szeregi ludzi trzymały się mocno, nie cofnęły się ani o krok, a w niektórych miejscach spychały wrogie oddziały do tyłu. Nieumarli nie mieli się gdzie wycofać, kości walały się wszędzie. Jedynie odziani w ciężkie zbroje Rycerze Śmierci stawiali większy opór, reszta ginęła masowo. Kilka *puszek* stanęło na drodze Nayraka i Bofora. Łowca miażdżył łby swym toporem, a wojownik rozcinał zbroje robiąc wielkie dziury w metalu jak i właścicielach.
Wroga armia była pokonana, straty w ludziach liczono w setkach. Walka ta była ciężka, lecz przemyślana i z góry skazana na zwycięstwo. Nie ocalał żaden nieumarły. Zwycięskie wojsko powróciło do warowni jeszcze tego samego dnia, witano ich z nieposkromioną radością. Zabawa trwała do rana, i tylko wartownicy na wieżach i murach nie zakosztowali wina i piwa.
Nadszedł czas, by wyruszyć w dalszą drogę i wygnać śmierć z dawnych ziem królestwa. W G'frashk została setka wojowników i wszyscy ranni...
- Teraz musimy zdobyć twierdzę potężną - Arwar - wznieśli ją nasi przodkowie, cała została wykuta z kamienia i ma tylko dwa słabe punkty. Wejście w zachodniej wieży i niski mur przy wieży południowej. W tych dwóch miejscach przeprowadzimy atak moi kapitanowie.
- Ale co z machinami oblężniczymi? Czy trebusze nie zniszczą choćby cząstki murów? - Zadał królowi pytanie Bofor
- Te mury wykute są z kamienia, nie układane z pojedynczych głazów, trebusze na nic się tutaj nie zdadzą - odrzekł król Vagn.
- Tak, więc pozostaje otwarty szturm, wielu polegnie, setki, jeśli nie tysiące - dorzucił któryś z kapitanów
- Nie mamy innego wyjścia, zaatakujemy wraz z zachodem słońca. Panowie, to nasza wielka chwila, jeśli przegramy, nie będzie ratunku dla naszego królestwa, porażka będzie równał się z wyrokiem śmierci na wszystkie nasze ziemie. - Odprawił wszystkich dowódców król.
Wraz z nadejściem wieczora tysiące wojowników, łuczników, kuszników i magów stanęło przed murami ogromnej twierdzy, w chwili, gdy słońce schowało się za horyzont trębacze zaczęli dąć w swe trąby, dając sygnał do ataku.
Wszyscy wojownicy ruszyli z okrzykiem na ustach, łucznicy i kusznicy zaczęli ostrzał obrońców murów, a magowie podążali za wojownikami. Mimo zdziesiątkowania pierwszych szeregów atakujących, drabiny oblężnicze zostały oparte o mury. Setki wojowników wdrapywało się po drabinach, niektórzy ginęli zanim weszli na mur, w niektórych jednak miejscach zdołali wdrapać się i zabezpieczali wchodzących towarzyszy broni. Bofor i Gylix weszli na mury zaraz za Nayrakiem i Bantrahem. Łowca i hybryda wdali się w walkę z wrogiem, kościotrupy rozpadały się pod potężnymi uderzeniami topora Nayraka i miecza Bantraha. Gylix i Bofor także dołączyli do walki wraz z kilkoma innymi żołdakami. Część murów był całkowicie opanowana, ale brama przy zachodniej wieży nadal była niezdobyta.
Grupka dwudziestu wojowników ruszyła w stronę wieży, za nimi reszta dalej walczyła z nacierającym teraz z dwóch stron przeciwnikiem. Nim oddział Bofora dotarł pod bramę, ta była roztrzaskana, a setki wojowników i magów wlewały się przez wyrwę po byłym wejściu. Sprawcami tego zamieszania i wysadzenia bramy była grupa kilkudziesięciu magów, którzy połączyli swe moce, wśród nich nie zabrakło Toggina i Syllixa. Teraz na ogromnym placu toczyła się chaotyczna walka, ciągle napływający ludzie i powstające ze szczątek zombi i szkielety walczyły ze sobą, znów z pomocą przyszli magowie, którzy czarami palili nekromantów stojących za szeregami szkieletów. Z zachodu nacierali Rycerze Śmierci i kilku Czarnych Palladynów, ci ostatni byli niegdyś świętymi wojownikami, teraz zaś ich zbezczeszczone ciała i upadłe dusze służyły swemu mrocznemu panu.
Czarni Palladyni szli wycinając swych wrogów, do walki z nimi włączyli się Toggin i Syllix, którzy ze swych lasek wypuścili mordercze promienie, rozrywające zbroje i palące ciało. Dzieła dokończyli wojownicy stojący przed magami.
Dwóch ciężkozbrojnych wojowników wraz z Boforem walczyło teraz z dwójką Czarnych Palladynów, a Nayrak, Gylix i Bantrah walczyli przeciw kolejnej dwójce upadłych wojowników. Siły nieumarłych zostały niemal całkowicie zniszczone, ostatni Rycerze Śmierci i Czarni Palladyni walczyli jeszcze ostatkiem sił, drużyna Bofora dobijała ostanie kościotrupy. Poległych ludzi, elfów i krasnoludów liczono nie w setkach, ale tysiącach. Z wyruszającej na wojnę dziesięciotysięcznej armii zostało sześć tysięcy zdolnych do walki wojowników.
Reszta była martwa lub ciężko ranna. Mimo strat wojna zakończyła się zwycięstwem, z dawnych ziem królestwa znowu wyparto sługi śmierci. Arwar było zdobyte i droga prowadząca do królestwa Rondar znowu była strzeżona przez wojska ludzkie...
Szóstka towarzyszy broni pomagała jeszcze tydzień w odbudowie warowni, a późnej mimo namów innych kapitanów wyruszyła do domu. Do Wąwozu Wichrów, by znowu siedzieć w starej karczmie, przy kuflu wyśmienitego krasnoludzkiego piwa...
_________________ może to jej urok... może to photoshop? ^^
|