Nazwa
pociąg była nieco myląca. Niemniej, metalowy behemot górujący nad chatami osady faktycznie przypominał typową lokomotywę z długim składem - powiększoną tak ze trzydzieści razy, wielokrotnie naprawianą, poprawianą, przebudowywaną - i atakowaną, jeśli długie i głębokie szramy na poszyciu o czymś świadczyły. Fakt iż każdą wolną przestrzeń wypełniał jakiś rodzaj broni, od prostych metalowych i gdzieniegdzie drewnianych szpikulców i haków, po naprawdę wielkokalibrową artylerię, również nie napawał optymizmem. Sytuację nieco ratowały trofea wszelakie przymocowane gdzie popadnie - głównie gigantyczne kości zwierząt, czasami zakonserwowana przez pustynny wiatr kończyna; futra i wyprawiona skóra często uzupełniały braki w wagonach. Całości dopełniała gigantyczna czaszka jakiegoś przedpotopowego gada, przyprawiona z przodu wehikułu. Nawet James był pod wrażeniem.
---
-Szefie, kobiety na szefa lecą - James spojrzał z ponad oprawek okularów na scenę rozgrywającą się na tarasie widokowym - i bagaż - bez nóżek, niestety, niech to, dodał w myślach - i gryzonie.
-Jestem Koranona!
-A to jest moja praca.
-A to jest Hektor! - drobna dziewczyna entuzjastycznie akcentowała kolejne przedmioty spadające na Ehrena - a to jest mój dziadek! -podsumowała, wskazując jęczącego mężczyznę - w tej chwili mało fajny.
-DZIADEK?! - okrzyk poniósł się w nagle zapadłej ciszy od schodów wejściowych. Xellas, spędziwszy poranek przekopując chatę szamana w końcu skompletowała strój godny kapłanki Lolth, wstąpiła ze swoją świtą na górny pokład, by skonsultować się z wodzem i starszym plemienia. I, najwyraźniej, by zadawać niewygodne pytania, a i może utoczyć nieco krwi.
Odziana w długą, ciągnącą się po ziemi, szatę z pajęczego jedwabiu, momentalnie skupiła na sobie uwagę wszystkich. Fakt, lejący się materiał idealnie przylegał do ciała, nie pozostawiając wyobraźni pola do popisu, a szereg rozcięć rozmieszczonych w kluczowych lokacjach odsłaniał to ramię to udo, zupełnie przy okazji zapewniając dużo swobodę ruchu.
- Dlaczego to - wampirzyca wskazała złożonym wachlarzem uśmiechającą się nieco niepewnie Nonę - nazwało ciebie dziadkiem?
-Szefie?
-Tak James? - Ehren postanowił zignorować niewygodne pytanie i z pewnym wysiłkiem położył się na plecach. Może jak tak będzie leżał, kobiety się ze sobą dogadają, pójdą razem gdzieś i uknują mu marną śmie..
-Miotła - James zauważył, gdy wspomniane narzędzie AGD wbiło się jego pracodawcy w twarz od trzonka strony- leci.
-O! I moja miotła!
-Zdaje się, że zadałam Ci pytanie! - warknęła, ale prawie od razu podeszła do Koranony.
Przechyliła głowę w prawo przyglądając się dziewczynie, Nona zrobiła to samo, wampirzyca przechyliła głowę w lewo, Nona zrobiła to samo.
- Ty...- przejechała paznokciem po policzku dziewczyny, nie kalecząc go, Nona nie wyglądała na przestraszoną, raczej zdziwioną - ...jesteś człowiekiem
-Tak! Wiedźmą! - odparła dumnie dziewczyna, wypychając pierś do przodu. Xell spojrzała na Ehrena i warknęła - jeszcze mi to wyjaśnisz. Bawisz mnie - zwróciła się już bezpośrednio do Koranony z kamiennym wyrazem twarzy, ale stanowczo mniej wściekłym głosem.
- James?
- Już zarządziłem przygotowanie odpowiedniego apartamentu - sekretarz odprawił własnego miniona w formie bystrego młodzieńca, ciekawie zerkającego przez ramię na nowo przybyłą.
- Naprawdę jesteś skarbem - Xellas przeszła obok niego omiatając go suknią. Koranona nic szczególnego nie zauważyła, ale James nabrał nieco żywszych kolorów na twarzy.
---
W Nocy obudził ich potworny dźwięk rozrywanego metalu. Rada nadzorcza tego cyrku zerwała się ze swoich łóżek błyskawicznie - tylko po to, by zgodnie zderzyć się ze sobą przy próbie wejścia na schody prowadzące na górny taras.
