Na co do kina?

Poważne dyskusje nad sensem życia, polityką jak i wyborem nowej karty graficznej.

Moderator: Crow

ryuzok
Posts: 470
Joined: Sun Jan 04, 2009 10:37 am

Re: Na co do kina?

Post by ryuzok »

residen evil: redemption - czyli czy azjaci już wymarli...

film żeby nie było, najzwyczajniej beznadziejny i cały zrobiony na green screenie (ba! animują nawet chińczyków! nie wiem po jaką cholerę, ale widać twórcy filmu nie umieli znaleźć azjatów na świecie...).

i tak, są spoilery, albo w sumie nie, film oglądałem z 2 przerwami, bo po prostu nie dało się wysiedzieć, mega przewidywalny, mega głupi, i jak już mówiłem całość na green screenie. czemu drazni mnie green screen? bo nawet się nie postarali, efekty efektami, a postaci postaciami, wszystko zyje własnym życiem i np: dym z wybuchu nagle znika, bo ktoś tam stoi. Nie wspominam oczwyiście o strzelaniu, i tym że stwierdzenie że ktoś celując bezpośrednio w postać z 15 cm i strzelając non stop, nie ma szans nietrafić, w związku z czym film jest najzwyczajnij głupi.

poza tym przewidywalna i nudna akcja, powtarzające się moobki, które nie mają większego sensu (raz przeżywa bezpośrednią salwę w głowę od 5 osób, a raz ginie po pierwszym strzale, WTF). Do tego nie wiadomo po jaką cholerę dorzucony motyw z dziewczynką niemalże rodem z aliena... nie polecam, bo zalatuje sandałem....
User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Na co do kina?

Post by roevean »

Atlas chmur

Pierwszy film, na którym udało mi się w kinie usnąć.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Na co do kina?

Post by Satsuki »

Roe zupelnie nie rozumiem jak potrafiles na tym usnac. Musiales chyba sporo wypić zanim wszedles do kina @@

Atlas Chmur
jest tak skomplikowana i wielowatkowa historia, że można sie w niej niezle pogubić, ogladając bez zrozumienia i skupienia. Na pierwszy rzut oka historie wydają się chaotyczne i rzeczywiście mogą odstraszyć, ale im dłużej się ogląda tym więcej "smaczków" człowiek odkrywa.

Najchętniej poszłabym do kina jeszcze raz. Jestem pewna, że nie zauważyłam wszystkiego co się dało.

Atlas Chmur wszystkim serdecznie polecam, równocześnie dobrze radzę: zaczekajcie chwilę na napisach, pokazują kto jakie postaci grał, można się nieźle zdziwic :D
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Na co do kina?

Post by Maczer »

Atlas chmur jest dla mnie jak filmowe puzzle. Próba poskładania kawałków filmu do całości była dla mnie wielką frajdą, choć mogę zrozumieć, że nie każdemu taka konwencja pasuje. Strasznie podoba mi się fakt, że każda płaszczyzna historii ma swój zdecydowanie odrębny klimat. Mamy przyszłość pełną "laserów" (bardziej wizjonerską sci-fi niż Avatar i Prometeusz razem wzięte) Mamy intrygę/kryminał w latach około 70 czy barwny crossover z naciskiem na fantasy. I wszystkie te jak i pozostałe elementy puzzli są wykonane wiarygodnie. Bez szczególnie kujących w oczy obwarzanków.

Obejrzenie filmu w kinie ma tą zaletę, że możemy w pełni podziwiać skrupulatnie wyrzeźbioną scenerię i Atlas chmur, moim zdaniem, nie rozczarowuje pod tym względem. Dodatkowym plusem jest, jak wspomina Sat, charakteryzacja postaci. Dla niej samej chętnie bym obejrzał ten film po raz drugi
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Na co do kina?

Post by roevean »

natomiast ja stereotypami nie jadę, jak to zrobiła sat. Żałuję, że przed tym seansem nie wypiłem paru głębszych, pewnie wtedy doceniłbym owo zacne dzieło.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
Morgana
Posts: 71
Joined: Fri Jan 09, 2009 9:31 pm

Re: Na co do kina?

