... światło przebijało się przez cztery małe otwory. Pod metalową klapą, w której owe otwory zostały wyryte, znajdowala się zardzewiała drabinka. Ściany, które otaczały teraz trójkę bohaterów, nie miały na sobie śladów rzeźbień, były zwyczajnie wykute w kamieniu, podparte mocnymi, drewnianymi palami, które dodatkowo wzmocniono metalowym szkieletem. U boku każdej ze scian były małe chodniczki, o szerokości około trzydziestu centymetrów, a między nimi spływała brunatna woda, cuchnąca różnymi odpadami, zgniłym jedzeniem i fekaliami. Vertisowi wydawało się, że jest bardzo chłodno, ale Bhart i młody Vis zdawali się nie zwracać na to uwagi... pomimo, iż para z ich ust buchała z każdym wydechem. Vertis zgadywał, że miejsce, w którym się obecnie znajdowali, musi być jakąś miejską siecią kanalizacyjną. Miało to swoje plusy...
Vis zaczął się wspinać po drobnej zardzewiałej drabince, ktora niemiłosiernie skrzypiała za każdym jego krokiem.
- "Poczekaj!" - mały świetlik pojawił się nagle przed oczyma młodzieńca, nieumyślnie oślepiając go. Vis stracił równowagę i runął na ziemię. Bhart uśmiechnął się pod nosem... ale pomógłmu mimo wszystko powstać.
- Dlaczego to zrobiłeś!? - krzyknął Vis na Vertisa, nie chowając urazy. - Chcesz mnie zabić!? Jesteś tu po to, by mi pomagać, więc rób, co do ciebie należy!
- Zamknij się, skomlący kundlu... - Bhart uderzył lekceważąco chłopaka w twarz, posyłając go jeszcze raz na ziemię.
- "Wystarczy!" - Vertis krążył wokół obu towarzyszy, by zwrócili na niego uwagę. - "Wysłuchajcie mnie, obaj."
Twarze księcia wampirów i młodego maga skierowały się na maleńką postać demona, który już spokojnie utrzymywał się w powietrzu przed nimi.
- "Nim zdecydujemy się iść dalej, musimy sobie coś wyjaśnić. Vis, żyjesz jedynie dlatego, iż ja i Bhart tobie na to pozwalamy, rozumiesz? Nie przeżyłbyś spotkania z tamtymi żołnierzami, gdybyś jakimś cudem mnie tutaj nie przyzwał... Nie mam pojęcia, jak tego dokonałeś, zważywszy, iż nawet nie wiesz, kim jesteśmy."
- Jesteście duchami, to oczywiste... Chociaz przyznaję, że nigdy nie spotkałem tak - spojrzał na okrutną twarz wampira, przełknął ślinę- tak... nieżyczliwych duchów.
- "Nie wyruszymy dalej, póki nie dowiem się, w co nas wplątałeś." - Bhart jedynie przytaknął dla poparcia slów demona.
Chłopak nie przejawiał wielkiego entuzjazmu, by spierać się z Vertisem. Z jego słów wynikało, że jego wuj, imieniem Braketh, który był namiestnikiem królestwa Dazes, uknuł spisek, by przejąc pełnię władzy... Vis nie wiedział czy to za sprawką Braketha jego ojciec zachorował na rzadką chorobę. Obraz konającego ojca był żywy w pamięci chłopaka...
- Mój ojcec postarzał się o dwadzieścia lat, jego skóra była pokryta bąblami, z których wylewała sie ropa... Osobiście obmywałem jego rany, ale nie mogłem zrobić nic więcej. Nadworni medycy nie potrafili znaleźć żadnego remedium.
Vis postanowił wtedy pójść do świątyni, wiedząc, iż dla jego ojca nie było ratunku. Spędził w niej trzy doby, modląc się do Wielkich o pomoc i zrozumienie. Trzeciego dnia modlitw przybyli żołnierze...
-... resztę tej opowieści już znacie. Pragnę pomścić mego ojca, Lajosa i objąć należny mi tron królestwa Dazes.
- Chwileczkę młodzieńcze, skąd pewność, ze to Braketh zabił Lajosa? - spytał wampir, zaintrygowany opowieścią Visa... niektóre jej części wydawały się być jakoś znajome...
- Tego nie wiem, ale tamci zamachowcy na pewno byli na jego usługach. Mieli na sobie tatuaże gwardzistów. To musieli być siepacze Braketha! To on kazał mnie zabić, by nikt nie mógł zagrozić jego rządom, na szczęście zjawiliście się w samą porę.
_________________ "...niepowodzenie uderza w nas bardziej,
kiedy jest rezygnacją."
Gichin Funakoshi
Last edited by Vertis on Sun Jan 18, 2004 10:09 am, edited 1 time in total.
|