[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 456: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/bbcode.php on line 95: preg_replace(): The /e modifier is no longer supported, use preg_replace_callback instead
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4246: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4248: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4249: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
[phpBB Debug] PHP Notice: in file /includes/functions.php on line 4250: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /includes/functions.php:3685)
Multiworld • View topic - Opowiadania....

Multiworld

Nothing is impossible in the Multiworld
It is currently Sun May 18, 2025 10:12 pm

All times are UTC + 1 hour




Post new topic Reply to topic  [ 32 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3  Next

Czy pomysł jets:
Dobry :) 92%  92%  [ 13 ]
Zły :( 7%  7%  [ 1 ]
Total votes : 14
Author Message
 Post subject:
PostPosted: Sun Oct 12, 2003 1:10 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Sep 10, 2003 1:57 pm
Posts: 70
Location: POLSKA
Cześć epiccy pisarze? :=]

_________________
All is a nightmare...
The beginning...
The end...


Last edited by Vel on Tue Nov 07, 2006 2:56 pm, edited 1 time in total.

Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Oct 13, 2003 1:15 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Sep 10, 2003 8:51 am
Posts: 932
Location: Lublin
na txt mi przeslij...

_________________
może to jej urok... może to photoshop? ^^


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Oct 13, 2003 1:22 pm 
Offline
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:29 pm
Posts: 110
Location: Kołobrzeg
Vel ;]
Nie przejmuj się o forum ^___^
Niech się nad tym głowi nasz wybawiciel Tilk ;]
A ja z chęcią poczytałbym jakąś sesję RPG ^^

_________________
Jako w starożytnych runach, w kamieniu wyryte zostało:" Rezo nie był kontrolowany!"
A gdy lud te słowa usłyszał i prawdę pojąć zdołał, wtedy to bowiem opadł na ich lica promień zbawienia i wiedzy, a na świecie nastał pokój i zgoda...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Mon Oct 13, 2003 1:54 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Sep 10, 2003 8:51 am
Posts: 932
Location: Lublin
ja tyszch... a teraz...


Pierwsza przygoda... by: Gola_s


Wąwóz Wichrów pomimo nazwy był miejscem spokojnym. Panował tam błogi pokuj, krasnoludy, elfy i ludzie żyli razem, nie było żądnych zatargów czy waśni. Dzieci trzech ras bawiły się razem. Tak, Wąwóz Wichrów był miejscem nad wyraz spokojnym. Król Otkel panujący w tym królestwie był dobrym władcą, jak jego ojciec Anlaf.
Czwórka przyjaciół bawiła się razem z przejezdnymi kupcami, tamci zafascynowali młodych ubiorami i bronią, o tak, broń ciekawiła ich najbardziej.
- Patrz Bantrahu! Jaki cudowny miecz - wskazał Bofor na ogromny dwuręczny miecz zdobiony złotem i diamentami.
- Widzę! A ten topór, sam popatrz, ma jakieś dziwne znaczki wyryte na ostrzu z obu stron! - Odparł Bantrah.
- Gylixie gdzie jesteś? Gylixie? - Wołał go mały Nayrak - spójrz na tą halabardę! Czyż nie jest wspaniała. Gylixie!
Gylix jednak zajęty był targowaniem się z kupcami o mały topór, ci nie dali się długo prosić i podarowali młodemu krasnoludowi poręczny toporek do rąbania drewna, choć Gylix myślał, że jest to topór bojowy.
- Idę! Chłopaki popatrzcie, co dostałem! - Wołał Gylix
- Pokaż! Pokaż! - Krzyczała reszta, potem przez kilka minut oglądali topór.
Tak zaczęła się wielka przygoda i przyjaźń. Trójka młodych ludzi i mały krasnolud, choć właściwie to dwóch ludzi, jeden krasnolud i hybryda smoka z człowiekiem, tak Bantrah był w połowie smokiem o wyglądzie człowieka.

Kilkanaście lat później...

Czwórka przyjaciół wracała z karczmy w sąsiednim wąwozie.
- Hik! Hik! Chyba trochę przesadziłem z tym piwem
- No, co ty! Dwanaście kufli to przecież nie jest dużo! - Zaprzeczył Gylix słowom Nayrak'a
- A ja twierdzę, że mogliśmy wypić jeszcze dwanaście... - Dorzucił Bofor
- Chyba na nas czterech. Hik! - Odparł Bantrah
Nagle usłyszeli odgłosy walki, droga między dwoma wąwozami była ostatnio nękana przez Hopgobliny napadające na przejeżdżających kupców. Cała czwórka ruszyłaby zobaczyć, co się dzieje. Natrafili na grupę kilkunastu, Hopgoblinów walczących z małą karawaną kupiecką. Dwaj z kupców odziani byli w długie płaszcze zakrywające całe ich ciało, trzymali jedynie laski. Gylix i Nayrak rzucili się na pomoc od razu, Bofor i Bantrah zaraz za nimi także pomogli obronić kupców. Teraz przeciw dwunastu hopgoblinom stanęło ośmiu wojowników. W trakcie walki dwaj ludzie w płaszczach odsunęli się na bok i poczęli odmawiać dziwne modły. Z ich lasek strzeliły płomienie, które strawiły kilku napastników, z resztą poradzili sobie bez problemu. Teraz truchła hopgoblinów leżały na zakrwawionej górskiej drodze.
- Dzięki za pomoc dzielni wojownicy - odpowiedział przywódca karawany, który z racji na wiek nie brał udziału w walce, tylko schował się za koło od wozu.
- Te drogi są obecnie niebezpieczne - odparł Bantrah
- Wiemy, ale tylko tak można dostać się do Wąwozu Wichrów
- To nasz dom - wtrącił Bofor wycierając osocze ze swojego miecza
- Chętnie was doprowadzimy - kontynuował wojownik
- Wielkie dzięki. Zaprawdę wielkie dzięki! - Odparł przywódca karawany
Ruszyli dalej w stronę wioski w Wąwozie Wichrów. Dotarli tam pod wieczór, karawana rozłożyła obóz w środku wioski. Rankiem czwórka wojowników spotkała dwóch ludzi, którzy walczyli razem z nimi przeciw hopgoblinom. Obaj okazali się magami, jeden przedstawił się jako Syllix, a drugi jako Toggin. Razem poszli do tutejszej tawerny na kufel piwa.
Bantrach wypytał nowych przyjaciół niemal o wszystko. Toggin z Syllixem nie mieli sekretów. Wyruszyli razem z karawana jakieś dwa tygodnie temu jako ochrona, spisywali się nawet nieźle, gdyż żaden przedmiot, jaki przewozili kupcy nie zginął. Pół smok dowiedział się także, że potrzeba im jeszcze kilku *ochroniarzy*, bo wyruszają dalej na północ do odległych wiosek i miasteczek, opuszczają królestwo. Po chwili wszyscy czterej postanowili dołączyć do karawany i następnego dnia wyruszyli wraz ze wschodem słońca.
Gylix zabrał ze sobą topór swego dzida Dagluma i swą skórzaną zbroję nabijaną srebrnymi ćwiekami. Bofor zabrał dwuręczny miecz i czarną zbroje płytową zdobioną prostymi, lecz gustownymi złoceniami. Bantrah zabrał miecz z kryształu, który wraz z nim został podrzucony do domu rodziców Bofora, obaj zresztą uchodzili na braci, przynajmniej do dwunastego roku życia, kiedy to wyjawili obojgu całą prawdę, ci jednak dalej utrzymywali, że są braćmi, z krwi i kości, Nayrak zabrał ze sobą półpłytową zbroję, topór bojowy i miecz półtora ręczny, które w jego rodzinie były od dawien dawna, a teraz on jako ostatni łowca w rodzinie posiadł je na własność.
Karawana wzbogacona o czterech znakomitych wojowników podążała do Doliny Heol. Trzeciego dnia podróży napadła ich zgraja hopgoblinów, czwórka towarzyszy z dzieciństwa rozprawiła się z nimi zanim Toggin czy Sallix zdołali wypowiedzieć zaklęcia. Zwłoki bandytów leżały obok siebie, jedne przecięte na pół mieczem Bofora, inne z pogruchotanymi głowami lub klatkami piersiowymi i odciętymi kończynami.