- Co sie dzieje? – zapytała Xellas
- Ludzie mówią, że to nic poważnego, tylko standardowo w tym rejonie żerują bestie - James wyglądał raczej komicznie w swojej jednoczęściowej koszuli nocnej i szlafmycy - nie lubią towarzystwa, a że na tej półkuli trwa akurat okres godowy dla większości gatunków są bardziej niż zwykle drażliwe.
Sekretarz eskapady oczywiście jako jedyny poświęcił czas na coś tak niepotrzebnego jak raporty, orientował się w sytuacji ze szczegółami, których pochodzenie zdobyte w tak, krótkim tempie mogło niepokoić.
Po korytarzu poniósł się głuchy łoskot, gdy załoga w końcu ogarnęła obsługę głównych dział, skutecznie zagłuszający trzaski broni mniejszego kalibru i zadziwiająco spokojne okrzyki walczących.
Po czym coś wydało z siebie taki ryk, iż metalowy pokład pod nogami zebranych zakołysał się.
I jeszcze raz.
Za trzecim razem ściana korytarza na chwilę stała się podłogą, gdy coś ewidentnie niezadowolonego z obecności mechanicznego behemota na swoim terytorium, szturchnęło od niechcenia wehikuł.
- Co to było? - zapytała wiedźma, ściskając defensywnie w jednej dłoni szczura, drugą dobywając szabli - uderzyliśmy w coś?
- Nie panienko
Zza metalowych ścian dobiegł łoskot wysokokalibrowych dział. Jedna salwa, druga i nagle pokład pod ich stopami zakołysał się, gdy coś masywnego uderzyło w monstrualną lokomotywę z siłą wystarczającą by poruszyć monumentalną maszyną.
-Nic poważnego? James, leć na to, co tu uchodzi za mostek i koordynuj obronę- Ehren zawołał, zmierzając w stronę schodów. Ręcznik, którym owinął biodra, powiewał dramatycznie, dodając dramatyzmu i powagi - To nie brzmi jak cos zwyczajnego. Ma ktoś aparat?
Na zewnątrz panował niemiłosierny hałas. Ryki zwierząt przeplatały się z łoskotem strzałów broni wszelkiego autoramentu. Krzyki ludzkie, co szczególne, nie były pełne paniki - ba, dało się słyszeć radość i czasami satysfakcję w okrzykach rodu Farron. Co jak co, ten kurduplowaty skurczybyk może i połamał wodzowi ręce i wsadził mu lancę w...no, sami wiecie - ale w północne lasy plemię nie zapuszczało się od lat i wizja trofeum poczęła jawić się niejednemu z wojowników.
-Interesujące - Ehren ogarnął jednym spojrzeniem nocny krajobraz. Ciemność dżungli psuły poruszające się błyskawicznie czerwone punkty świetlne, błyskawice i okazjonalna kula ognia. Wyglądało to tak, jakby akademia magów urządziła imprezę i pozwoliła absolwentom odreagować brak piwa.
Drugie spojrzenie ukazało chaos niewiele mniejszy niźli wywołany przez spragnionych adeptów.
Kilka bestii formatu słonia galopowało w zgrabnym szyku przez polanę - poza rozmiarem, nie mając z długonosymi wiele wspólnego. Ciała ich pokrywała zadziwiająca mieszanina błękitnawego futra i szpikulców niczym u jeżozwierza; każdy dłuższy niż wyrośnięty samiec homo sapiens. Z głowy, wyglądem przypominającą nieco wilczą, wyrastała para imponujących rogów - jakby tego było mało, zarazy biegły otoczone wyładowaniami elektrycznymi.
A ścigały parę czarnych bestii, zwinnych i trudnych do zauważenia nawet przez wspomagane nadnaturalnymi darami towarzystwo na odkrytym pokładzie. Tylko Xellas posiadała odpowiednio czułe zmysły i ...
Klepnęła Ehrena w ramię, złapała za jego dłoń i nadgryzła
- Co jes…auu!
- Osłaniaj mnie – powiedziała i przeskoczyła przez barierkę.
Ehren patrzył jak zbiega po niemal pionowej ścianie wehikułu, prosto na spotkanie jednej z elektrycznych bestii - okrzyki wojowników pozwoliły zidentyfikować gatunek jako Zingore. Z gracją naskoczyła na kłapiącą szczękę, tym samym uderzając z dużym impetem jego głową o ziemię. Zanim potwór zorientował się co go uderzyło, Xellas już nie było w pobliżu.
Przystanęła na chwilę by odnaleźć właściwą drogę – z dołu widok już nie był tak dobry, za sobą usłyszała szelest liści i natychmiast poczuła jak potrącił ją autobus. Odrzuciło ją na kilka metrów, aż przytrzymało ją uprzejme drzewo. Zanim zdążyła wstać, przekonała się, że nie był to autobus, to był jedna z tych wielkich niebieskich, wściekły bestii, która na dodatek…
- Elektryczność? Jaja sobie robisz? – odskoczyła, a wyładowanie trafiło w puste miejsce.
