huh, a ja uwielbiam takie komentarze odnośnie moich recenzji kiepskich filmów...wolał bym co prawda żeby filmy były dobre, nie było moich recenzji no i takich komentarzy, ale life is brutal, so zeżryj ogórki...USAGI wrote:Ryjku, uwielbiam Twoje recenzje :D
Na co do kina?
Moderator: Crow
Re: Na co do kina?
Re: Na co do kina?
OMG ludzie czy nikt z was nigdy nie ogladal Bondow? Cały czas slysze jaki to Skyfall jest nudny, nieciekawy i niezrozumialy i noz mi sie w kieszeni otwiera.
Skyfall to kwintesencja starych bondow - właśnie tych, których nie mogłam nigdy obejrzeć w kinie bo albo nie było mnie jeszcze na swiecie albo po prostu byłam za mała.
Spodziewaliście sie jakiejś głębszej fabuły? Na bogów, to jest BOND! Najpierw mu cos nie wychodzi, ale pomaga mu jakas ładna babeczka, później trafia na trop jakiejś innej babki w opalach, z którą dziko seksi sie gdzieś po kątach, aby następnego dnia zabitą ją, prawdopodobnie na jego oczach. Do tego momentu cała akcja idzie powoli, żeby móc przyspieszyć na koniec, podczas jakiejs epickiej walki ze złym big bossem. A wszystko to w tym charakterystycznym bondowskim klimacie, który nie sposób znależć w jakimkolwiek innym filmie.
Zgadzam sie z Crowem i Irian: to najlepszy Bond jakiego widziałam kiedykolwiek w kinie. Jest kwintesencją starych filmów o Bondzie, nie jednym z filmów akcji, które robione są na pęczki i każdy na to samo kopyto.
Fanom nieśmiertelnego Bonda film serdecznie polecam. Ludziom, którzy nie pałali do Bondów jakąś szczególną sympatią proszę: nie idzcie na ten film jesli macie poźniej pierdolic, ze był głupi, przewidywalny i nudny.
To był Bond, który nareszcie trzymał się swojej konwencji. Kropka.
Skyfall to kwintesencja starych bondow - właśnie tych, których nie mogłam nigdy obejrzeć w kinie bo albo nie było mnie jeszcze na swiecie albo po prostu byłam za mała.
Spodziewaliście sie jakiejś głębszej fabuły? Na bogów, to jest BOND! Najpierw mu cos nie wychodzi, ale pomaga mu jakas ładna babeczka, później trafia na trop jakiejś innej babki w opalach, z którą dziko seksi sie gdzieś po kątach, aby następnego dnia zabitą ją, prawdopodobnie na jego oczach. Do tego momentu cała akcja idzie powoli, żeby móc przyspieszyć na koniec, podczas jakiejs epickiej walki ze złym big bossem. A wszystko to w tym charakterystycznym bondowskim klimacie, który nie sposób znależć w jakimkolwiek innym filmie.
Zgadzam sie z Crowem i Irian: to najlepszy Bond jakiego widziałam kiedykolwiek w kinie. Jest kwintesencją starych filmów o Bondzie, nie jednym z filmów akcji, które robione są na pęczki i każdy na to samo kopyto.
Fanom nieśmiertelnego Bonda film serdecznie polecam. Ludziom, którzy nie pałali do Bondów jakąś szczególną sympatią proszę: nie idzcie na ten film jesli macie poźniej pierdolic, ze był głupi, przewidywalny i nudny.
To był Bond, który nareszcie trzymał się swojej konwencji. Kropka.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
Re: Na co do kina?
Bo z Bonda się wyrasta tak, jak wyrasta się z czekoladowych Mikołajów, tylko trzeba to sobie uświadomić, zwykle dopiero po zakupie.
Ja osobiście wolałem Goldeneye, może dlatego, że tam przynajmniej Bond miał epicką przejażdżkę czołgiem po Moskwie, a tu nic ...
Ja osobiście wolałem Goldeneye, może dlatego, że tam przynajmniej Bond miał epicką przejażdżkę czołgiem po Moskwie, a tu nic ...
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Na co do kina?
Windukind wrote:Bo z Bonda się wyrasta ...
Re: Na co do kina?
Crow sorki, tu masz na pocieszenieCrow wrote:Windukind wrote:Bo z Bonda się wyrasta ...

Sat. Nawet Bond stwierdził, że to co dostał od Q było totalnie biedne. Ten pociąg też ssał i był gorszy od wersji pancernej z Goldeneye. Główny zły nie miał nawet stacji w kosmosie, czy niewidzialnej łodzi podwodnej, czy satelity podgrzewającej słońce.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Na co do kina?
Windu, nie zrozumiałeś tego filmu :D. Oto w nim chodziło, że stary (dobry) Bond musi operować w nowym świecie, gdzie zagrożenia są odmienne niż do tej pory.
Re: Na co do kina?
Zrozumiałem to doskonale, ale wytłumaczenie nie uczyniło tego filmy lepszym, bo widz nie dostał nic w zamian. Świat się zmienił James, więc teraz będziesz ścigał szalonych blogerów lub osoby odwiedzające piratebay, zapowiada się interesujący film. Poza tym naprawdę wszystko, co MI6 ma dla swoich agentów to pistolet i radio.... Dajcie im chociaż smartfona w play za złotówkę z darmowymi minutami do wszystkich sieci : (.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Na co do kina?
Crow wrote:Windukind wrote:Bo z Bonda się wyrasta ...
i agree
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
Re: Na co do kina?
>Bo z Bonda się wyrasta tak, jak wyrasta się z czekoladowych Mikołajów, tylko trzeba to sobie uświadomić, zwykle dopiero po zakupie.
>Bo z Bonda się wyrasta tak, jak wyrasta się z czekoladowych Mikołajów
>wyrasta się z czekoladowych Mikołajów
>czekoladowych Mikołajów

>Bo z Bonda się wyrasta tak, jak wyrasta się z czekoladowych Mikołajów
>wyrasta się z czekoladowych Mikołajów
>czekoladowych Mikołajów

give her the dick