Po tygodniu dotarli do pierwszego miasta w dolinie, karawana zatrzymała się tam na trzy dni, w tym czasie Bofor, sprzedał swój stary miecz i od kierownika karawany po zniżce za należytą ochronę kupił nowy, dłuższy i wspanialszy miecz, także dwuręczny. Gylix także dokonał zakupu, nowy topór do rzucania, doskonale wyważony. Nayrak i Bantrah zostali przy swych starych *narzędziach pracy*.
Karawana ruszyła dalej do największego miasta Doliny Heol -Welby, po drodze przechodziła przez dwie wioski, nie zabawili jednak długo, gdyż za trzy dni musieli być w Welby. Przed dzień wkroczenia do miasta mijali spaloną wioskę, pożar strawił wszystkie chaty, nie było by nic dziwnego - susza, pożary - gdyby nie ludzkie rozpatroszone zwłoki nabite częściowo na pal. Gylix i Bantrah przeszukali wioskę, lecz nie znaleźli żywego ducha, łowca trolli rozpoznał jedynie odcisk stopy orka. Karawana pośpiesznie ruszyła dalej. Nie stawali na odpoczynek, do miasta dotarli jeszcze taj samej nocy. Dziwnym trafem nie zdziwiły ich straże na murach i wieżach. Rankiem dowiedzieli się od zarządcy, że dolina nękana jest przez plądrujących wioski orków. Miasto również spodziewało się ataku. Mistrz karawany postanowił, że zostaną jeszcze, nim sytuacja się, choć trochę uspokoi. Do miasta docierało coraz więcej wieści o dużych grupach, orków plądrujących wioski i mordujących ich mieszkańców.
Tydzień po przybyciu nastąpiło najgorsze... Zwiadowca doniósł o setkach orków idących na miasto, prawdopodobnie zaatakują jeszcze tej nocy. Nim orkowie doszli do miasta począł padać rzęsisty deszcz.
Wartownicy ustawieni na murach i wieżach miasta nie widzieli nic na odległość większą niż kilkaset metrów. Nagle z zachodniej wieży młody trębacz zaczął dąć na alarm.
- Orkowie! Nadchodzą z zachodu, setki! Wszyscy na pozycje! - Okrzyki te słychać było na wiele kilometrów. Wszyscy mogący nosić broń mężczyźni i chłopcy stawili się na murach i przy obu bramach. Szóstka towarzyszy, także weszła na mury, Syllix i Toggin weszli na wieże a Gylix i reszta pozostali na wysokich - jak na takie miasto przystało - murach.
- Nadchodzą! - Rozległ się krzyk
Blisko dwieście orków w szaleńczym biegu z drabinami na rękach biegło w stronę miasta.
- Łucznicy! Cel! Ognia! - Dowódca garnizonu wydał rozkaz dwóm oddziałom łuczników
- Nie damy rady. Zabiją nas - krzyczał jakiś przestraszony rykiem orków żołnierz
- Spokojnie, damy radę - odrzekł sprawdzający ostrość miecza Nayrak
- Damy radę - potwierdził z błyskiem w oku Bofor
Trzy salwy łuczników zabiły kilkudziesięciu atakujących, reszta już dobiegła do zachodniej bramy i murów, postawiła drabiny i próbowała wdrapać się za ich pomocą do środka. Obrońcy dzielnie bronili każdego centymetra muru, ale w niektórych miejscach orkowie zdołali wejść na mury. Obok Gylixa pojawiła się paskudna głowa orka, ryczącego jak zarzynana świnia
- Teraz będziesz miał powód do ryku! - Krzyknął łowca trolli, gdy roztrzaskiwał czaszkę wroga swym toporem
W tej samej chwili brama puściła, orkowie zaczęli wdzierać się do środka, Bofor i Nayrak zeskoczyli, by pomóc zatrzymać napastników, wojownik ubrany w czarną zbroję i trzymający dwuręczny miecz ścinał głowy orków, jedna po drugiej. Nayrak mieczem i toporem robił dziury w klatkach piersiowych wrogów. Gdy wdzierających się do środka orków zaczęło przybywać do towarzyszy doskoczyli jeszcze Toggin, Syllix i Gylix wraz z Bantrahem, ten ostatni w locie wbił w czaszkę bestii swój miecz i zabij go natychmiast, dwaj czarodzieje wypuścili ze swych lasek ogniste pociski, które spaliły kilku wrogów, Gylix kręcąc młynki swym toporem rozcinał kolejnych wrogów.
Stojący za nimi łucznicy wypuszczali kolejne porcje strzał ponad głowami obrońców, trafiając stojących w ostatnich szeregach orków. Cała walka trwała kilkanaście minut. Miasto zostało obronione, a uciekający orkowie zastrzeleni przez łuczników. Dwa dni później karawana ruszyła dalej, do twierdzy Cammar, by przeprawić się przez tamtejszy most na drugi brzeg Krwawej Rzeki. Szóstka towarzyszy także ruszyła w dalszą drogę z karawaną.