Bestia szykowała się do ponownego ataku, tylko cel zniknął jej z oczu - wampirzyca z całą swoją nieludzką siłą uderzyła tuż za przednią, prawą łapą przewracając Zingore na bok. Nie zawracała sobie jednak głowy powaloną bestią, do której już pędzili młodzi wojownicy, tylko pomknęła ku linii drzew. Tak szybko iż pozostawiła za sobą strzępy sukni, rozrywanej przez pęd powietrza.
Polanę zajmowały ruiny - pełno ich było, rozsianych po całej planecie, zdaje się iż wieży. Z kręgu kamieni , będącego kiedyś fundamentem zapewne monumentalnej budowli, wyrastało potężne drzewo, sięgające nieba wyżej, niż potężny pojazd naszych bohaterów. Pośród korzeni kryło się wiele zakamarków, a wśród nich...
Stworzenie nazywane w zapiskach starszyzny Farron
Yian Garuga wyglądało, dla uproszenia przydługiego opisu, jak wielki kurczak. Z zachowania, ponownie upraszczając, przypominało najbardziej wilka. Stado wilków, dokładnie. Polującego na pozbawione opieki młode konkurenta do terytorium.
Trzy wielkie kurczaki skutecznie utrzymywały jedną z czarnych bestii w potrzasku, nie pozwalając jej wrócić do gniazda. Czwarty właśnie wywlekał puchatą kulkę sierści ...
Bosko powiewiający na wietrze Ehren zagwizdał cicho. James wrócił z "mostka", stwierdziwszy iż starszyzna plemienia nie potrzebuje nadzoru by robić to, w czym była najlepsza od pokoleń.
- Tak? - James zahaczył o kuchnię i teraz podał swojemu szefowi nieco prymitywnie wykonany kubek pełen aromatycznego naparu ziołowego.
- O, łał - Ehren siorbnął namiastkę herbaty, z zainteresowaniem podziwiając Xellas, robiącą z ptasich bestii coś na wzór potrawy tatarskiej. Uniósł przy tym brwi w zaskoczeniu, gdy jedna z jeszcze żyjących bestii rozwarła imponujący dziób i zionęła ogniem w stronę wampirzycy, całkiem przy tym pudłując, za to oświetlając nieco scenę walki.
- Nie zna piekło straszliwszej furii?- sekretarz okazywał się być istną encyklopedią w wielu dziedzinach.
- Przypomnij mi, by nie sugerować ugotowania ślicznych kudłatych zwierzątek - Ehren skrzywił się nieco, gdy Xellas odzyskała równowagę po uniku, jednym susem dopadła kuraka starającego się ją usmażyć i w trzech ruchach oderwała wpierw dziób, a następnie głowę zwierzęcia, zalewając ruiny i pień drzewa ciemną krwią. Ostania z ptasich bestii chciała ją zajść od tyłu, gdy do zabawy przyłączył się wcześniej powalony zawodnik.
- O, Zignore szarżuje na panienkę Xellas - James po raz kolejny ukazał kunszt zauważania oczywistości.
- Przekażę jej to jak wróci - Ehren postawił kubek na balustradzie i sięgnął po broń do tej pory opartą obok.
Rusznikarze plemion zamieszkujących wielką pustynię nie mogli się równać poziomem wykończenia broni z tymi, którzy osiedli się w północnych miastach. Ich dzieła były funkcjonalne, pozbawione zdobień i ornamentów - i były, dzięki pokoleniom doskonalenia sztuki metalurgicznej i inżynierii stosowanej, niesamowicie skuteczne. Karabin, który Ehren wsparł na balustradzie obok kubka ziołowej herbaty był wielki, nieporęczny i brzydki.
Był też śmiertelnie celny, odstrzeliwując głowę szarżującej na Xellas bestii. Na dystansie prawie pół kilometra.
- Mam Cię! – powiedziała do stworzonka, które trzymała w rękach, spojrzała czy nic mu nie jest. Potworek, próbował na nią hukać i zjeżył futerko, ale był równie bezbronny jak mały kociak. Wampirzyca złapała go wygodniej i szybko zaczęła wspinać się w stronę gniazda z pozostałymi lokatorami.
- Mam Was! – złapała dwa pozostałe kociaki za kark, zanim wypadły, jednak gałąź której się trzymała stwierdziła, że ma dość takich dzikich tańców i wygibasów z protestem więc pękła.
Upadek z takiej wysokości nie był dla Xellas problemem. Zręcznie wylądowała w przysiadzie, jeszcze bardziej rujnując suknię i nie wstając poczęła upychać wierzgające kulki futra po elementach anatomii, posiłkując się strzępami materiału.