Post by Morgana »

"Anna Karenina"

Pierwsze, co rzuca się w oczy widzowi już po 2-3 minutach to konsekwntne stosowanie metafory "świat to teatr" - praktycznie cała akcja filmu rozgrywa się na deskach (i widowni) teatru. Urzekających krajobrazów Imperialnej Rosji jest z tego powodu jak na lekarstwo, ale za to można odczuć, jak w gruncie rzeczy wyglądało życie arystokracji, która przemieszczała się w ciasnych karetach z jednego pełnego przepychu wnętrza do drugiego. Scenografia zachwyca: dopracowana w najdrobniejszych szczegółach wielka sala balowa (scena tańca... mniaaaam), pałace, siedziby możnych, a nawet wiejska chata wypadły bardzo przekonująco. Trochę żałowałam, że wyścig konny "odbył się" również na deskach teatru, jednak muszę przyznać, że było to zgodne z przyjętą konwencją. Tę ekranizację właśnie ze względu na wspomniany pomysł "odegrania" powieści uważam za inną od wszystkich dotychczasowych.

Jeśli chodzi o bohaterów, wybór głównego bohatera męskiego (Aaron Taylor-Johnson jako Wroński) jest kompletną porażką. Mógłby z powodzeniem konkurować z Pinokiem - jego wyraz twarzy, ruchy i ogólna postawa miała w sobie tyle drewna. Wroński zmieszany, zakochany, zmęczony, pijany, smutny, przeżywający rozterki (ponoć przeżywał) różni się co najwyżej bardziej lub mniej uniesionymi brwiami. Cała reszta twarzy pozostaje nieruchoma, a właściwie zastyga w bliżej nieokreślonym grymasie. O wiele lepiej wypada sama Anna Karenina grana przez Keirę Knightley. Może nie jest to jej najlepsza rola, ale trzeba przyznać, że główną bohaterkę zagrała... solidnie. Za to najbardziej utkwiła mi w pamięci postać brata Anny pojawiającego się może 3-4 razy w ciągu filmu, ale aktor grający Stiepana "Stiwy" Arkadiewicza Obłońskiego (Matthew Macfadyen) stworzył arcydzieło w miniaturce. Gdybym przyznawała Oscary, dostałby go za rolę drugoplanową. Karenin grany przez Jude Lawa jest po prostu Kareninem i to Kareninem zagranym w sposób przekonujący. Reszta też spisuje się nieźle, razi w sposób szczególny jedynie Wroński.

Wielki plus za wierność względem oryginału. Trochę razi scena z buteleczką morfiny - oczywiście, Anna Karenina wcale a wcale nie brała opium -, czy idiotoodporne tłumaczenie całej sprawy rozwodowej pod względem prawnym i obyczajowym (chociaż rozumiem, że wprowadzanie w obyczaje dawnej Rosji na ekranie w taki sposób, by wszyscy, ale to wszyscy bez wyjątku mogli zrozumieć, musiało się tak skończyć), jednak te niedociągnięcia nie psują przyjemności płynącej z oglądania filmu.

Godne polecenia widowisko dla tych, którzy potrafią docenić film bez pościgów, strzelanin, głupich gagów. W moim odczuciu 7.5/10 (z porządnie zagranym głównym bohaterem byłoby znacznie więcej).
Uwaga: film dość długi, 2.5h.
User avatar
Aria
Posts: 399
Joined: Tue Jan 20, 2009 8:06 pm

Re: Na co do kina?

Post by Aria »

User avatar
Rosomak
Posts: 1225
Joined: Sat Jan 03, 2009 12:00 pm

Re: Na co do kina?

Post by Rosomak »

better/worse story than twilight?

http://www.youtube.com/watch?v=o03KV7arZ4o
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Na co do kina?

Post by Maczer »

http://www.youtube.com/watch?v=ND_S0VoeaYg
Bagiński doing it right.
Niestety mają chyba poślizg czasowy
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
Aria
Posts: 399
Joined: Tue Jan 20, 2009 8:06 pm

Re: Na co do kina?

Post by Aria »

"Anna Karenina"

Zgadzam się całkowicie z Morganą wiec nie będę poważać. Film był długi, ale mnie nie zanudzał. Jak toś lubi kostiumowe filmy i te klimaty to polecam. Co do Wrońskiego, chyba bym musiała przeczytać książkę by odkryć to co czuł, bo w filmie nie dawał po sobie nic poznać :D jednak nie raziło mnie to jakoś strasznie, o ile w ogóle.
Post Reply