Żaden nie wiedział, co ich jeszcze czeka...

_________________
może to jej urok... może to photoshop? ^^


Top
 Profile  
 
 Post subject: i drugie opowiadanie...
PostPosted: Mon Oct 13, 2003 1:56 pm 
Offline
User avatar

Joined: Wed Sep 10, 2003 8:51 am
Posts: 932
Location: Lublin
Utracone ziemie... by: Gola_s


W Wąwozie Wichrów znajdowała się mała gospoda, w której okoliczni mieszkańcy często przesiadywali przy kuflu piwa i pieczeni z rożna. Tego niespokojnego wieczoru do zajazdu dotarło dwóch posłańców Króla Vagn'a.
Ubrani w bogato zdobione szaty przynieśli wiadomość, której z racji stanu upojenia nie wysłuchała połowa zgromadzonych. Wysłannicy obwieścili nabór na wyprawę wojenną prowadzoną przeciw nieumarłym.
Tylko czterech mężczyzn zagadnęło o szczegóły naboru, byli nimi łowca trolli - Gylix, wojownik - Bofor, hybryda smoka i człowieka - Bantrah oraz łowca Nayrak. Cała czwórka znana była w okolicy. Wojownicy ruszyli wraz z posłańcami do punktu zapisów. Dotarli tam po dwóch dniach marszu...

- Gdzie znajdziemy punkt zapisów na wyprawę? - Spytał młodego żołnierza Bantrah.
- Tam przy namiocie medyka jest punkt zapisów i badań medycznych, choć wam one nie będą chyba potrzebne - skwitował całą czwórkę żołdak.
Drużyna ruszyła do namiotu medyka by zapisać się na wyprawę przeciwko nieumarłym.
- Chcemy się zapisać... - Rzekł Bofor
- Badania chyba nie będą wam potrzebne, wiecie nie chcemy słabych ludzi, a wy wydajecie się na zdrowych i silnych...
- Bo są, bardzo silni i zdrowi jak mało, kto... - Przerwała zapisującemu zakapturzona postać....
- Znowu razem? - dokończyła
- Toggin? Czy to ty? - Spytał z niedowierzaniem Gylix
- Tak towarzyszu, to ja.
- Jak miło cię widzieć przyjacielu - odrzekł Bantrah
- Zapewne na wyprawę? - Spytał Toggin
- A i owszem, znudziło się nam to siedzenie w górach, nie ma tam już prawie nic do roboty... - Odparł Nayrak Teraz cała piątka po zapisaniu się na listę ruszyłaby odszukać w całej masie ludzi, elfów i krasnoludów swego dawnego towarzysza - Syllixa.
- Syllix!
- Bantrah? To ty? - Odparł zdziwiony Syllix.
- Tak to ja, a ze mną cała reszta
- Gylix, Bofor i Nayrak też są?
- A i owszem jesteśmy - odparli stojący za magiem wojowie.
- Jak za dawnych czasów?
- O tak... Jak za dawnych czasów...


Po dwóch dniach na miejsce zbiórki, w którym było już ponad dziesięć tysięcy wojowników, magów i innych chętnych przybył sam król Vagn. Ten pięćdziesięcioletni człowiek miał jeszcze tyle krzepy, co niejeden osiłek z całej armii. Wszystkie oddziały ruszyły w godzinę później w stronę splugawionych ziem nieumarłych.
Armia dotarła do granicy po tygodniu marszu. Cała szóstka była w jednej kompanii, wojowie w jednym oddziale, a magowie w innym, idącym za nimi.

Gdy dotarli do granic splugawionych ziem zobaczyli widok nie tyle okrutny, co przerażający, setki ciał ponabijanych na pale i krzyże, majestatycznie rozszarpanych i rozczłonkowanych stanie późnego, niektóre w stanie późnego rozkładu...
Dzień później widzieli pierwszy cel ich wyprawy, twierdza na pograniczu - G,'frashk. Teraz trzeba było *jedynie* zdobyć je. Oblężenie zaczęło się tego samego dnia, w którym dotarli przed miasto. Ludzcy i krasnoludzcy inżynierowie zbudowali trebusze i inne machiny oblężnicze, nie zapominając o palisadzie chroniącej przed atakami obrońców.
Drugiego dnia rozpoczęto ostrzał warowni. Jak się można było spodziewać do ataku na obrońców wysłano mięso armatnie - szkielety i zombie. W szeregach obronnych nie zabrakło naszych towarzyszy, którzy tylko czekali na okazje do choćby najmniejszej potyczki. Teraz stali w drugim szeregu ramie w ramie, Gofor w czarnej zbroi i mieczem dwuręcznym, Nayrak w pól płytowej zbroi i mieczem półtora ręcznym złączonym z toporem bojowym, Bantrah z kryształowy mieczem i Gylix wraz z swym toporem dziadka.. Syllix i Toggin nie mieli szczęścia walczyć.

