krótkie fragmenty prozy A. Sapkowskiego opisujące co poniektóre elementy Siedliszcza:
Triss podjechała bliżej, chcąc się upewnić, że to rzeczywiście Szlak, a nie przypadkowe drzewo, obalone przez wichurę. Dostrzegła jednak niewyraźną wąską ścieżkę, niknącą wśród lasu. Nie mogła się mylić - to był z pewnością Szlak, otaczająca zamczysko Kaer Morhen najeżona przeszkodami dróżka, na której wiedźmini trenowali szybkość biegu i kontrolę oddechu. Dróżkę nazywano Szlakiem, ale Triss wiedziała, że młodzi wiedźmini mieli dla niej swą własną nazwę: "Mordwonia".
[...]
Trącony piętą wałach poszedł stępa korytem strumienia. Przejechali kolejny jar, wdrapali się na obłe wzgórze. Stamtąd widać już było przytuloną do kamiennych obrywów ruinę Kaer Morhen - częściowo zburzony trapez muru obronnego, resztki barbakanu i bramy, pękaty, tępy słup donżonu.
Wałach prychnął i szarpnął łbem, przechodząc fosę po pozostałościach mostu. Triss ściągneła wodze. Na niej samej zalegające dno rowu zmurszałe czaski i kościotrupy nie robiły wrażenia.
[...]
-Kaer Morhen - Triss skierowała konia ku potrzaskanym arkadom - zostało napadnięte. Doszło tu do krwawej bitwy, w której zgineli prawie wszyscy wiedźmini, ocaleli tylko ci, których wówczas nie było w warowni.
-Kto ich napadł? I dlaczego?
-Nie wiem - skłamała. - To było strasznie dawno temu, Ciri. Zapytaj o to wiedźminów.
-Pytałam - burkneła dziewczynka. - Ale nie chcieli mi powiedzieć.
Rozumiem ich, pomyślała czarodziejka. Dziesku szkolnemu na wiedźmina, do tego dziewczynce nie poddanej mutacyjnym zmianom nie mówi się o takich sprawach. Nie opowiada się takiemu dziecku o masakrze. Nie przeraża się takiego dziecka perspektywą tego, że i ono może kiedyś o sobie słowa, które wywrzaskiwali wówczas maszerujący na Kaer Morhen fanatycy. Mutant. Potwór. Dziwoląg. Przeklęty przez bogów, przeciwny naturze twór. Nie, pomyślała, nie dziwię się wiedźminom, że nie opowiedzieli ci o tym, mała Ciri. I ja również ci o tym nie powiem. Ja, mała Ciri, mam jeszcze więcej powodów by milczeć. Bo jestem czarodziejką, a bez pomocy czarodziejów fanatycy nie zdobyliby wtedy zamku. A i ów wstrętny paszkwil, owo szeroko kolportowane "Monstrum", które wzburzyło fanatyków i popchneło do ich zbrodni, też podobno było anonimowym dziełem jakiegoś czarodzieja. Ale ja, mała Ciri, nie uznaję zbiorowej odpowiedzialności, nie czuję potrzeby ekspitacji z tytułu wydarzenia, które miało miejsce pół wieku przed moim urodzeniem. A szkielety, które mają być wiecznym przypomnieniem, wreszcie zmurszeją do cna, rozpadną się w pył i pójdą w niepamięć, ulecą z wiatrem, który nieustannie smaga zbocze...
wybaczcie tak długie fragmenty, ale daje to obraz tego, jak wygląda Siedliszcze