Królewna Śnieżka i Łowca - też odradzam. Pierwszy drobny fail widzimy już w drugiej scenie filmu. W pierwszej jest historia o narodzinach śnieżki i jej czerwonych ustach, białej cerze i kruczoczarnych włosach. W drugiej – młodą śnieżkę gra jakaś opalona szatynka. Zapewne to niedociągnięcie zostałoby szybko zapomniane w dalszej części filmu, ale szybko okazało się, że to tylko pierwszy z licznych przykładów, w których jako widz nie mogłem oprzeć się stwierdzeniu ‘I don’t buy it’. Chwile później już mieliśmy Śnieżkę, która wyskakuje na plażę z miejskich kanałów, a tam najspokojniej w świecie opala się jednorożec (no, to tylko biały koń był). Albo gdy ludzie królowej, wraz z łowcą, docierają odnajdują w końcu w zaczarowanym lesie Śnieżkę, stwierdzają – co prawda jesteśmy w środku magicznego lasu, z którego nie jesteśmy w stanie się wydostać sami, a w ogóle to zostało nas 3 z całego oddziału, ale to najlepszy moment, żeby powiedzieć Łowcy, że królowa go okłamała.
Przyjrzyjmy się na moment jeszcze samej Śnieżce. Rozumiem, że Kristen Steward jest współczesnym wyznacznikiem kanonu piękna, ale tak w moim odczuciu, jak i szacując po grafikach na Kwejku wielu innych odbiorców, oczywistym było, że Królowa jest piękniejsza od Śnieżki. Gdy lustro (które w tej adaptacji było gongiem) mówi iż Śnieżka jest najpiękniejsza – ponowne ‘I don’t buy it’. Poza tym nie mam tak dużych problemów z mimiką Kristen, jak Sat, choć przyznać muszę, że w jednej scenie wyglądała, jakby chciała pocałować trolla.
Charlize Theron, tak jak została przedstawiona w filmie, byłaby świetną Cersei Lannister. Tak się składa, że byłaby wręcz lepszą Cersei, niż złą królową, ale nie będę się czepiać, bo ta postać to jeden z najmocniejszych aspektów tego filmu. Drugim oczywiście są efekty specjalne (głównie animacje magii i potworów, sceny walki nie robią już takiego wrażenia). Dwa i półtym - Thor jako Huntsman.
Dalej już wyliczanka rzeczy, które mi się nie podobały. Kilka miesięcy temu pisałem o Królewnie Śnieżce z Julią Roberts (Mirror, Mirror) i narzekałem trochę, że całość była w stricte dziecinnej konwencji. Cóż, Mirror, Mirror, przynajmniej był spójny w tym, co przedstawiał. Snow White and the Huntsman to jakaś mieszanka zupełnie nie pasujących do siebie elementów. Setting klasycznej Królewny Śnieżki to całkiem ‘zwyczajna’ Europa, z złą macochą – czarownicą i krasnoludkami. W nowym filmie do tego mamy dorzucone trolle, fae, duchy lasu czy (a jakże) wampiryzm.
Odczucie studenckiej mieszanki wzmaga również masa zapożyczeń czy wręcz scen żywcem skopiowanych z klasycznych produkcji. Mamy więc scenę śmierci Artrexa z Niekończącej się opowieści, scenę spotkania z jednorożcami w Legend, magicznych mieszkańców lasu rodem z Sen to Chihiro, Zaczarowany Las i Horkruxa z Harrego Pottera, czy wprawnego szermierza – brata królowej z Gry o Tron. Zazwyczaj doceniam tego typu delikatne nawiązania, ale w Snow white and the Huntsman są jak dla mnie zbyt nachalne, zbyt bezpośrednie, jest ich za dużo i przede wszystkim nie trzymają się kupy.
Trzecim z powodów, dla których odebrałem film Sandersa jako niespójny, to spora liczba scen, które nie miały żadnej konsekwencji dla opowiadanej historii. W jednej z początkowych scen mamy okazję wysłuchać Śnieżki odmawiającej pełne ‘Ojcze Nasz’. Zdziwiło mnie, czemu tak duży akcent jest położony na religię wyznawaną przez tytułowa bohaterkę i od razu zacząłem zastanawiać się, jak scenariusz rozwinie się w około tej dodatkowej warstwy. Tak więc… wątek nie rozwinął się wcale. Po dwóch minutach oglądania modlącej się Śnieżki w dalszej części filmu wątek nie jest kontynuowany. W architekturze budynków, na ślubie Królowej, czy w rynsztunku rycerstwa nie ma żadnych symboli religijnych i zupełnie nie mam pojęcia, po co zamieszczona była inicjalna scena z Śnieżką. Inny przykład, to wizyta w ‘Sanktuarium’ i spotkanie z lokalnym wcieleniem Aslana. Śnieżka nawiązuje jakiś kontakt z duchami lasu i … to tyle. Ponownie – żadnego wpływu na dalszy rozwój fabuły.
Opisując film nie mogę nawet zacytować memu ‘still better love story than Twilight’, gdyż byłby nieuzasadniony. W trójkącie miłosnym Kristen wróciła stuprocentowo do Belli. Najpierw daje zdecydowane sygnały ‘nie masz na co liczyć, jestem już z X’, by w kolejnej scenie zacząć całować bohatera Y.
Reasumując- dobra gra Charlize Theron (przy nie najlepszym scenariuszu dla królowej) i ładne animacje nie przeważyły nad licznymi niespójnościami, niedociągnięciami i doklejonymi na siłę, nie pasującymi elementami, by pozwolić mi z przyjemnością oglądać ten film. Komediowe i momentami dziecinne Mirror, Mirror jest już dużo lepszą adaptacją klasycznej bajki. Filmy Twilight były dla mnie całkiem strawne, ale tutaj czułem się, jakbym oglądał Królewnę Śnieżkę napisaną przez Stephenie Meyer i to w jej gorszym dniu.
No i na koniec gwóźdź do trumny, który znalazłem dopiero po seansie, ale idealnie komponuje się z całością produkcji -
http://www.imdb.com/title/tt2381991/ . Are you fucking kidding me…