Setki nieumarłych ruszyły na szeregi armii króla Vagn'a. Pierwsze szeregi zwarły się w walce, za nimi drugi szereg już ruszałby pomóc w walce, w niektórych miejscach linia obrony została złamana, a napastnicy wdarli się do środka, w miejscu gdzie stała drużyna Bofora i jeszcze trzech wojowników linia także została przełamana, a szkielety i zombie kroczyły po zabitych ludziach. Teraz obrona tej części linii została na barkach siedmiu wojowników. Trójka ludzi dawała sobie radę, kładąc *trupem* szkielety, Gylix ze swym toporem roztrzaskiwał kości w pył, dwuręczny miecz Bofora odcinał głowy i rozrzucał kończyny wrogów ponad walczących. Nayrak i Bantrah rozcinali swymi mieczami kruche kości szkieletów. Atak został odparty przy nieznacznych stratach w ludziach i rozbiciu doszczętnie atakujących.
Tego dnia nie umarli nie atakowali już więcej, możliwe, że zajęci byli gaszeniem pożarów wznieconych przez palące się pociski trebuszy.

Następnego dnia nie umarli zaatakowali raz jeszcze, lecz teraz straty w ludziach były nieci większe. Przez kolejne dwa dni ostrzał skutecznie osłabił mury i wieże strażnicze. Nastąpił czas ostatecznego szturmu... Bantrach i Bofor awansowali na kapitanów, czyniąc swoimi zastępcami Gylixa i Nayrak'a.
Wojska Vagn'a ruszyły z całym impetem wśród ostatnich świszczących pocisków trebuszy, pierwsze oddziały niosące drabiny dotarły pod same mury, nie zatrzymały ich nawet wilcze doły, których umarli nie zrobili zbyt wiele. Pierwsza faza ataku przebiegła znakomicie. Teraz wszyscy wdrapywali się na mury pod rabinach lub linach z hakami... Drużyny Bofora, Bantraha i jeszcze dwóch kapitanów miały sforsować bramę, wielu z żołnierzy poległo nim dojechali z taranem do wrót bramy. Teraz po osłona tarcz walili głownią machiny w drewniane drzwi.
Gylix i Nayrak swymi toporami rozłupywali w drzazgi deski bramy. Po kilku minutach większa część murów była zdobyta, a brama sforsowana, nie umarli byli zmuszeni bronić się na placu zamkowym. Wojska ludzkie napierały z dwóch stron. W pierwszym szeregu szło kilkudziesięciu wojowników wspomaganych przez magów. Nie zabrakło tam również czterech towarzyszy broni. Bofor siał spustoszenie śród wrogów, podobnie jak obaj łowcy i Bantrah, który dał upust swojej smoczej sile prąc do przodu, wbijając się coraz głębiej. Teraz na placu znajdowało się kilku set wojowników, którzy urządzali rzeź potępionym istotom. Oprócz zombi i szkieletów walczyli teraz rycerze śmierci i nekromanci, którzy powoli aczkolwiek w dużych ilościach powoływali do *życia* coraz to nowe szkielety z szczątek swych poprzedników.
W jednej chwili z nieba spadło kilkaset ognistych słupów, to magowie wsparli walczące w pierwszej linii szeregi, zabijając część nekromantów. Rycerze śmierci nie byli łatwymi przeciwnikami, okuci w ciężkie zbroje, pod osłoną tarcz nie dawali przejść dalej ludzkim wojskom, a w niektórych miejscach cofali ich. Jednak w miejscu gdzie walczyli Gylix ze swymi kompanami szczątki nieumarłych leżały gęsto. Nawet Rycerze śmierci nie mogli powstrzymać napierających niczym fanatycy wojownikom drużyn Bofora i Bantraha.
Ich drużyny niosły *śmierć* nieumarłym, rozpłatane ciała zombi i pokruszone kości szkieletów przemawiały same za siebie, nawet rycerze śmierci pozbawieni głów lub z rozprutymi na wysokości klatki piersiowej zbrojami robili naprawdę piorunujące wrażenie. Po oczyszczeniu swojego odcinka drużyny Bofora i Bantraha pomogły reszcie drużyn w pozbyciu się kłopotów....

Po trzygodzinnej bitwie twierdza była zdobyta, zwycięstwo było jednak okupione dużymi stratami w ludziach. Za męstwo i waleczność cztery drużyny, w tym drużyna Bofora i Bantraha dostały gratulacje od samego króla Vagn'a.