- Ciekawe gdzie wasza mama? – każdy wie, że są frazy, których nie powinno się wymawiać na głos, żeby nie kusić losu, a to była jedna z tych fraz. Niczym na zawołanie, usłyszeli warczenie sugerujące, że ‘mama’ właśnie weszła na scenę.
Wywerna była piękna, z bliska jej futro okazało się, nie czarne, ale raczej atramentowo granatowe, kolczasty ogon uniesiony był ponad resztę ciała, nerwowo nim machała. Oczy pałały czerwienią, z gardła dobywało się wściekłe warczenie, ale Xellas zauważyła coś jeszcze, Narga była ranna, krwawiła. Ten zapach, ten słodki zapach, z lekkim metaliczny akcentem, ale jednak słodki…
Oczy wampirzycy nabrały odcienia identycznego jak drapieżnik przed nią. Kiedy była już w odległości, w której Narga mogła trafić ją ogonem, przyklękła i puściła dwa kociaki, pierwszego złapanego trzymała dalej i nie spuszczając oczu z oczu bestii zaczęła do niej podchodzić.
Nie była to próba siły, jak mógłby uważać postronny obserwator, telepata wiedziałby, że toczyła się w tej chwili dyskusja, pomiędzy dwoma drapieżnikami. Wampirzyca wyciągnęła pustą dłoń w stronę bestii, ta zawarczała odchylając się od dłoni, podobne warknięcie wyrwało się z gardła dziewczyny. W końcu napięte mięśnie wywerny rozluźniły się, schowała kolce na ogonie, a oczy zgasły. Xellas podeszła i pogłaskała jedwabiste futro.
- Możemy ją zatrzymać? <3
---
Tunel był za mały.
Oryginalny projekt starożytnych mieszkańców południowego imperium nie przewidywał iż po tysiącach lat ich potężne pełzacze zmienią się w napędzane parą drogowe lokomotywy. Otwór w skalnej ścianie był, jak na ludzkie standardy, monstrualnie wielki - lecz aktualny środek transportu Sojuszu był ..większy.
Ehren zasugerował pełną salwę burtową, przy użyciu imponującego uzbrojenia pełzacza. Czas spędzony w podróży pozwolił mu, przy wydatnej pomocy Jamesa, ponownie odkryć na Coddar modułową amunicję artyleryjską. Stworzenie lepszej mieszanki miotającej było już tylko formalnością, a rusznikarze plemienia, gdy nauczyło się ich czytać metodą indukcyjną, pożerali zawartość przywiezionych skrzyń w zawrotnym tempie.
Xellas zasugerowała założenie hodowli czarnych bestii, których gniazdo odratowali podczas nocnego ataku, pierwszego dnia po opuszczeniu pustyni. W międzyczasie, argumentowała, trzymając na rękach skrzyżowanie kota, ptaka, jaszczurki i bogowie czego jeszcze, jej nowi poddani mogą w ramach nagrody powiększyć otwór i umożliwić dalszą podróż w luksusie.
Nona entuzjastycznie zabrała się do pracy i wysadziła w powietrze jedną z kuchni pokładowych, specjalnie otwartych na potrzeby "eksperymentów". Siła rażenia eksplozji została zauważona przez rusznikarzy, którzy odkrywali iż strzelby wcale nie są fajne, a starożytne działa można by w zasadzie skopiować; przybyli więc i przekonali wiedźmę do współpracy. Nie było to trudne zadanie…
James nic nie zaproponował nic. Nie miał czasu. Ale zdołał wspomnieć w przelocie szefowi tego cyrku iż u drugiego wylotu tunelu znajdują się źródła fal radiowych.
Z kodami identyfikacyjnymi Zakonu Cienistego Młota.
Dziesięć minut później dwanaście
koników pomknęło przez tunel, z Ehrenem na czele. Xellas sierdziła iż woli zostać i powiększyć pulę genetyczną "kotków". Jej grupa radośnie zagłębiła się w dżunglę mniej więcej w tym samym czasie.
---
Krasnoludy zawsze były pragmatycznym gatunkiem.
Gdy zwiad odkrył wlot tunelu na końcu imponującego szlaku, grupa wydzielona skrzętnie wykorzystała dar losu i po odstrzeleniu kilku elementów przyrody chcących skosztować włochatego mięsa, ustawiła przyczółek pod kamiennym łukiem. Dla bezpieczeństwa, przecież przez zasypany wylot nic się nie przebije.
Prawda?
---
-Kapitanie Trevor, grupa wschodnia melduje kontakt.
-O? Psia Liga?
-...Gorzej. Chaotic Alliance się znalazło.