Teraz przyszedł czas na zabezpieczenie warowni. Cała szóstka pomagał w tym z wielkim zapałem, najbardziej przyczynił się Bantrah, który dzięki swej smoczej sile przenosił materiały, które normalnie przenieść nie mogło dwudziestu ludzi, ten jednak czynił to z łatwością.
- Otwierać bramę! Otwierać...
Żołnierze pełniący wartę na wieży rozpoznali zwiadowcę, brama natychmiast została otworzona, a pędzący na wierzchowcu człowiek, zatrzymał się dopiero przed namiotem stanowiącym punkt dowodzenia armią.
Po kilku minutach rozbrzmiały trąby, młodzi trębacze dmą na alarm. Zwiadowca doniósł o kilku tysiącach nieumarłych idących na zdobytą przed kilkoma dniami warownie. Nie odbudowana, nie mogłaby stawić nawet najmniejszego oporu, a ta twierdza byłaby jeszcze przydatna, trzeba było walczyć na otwartym terenie.
Spośród dziesięciotysięcznej armii stacjonującej teraz w warowni i wokół niej wyruszyła dwutysięczna mniejsza armia, która miała powstrzymać nacierającego wroga. Następnego dnia armia wysłana przez króla Vagn'a szykowała się do obrony w małym wąwozie. Część żołnierzy stawiała palisady i budowała wilcze doły, większość jednak tworzyła podziemne tunele, długie na kilkadziesiąt metrów. Spod tych tuneli mieli wyjść wojownicy, którzy mieli zadać uderzenie od tyłu. Wieczorem oddziały ludzi, elfów i krasnoludów były gotowe do odparcia ataku, jednak tej nocy nie doszło nawet do najmniejszej potyczki, kilkanaście drużyn siedzących pod ziemią niecierpliwiło się. Szóstka towarzyszy także czekała pod ziemią razem z kilkoma innymi drużynami siedząc w najkrótszym tunelu.
Rano nastąpił atak. Nieumarli nacierali w szaleńczym amoku, na tyłach nie pozostawał nikt, walka rozgorzał na dobre, niemal wszystkie wilcze doły zapełnione były zwłokami, każda palisada zebrała śmiertelne żniwo. Po kilku minutach w tunelach rozbrzmiał dźwięk rogu, to oznaczało tylko jedno...
- Wszyscy na powierzchnie, krzyknął Bantrah - głos miał tak donośny, że rozległ się także w sąsiednich tunelach.
Setki wojowników wysypało się z dziur w ziemi, zaatakowało zdezorientowane oddziały nieumarłych i zaczęła rzeź wśród wrogów. Drużyna Bofora i Bantraha wyszły jako jedne z pierwszych i z wściekłością w oczach powalała na kolana kolejne szkielety i zombi. Pierwsze szeregi ludzi trzymały się mocno, nie cofnęły się ani o krok, a w niektórych miejscach spychały wrogie oddziały do tyłu. Nieumarli nie mieli się gdzie wycofać, kości walały się wszędzie. Jedynie odziani w ciężkie zbroje Rycerze Śmierci stawiali większy opór, reszta ginęła masowo. Kilka *puszek* stanęło na drodze Nayraka i Bofora. Łowca miażdżył łby swym toporem, a wojownik rozcinał zbroje robiąc wielkie dziury w metalu jak i właścicielach.
Wroga armia była pokonana, straty w ludziach liczono w setkach. Walka ta była ciężka, lecz przemyślana i z góry skazana na zwycięstwo. Nie ocalał żaden nieumarły. Zwycięskie wojsko powróciło do warowni jeszcze tego samego dnia, witano ich z nieposkromioną radością. Zabawa trwała do rana, i tylko wartownicy na wieżach i murach nie zakosztowali wina i piwa.
Nadszedł czas, by wyruszyć w dalszą drogę i wygnać śmierć z dawnych ziem królestwa. W G'frashk została setka wojowników i wszyscy ranni...

- Teraz musimy zdobyć twierdzę potężną - Arwar - wznieśli ją nasi przodkowie, cała została wykuta z kamienia i ma tylko dwa słabe punkty. Wejście w zachodniej wieży i niski mur przy wieży południowej. W tych dwóch miejscach przeprowadzimy atak moi kapitanowie.
- Ale co z machinami oblężniczymi? Czy trebusze nie zniszczą choćby cząstki murów? - Zadał królowi pytanie Bofor
- Te mury wykute są z kamienia, nie układane z pojedynczych głazów, trebusze na nic się tutaj nie zdadzą - odrzekł król Vagn.
- Tak, więc pozostaje otwarty szturm, wielu polegnie, setki, jeśli nie tysiące - dorzucił któryś z kapitanów
- Nie mamy innego wyjścia, zaatakujemy wraz z zachodem słońca. Panowie, to nasza wielka chwila, jeśli przegramy, nie będzie ratunku dla naszego królestwa, porażka będzie równał się z wyrokiem śmierci na wszystkie nasze ziemie. - Odprawił wszystkich dowódców król.


Wraz z nadejściem wieczora tysiące wojowników, łuczników, kuszników i magów stanęło przed murami ogromnej twierdzy, w chwili, gdy słońce schowało się za horyzont trębacze zaczęli dąć w swe trąby, dając sygnał do ataku.
Wszyscy wojownicy ruszyli z okrzykiem na ustach, łucznicy i kusznicy zaczęli ostrzał obrońców murów, a magowie podążali za wojownikami. Mimo zdziesiątkowania pierwszych szeregów atakujących, drabiny oblężnicze zostały oparte o mury. Setki wojowników wdrapywało się po drabinach, niektórzy ginęli zanim weszli na mur, w niektórych jednak miejscach zdołali wdrapać się i zabezpieczali wchodzących towarzyszy broni. Bofor i Gylix weszli na mury zaraz za Nayrakiem i Bantrahem. Łowca i hybryda wdali się w walkę z wrogiem, kościotrupy rozpadały się pod potężnymi uderzeniami topora Nayraka i miecza Bantraha. Gylix i Bofor także dołączyli do walki wraz z kilkoma innymi żołdakami. Część murów był całkowicie opanowana, ale brama przy zachodniej wieży nadal była niezdobyta.
Grupka dwudziestu wojowników ruszyła w stronę wieży, za nimi reszta dalej walczyła z nacierającym teraz z dwóch stron przeciwnikiem. Nim oddział Bofora dotarł pod bramę, ta była roztrzaskana, a setki wojowników i magów wlewały się przez wyrwę po byłym wejściu. Sprawcami tego zamieszania i wysadzenia bramy była grupa kilkudziesięciu magów, którzy połączyli swe moce, wśród nich nie zabrakło Toggina i Syllixa. Teraz na ogromnym placu toczyła się chaotyczna walka, ciągle napływający ludzie i powstające ze szczątek zombi i szkielety walczyły ze sobą, znów z pomocą przyszli magowie, którzy czarami palili nekromantów stojących za szeregami szkieletów. Z zachodu nacierali Rycerze Śmierci i kilku Czarnych Palladynów, ci ostatni byli niegdyś świętymi wojownikami, teraz zaś ich zbezczeszczone ciała i upadłe dusze służyły swemu mrocznemu panu.
Czarni Palladyni szli wycinając swych wrogów, do walki z nimi włączyli się Toggin i Syllix, którzy ze swych lasek wypuścili mordercze promienie, rozrywające zbroje i palące ciało. Dzieła dokończyli wojownicy stojący przed magami.
Dwóch ciężkozbrojnych wojowników wraz z Boforem walczyło teraz z dwójką Czarnych Palladynów, a Nayrak, Gylix i Bantrah walczyli przeciw kolejnej dwójce upadłych wojowników. Siły nieumarłych zostały niemal całkowicie zniszczone, ostatni Rycerze Śmierci i Czarni Palladyni walczyli jeszcze ostatkiem sił, drużyna Bofora dobijała ostanie kościotrupy. Poległych ludzi, elfów i krasnoludów liczono nie w setkach, ale tysiącach. Z wyruszającej na wojnę dziesięciotysięcznej armii zostało sześć tysięcy zdolnych do walki wojowników.
Reszta była martwa lub ciężko ranna. Mimo strat wojna zakończyła się zwycięstwem, z dawnych ziem królestwa znowu wyparto sługi śmierci. Arwar było zdobyte i droga prowadząca do królestwa Rondar znowu była strzeżona przez wojska ludzkie...

Szóstka towarzyszy broni pomagała jeszcze tydzień w odbudowie warowni, a późnej mimo namów innych kapitanów wyruszyła do domu. Do Wąwozu Wichrów, by znowu siedzieć w starej karczmie, przy kuflu wyśmienitego krasnoludzkiego piwa...

_________________
może to jej urok... może to photoshop? ^^


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Fri Apr 02, 2004 8:04 am 
Offline
User avatar

Joined: Wed Sep 10, 2003 8:51 am
Posts: 932
Location: Lublin
Nocne niebo w dolinie Siedmiu Krzyków pozbawione było tej nocy chmur, gwiazdy świeciły pięknym światłem...
Dwie postacie na wzgórzu opodal strego klasztoru leżały nieruchomo...

- Mathew, nie widziałam takiej karawany od kilku miesięcy.
- Tak, trzeba się czegoś dowiedzieć o tych ludziach...
- I o tym starym klasztorze też, babcia mówiła mi... - wtrąciła szybko, Mathew tego nie lubił
- Nie przerywaj mi Jasmin - syknął - ty dowiesz się jak najwięcej o klasztorze i zabezpieczeniach w nim, a ja o tych ludziach.
- Spotykamy się jutro o tej samej porze?
- Tak. Weź sprzęt, zrobimy ich jak zawsze...
Oboje rozeszli się w przeciwne strony.
Mathew i Jasmin byli utalentowanymi złodziejami obrabiającymi przejezdne karawany w dolinie Siedmiu Krzyków.
Sama nazwa tej doliny wzięła się od echa, które odpowiada dokładnie siedem razy, bez wyjątku.
Powróćmy jednak do Mathew i Jasminy, podczas dnia oboje nie spotkali się ani razu, choć mieszkali w jednym miasteczku, ba w tej samej ulicy - Ulicy Świecących Talerzy.
Tej nocy o tej samej godzinie spotkali się znowu.
- Mat? To ty?
- Buu... - Jasmin nawet nie drgnęła, wiedziała, że to jej wspólnik. - Ty jesteś dziwna, normalna dziewczyna wystraszyłaby się na śmierć.
- Ale ja jestem twoją współniczką, a pozatym znam Cię już od lat - uśmiechnęli się do siebie jak dwaj najlepsi przyjaciele.
- Zaskoczę cię, nie dowiedziałem się nic o tych ludziach w klasztorze, nikt nie wiedział, że ktoś tam przyjedzie.
- Haha... no jasne, ja zato dowiedziałąm się sporo, to stary klasztor wyznwców Otkel'a, jakiegoś szurniętego boga, zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy, zamki tam są bardzo stare i nie będzie problemu z ich otwarciem, ale te wozy kupców muszą być wyładowane czymś cennym, tylu ludzi.
- Tak, zrobimy ich na szaro. Ja idę i ich zabawię jako bard, a ty zwędzisz co cenniejsze - Mathew szczycił się tym, że umiał udawać niemal każdego, mieszkańcy ulicy Świecących Talerzy jednak znali już Mata.
Rozdzielili się, Mathew zniknął w krużganku, a tymczasem Jasmin udała się do wozów. Pełno było na nich worków ze złotem, jednak wyniesienie ich zajełoby wiele czasu... jednak i tak nie miała go wiele.
- Resed - ktoś złapał ją za ramię, pomyślała, że już po niej.
- Resed, uczta niemal gotowa. Chodź proszę na salę - powtórzył starszy mężczyzna
- A tak, już, chodźmy - improwizowała, pewnie ktoś ją pomylił z jakąś kobietą, nie ukradnie dziś niczego, ale zato pobawi się tak samo jak Mathew udający barda.
Weszła do sali, mężczyźni stojący najbliżej stołu z dziczyzną, przywitali ją, całując dłoń.
- Levro - pocałunek w dłoń
- Suisarc
- Dlopoel
- Ach! - krzyknęła z radości - rozumiem, wasze imiona czyta się od tyłu! pan: Orvel, Crasius i Leopold.
- Tak Resed. Pij i jedz razem z nami.
Jak jej powiedzieli, tak zrobiła, nie mogła powiedzieć, żeby się źle bawiła. Nie widziała jednak Mata.
- Resed. To jest Einad Enwółg - wskazał jej postać w kapturze, siedzącą na ławie obok stołu, który z kolei stał naprzeciwko garnca wielkości średniego wzrostu człowieka. Jasmin rozpoznała w nim Mata. "A to spryciarz, też sobie imię wymyślił niezłe"
- Witam pana, panie... - podeszła bliżej i zobaczyła, że Mathew jest martwy, twarz pozbawiona naturalnego koloru, poblakła, oczy bez źrenic.
- Resed. Czas na głowny punkt uczty - uśmiechnął się człowiek który wprowadził ją na ucztę
Jasmin zaczęła uciekać, przeliterowała od tyłu przybrane imię swego zmarłego wspólnika - Einad Enwółg - Danie Głowne! - "Matko!" - Przypomniała sobie co mówiła babcia o tym klasztorze, jeszcze jak była małą dziewczynką. Otkel, żądał ofiar z ludzi, a ofiary zjadano, najczęściej na wystawnych ucztach. Dlatego jego kult został niemal wytępiony przez Rycerzy Zakonu Jaśniejącej Trójcy, zwalczającego potwory i zorganizowanych innowierców w Cesarstwie Fonk.
- Resed, Resed - dobiegały głosy zza jej pleców.
Po kilku minutach ucieczki, trafiła w ślepy zaułek... Nie było już ucieczki...
Wyznawcy Otkela podchodzili coraz bliżej do płaczącej jak dziecko Jasmin...
W ostatniej chwili przeliterowała swoje imię nadane przez tych ludzi...
Resed... - Deser...

_________________
może to jej urok... może to photoshop? ^^


Top
 Profile  
 
 Post subject: Opowiadanka
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 10:12 am 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jan 27, 2005 5:42 pm
Posts: 646
Location: Częstochowa

_________________
"Czekałam na ciebie cały wieczór!! Spójrz, dobrze mi w tej sukni?? Czy nie moglibyśmy mieć domu? Lubisz dzieci?? Myśl o mnie, a nie ciągle gdzieś znikaj! A mnie to już pewnie nie kochasz!!"
SHREK górą!!


Top
 Profile  
 
 Post subject: Opowiadanka - komentarze
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 11:09 am 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man

_________________
A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 11:27 am 
Offline
User avatar

Joined: Wed Sep 10, 2003 8:51 am
Posts: 932
Location: Lublin
[sarkazm]Hehe, twoich komentarzy mógłbym słuchać godzinami :) [/sarkazm]

Pewnie, opowiadania cyba umieszczamy po to by je czytano i... oceniano.
Popieram cie Rav. Komentujmy swe i cudze prace...

_________________
może to jej urok... może to photoshop? ^^


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 11:34 am 
Offline
User avatar

Joined: Fri Oct 03, 2003 9:40 pm
Posts: 921
Oczywiście, że nie, ale pod warunkiem, że naprawdę szukałeś :P.

Bo patrz, mi się udało :P (pewnie dlatego, że jestem dłużej na forum i pamiętam, że był taki topic :P, albo użyłem opcji szukaj tam na górze strony pod logiem multiworldu -chociaż wciąż nie rozumiem, po co oni go tam zamieścili :P).

_________________

Overcoming obstacles is my business. And business is good.



Avatar powstał dzięki uprzejmości tego .


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 1:23 pm 
Offline
User avatar

Joined: Sun Feb 01, 2004 8:49 pm
Posts: 1657
Location: Dark Side of The Man
No dooobra, to teraz może mi ktoś wyjaśni, który z moderatorów był tak sprytny, i wrzucił opowiadania i komentarze do nich do jednego tematu.

Po jaką cholerę robiłem oddzielny temat w komentarzach?

PO TO, ŻEBY BYŁO BARDZIEJ PRZEJRZYŚCIE!

No cholera, teraz, żeby sobie poczytać, to muszę się przedrzeć przez spam okrutny i komentarze takich ludzi, jak choćby ja. Czy to naprawdę tak bardzo wam szkodzi, żeby były dwa tematy zamiast jednego? Wierzcie mi, dla bazy danych i serwera to jedna wielka rybka (wieloryb, rzekłbym) czy to jest w tym samym temacie, czy w oddzielnych.

Może ktoś by najpierw pomyślał, a potem coś robił?

A dlaczego znowu robię zadymę? A przepraszam, co było jakiś niecały rok temu? Rozdrabnianie tametów i dzielenie ich według kategorii. Mało moderatorzy mieliście wtedy pracy? A teraz widzę, ze robi się to dokładnie inaczej, czyli wwala wszystko do jednego worka.

Apeluję o trochę zdrowego rozsądku i dystansu w spojrzeniu na sprawy forum.

_________________
A dark knight is sworn to power.
His heart knows only hatred.
His blade destroys his foes.
His word speaks what he desires.
His wrath brings ethernal damnation.


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 1:29 pm 
Offline
Demokratyczny Moderator
User avatar

Joined: Tue Sep 09, 2003 5:02 pm
Posts: 1736
Location: Somewhere in the world

_________________
Nothing is impossible...


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Wed Jun 01, 2005 4:23 pm 
Offline
User avatar

Joined: Thu Jan 27, 2005 5:42 pm
Posts: 646
Location: Częstochowa

_________________
"Czekałam na ciebie cały wieczór!! Spójrz, dobrze mi w tej sukni?? Czy nie moglibyśmy mieć domu? Lubisz dzieci?? Myśl o mnie, a nie ciągle gdzieś znikaj! A mnie to już pewnie nie kochasz!!"
SHREK górą!!


Top
 Profile  
 
 Post subject:
PostPosted: Tue Jan 02, 2007 4:01 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Dec 04, 2006 7:33 pm
Posts: 10
Location: by tu wziąć na piwo?

_________________
Listen to them! Children of the night! What music they make...


Top
 Profile  
 
 Post subject: Re: Opowiadania....
PostPosted: Mon Oct 08, 2007 5:49 pm 
Offline
User avatar

Joined: Mon Oct 08, 2007 5:42 pm
Posts: 8
hmm...jestem tu nowa a zwerbowali mnie na tegorocznej BACE, moze sie wam spodoba:

Śmierć przyszła do Pana Marsi w sposób nieoczekiwany i zupełnie nagły. Jednego dnia Pan Marsi wraca rumiany z pracy, pozdrawiając sąsiadów i śmiejąc się raźnie, by drugiego dnia lec jak woskowa skorupka we własnym łóżku.
Pan Marsi jako urzędnik i samotnik nie miał zbytniego dorobku materialnego. Jedynym czego w jego domu nigdy nie brakowało to papier. Stosy kartek zapisanych drobnym maczkiem, kolumienkami cyferek i dopisków przy odpowiednich rubrykach. Pan Marsi kochał te kartki ponad wszystko, nie miał psa, kota ani nawet pająka w zakurzonym kącie. Dlatego też, gdy leżał stygnąc we własnym łóżku, nikt nawet tego nie zauważył.
Nikt nigdy nie skarżył się na Pana Marsi. Sąsiedzi do niego nie zaglądali, bo nie było po co. Owszem mówili mu dzień dobry, dobranoc, dobry wieczór i dowidzenia, kiwali nawet głowami pozdrawiając idącego w płaszczu i starym kapeluszu. Przecież zawsze był taki pogodny, jak można by go zignorować? Sąsiedzi nie pamiętali jednak twarzy Pana Marsi, nie znali koloru jego oczu, codziennego wyrazu twarzy. Pamiętali sylwetkę w burym płaszczu z neseserem, wracającą co wieczór ze świata, do którego większość z nich nigdy nie weszła; idącą gdzieś przed siebie niezależnie od pogody.
Jedynie to pozostało w pamięci po Panu Marsi w głowach jego sąsiadów.
W biurze Pan Merli miał swój mały kąt. Nikomu nie wadził, zawsze uśmiechał się do sekretarki siedzącej przed wejściem do głównego biura. Nigdy jednak nie zauważył, że na dźwięk jego kroków, które Izabela rozpoznawała bezbłędnie, szybko sprawdzała makijaż i uśmiechała się tak promiennie jak tylko potrafiła. Dla niego Izabela nie miała złych dni, zawsze ciepło odpowiadała na jego dzień dobry, z nadzieją, że może to dziś jest ten dzień, dzień w którym zauważy ją za tym wielkim biurkiem z telefonem i wiecznie czerwonym, sztucznym kwiatkiem. Mimo tego, on nigdy nie powiedział ani słowa więcej niż dzień dobry rano, dziękuję gdy przynosiła mu osobiście poukładane papiery, tak aby nie musiał robić tego sam, na co nigdy nie poświęcała czasu względem innych pracowników; dobranoc, gdy wychodził z podkrążonymi oczami, ale z uśmiechem i satysfakcją dobrze wykonanej pracy na twarzy. Izabela nigdy nie traciła nadziei, dla niej Pan Marsi był kimś bardzo szczególnym.
Kiedy Pan Marci mijał Izabelę kierował się do swojego małego królestwa, biureczka w najdalszym kącie Sali na czwartym piętrze. Zdejmował płaszcz i wieszał go na drewnianym kołku w ścianie, po czym umieszczał na nim kapelusz. Siadał do biurka o chropowatym blacie, które miało kilka gładszych miejsc, tam gdzie machinalnie, codziennie spoczywały pracujące przedramiona Pana Marsi. Po tym tonął, znikał wśród stert papierów donoszonych przez sekretarkę, której imienia nawet nie znał. Nie rozumiał dlaczego zawsze uśmiecha się do niego, przypadkiem muskała jego rękę przy podawaniu nowych plików. Potem, gdy ta anomalia znikała, znów stawał się szczęśliwym człowiekiem. Kreślił znaki na kartkach drobnym, rachitycznym pismem i czuł się jak król. Był panem i władcą swoich małych znaczków. Papier mógł przyjąć wszystko, dlatego Pan Marsi, pamiętając nauki swojej nauczycielki języka, dawał mu wszystko. Wlewał wraz z atramentem wszystkie swoje pasje, troski, radości. Kreślona przez niego dziewiątka promieniował pewnością, każda literka „a” była kamieniem węgielnym wyrazu. Dla Pana Marsi, świat zamykał się w trzech rzeczach: papierze, piórze i atramencie. Dlatego też Pan Marsi nie miał biurowych kolegów, w swym zapale zapominał by nawet o posiłkach, gdyby nie brutalny dzwonek obwieszczający przerwy: śniadaniową i obiadową. Po sygnale, który Pan Marsi traktował jako największego prześladowcę, ruszał wraz z innymi do stołówki. Pan Marsi nie miał dużych wymagań kulinarnych, zadowalał się najprostszymi daniami, tak aby nie czuć ssania w żołądku.
Pan Marsi nie rozmawiał z nikim poza swoimi kartkami. Podczas paru pierwszych tygodniach pracy kilku innych urzędników próbowało porozmawiać, ewentualnie po prostu pogawędzić z Panem Marsi, ale on słysząc kierowane do niego słowa wyglądał jak spłoszone zwierzątko. Wykorzystywał chwilę nieuwagi mówiącego i znikał. Dla innych pracowników stał się niewidzialny, nie próbowano go więcej zagadywać.
Dla swoich pracodawców był wzorem pracownika, cichy, nigdy się nie skarżył, a co najważniejsze nigdy nie prosił o podwyżkę która przysługiwała mu ustawowo co kilka lat. W trosce o swojego idealnego pracownika, kadrowy sam nanosił poprawki w odpowiednich formularzach dotyczących pensji.
Kiedy roboczy dzień pracy dobiegał końca, Pan Marsi zdejmował kapelusz z haku, ubierał go na głowę, po czym zakładał płaszcz. Wkładał pliczek papierów do nesesera i wychodził z biura, żegnając uśmiechniętą sekretarkę. Zawsze szedł tą sama drogą, z biegiem czasu otoczenie jego życiowej ścieżki zmieniało się, ale nigdy sam chodnik. Pan Marsi znał na nim każdy wybój, wiedział gdzie spodziewać się przeciągów. Jego małe mieszkanko na czwartym piętrze wyglądało tak samo jak całe życie Pana Marsi, było wyblakłe i niemal puste. Królowało w nim łóżko, mała lampka, krzesło i stary sekretarzyk po ojcu. Spędzając w nim czas Pan Marsi usilnie dawał wszystko papierowi.
Nie miał lustra więc nie zauważył jak sam zacząć blednąć, robić się niemal przeźroczystym. Ciągle z tym samym uśmiechem na twarzy, oczami bez wyrazu. Pan Marsi stawał się gładki, zupełnie jak karty papieru, które tak kochał.

Ratownicy, którzy przyjechali po tygodniu, od kiedy umarł Pan Marsi, nie znaleźli zwłok. Owszem na łóżku znajdowało się wklęśnięcie jak po ludzkim ciele, ale jego samego nie było. Papiery zebrano i wrzucono do dużego pomarańczowego kontenera na podwórzu, a kilka dni później dzieci bawiące się zapałkami spaliły całą jego zawartość.

***

Mam też pytanie co do dłuższych opowiadań, ale w innym ciut klimacie, jak je zamieszczacie?

_________________
'Z żartów o wariatach można by złożyć niejednego normalnego człowieka'
http://www.numiria.deviantart.com


Top
 Profile  
 
Display posts from previous:  Sort by  
Post new topic Reply to topic  [ 32 posts ]  Go to page Previous  1, 2, 3  Next

All times are UTC + 1 hour


Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 0 guests


You cannot post new topics in this forum
You cannot reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot post attachments in this forum

Search for:
Jump to:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group